Wydarzenia pozasesyjne.
27 Riag, Tansiarda
Sivariusa obudziło pukanie do drzwi. Wstał, zarzucił szlafrok i deaktywował zaklęcie ochronne. Millethia weszła z promiennym uśmiechem. „Witajcie mistrzu. Przyniosłam wam zakupy, to co chcieliście, wracam właśnie z targu. Macie tu gorące podpłomyki, indycze jaja, trochę suszonych wędlin i dużo wędzonego sera” „Od kogo?” – zapytał ostrożnie Czarodziej. „A jakże od Vincena, wiem że lubicie ten ostry, owczy” – odparła z uśmiechem dziewczyna. Sivarius obserwował jej delikatne rysy i długie rzęsy rzucające cień na zaczerwienione policzki, gdy wykładała zakupy na stół w sieni . „Mogę coś dla was jeszcze zrobić mistrzu?”. Sivarius wskazał na worek z brudnymi ubraniami stojący w kącie. „Gdybyś mogła..” – bezradnie rozłożył ręce. Millethia schyliła się po worek, a mag odruchowo spojrzał w jej luźny dekolt, czując niepokojące ciepło w okolicach lędźwi. Przyjął jednak swą poważną i zatroskaną minę, odegnał lubieżne myśli i położył na jej białej dłoni kilka srebrnych monet. „Przyjdź jutro później, będę pracował do późna i chcę się wyspać”.
xxx
Czarodziej usiadł na wypolerowanej, granitowej kolumnie, której kawałki robotnicy wyciągnęli ze skrzyń wymoszczonych trocinami. Był zmęczony. Dziś odwalili kawał dobrej roboty. Dwie kondygnacje w Ósmej Wieży. Sam robił projekt stropu, wyliczał przekroje belek. Podłoga miała wytrzymać ciężar załogi, zapasów i 300 pocisków do balist. Pożegnał robotników i ruszył w stronę centrum. Nim zapadł zmierzch, był już w środku „Przybytku Kaliksta”. Gospodarz podał mu jego ulubioną, ciepłą kolację. Posłuchał ostatnich plotek i przed dziesiąta wrócił do domu. Poszedł do swojej pracowni. Siedząc w fotelu przeglądał księgę maga znalezioną w Vindralek. Nie był dziś w nastroju.
30 Riag, Tansairda
Ostatnie dni minęły Sivariusowi bardzo pracowicie. Zobowiązania wobec cechu, pogoda sprzyjająca pracom budowlanym – wszystko to pochłaniało go za dnia. A wieczory? Nie mógł odmówić kapitanowi Jiveme. Krasnolud zresztą przystał na niebotyczną sumę 150 sztuk złota, za wykonanie roboty. Sivarius musiał zrobić bramę wejściową do garnizonu, wrota do stajni huttaw i konstrukcje szkieletowe w nowych piwnicach. Jak policzył, zajmie mu to bite dwa tygodnie. Drewno konstrukcyjne weźmie z „nadwyżek” cechowych, a wrota będzie rzeźbił wieczorami. Mylił się jednak i to bardzo.
1 Teayu, Tansiarda.
Tym razem obudziło go walenie do drzwi. „Mówiłem Millecie..” – mruknął do siebie zaspany. Zdjął zaklęcie i uchylił skrzydło. Na progu stała znajoma dziewczyna, blada jak ściana i opatulona płaszczem. Spod dłoni trzymającej kurczowo połę płaszcza, wyciekał strumyk krwi. „Dierdre! Co ty tu do cholery…” – nie skończył, gdyż dziewczę osunęło się na ziemię. Schwycił ją w locie, spojrzał nerwowo na ulicę i wciągnął do środka. Położył ją na deskach kuchennej podłogi. Odchylił poły płaszcza i zaklął. Córka Delveny krwawiła z otwartej rany między piersiami. Drżącymi dłońmi rozcinał wiązania skórzanego pancerza. „Stracę ją” – myślał.
Minęło osiem długich godzin. Czarodziej siedział przy łóżku. Dierdre spoglądała swymi błękitnymi oczyma w sufit. Czuła pieczenie między piersiami. Pod bandażami wyczuwała zasklepioną ranę. Na drewnianych kołkach wisiało jej ubranie. Sivarius zaklęciem oczyścił plamy krwi z płaszcza, skórzanej zbroi, koszuli i bielizny. Patrzył na nią posępnie. „Dziękuję wujku” – wyszeptała. Tego dnia nie poszedł do pracy, a wysłannika Vunara mało nie poczęstował kopniakiem.
2 Teayu, Tansiarda
„I co z tego, że się umawialiśmy na 15 Teayu?!” – głos Sivariusa zdradzał nerwowość. „Nie dam rady. Że co? Ze pójdziecie do kogoś innego kapitanie? A proszę, droga wolna”. W końcu, po wypiciu flaszki mocnego wina ustalili, że prace wykona do końca Teayu i zejdzie z ceny 15%.
Wzniósł się do pokoju na piętrze „Ile razy ci mówiłem, żebyś nie myszkowała po laboratorium?!” Dziewczyna wysłała mu w powietrzu całusa. „Przyglądam się tylko wujku. Powiedz, trudno jest sporządzić taki leczący eliksir?” Czarodziej się zastanowił. „Hmm.. potrzebujesz najpierw zebrać składniki, z których przygotowuje się eliksir. Eliksir zdrowienia jest łatwo przygotować. Musisz mieć aloes, krystaliczną wodę w której moczono diament lub perłę, suszone grzyby Krew Adeptów i odrobinę soli potasowej. W jeden dzień byłbym w stanie przygotować porcję eliksiru”. „Wujku, potrzebowałabym trochę takich eliksirów od ciebie”. „Póki mi nie opowiesz kto chciał cię zabić i nie dojdziesz do siebie – nie licz na nic” – odparł Sivarius. „Jestem twoim więźniem?” – zapytała dziewczyna. „Nazywaj to jak chcesz. Straciłem przez ciebie trzy dni. Posłałem list do twojej matki…” – przerwał widząc ból w oczach Dierdre. „Stało się coś?”. „Zdradziłam ich, wiesz. Mam problemy. I to poważne. Jeśli ci wszystko opowiem ukryjesz mnie?”
5 Teayu, Urupa
Adepci przybyli do Urupy około południa. Wracali w komplecie: Drwinach, Likard, Karam i Tizkara. Po zejściu na redę, pożegnali się z załogą, a Jorge zaprosił ich, kapitana i pomocników na beczułkę wina do Młotu Gelthora. Wypłacił też adeptom po 50 ss każdemu. Ucztowali tam do popołudnia.
W zajeździe spotkał ich znajomek Rufus. Miał im mnóstwo do opowiedzenia o ostatnich wydarzeniach w mieście. W minionych tygodniach doszło do krwawych zamieszek w dzielnicy Żelazne Szpony. Magistrat musiał użyć garnizonu, by uspokoić krewkich orków protestujących przeciw głodowym pensjom, jakie wypłacano robotnikom z dzielnicy. Na czele buntu stanął Ortizah, adept Wyzwoliciel. Wespół z głosicielem Lochosta podburzyli tłum, który z pałkami i kamieniami ruszył przez Zennice na magistrat. Tłum chciał uspokoić Rugdash, rajca Żelaznych Szponów, ale został zlinczowany. Wtedy dowódca garnizonu wydał rozkaz zbrojnej interwencji. Doszło do starć i rozlewu krwi, mimo interwencji kilku ważnych, orkowych adeptów, pracujących dla magistratu. Szczęściem dla miasta, kapitan Gelwash, dowódca orkowej kawalerii, wyprowadził 500 jeźdźców poza Urupę, by nie mogli dołączyć do protestujących krewniaków. Po stłumieniu buntu, miasto wypłaciło spore odszkodowania kilku orkowym rodzinom. Dowódcę szwadronu, Mikartha, oskarżono o niekompetencję, a w wyniku procesu i zrzucania winy kilku oficerów musiało uciec z miasta, by nie zostać wtrąconym do więzienia, albo zasztyletowanym przez żądnych zemsty orków. Wśród nich był również Dagni Martell. Na znak protestu, część żołnierzy odmówiła służby. Kilku orkowych adeptów również opuściło miasto po tym incydencie, między innymi Łowca Horrorów Ekkar Zielone Oko i Kawalerzysta Aluk Splątana Grzywa, głosiciel Thystoniusa.
Wzrosło napięcie między magistratem a głosicielami Thystoniusa. Część rajców sprzyjała planom zorganizowania turnieju ku czci pasji, który mógłby rozładować napięcie panujące wśród mieszkańców. Ale większość skupiona wokół Fellidry i Othadona była temu przeciwna. Jorkaw – głowa świątyni Thystoniusa, postanowił wyprowadzić imprezę poza miasto.
W ciągu ostatniego miesiąca, schwytano w Dzielnicy Przybyszów co najmniej dziesiątkę kultystów Ristula. Chodzą plotki, że organizacja została nieco przetrzebiona i intensywnie agituje wśród naiwnych mieszkańców Urupy. Nie dziwi ich obecność w Dzielnicy Przybyszów. Od końca miesiąca Riag zwiększono liczbę patroli w tej dzielnicy, a wszelkie doniesienia są sprawdzane z najwyższą starannością. Utworzono nawet specjalną grupę adeptów, skupioną przy Błękitnej Róży w Ogrodach Liandrill i podległą Ksenomancie Jandarowi. Grupa złożona z magów i Łowców Horrorów miała błyskawicznie reagować na wszelkie pogłoski o obecności kultystów, konstruktów lub Horrorów na terenie miasta.
Na bezdrożach wiodących w kierunku Gór Smoczych, schwytano 3 karawany z niewolnikami. Przewodzili im wysokokręgowi magowie, a strażnikami były żywotrupy. Adepci okazali się splugawieni przez nieznanego Horrora. Zostali straceni na szczytach Otosk.
Rozpoczęła się kampania związana wyborami do magistratu. O pozycje rajców ubiegają się wszyscy obecni, poza Othadonem, który wybiera się na emeryturę i tragicznie zmarłym Rugdashem. Największe szanse na przywództwo w Radzie ma Fellidra Jer. Z całą pewnością Zennice ją wydeleguje, ma też poparcie wśród elfów z Liandrill. Wybory odbywają się pod koniec roku, a kadencja jest dwuletnia.
Po tych niepokojących wieściach, czym prędzej udali się do domu, do dzielnicy Zennice. Kassandra gorąco przywitała Likarda. Zauważyli, że jej Insula została odmalowana z zewnątrz, a wokół studni i przy basenie na centralnym dziedzińcu ustawiono nowe ławki. Ich mieszkanie było wysprzątane i ozdobione wieloma kwiatami. Uregulowali z Kassandrą należność za miesiąc zeszły i obecny. Wieczór zszedł im na opowieściach, wszyscy mieszkańcy Insula zebrali się na dziedzińcu, słuchając do późna w nocy ich relacji.
xxx
Tansiarda
Millethiausiadła na taborecie w kuchni. „Mistrzu…” – zaczęła niepewnie. „Ten wasz nowy pomocnik, Derrick…Nie wiecie czy on ma kogoś?” – Sivarius usiadł z wrażenia. „Ma tak piękne oczy…” – rozmarzyła się Millethia – „Wszystkie dziewczyny do niego wzdychają, odkąd się u was pojawił. Za srodzy jesteście dla niego, wieczorami trzymacie w zamknięciu. Nic tylko pracą gnębicie. A jakie on ma delikatne dłonie…jak kobieta. Śliczny jest” – westchnęła.
Wieczorem Sivarius usiadł przy dzbanie piwa z Dierdre. Obcięła po męsku włosy, bandaże na piersiach i wypchane ramiona maskowały jej kobiece kształty. Raz na jakiś czas, Sivarius rzucał zaklęcia utrudniające astralne badanie. Ale wiedział, że prędzej czy później odejdzie. Do południa pracował przy murach. Potem wracał i z Dierdre trudził się przy zamówieniu z garnizonu. A wieczory razem spędzali przygotowując eliksiry zdrowienia. Nie chciał wzbudzać podejrzeń kupując droższe komponenty. Zresztą nikt by mu nie sprzedał składników do eliksiru Ostatniej Szansy, a do eliksiru leczenia - musiałby jechać do Wielkiego Targu. Decyzję co dalej podejmą po połowie miesiąca. Czarodziej miał nadzieję, że nic złego się nie wydarzy to tego czasu.
6 Teayu, Urupa
Rankiem zjedli śniadanie i naradzili się, co do dalszych działań. Dwirnach dość uprzejmie poprosił parę Łowców, by zechcieli określić, czy wspomogą finansowo jego przedsięwzięcie – urupański turniej. Karam ostrożnie ocenił ich wspólny majątek i oboje zadeklarowali, że pomogą przyjacielowi kwotą 1000 sztuk srebra. Była to spora suma, lecz traktowali już krasnoluda jak rodzinę i nie wyobrażali sobie oboje, by go zostawić w potrzebie. Dwirnach oznajmił, że ich datek przeznaczy na opłacenie Trubadura, który przygotuje pieśń o Łowcach i Cieniach, a także o powstaniu Zewu Bitwy.
Dyskutowali również o tym, jak się teraz utrzymać w mieście. Karama mimo wszystko cieszyły informacje o strachu przed kultystami i nakładach magistratu na Dawców Imion skupionych wokół Błękitnej Róży z Liandrill. Postanowił nie tracić czasu i od razu skierować tam swe kroki. Tizkara chciała spędzić dzień w domu. Poustawiać wszystko po swojemu, napisać kilka listów do rodziny i porozmawiać z Likardem o uszyciu bardziej obszernych sukien, które coraz bardziej będą jej potrzebne. Dwirnach nie wiedział gdzie udać się wpierw. Odłożył sprawy Jorgego i jego Maski na późniejszy termin. Najbardziej pragnął spotkać się z Andaną i dowiedzieć cokolwiek o losach Dagniego. Na drugim miejscu był turniej i wizyta w świątyni. Żeby nie zginąć w całym rozgardiaszu, krasnolud poprosił o pergamin i pióro od Likarda, usiadł i z cierpliwością godną obsydianina spisał sobie najważniejsze rzeczy, które musiałby załatwić. Obiad zjedli wspólnie z Iluzjonistą, a Tizkara rozpoczęła już rozmowy o swoich ubraniach. Po posiłku obaj przyjaciele zeszli na dół, na plac Aras. Skierowali swe kroki ku centrum, gdzie się rozdzielili. Dwirnach poszedł w gorę ulicy, w stronę dzielnicy Biharj, a Karam do Ogrodów Liandrill, by porozmawiać z Jandarem.
Krasnolud zastał Andanę w domu. Wraz ze starsza córką Eylisą pakowała jakieś rzeczy do kilku skrzyń. Nie potrafiła ukryć wzruszenia na widok Dwirnacha. Poprosiła więc Josse, by pomógł córce ich spakować a sama zaprosiła krasnoluda do jednego z pokoi. „Dostałam twój list i przepełniał mnie niepokój. Czuję ulgę widząc cię całym i zdrowym. Cieszę się też, że odnalazłeś przyjaciela sprzed lat, myślę, że powinieneś spróbować odnaleźć swoje wspomnienia.” Krasnolud jej przerwał i zaczął opowiadać o Sivariusie, o Vindralek, o Turnieju. Może nieco chaotycznie, ale chciał nadrobić w ciągu kilku chwil cały stracony czas. Czuł, że nie ma go zbyt wiele. W końcu zapytał o Dagniego. „To było jakieś straszne nieporozumienie. Po prostu szukano kozła ofiarnego, ostrzegł nas jakiś Łowca Horrorów pracujący z waszym znajomym, Ekkarem. To co działo się wtedy w Żelaznych Szponach to koszmar. Odkąd mieszkam w Urupie nie pamiętam, by doszło do rozlewu krwi. Dagni wypłynął półtora tygodnia temu w jednej ze skrzyń na Złotej Orchidei, wraz z moim mężem. Gdzie się ukrywa? Lothred nie chciał mi powiedzieć, ale sądzę, że wywiózł go gdzieś do swoich dawnych teściów. Wciąż utrzymuje z nimi kontakty. A dlaczego się pakuję? Dwa dni temu wrócił i chce nas zabrać na kilka tygodni do Tansiardy. Będzie tam załatwiał kupieckie interesy, a my przy okazji odpoczniemy od Urupy. Dawno nie byłam na wakacjach.”
Dwirnach zapytał ją o turniej, o jej osądy i plany.
„Mój drogi myślałam, nad tym co napisałeś. Jednak jestem już starą kobietą…Tak, tak nie masz co zaprzeczać” – dodała ze śmiechem. „Wiesz, ja sobie poukładałam już wszystko i się z tym pogodziłam. Rozmawiałam z Lothredem. On boi się ciebie poznać. I chyba nie chce, woli żyć nie znając jak wyglądasz, jak brzmi twój głos i jaka aura bije od ciebie. Nie powiedział tego wprost, ale znam go dobrze. Nie nalegaj, proszę. Może los kiedyś połączy wasze drogi? Turniej to poważna sprawa i wielkie przedsięwzięcie. Pytasz o Meristanę? To moja dawna przyjaciółka, adeptka ścieżki Trubadura. Ma już swoje lata, to prawda. Wiesz, napiszę do niej list. Dam ci go, to najlepszy sposób by zyskać jej przychylność. Wiem ile trudu będzie cię kosztowało dopilnowanie wszystkiego. Nie bierz zbyt wiele na siebie. Jeśli mogę ci pomóc, to choć w ten sposób….” I wręczyła zaskoczonemu Dwirnachowi ciężką szkatułkę wypełnioną srebrem. „To ledwie pół tysiąca. Tyle mogę ci dać teraz. Posiedź chwilę sam, a ja skreślę kilka słów do Meristany. Elfkę znajdziesz w Liandrill, mieszka przy głównym trakcie w okazałej insula, chyba jedynej z płaskorzeźbami wokół okien.”
Po godzinie Dwirnach opuścił komnaty rodziny Martellów. Ściskał za pazuchą pergaminowy rulon, a do torby wrzucił szkatułkę. Myśli gnały przez głowę krasnoluda. Tak szybko. Chciał zapytać o tyle rzeczy… Dagni nie zostawił dla niego żadnej wiadomości? Zapomniał spytać Andanę o lepsze lokum. Zamyślony zmierzał w kierunku centralnego placu.
xxx
Karam rozparł się wygodnie w fotelu, spoglądał na Ksenomantę. Zaschło mu w gardle. Od dobrych czterech godzin opowiadał o ostatnich przygodach, a nie poruszył palącego go tematu. W końcu dotarł do sedna. „Prawicie zatem mistrzu Karamie, że chcielibyście wspomóc nas swą wiedzą? Wybaczcie, że tytułuje was mistrzem, nie czeladnikiem, ale dziś w Urupie nie ma bardziej doświadczonego i głębiej wtajemniczonego Łowcy nad was i waszą małżonkę. Ja z chęcią będę was widział w straży Błękitnej Róży. Ostatnimi czasy mamy mnóstwo pracy. A i panią Tizkarę, nie ukrywam, widziałbym u twego boku mistrzu. Kultyści Ristula rozzuchwalili się bardzo…” Łowca przerwał Jandarowi, uświadamiając go o stanie Tizkary. Ksenomanta bez wahania przedłożył vorstowi umowę. Zatrudniał go od zaraz na okres miesiąca, na posadzie kapitana straży Błękitnej Róży. Podległych Karamowi będzie ośmiu Łowców i czworo Ksenomantów. Wszystkich miał poznać na porannej odprawie dnia następnego. Miasto zobowiązywało się płacić pensję 750 sztuk srebra miesięcznie. Ale Jandar przedstawił też inne zalety pracy. „Nie muszę chyba dodawać, że przedmioty i dobra odebrane kultystom, naznaczonym i konstruktom, będą pod twoją kuratelą. Połowę należy spieniężyć na utrzymanie ogrodów, choć magistrat łoży wystarczająco, to czasem potrzeba nam odrobiny ekstrawagancji. Resztą będziesz mógł dysponować wedle rozsądku. Mój brat, Prokkov, w magistracie obecnie pracuje przy administracji sądowej. Przedstawię cię jemu i kilku głosicielom Mynbruje. Do dyspozycji masz też bibliotekę Ogrodów będącą w moich kwaterach i darmowy wstęp do miejskich księgozbiorów. Twa służba zaczyna się ze świtem i kończy godzinę po zmierzchu. Oczywiście jako kapitan, jesteś do pełnej dyspozycji magistratu.” Karam bez wahania podpisał umowę.
xxx
Dwirnach godzinę czekał na Jorkawa. Siedział przed posągiem Thystoniusa i zastanawiał się nad swoim życiem. W końcu troll zjawił się i zaprosił go do jednej z prywatnych komnat przyświątynnych. Głosiciel wypytał o ostatnie wydarzenia, a potem z podnieceniem zaczął opowiadać o turnieju. „Jak tylko zobaczysz listę zgłoszeń, to sam się zadziwisz mości Dwirnachu. Choć, zobacz sam” – tu troll rozwinął potężną dłonią kremowożółty zwój. „Popatrz. Mamy już ponad 130 zgłoszeń. Jak widzisz większość to miejscowi, ale raduje mnie fakt, że zarówno przedstawiciele Throalu, jak i Thery staną w szranki. A tu …” – gruby paluch Jorkawa Potężnego zatrzymał się przy długim imieniu wypisanym w Sperethielu. „Naminuthiel…emisariusz i Strażnik Krwi jej królewskiej mości Alachii. No no…sam jestem tego ciekaw.” Przez następne trzy kwadranse troll opowiadał mu o napiętej sytuacji w mieście, o zbliżających się wyborach do magistratu i jego zatargu z Fellidrą Jer i jej stronnikami. Radna z Zennice, wedle wszelkich znaków, zostanie głową rady. Od lat bije popularnością Othadona, jest wspaniałym Trubadurem i potrafi zjednywać sobie Dawców Imion. Poza tym murem stoją za nią elfy z Liandrill, z ich przywódczynią Meristaną. Elfka jest tez adeptem tej samej ścieżki i choćby dlatego wspiera Fellidrę. Po tym jak Othadon kończy karierę, nie wiadomo kto będzie reprezentował Biharj. Krasnoludy mają czterech głównych kandydatów, ale nic do końca nie wiadomo. Z Nehem jest tylko jeden kandydat – Omeyras, ale i on zawsze stał po stronie Fellidry. Trolle z Otosk od kilku lat wybierają odległego krewniaka Jorkawa – niejakiego Ganlora Białą Brew. Choć krążą pogłoski, że w tym roku ten Powietrzny Żeglarz będzie miał konkurenta – Emkora Długi Paluch, Mistrza Żywiołów ze stoczni. Głosiciel był pewien poparcia któregokolwiek z kandydatów na rajców. Zresztą i tak każdy radny otacza się potem gronem doradców i całą świtą administracji, która pracuje w urzędach magistratu.
Co do Zewu Bitwy, to Jorkaw skonsultował się z głową Kuźni Mongura – Mistrzem Mongurem Sędziwym. Ten X Kręgowy troll, słynny w całej Urupie i nie tylko, wybrał się do świątyni, by obejrzeć jeden egzemplarz. Zbadał zawartą w nim magię, wysłuchał opowieści o dziejach tej broni i przyjrzał się materiałowi. Troll ocenił wartość tej broni na kilka tysięcy sztuk srebra, ot 3-4, ale zastrzegł, że magia jeszcze się w niej nie obudziła na dobre i może być tak, że nigdy się nie obudzi.
Wieczorem spotkali się razem przy kolacji i do późna w nocy omawiali wydarzenia, o których się wspólnie dowiedzieli. Tizkara opowiedziała kilka plotek, jakie posłyszała od Kassandry, pokazała też wzory strojów, które miał jej przygotować Likard. Wysłała listy do rodziny poprzez ambasadę Thery, jedna z urzędniczek, elfka Tyrnea, zapowiedziała się na jutrzejszy wieczór z wizytą.
7 Teayu, Urupa
Chwilę przed świtem obudziła go Tizkara. Nawet nie czuł kiedy wstała. Było dość ciepło, nie tak jak w Indrisie, ale już przywykła do barsawiańskiej aury. Karam patrzył na jej profil. Kiedy była ubrana, szeroki pas maskował spory brzuszek. Teraz, rozkoszował się poranną chwilą, studiując wzrokiem wszystkie miejsca w których trochę przybrała. Bardzo ją kochał. Kwadrans później, umyty, w wypranych szatach i wypolerowanej kolczudze, zmierzał do Ogrodów Liandrill. Czuł jak krew mu krąży, pobudzona herbacianym naparem i szybkim spacerem. Wschodziło słońce, widział jak jaśniejące pasmo dotyka szczytów klifu i schodzi powoli w dół, oświetlając schody wspinające się w Biharj na pionowe ściany i jaskinie Otosk. Czekali na niego. Z uwagą studiował ich twarze. Od lewej, pokój Jandara zajmowali Ksenomanci. Szczupła i wysoka elfka Jaemihra, człowiek Xavier o szczupłej twarzy, jasnowłosa Verena i blada Bhette o ogromnych, brązowych oczach. Łowców było również czworo. Potężny Ondussi górujący nad wszystkimi obsydianin o niepokojących czarnych oczach, bez źrenic i białek. Para vorstów Achuri i Shianna i w rogu niepozorny krasnolud, Tussurt. Nie zamierzał rozmawiać z każdym o historii ich życia. Zamierzał działać.
xxx
Dwirnach pospiesznie skończył śniadanie i zbiegł po schodach na dziedziniec. Słońce pięknie grzało, ale wiatr od morza zapowiadał popołudniowy deszcz. Wojownik dotarł do głównej alei i szukał domu Meristany. Zapukał do drzwi ładnej insula, pytając o radną. Elfka właśnie jadła śniadanie. Młoda służąca zaprosiła Dwirnacha do środka. Krasnolud przywitał się i wręczył radnej list. Meristana rzuciła okiem na pismo, jedną ręką trzymała pergamin, drugą podtrzymywała srebrne włosy, podczas gdy służąca zapinała jej łańcuch, będący insygnią rajcy Urupy. Elfka spieszyła się na zebranie rady, toteż rozmowa była krotka, acz rzeczowa. Dwirnach zabiegał o poparcie radnej z Liandrill dla organizacji turnieju, powołując się na zażyłość z Andaną. Meristana bacznie przyjrzała się głosicielowi Thysotniusa. Jej zdaniem, im dalej od Liandrill odbędą się igrzyska, tym lepiej. Urządzanie przepychanek w okolicach Amfiteatru Aulcrofta jej zdaniem było niepoważne i uchybiałoby miejscu poświęconemu sztuce. Podsunęła Dwirnachowi myśl, że być może Dzielnica Przybyszów byłaby odpowiednim miejscem z obfitym zapleczem karczm i zajazdów. Wielki plac między ambasadami Thery i Throalu nadałby się do przygotowania ringu. Elfka najwyraźniej trzymała stronę Fellidry. Co do finansów, poleciła Wojownikowi zaciągnąć pożyczkę w jednym z banków, albo w Gildii Wolnych Kupców. Do dyspozycji był Bank Urupy, komórka Królewskiego Banku Throalu, choć również negocjować można by było z T’skrangami lub Theranami.
Widząc, że rajczyni się zbiera, krasnolud zapytał tylko o możliwość identyfikacji magicznych przedmiotów. Meristana osobiście się tym już nie zajmowała, ale poleciła dwóch doskonałych czeladników: obsydianina Omoo z Nehem i elfa Liandrę z sąsiedztwa. Jeden osiągnął VI Krąg w swej dyscyplinie, a elf pamiętał czasy sprzed Pogromu.
xxx
Karam nie przypuszczał, że będzie to tak ciężka służba. Wydeptał już kilka mil ulicami Dzielnicy Przybyszów. Przemierzali miasto w piątkę, on, Shianna, Xavier, Tussurt i Bhette. Co kwadrans któreś z nich przeglądało astralną przestrzeń. Zmęczenie wywołane sięganiem do niskiej magii i wyczerpaniem – było ogromne. Ale Karam dopiero poznawał magiczną strukturę miasta. I swoich podwładnych. Pod wieczór był już ledwo żywy. Całkiem zapomniał, że dziś Tizkara miała gościć therańską elfką.
xxx
Nie trudno było trafić do Liandry. Elf siedział na otwartym dziedzińcu swojej insula i rozmawiał z parą krasnoludów. Prezentował się nadzwyczaj dostojnie, choć Dwirnach nie odgadłby ile ma lat. Zainteresowała go opowieść krasnoluda, obejrzał puklerz i buty znalezione w Vindralek. „Mogę je zbadać dla ciebie, mości krasnoludzie. Przyjdź 14 teayu i miej z sobą 400 srebrników…” Dwirnach się zafrasował. „No dobrze, namyśl się i przyjdź”.
xxx
Tansiarda
Dierdre całkiem już doszła do siebie. Adeptka wiedziała jak korzystać z leczniczej magii ziemi. Sivariusowi nie podobała się jej ryzykowna gra na dwa fronty. Wiedział, że imperium wszędzie ma swoich szpiegów, ale nie podejrzewał, że również w Tansiardzie. Zresztą, nic go to nie obchodziło. Spakował dziewczynę i ostrożnie umieścił w plecaku trzy eliksiry zdrowienia. Dziewczyna przefarbowała włosy na czarno. „Eh, Sivariusie, potrzebowałabym pomocy jakiegoś Iluzojnisty raczej.” – przytuliła się do niego i pocałowała w policzek. „Dziękuję ci za wszystko, wiem, że to przez pamięć na moją matkę i ojca.” Chciał zaprotestować, ale nie mógł wykrztusić z siebie słowa.
xxx
Dwirnach wszedł do mieszkania lecz zatrzymał się w progu słysząc therańską mowę. Tyrnea była piękną i uroczą elfką. Paplała bez przerwy, opowiadała Tizkarze przerzucając się dziesiątkami imion, o gafach, romansach i plotkach therańskiej ambasady. Czuła się jak u siebie w domu. „Czyż nie są przemili ci barbarzyńcy, moja droga? Miasto jest obrzydliwie ponure, ale jego mieszkańcy …Niektorzy są tacy szarmanccy i naiwni.” Krasnolud nie miał ochoty nawiązywać znajomości z niebieskowłosą pięknością. Poszedł do swego pokoju. Przegryzł w skupieniu małe co nieco i pogrążył się w modlitwie do Thystoniusa. Zaczął przyglądać się w myślach swojej ścieżce. Analizował ostatni rytuał awansu, walka wręcz nie była jego najsilniejszą stroną. Postanowił skupić się na magii Wojownika i dostrzec tajniki sztuki walczenia ciałem. Wyobraził sobie samego siebie, jak zmaga się z potężnym obsydianinem i rzuca nim w powietrze, niczym orkową piłką. Piękne, epickie czyny, stoją na jego drodze. Ale musiałby wpierw wzmocnić magię swego talentu walki wręcz. A potem studiować w spokoju możliwe rozwinięcia tego talentu…
Spojrzał na listę spraw do załatwienia i mruknął z niechęcią. Słyszał tylko jak Tizkara strofuje Karama, który spóźnił się nieprzyzwoicie na spotkanie z therańskim gościem…
8 Teayu, Urupa
Dziś pozwolił sobie na dłuższe lenistwo. Uśmiechał się pod wąsem, słysząc przeklinającego Karama. Lało od północy i deszcz stukający w ceramiczne parapety działał usypiająco. Nic dziwnego, że Łowca zaspał. Dwirnach zresztą w chwilach przebudzenia słyszał za ścianą jak para „godziła się” po nieporozumieniach z odwiedzinami Tyrnee. Nim wstał, pomedytował chwilę, „Thystoniusie, tobie oddaję codzienne zmaganie się ze słabością ciała, które leniwe po nocy, za nic nie chce zerwać się do porannej pracy”. Zjadł śniadanie z Tizkarą, zapakował buty i udał się do Liandry. Deszcz cofnął go do przedsionka. Nie miał jednak płaszcza. Zacisnął zęby, zabrał puklerz i uniósł go nad swoją głową. Lało jak z cebra i na ulicach było niewielu Dawców Imion. Czasem przemknęła jakaś lektyka, dźwigana przez przemoczonych orków, albo krasnoludzki kupiec przekolebał się na wozie zaprzęgniętym w huttawy.
Elf przywitał go w szlafroku. Pachniał paloną kawą i ostrym zapachem magii. Wodził palcami po wilgotnej skórze cholewek. „Panie Dwirnachu, dziękuję za zaufanie. Jak zwykle dołożę wszelkich starań w magicznym badaniu tego przedmiotu. Bądźcie u mnie 15-tego i miejcie 400 srebrnych monet. Zaś co do tarczy…poleciłbym jednego z Czeladników Mongura. Niejaki Mornur Sypiący Iskry, ork. Dostaniecie zniżkę jak powołacie się na mnie.”
Dwirnach stał chwilę w arkadach, niepewnie spoglądając w ołowiane niebo. Wspinać się do Otosk przy takiej pogodzie to ryzykowany plan. Zawrócił więc w desperacji i wstąpił do pobliskiego sukiennika. Długo nie wybierał. Płaszcz przeciwdeszczowy, który mu przypadł był nieco za duży. Ale po kwadransie, skrojony na miarę, z przesuniętymi guzikami – wydawał się idealnym wyborem. Krasnolud wrócił do mieszkania.
Szum deszczu wprawiał go w łagodny trans. Przekluczył drzwi, chciał mieć spokój. Przyjrzał się myślom przepływającym przez umysł. Dagni. Nie napisał listu, nie powiedział słowa Andanie. Ktoś chciał posłużyć się jego synem. Krwią z krwi i kością z kości. Tak jakby ktoś chciał posłużyć się Dwirnachem. Czuł gniew i wściekłość, że ktoś chciał go wykorzystać. „Nikt nie będzie wykorzystywał Poretów!” zacisnął pięści. Gdy oczyścił umysł, zaczął przywoływać wspomnienia swoich walk. Tym razem, bez broni.
xxx
Kolejny ciężki dzień chylił się ku końcowi. Karam na odprawie był dość opryskliwy. Coś go wkurzało, a nie znajdował w sobie źródła gniewu. Może rozmowa z Achurrim? Po służbie, poczłapał w przemoczonych butach do świątyni Garlen. Wrzucił kilka srebrników do szkatuły i rozejrzał się po pustym krużganku. Odruchowo przestawił się na astralne postrzeganie i ruszył w kierunku dawcy imion siedzącego za ciężką kotarą w jednej z bocznych kaplic.
„Przepraszam za najście pani, ale chciałbym…” „Czym mogę służyć kapitanowi Straży Błękitnej Róży?” – przerwała kobieta. Zbliżała się do czterdziestki, jej twarz budziła zaufanie a wzrok dodawał otuchy. „Zwą mnie Bethel, służę Garlen w tej świątyni”. Łowca zapytał wprost, czy nie zajęłaby się jego żoną, nie odwiedziła i zbadała stanu jej zdrowia, a na wiosnę nie odebrała porodu. Bethel okazała się przemiłą kobietą. Słyszała sporo o Karamie i Tizkarze, więc Łowca nie miał problemów by ją namówić. Obiecała przyjść jutro, w południe. Karam miał złożyć w darze dla świątyni jeden dzban oliwy, za każdą wizytę Bethel.
xxx
Dierdre nerwowo wierciła się pod pokładem. „Wuj zapewniał mnie, że to zaklęcia działa dość długo. Cóż, sama się w to wpakowałam. Teraz udaję powietrze na jakiejś barce i płynę do samego końca, do Urupy. Mam tylko nadzieję, że ten jego przyjaciel z lat młodości jeszcze żyje i przechowa mnie jakiś czas. Może zna zdolnego Iluzjonistę?”
10 Teayu, Urupa
Zbliżała się północ. Dwirnach otrząsnął się z medytacji. To była trzecia próba wzmocnienia magii Walki wręcz. Od jutra mógł zacząć zgłębiać wyższe arkana tego talentu, studiując magiczne rozwinięcie. Samodzielnie. Rozprostował kości i zapukał cicho do pokoju Łowców. Tizkara już spała, lecz Karam studiował przy świecach jakąś księgę. Zaczęli rozmowę.
„Przeglądam kopię Dziejów założenia Urupy pióra Aulcrofta. Próbuję sobie naszkicować ścieżki dróg, którędy przywędrowali tutaj osadnicy. Obsydianie i trolle pochodzą z jednego kaeru, byliśmy tam razem, blisko Aras Nehem. Krasnoludy z Biharj siedziały tu przed Pogromem, to potomkowie throalskich osadników, którzy z ramienia Thery administrowali okolicą i doglądali teherańskiego traktu do Parlainth. Orkowie pochodzą okolicznych plemion. Nie mam pewności, czy są potomkami jakichś klanów, rodów zamieszkujących rozproszone tu kaery? Elfy pochodzą z kaeru Liandra, gdzie rosły Błękitne Róże. Ta w Ogrodach jest ostatnią. T’skrangi pochodzą z kilku wież dawnego niallu, podległego administracyjnie, wówczas V’strimonom. Po Pogromie wieże opuszczono. Ale od kilku lat, część mieszkańców P’shestish wróciła i przywróciła je do świetności. Wszystko pięknie, ale nie zgadza mi się historia z Zennice. Nigdzie nie ma słowem o miejscach skąd przyszli ludzie. Założę się, że to nie był jeden kaer.”
Dwirnach spojrzał na starą mapę i zaczątek jej kopii, jaki sporządzała Tizkara. Na kopii, Karam naniósł granatowym barwnikiem potencjalne szlaki wędrówek osadników. Wojownik wskazał punkt leżący na północ od cypla z Urupą. „Tu jest pierwszy odpływ Wiji, może dalej na północ były jakieś osady i kaery?” „Tak, to prawdopodobne. Są tam wzgórza, zapewne przed Pogromem mieszkali tam ludzie. Muszę poszukać w innych źródłach. Wiesz, mam listę kilku znanych kaerów, tych otwartych z których przywędrowali pierwsi urupańczycy. Ale to na razie mało.”
„A jak będzie miał na imię?” – wojownik zmienił temat. Vorst się uśmiechnął. „Idharis” – rzekł rozpromieniony. „A przydomek Kumangir, po bracie Tizkary”. „Pochwalę ci się czymś. Pamiętasz naszą drogę do Aras Nehem? Znalazłem tam kilka rzeczy, w tej jaskini na wybrzeżu. Nim wyruszyliśmy z Jorge, oddałem do identyfikacji znaleziony amulet, taką płytkę zasniedziałej miedzi z wprawionym jadeitem. T’skrangowa Trubadurka z P’shestish zajęła się tym podczas naszej nieobecności. No i S'skrill się udało. To magiczny amulet, poprawiający zdolność oddziaływań społecznych. Ale nie wiem o nim jeszcze zbyt wiele. S'skrill jeszcze jest Nowicjuszem, więc odkryła tylko sam początek, co mnie kosztowało 280 srebrników. Wiem zatem, że amulet ma cztery poziomy wątków i nie będę musiał wykonywać żadnych czynów. Musze tylko poznać Imię amuletu, to jest wskazówka do zdobycia pierwszego tajnika wzorca. Najwyraźniej, to prosty, wątkowy przedmiot.”
„Cóż, mam nadzieję, że Liandrze pójdzie lepiej” – odparł krasnolud.
14 Teayu, Urupa
Po kolacji krasnolud usiadł przy stole i wziął do ręki swoje notatki. „Wojownik z piórem w ręku” – prychnął pod nosem. Słyszał cichą rozmowę Tizkary i Bethel. Za chwilę zapadnie zmrok i pewnie zjawi się Karam. Łowca zdaniem Dwirnacha przepracowywał się. Od świtu przemierzał Dzielnicę Przybyszów, po południu spędzał czas w Ogrodach, zajmując się buchalterią dla magistratu, a wieczorami zagłębiał się w lekturę biblioteki Jandara.
Od czterech dni poszukiwał w sobie wskazówek, jak opanować Potężny Rzut. To magiczne rozwinięcie talentu zmagania wręcz, dawało fantastyczne możliwości. Ale samodzielne medytowanie nad Ścieżką Wojownika i analizowanie mglistych wizji nie przychodziło mu łatwo. Wolałby nauczyciela. Mentora takiego jak Sighrud, Corby, czy choćby Tharr. Teraz musiał poddać się samodyscyplinie i spędzać czas od kolacji do północy na medytacjach. Musiał kupić kilka lamp oliwnych, gdyż często dyskutował z Karamem i Tizkarą do późna.
Parę dni temu odwiedził Jorgego. Kupiec przyjął go dość podejrzliwie. Gdy przypomniał mu, że rozmawiali o planach zbadania jaką drogą doszło do kradzieży Maski, krasnolud się zirytował. Może nie miał nastroju, ale zdecydowanie podziękował Dwirnachowi za starania. Stwierdził, że Maska to zamknięty rozdział i nie chce do tego wracać, ani roztrząsać komu na czym zależało. A tym bardziej płacić za niepotrzebne informacje. Dwirnach podejrzewał, że Jorge żywi do niego osobistą urazę, więc nie nalegał, ani się nie narzucał. Pożegnał chłodno kupca i po drodze zawitał do gospody Pod Klifem. Niestety nie zastał Vimbry, co go wielce rozczarowało. Nowy oberżysta, niejaki Gullo, stwierdził, że dziewczyna rzuciła pracę na początku Teayu i ślad się po niej rozpłynął. Trochę to zaniepokoiło Dwirnacha. Poprosił Likarda, by ten szepnął słówko swemu znajomemu Złodziejowi.
Dopiero dzień później Wojownik się dowiedział, że zniknięcie Vimbry związane jest ze zniknięciem jej ukochanego, którego chciano obarczyć odpowiedzialnością za rozlew krwi w Żelaznych Szponach. Klerkonius więcej nie wiedział.
Krasnolud odwiedził też Jorkawa, przywódcę głosicieli Thysotniusa. Ich rozmowa zeszła na polityczne tematy. Zbliżały się wybory. Każda z dzielnic, poza dzielnicą przybyszów i centralną, wybiera jednego rajcę do reprezentowania interesów w radzie. Rajcy spośród siebie wybierają przywódcę, głowę rady rządzącą magistratem. Od 6 lat, w Zennice wygrywała Fellidra Jer, która dwa lata temu zeszła całkowicie ze sceny i poświęciła się polityce. Othadon, krasnolud z Biharj, był wielkim konserwatystą, choć ograniczył restrykcje wobec przybyszów. W tym roku kończy pracę dla miasta i Biharj musi wybrać jego następcę. A wybór jest trudny, bo z jednej strony mają sprytnego Jorge Werwisle, za którym stoi cech kupiecki, z drugiej krewniaka Othadona, niejakiego Rollimusa. Liczy się także Zbrojmistrz Vorelian, członek kuźni Mongura i jego osobisty przyjaciel. Gdyby jego wybrano, to kto wie, może współpraca Biharj i Otosk byłaby jeszcze ściślejsza? Może drakkary zaczęłyby również pracować przy kursach handlowych? Ostatni z kandydatów to młody Jeronimo Zack. Ale on się nie liczy w tych wyborach. Z Żelaznych Szponów najpewniej wygra Trubadurka Llorga Głos Kryształu. W Otosk Emkor i Ganlor Biała Brew cieszą się podobną popularnością. Jeśli przyjdzie co do czego, to Jorkaw zainterweniuje zmuszając ich do pojedynku.
Troll nie wiedział dokąd udał się Aluk. Uważał oskarżenia za bzdurne i bezpodstawne, a sędziego Emianora, za sługę Dis. W końcu Dwirnach zapytał o Asse Kivullana. Troll się zafrasował. „Chcesz mu rzucić wyzwanie?” – zapytał. „Asse jest pełen ambicji i złych skłonności. Wiedz, że my, słudzy Thystoniusa zmagamy się ze sobą ku jego chwale w specjalnych okolicznościach. Jeśli chodzi o osobistą dumę i ambicję, o chęć pokazania Thystoniusowi, kto jest lepszy i bardziej godzien, to powinieneś go wyzwać rytualnie, przy świadku – innym głosicielu. Zakląć na włócznię i hełm Pasji, na jego pas i nagolenniki. Na tarczę i miecz. I wyzwać na honorowy bój przed obliczem Thystoniusa.
xxx
Karam był dumny z Tizkary. Jej kopia mapy okolic Urupy była znakomita. Od kilku dni, spędzali wspólnie wieczory, studiując Dzieje Założenia Urupy. Tizkara za dnia spędzała trochę czasu na rozmowach z sąsiadkami. Odkryli, że w Zennice mieszka 8-10 rodów wywodzących się z jednego kaeru. Reszta to potomkowie mieszkańców okolic, którzy pomagali przy wznoszeniu murów miasta i osiedlili się w Urupie. Karam zaś przygotował sobie listę miejsc. W Aras Nehem mieszkali ojcowie trolli z Otosk i obsydianie z Nehem. Filar Kalima, od zeszłego roku zajął na powrót wieże starego P’shestis. Wszystkie t’skrangi pochodziły stamtąd. Mieszkańcy Żelaznych Szponów to potomkowie plemienia o tej nazwie. Członkowie plemienia, wedle księgi i opowieści Jandara, przetrwali w kaerze Bhotta i kaerze Elgor. Oba znajdowały się na północ do obecnej Urupy. Trzeba by poszukać wiedzy w dzielnicy, żeby poznać szczegóły. Elfy przywędrowały tu z kaeru Liandrill, położonego 4 dni drogi na południowy-zachód. Ponoć na suficie komnat przodków naniesiono mapę, przedstawiającą przedpogromową okolicę kaeru i część wybrzeża.
Karam skrupulatnie notował swe przemyślenia i nanosił znaki na mapę Tizkary. Dwa dni temu wysłał posłańca do Omeyrasa, z prośbą o spotkanie. Posłużył się pretekstem, że w sprawie oficjalnej, dotyczącej bezpieczeństwa miasta. Trubadur przyjął kapitana dzień później. Wysłuchał opowieści o Vindralek i płaszczu przeklętym przez Horrora. Stwierdził, że nie widzi bezpośredniego zagrożenia dla miasta, choć docenia troskę Karama. Uprzejmie poprosił vorsta, by ten zjawił się w komnatach czarodziejów w Nehem wraz z pełnią księżyca. Czyli pod koniec miesiąca.
xxx
Sivarius był nieusatysfakcjonowany. Wracał właśnie z wieczornego spotkania z throalskimi magami. W Tansiardzie żaden z Czarodziejów nie znał metody tworzenia przedmiotu-matrycy ulepszonej. Pomyślał więc o Urupie i Wielkim Targu. Napisał na prędce dwa listy, jeden do Dwirnacha w Urupie, drugi do siostry Merigan w Wielkim Targu. Na razie nie miał czasu na podróże, musiał wyrobić się ze zobowiązaniami wobec cechu i garnizonu. Coraz poważniej myślał też nad alchemicznymi badaniami. Jak sobie obliczył, na wytwarzaniu eliksirów mógłby całkiem dobrze zarobić. Choć wiązało się to ze wstąpieniem do Cechu Alchemików Tansiardy. Trochę zaczął się obawiać ogromu zobowiązań wobec dwóch gildii, no ale przy sprzedaży pozacechowej, podatek zjadłby cały jego zysk. A przy jego marce, nie mógł sobie pozwolić na nielegalny handel.
15 Teayu, Urupa
Dwirnach zjawił się punktualnie u Liandry. Elf zaprosił go na śniadanie, nie spieszył się. Dopiero teraz krasnolud zauważył, w porannym świetle, że Liandra nosi w sobie znamiona starości. Bez większych ceregieli zapytał go o wiek. Trubadur się uśmiechnął. ”A jakie znaczenie ma wiek, Dwirnachu? Śmierć nie upomniała się jeszcze o mnie. Poza tym mam mnóstwo pracy. Przewędrowałem wiele w swoim życiu, a tu w Urupie odpoczywam i piszę. I dzielę się magią z takimi jak ty. No ale jeśli słyszałeś o mnie, że pamiętam jak pieczętowano mój kaer….to jest to prawdą. Młodzieńcze. No ale do rzeczy. Oto twoje buty. Czekam na zapłatę..” Dwirnach wyciągnął z sakwy pięć woreczków ze srebrem. Liandra nawet nie liczył. Schował wszystkie pod biurkiem. „Twoje buty to typowa, rzemieślnicza praca. Te są przepięknie wykonane, na moje oko warte co najmniej dwa tysiące. Sądzę, że to ludzka robota, zdobienia i ornamenty na cholewkach są typowe dla kultury Landis. Pewnie więc pochodzą od jakiegoś maga, wywodzącego się z tamtejszych okolic. Doświadczenie mi mówi, że nie mają więcej niż 10-15 lat, choć może być ci trudno znaleźć mistrza, który je wykonał. Gdy poznasz ich wzorzec i wiedzę w nim ukrytą, wzmocnią twe zdolności obrony i wspinaczki. Buty mają cztery poziomy wątków i dwa tajniki. Pierwszym jest poznanie ich Imienia, a drugim odkrycie imienia ich twórcy. Musisz zgłębić ten tajnik nim dostroisz się do trzeciego poziomu. Pytasz gdzie szukać wiedzy?” – Liandra się uśmiechnął. „Oj widzę brak doświadczenia i niecierpliwość. Owszem, możesz je odsprzedać i kupić nieco gorsze, z podobnymi właściwościami i z gotową wiedzą. Może nie w Urupie, choć jakbyś dał sporo czasu mistrzom z Gildii…Wybór jest twój.”
Pożegnawszy się Dwirnach ruszył do Dzielnicy Przybyszów. Chciał znaleźć Rufusa i rozejrzeć się za nauczycielami…
xxx
Łowca odłożył ze złością „Opowieści Mongilaka”. Stracił połowę nocy. Nie dowiedział się nic sensownego, poza faktem, że Horror Nienawiść był w kaerze Miedziany Ogon. Wedle treści księgi, Miedziany Ogon znajdował się u południowych podnóży Gór Delaryjskich. Był w tamtejszej okolicy ponad dwadzieścia lat temu, jak spotkał P’rk, Dwirnacha i Kiaura. Może więc mieszkańcy Miedzianego Ogona, o ile jeszcze żyją, odpowiedzą mu na pytania?