15 Ghamil 1499TH
Dwirnach długo nie mógł docucić przyjaciela. Nigdy nie widział go w takim stanie. Od trzech dni upijał się do nieprzytomności. Co prawda trzy dni temu wyjaśnił krasnoludowi, dlaczego Tizkara go opuszcza i wraca do Indrisy, by tam wychować ich syna. I rozumiał przyczyny, które nią dyktowały, nawet myślał, że pogodził się z tym. Jednak kilka godzin później dostał destrukcyjnego szału, który zamienił się w kilka dni picia na umór. Na początku Dwirnach przyłączył się do przyjaciela, ale nie mogąc dotrzymać mu kroku odpuścił. Odchorował i poszedł po radę do Kiaura. Ksenomanta zalecił jedno, odmianę. Jak najszybszą. I opuszczenia miejsca, gdzie wszystkie wspomnienia kojarzyły się z jednym. Zaczął pomagać krasnoludowi w organizowaniu wyprawy.
xxx
Był późny wieczór. Jorge usiadł wygodnie w fotelu i rozejrzał się po opustoszałym sklepie. Początek roku był całkiem dobry, a drugi kwartał to prawdziwe żniwa. Miasto się bogaciło, było więcej chętnych na kosztowności i ozdoby ze szlachetnego metalu. Mila doskonale się sprawdziła w zarządzaniu sklepem. Jorge zamyślił się. Stanowisko radnego wiązało się z odpowiedzialnością i spore naciski z różnych frakcji Biharj nie uprzyjemniały mu żywota. Wrócił wspomnieniami do Timini, małej osady nad jeziorem Vors, gdzie spędził dzieciństwo. Może kiedyś uda mu się tam jeszcze zajrzeć? Tymczasem głowę krasnoluda zaprzątały inne myśli. Jego dzielnica była najbardziej ludna w całej Urupie, bardzo by chciał przepchnąć projekt zmian wagi głosów radnych. Skoro Biharj było kilka razy ludniejsze niż Otosk i Nehem razem wzięte, to jego głos powinien mieć większą moc? Wstał z fotel i podszedł do ciężkiego kredensu. Wyciągnął z niego karafkę brandy i nalał sobie szklaneczkę. Czy byłoby rozsądnym to co proponował Vromdar? Mila była bardzo młoda, ale Jorge wiedział, że darzy go sympatią. Ufał jej jak nikomu, a pomysł Vromdara, by uczynić z niej żonę, powoli wydawał mu się sensowny.
19 Ghamil 1499 TH
Lekkie kołysanie statku sprawiało, że Kiaur poczuł się senny. Rozciągnął się na deskach pokładu i patrzył w niebo, na przepływające obłoki po lazurowym niebie Barsawii. Płynęli już trzeci dzień, dzisiejszego ranka mijając Axalalail. Karam był mrukliwy od początku wyprawy, Sivarius zamknięty w sobie dumał o jakiś prywatnych sprawkach, jedynie Dwirnach, jak za dawnych, dobrych czasów, bratał się z załogą Szponu Kygrena. Kolejny już raz kapitan Feskel pomagał im dostać się do Tansiardy.
Kiaur wsparty plecami o ścianę pokładówki wznoszącej się nad achterpikiem, słyszał rozmowę kapitana i Dwirnacha dobiegającą z górnej nadbudówki. „Wreszcie się przeprowadziłem do Zennice mości Dwirnachu, zeszły rok był naprawdę dobry, pokój na Wężu służy wszystkim. Moje dwie córki już prawie dorastają, za to miesiąc temu urodził mi się syn! Już odzwyczaiłem się od małych dzieci, no ale teraz są inne czasy. Nie jestem ubogim nawigatorem, tylko kapitanem swojego statku i stać nas na dużo więcej. Jak pewnie widziałeś, również załoga mojego statku się nieco powiększyła…”
Kiaur dłużej nie podsłuchiwał. Powoli dzień dobiegał końca, po szerokiej wstędze Wężowej niosły się nawoływania żeglarzy i niskie buczenie parowców t’skrangów. Senny Ksenomanta zebrał swoje posłanie i przeniósł się do kajuty. Nie miał ochoty na kolację, pokrzepił się odrobiną soku z czerwonych jagód i zapadł w głęboki sen.
xxx
„Pani wzywała posłańca? – ciemnoskóry mężczyzna schylił się głęboko przed Dierdre. „Tak Banhatu, napisał listy do kilku osób w Barsawii, proszę oto one. Mam nadzieję, że posłaniec jest pewny i wypełni misję należycie?” – zawiesiła głos bawiąc się kryształowym naszyjnikiem. „Jedno pismo należy dostarczyć Delvenie Balos w Wielkim Targu, na ulicę Winobluszczu. Odbiorcą drugiego listu jest znany w Tansiardzie mistrz czarodziejstwa, niejaki Sivarius. Mówiąc szczerze nie pamiętam gdzie mieszka, ale każdy zapytany mieszkaniec wskaże kurierowi drogę. Ostatni list należy dostarczyć do Throalu… co tak patrzysz? No mówię przecież, że do Throalu. W ręce samego Honorowego Złodzieja J’role. Tak, tego starca.”
21 Ghamil 1499 TH
Dwirnach stał rozczarowany i poirytowany. „No jak to Dwirnachu, szlachetna [NPC:J’nnea Hawath|J’nnea]] nie czekała na Ciebie?” – podrwiwał Sivarius. Krasnolud zmarszczył się okropnie i odburknął wiązką przekleństw. „Sivarius ma rację, Dwirnachu” – pojednawczo rzucił Karam. „Mieliśmy pecha, że Dziekan Pnącza nie ma akurat w Domu Trzcin, a nikt z tych przemądrzałych uczonych nie wie kiedy ona wróci. Myślę, że wyprawa na Mgliste Bagna i tak musi poczekać, więc nie ma się co niecierpliwić.„
Odwiedzili więc swą znajomą Erikę Gwynn, u której akurat gościło kilkoro elfów. Świętowali 25 urodziny głosicielki. Przyjaciele nie mogli dłużej zabawić na pływającej wyspie, gdyż Szpon Kygrena wypływał z rana z ładunkiem cedrowych bali żywicznych, przeznaczonych dla cechu ciesielskiego w Tansiardzie. Złożyli jeszcze uszanowania S’hondli, właścicielce tawerny Pod Złotym Półksiężycem i wrócili na pokład galery. Czekało ich jeszcze osiem dni żeglugi do Tansiardy.
xxx
Vimbra była zrozpaczona. „Przeklęte elfy! Pozabijam ich kiedy się uwolnię… o ile w ogóle się uwolnię” – przełknęła łzy. Elfy znały się na robocie, spętały ją jakąś cholerną liną, której nie imała się złodziejska magia… Dziewczyna straciła już dawno rachubę czasu. Wrzucono ją do głębokiego lochu wieki temu. Raz na jakiś czas, ktoś opuszczał stęchłe żarcie w zardzewiałym wiadrze. Nikt z nią nie rozmawiał, nikt nie stawiał żądań, nikt nie chciał jej sprzedać ani wykorzystać.
Po tym wszystkim, co stało się w Żelaznych Szponach, wiedziała jak bardzo niesprawiedliwie potraktowano Dagniego. Zresztą nigdy nie wierzyła w prawość Dawców Imion, zwłaszcza tych na stanowiskach. Gdyby Dagni miał jakąkolwiek szansę oczyścić się z zarzutów. Cóż, wybrał ucieczkę, która była dobrowolnym przyznaniem się do winy. Wiedziała, że nie miał czego szukać powrotem w Urupie. Z drugiej strony nikt nie był żywotnie zainteresowany ściganiem zbiegłego oficera. Zarówno dowódcy, jak i rajcy wiedzieli, że ogłoszenie winnych uspokoi poszkodowanych. Na tym sprawa miała się zakończyć. Cóż, Vimbra postanowiła już dawno temu, że nie zostawi Dagniego na lodzie, choćby przyszło jej przeżywać niejeden kryzys swojej Ścieżki. Bycie adeptką złodziejskiego fachu, zakochaną w upartym wojowniku nie jest rzeczą łatwą. Kiedy magia nie idzie w parze z uczuciem zawsze rodzą się problemy. Tak rozmyślała Vimbra uwięziona w głębokim dole…
29 Ghamil 1499 TH
Z oddali widać było jasne mury Tansiardy. Miasto zuchwale zawłaszczyło prawy brzeg Węża, wchodząc murami w jego ciemne fale. Wysokie, ale pozbawione smukłości wieże, górowały nad niewielkim portem. Ramiona dźwigów i machin sięgały ponad pokłady throalskich barek, które w liczbie przekraczającej pół setki, cumowały na nadbrzeżnej płyciźnie. Niski stan wody pozwalał wpływać do portu jedynie barkom i lżejszym parowcom t’skrangów. Statki ze stępką i śmigłe shimoram musiały zadowolić się miejscem bliżej środka koryta rzeki.
Pożegnawszy się z kapitanem Feskelem i załogą, opuścili pokład, przesiadając się na niewielką łódź promową. Nie mieli większych problemów z wejściem do Tansiardy, gdyż ich Listy Pobytowe były nadal ważne. Ominęli więc długą jak serwoski wąż kolejkę przed Biurem Gościnności (któremu przybyło trzecie piętro w ciągu ostatniego roku) i skierowali się prosto do bramy miejskiej. Weszli na główny trakt miasta i minęli strażników przy bramie. Główna droga była wyłożona płaskimi, kamiennymi płytami. Środek zajmował wydrążony kanał ściekowy, który niknął w ceramicznej cembrowinie tuż przy krawędzi murów. Domy krasnoludów nie były wysokie, choć każdy z nich miał co najmniej dwa piętra. Przypominały krępe, ścięte stożki. Ściany zwykle malowano na żywe kolory. Ciepły pomarańcz tonowano niebieskim freskiem. Bejcowane okiennice ozdabiały frontowe ściany domostw. Na ulicy panował wielki ruch. Pod ścianami co jakiś czas mijali wystawione stoliczki jadłodajni i gospód.
Jak zwykle zatrzymali się u Stanthosa, nim dotarli do sivariusowego domu. Zjedli wyśmienitą jagnięcinę, popitą anyżówką, żeby wzmóc trawienie. Późnym popołudniem dotarli do domu Czarodzieja. Sivarius zastał swe pokoje idealnie wysprzątane. W hallu, na dębowym stoliku leżało 12 rulonów pergaminów z listami. Pobieżnie przejrzał pieczęcie i nadawców: kilka pism od maestro Vunara, list od Delveny z Wielkiego Targu, pismo z magistratu Tansiardy, liścik od Millethii Douce, pismo z Konsorcjum Królewskich Bankierów i list od siostry Merigan.
Kiaur z ciekawością oglądał bibliotekę Czarodzieja. Sivarius miał w niej blisko 80 ksiąg z różnych dziedzin wiedzy, jakimi interesował się Czarodziej. Karam rozsiadł się wygodnie w fotelu i postawił na stole sporą, kryształową flaszkę. „Ja wiem, że jest późno i jesteśmy wszyscy zmęczeni. Chciałbym jednak opić z wami swoje urodziny. Wedle kalendarza miałby 59 lat” – uśmiechnął się – „Jednak tak naprawdę, to dobiegam czterdziestki. Niezły wynik jak na mą Dyscyplinę…” – wzniósł do góry kielich wypełniony wyśmienitą brandy.
Siedzieli aż do świtu. Okazało się, że Sivarius ma również całkiem pokaźne zapasy szlachetnych trunków. Czarodziej wyciągnął mapę i rozłożył na stole. „Spójrz Dwirnachu – wskazywał palcem – tutaj jest Tansiarda, na wschodnim brzegu Węża. Żeby wylądować na brzegu zachodnim trzeba wynająć prom. Jak widzieliście, most nadal jest w budowie, choć mam nadzieje, że w tym roku skończymy etap lewobrzeżny. No i widzicie, stąd mamy kilka szlaków. Na północ, wzdłuż brzegu Węża mamy Szlak Pielgrzymek, który wiedzie wprost do Domu Syrtis. Żeby tam dotrzeć, należy pokonać most na Alidar i przeprawić się na jej drugi brzeg. Dwirnachu, wspomniałeś osadę Gatergail, nie wiesz na którym brzegu Alidaru leży?” Dwirnach podrapał się po głowie. „No tak, ale Lothred był u Jerreków w Gatergail i nie zastał tam Dagniego, po co więc mamy tam iść?” – spojrzał pytająco na Czarodzieja. „Hmm no to zastanówmy się gdzie iść w ogóle.” – mruknął Sivarius.
„Mój syn jest tak samo rozsądny jak i ja.” – ciągnął Dwirnach. „Co to za kreski o tu?” – wskazał na mapę. „To jest stara, therańska droga, wiodąca do Parlainth. Jak widzisz na północ stąd. Dagni miał iść na zachód tak?” „Zdecydowanie.” „No dobrze. Popatrz, tu na południe wiedzie Szlak Pielgrzymek po zachodniej stronie Węża, a równolegle, po wschodniej mamy trakt wybudowany przez Theran, który prowadzi do Denlikiyan. Ale to nadal jest południe. Na zachód wiedzie kilka szlaków. Mój pierwotny zamysł był taki, by pójść na północ ku Syrtisom i odbić na zachód wzdłuż Alidaru. Następnie musielibyśmy przebyć trudne szlaki w Górach Throalskich…” – Sivarius zawiesił głos.
„Jak trudne?” – zapytał Karam? „Rozumiesz, szlaki górskie, ryzykowne wspinaczki, bandyci, gargulce i smoki…” – z ironią rzucił Sivarius. Reszta przyjaciół spojrzała na niego zdumiona. „No dobrze a ten tutaj szlak, to rozumiem trakt kupiecki do Throalu?” – rzucił Dwirnach. „Tak. I sądzę, że Dagni udał się tędy, jeśli miał za grosz rozsądku. Szlak jest w miarę bezpieczny, co nie oznacza, że pozbawiony ryzyka. Jak wszędzie, pomiędzy Wężema Wiją żyje sporo orkowych plemion, które niemiłosiernie łupią kupców. Wiem, nie raz podróżowałem tym szlakiem. Obchodzi on góry od południa i liczy jakieś 280 mil do przeprawy na Wiji. Istnieje też górski szlak, którym skrócilibyśmy 100 mil, o tej porze roku nadający się do przejścia, ale sam nie wiem jaką drogę wybrałby Dagni? I tak obie te drogi schodzą się przy przeprawie Wiji. No i dalej szlak wiedzie podnóżami Gór Throalskich, aż do Ardanyan. Stamtąd jest zaledwie 5 dni do Wielkiego Targu.” – Sivarius popatrzył na zebranych przy stole. „Nie ma co – rzekła zmęczony i podpity Dwirnach – świta zaraz, więc się połóżmy. W południe coś przekąsimy, do wieczora oporządzimy się jak należy i wyruszamy jutro, ostatniego Ghamila. I tak mam mętlik w głowie i nie wiem którą drogę wybrać.”