Adepci szukają wiedzy o przeszłości, potrzebują jej, by określić swoje miejsce w Barsawii. Bez tego nie zaplanują rozważnie kolejnych kroków w swoim życiu. Pierwsza sesja w nowym roku: 07-01-2007r
27 Ghamil 1498TH
Rankiem rozkoszowali się po raz pierwszy chłodną bryzą ze wschodu. Dwirnach z zainteresowaniem przyglądał się panierowanym homarom, jakie krasnoludy z Młotu Gelthora zwykły podawać na śniadanie. Rufus się tak rozzuchwalił, że jadł o poranku razem z nimi, no ale nie przepędzali go, gdyż rudzielec zawsze miał coś ciekawego do opowiedzenia i starał się jak mógł, żeby zasłużyć na ich pochwały.
Homary piaskowe to jedna z charakterystycznych odmian tych zwierząt, jaka zamieszkiwała płytkie plaże Wiji i okolice jej delty. Rufus opowiedział im o specyficznym sposobie polowania na co większe okazy, czym wzbudził zachwyt Dwirnacha, a plotki o okazach wielkości konia doprawdy wprawiły żądnego czynu Wojownika w doskonały humor.
Myśli Karama zajęte były jednak czymś innym. Zgodził się nauczać Ekkara. Tizkara przyznała mu rację, Łowców Horrorów nigdy nie jest zbyt wielu, a jeśli tylko któryś z niższych Kręgiem spełnia warunki, to wręcz obowiązkiem mentora jest go przygotować do Rytuału Awansu. Wstąpienie na kręgi Czeladnicze nie jest bynajmniej wydarzeniem codziennym. I Karam myślał, czy ukoronowaniem nauki i Rytuału nie byłby pojedynek Ekkara z którymś z pomniejszych konstruktów. Z drugiej strony sam zapewne by zareagował, gdyby ork natrafił na wyjątkowo podłą jehutrę. Myślał więc o wyprawie do Aras Nehem. Wspólnej.
Chwilę jeszcze dyskutowali nad tym co usłyszeli wczoraj o lokalnej polityce i nowej przywódczyni Rady Urupy – Fellidrze Jer. Otwarcie na Barsawię, ale i lęk przed obcymi widać było w ostatnich poczynaniach Rady. Byli jednak zbyt krótko w tym mieście, żeby poznać choć cząstkę życia Urupy. Ich zainteresowania skupiły się wokół czegoś innego. Rufus odnalazł wśród krasnoludów z dzielnicy Biharj niejakiego Jorge Werwisla. Ten podstarzały kupiec urodził się w okolicach jeziora Vors i długi czas przemierzał szlak do Throalu i z powrotem. Wraz z rozwojem Wielkiego Targu, coraz dłużej spędzał tam czas, aż osiadł zupełnie na przedmieściach tego rozkwitającego miasta. Do Urupy przybył kilka lat temu i zapuścił tu mocno korzenie.
Przed południem wraz z Rufusem udali się czym prędzej do dzielnicy Biharj. Jak się okazało, sklep Jorge nie był nawet bardzo wysoko, choć Dwirnach jak tylko mógł rozglądał się szukając wzrokiem Andany albo Dagniego. Kupca spotkali u podstawy klifu, przy schodach, gdzie z głębokich piwnic jego pracownicy wyciągali paczki z towarem i ładowali je na juczne huttawy. Gdy Rufus wyłuszczył mu w czym rzec, Jorge zaprosił chłopaka i trójkę adeptów do siebie na górę. Ponad kwadrans zajęło im wspinanie się po krętym labiryncie schodów Biharj. W końcu dotarli do chłodnych, pełnych przepychu komnat krasnoluda. Jorge był jeszcze dość zajęty, dlatego czas oczekiwania na kupca umilała im ładna, pulchna blondynka – Mila. Dziewczyna od niedawna była na służbie u Jorge. Urodziła się w Urupie i dopiero co przekroczyła próg dorosłości. Była to jej pierwsza praca i choć pomocnicy kupca szeptali, że stary ostrzy sobie na nią swoje zębiska, Mila nie pozwalała sobie dmuchać w kaszę byle komu. Dwirnach, Karam i Tizkara z respektem przyglądali się co lepszym towarom, wystawionym w kilku komnatach krasnoluda. A było co podziwiać: misterna biżuteria, piękna okazy broni, egzotyczne szaty i magiczne amulety.
Stary Jorge poczęstował ich dobrym winem i podzielił się opowieścią. Pochodził z Timini, małej osady nad jeziorem Vors, która leżała blisko wież niallu Marathan. Znał Huberi za słyszenia, nigdy tam nie był, aczkolwiek mieszkańcy osady często gościli w Timini zaopatrując się w płody rolne i ryby. Nie znał nikogo osobiście poza jednym człowiekiem. Ale tego znanego w Throalu Kusznika poznał znacznie później w Wielkim Targu. Rhox Balos był jedyną osobą znaną Jorgemu, która związana była z Huberi. Jego żona – Delvena Gerben, również adeptka, miała tam właśnie rodzinę. Kupiec nie wiedział nic o losach pary adeptów, aczkolwiek słyszał, że ich córka, która odziedziczyła po rodzicach potencjał adepta, była na służbie Throalu.
Dwirnach usilnie dopytywał się o Huebri, czy wioska nadal istnieje i co się stało z jej mieszkańcami. Niestety Wojownik usłyszał złe wieści od starego kupca. Huebri zostało spustoszone. Jorge nie był pewien, czy opowiadano o Theranach, czy też o Ponurym Legionie. Ale stary pamiętał tylko imię therańskiego Ksenomanty Tyrlaana, który ponoć bardzo był zainteresowany osadą. Czy on przyczynił się do jej upadku? – tego kupiec nie wiedział. Natomiast Karamowi imię Tyrlaan coś mówiło. Sięgnął w głąb swej przepastnej pamięci i dopowiedział, że Tyrlaan jego zdaniem był jednym z potężnych, theranskich Ksenomantów, powiadało się o nim, że zginał i narodził się na nowo i to kilka razy. Łowca kojarzył jakieś związki tej postaci z byłym namiestnikiem – Pavelisem, ale szczegółów nie mógł sobie przypomnieć. W każdym razie była to postać pojawiająca się jakieś 50-60 lat temu.
Adepci tak przypadli do gustu kupcowi, że zapragnął ich zatrudnić do swojej letniej wyprawy handlowej do Throalu. Imponowało mu towarzystwo adeptów Czeladników, a urodą i egzotyką Tizkary był naprawdę oczarowany. Umówili się więc, że na przełomie miesięcy Raquas i Sollus będą mieli trzy miejsca w jego karawanie. Warunkiem krasnoluda była oczywiście rozsądna cena. Karam zawarował sobie jeszcze jeden dzień na odwiedziny w rodzinnej osadzie Vorstów. Zresztą nie mieli pewności, czy zdążą do tego czasu z realizacją swoich planów.
Łowca długo chodził po komnatach ekspozycyjnych. Odciągnął na bok krasnoluda i zaczął wypytywać o to i owo. Wytargował od niego porządny zestaw podróżny (z myślą o wyprawie do Aras Nehem) i na wszelki wypadek zamówił amulet Ochrony przed Horrorami, wpłacając zadatkiem 570 sztuk srebra. A dla swej ukochanej wybrał przepiękną złotą obręcz ze starożytnej Skawii, z wplecioną esencją żywiołu ognia. Cena tego cacka przekraczała 1,5 tysiąca sztuk srebra, więc Łowca poprosił tylko, by Jorge odłożył dla niego ten przedmiot, a on zapłaci później.
Lekko wygłodniali, zeszli do podnóży klifów Biharj i wstąpili do małej gospody, urokliwie położonej w piwnicach wykutych w skale. Gospoda była prawie pusta nie licząc kilku zmęczonych, krasnoludzkich tragarzy, którzy posilali się sutym obiadem i gasili pragnienie chłodnym piwem. Obsługiwała ich szczupła i ciemnowłosa dziewczyna. Mogła mieć dwie i pół stopy wzrostu, ale jak na krasnoludkę figurę miała nadzwyczaj gibką i szczupłą, a twarz urodziwą, nawet wedle ludzkich kanonów. Dość bezczelnie przedstawiła im się jako Vimbra i odebrała zamówienia. Przyglądała się przy tym Dwirnachowi z niezwykłym zaciekawieniem i uwagą.
„Wyglądasz jak ktoś kogo dość dobrze znam…” – rzuciła podając półmiski strawy. „Być może” – odparł ostrożnie Dwirnach. „Nie być może a na pewno” – zaczepnie odpowiedziała. Po czym w niewybrednych słowach określiła kim jest Dagni i co o nim myśli, dodając, że nie wiedziała, że ma jakiegoś brata bliźniaka z nieprawego łoża, który włóczy się po świecie z adeptami. Karam odruchowo zaczął polegać na magii i przyjrzał się astralnie odbiciu dziewczyny. Nie miał wątpliwości, była adeptką, początkującą i wiedział już jakiej Ścieżki. Dwirnach nie mógł spokojnie zdzierżyć obelg tego podlotka. Tym bardziej, że kątem oka dostrzegł cienie wpełzające na ściany, a w głowie załomotało mu od żądzy zemsty. Błyskawicznie chwycił jedną ręką dziewczynę za gardło, mimo, że ta nadzwyczajnym wysiłkiem próbowała wymknąć się z potężnych łap Wojownika. Silnym chwytem mało nie zmiażdżył jej krtani. Karam ledwo zdążył zareagować, inaczej Dwirnach mógłby wyrządzić jej wielką krzywdę lub nawet zabić. Łowca był bardzo zaniepokojony zachowaniem Wojownika. Gdy dziewczyna uwalniała się z rąk krasnoluda, Karam ledwo dostrzegł jak ściągnęła mu srebrny amulet, jaki dostał w Indrisie wchodząc na Ścieżkę Łowów.
Wraz z Tizkarą wyprowadzili wzburzonego Dwirnacha na zewnątrz. Vorst zawrócił i podszedł do młodej adeptki, mocno poruszonej niespodziewaną napaścią. „Wiem kim jestem i wiem co zrobiłaś” – rzucił bez ogródek. „Oddaj proszę, własność mego przyjaciela nim będziesz żałować.” Dziewczyna długa wzbraniała się zwrócić amulet Dwirnacha, w końcu ustąpiła dostając na kontuar ćwierć setki srebrników. „A skoro oboje wiemy, że jesteś Złodziejką, wiesz coś może o wietrzniackiej damie imieniem P’rk? Kiedyś ponoć była niezła w tym fachu, może nie tak słynna jak Garlthik, ale…?” – niespodziewanie rzucił Karam. „Przyjdź dziś wieczorem, będzie tu niejaki Klerkonius, który o P’rk może wiedzieć to i owo” – odparła z błyskiem w oku widząc kolejny stosik srebrnych monet.
Tizkara chcąc uspokoić przyjaciela, zaprowadziła go do Ogrodów. Chwilowo rozstali się z Karamem, gdyż ten zapragnął zajrzeć do miejskiej biblioteki w nadziei odnalezienia jakichkolwiek informacji o Huebri, o dziejach Barsawii i o Łowcach Horrorów. Vorst był zaskoczony dziwnym przyjęciem i swoistą ankietą pytań, na jakie musiał odpowiedzieć Asmodiusowi – starszemu biblioteki. Kolejne godziny, aż do późnego wieczora spędził wśród zwojów zapisanych różnymi językami i alfabetami. Musiał się spieszyć, gdyż przed północą spotykał się z Ekkarem, przekazując mu wiedzę o kolejnym Kręgu wtajemniczenia w Dyscyplinę Łowcy Horrorów.
Tizkara późnym wieczorem udała się do gospody Pod Klifem, jednakże Vimbra nie chciała z nią rozmawiać. Nie tak się umawiała i odprawiła adeptkę z niczym. Dwirnach jednak nie dał łatwo za wygraną. Posłużył się Rufusem. I okazało się, że Vimbra i Dagni sympatyzowali ze sobą, mówiąc łagodnie. Sierżant od kilku miesięcy spotykał się z dziewczyną, choć ta miała niejednego konkurenta. Ale od dnia, kiedy krewki syn Dwirnacha połamał kości przyjacielowi Vimbry, ta się całkowicie na niego obraziła. Duma Dagniego nie pozwalała by pierwszy wyciągał rękę, więc od paru tygodni oboje siebie unikali i omijali. Dwirnach myślał nad tym, by przeprosić dziewczynę i zastanawiał nad sposobem, w jaki ma to zrobić. Sprytny Rufus wywiedział się co lubi krasnoludka: pachnidła, magiczne przedmioty i ….wyzwania.
Późną nocą, gdy Karam skończył naukę Ekkara, cała trójka zaczęła się naradzać nad kolejnymi posunięciami. Łowca w bibliotece dowiedział się kilku ciekawych rzeczy. Pominął milczeniem to co wyczytał w „Najnowszej Historii Barsawii”, gdyż nic tam nie znalazł istotnego z punktu widzenia Wojownika. Natomiast w „Dziennikach Burba” wynotował sobie zapiski tego kupca, gdy gościł w osadzie Calmeon, początkiem roku 1489TH. Naczelnikiem był tam niejaki Corby, a w osadzie żyli uciekinierzy z ruin pobliskiego Huebri. Na kartach „Kontraktów Leonarda” przeczytał, że w okolicach północnych podgórzy Tylonów, w jaskiniach zrujnowanej osady Huebri zamieszkują dzikie trolle. Inna ciekawa pozycja „Esencja z trolla” autorstwa Ksenomanty Moebiusa, mówiła o tym, że autor żył dekadę temu w ruinach Huberi, prowadząc stamtąd swoje badania na obszarze Tylonów. Ostatnia godną uwagi pozycją były „Wersety niewolników” pióra anonimowego adepta Wyzwoliciela. Tam znalazł nazwy therańskich statków powietrznych, które przewoziły niewolników, jak również imiona co znaczniejszych handlarzy z Powietrznej Przystani i listę większych osad, jakie w ciągu ostatnich lat wytrzebili łowcy niewolników. Wśród znacznych handlarzy było również imię Haldoriusa, kupca, który wziął ich w niewolę.
Byli zbyt zmęczeni by analizować odkrycia Karama. A kolejne dni nie przyniosły im wiele wolnego czasu. Rufus na prośbę Karama, polecił mu nauczyciela ogłady i wywierania wrażenia. Vorst kolejne dni spędzał z t’skrangiem P’vekiem z P’shestis, a wieczorami nauczał Ekkara. Dwirnach pogrążył się w medytacji nad swoimi magicznymi talentami, a kolejne dni spędził przemierzając Urupę. Myślał o swoich jataganach, które zamierzał poświęcić Thystoniusowi. Od głosicieli dowiedział się, że Jorkaw zamierzał zorganizować turniej zapaśniczy w Amfiteatrze Aulcrofta, ale zdecydowany protest podniosła sama Fellidra Jer. Wałęsał się więc po mieście, szukając godnego miejsca, by fizycznym zmaganiem uczcić Pasję. Lecz Amfiteatr nie pasował mu pod żadnym względem.
Tym sposobem minął im czas aż do wigilii Święta Ziemi.