Sesja z 28-01-2007 adepci odwiedzają bibliotekę obsydian z Nehem, a w życiu Karama następuje prawdziwy zwrot.
Dni Świąt 1498 TH
Ten czas miał być dla nich gorączkowym okresem. Od północy bowiem obsydianie z Nehem otwierali swoje bramy dla postronnych. Tak jak się umówili, przed północą spotkali Likarda u wejścia do dzielnicy Nehem. Czas był ku temu najwyższy, gdyż wielu głodnych wiedzy przybywało w czas nowiu i pełni do Urupy, by wejść do domu Omeyrasa. Dzięki bliskiej znajomości Likarda z Kolaratem i Omeyrasem, mieli przyobiecane spotkanie ze słynnym Trubadurem z Urupy. Zaciekawiła go ich indrisańska opowieść.
Około północy tłum przed Nehem był już niebywały. Likard służył im za przewodnika, korzystając ze swych iluzjonistycznych talentów, przybrał postać czcigodnego Omeyrasa, torując sobie drogę. Zauważony przez mentora, szybko dotarł do bram domu, gdzie po krótkim powitaniu przedstawił swoich kompanów. Kroki swe skierowali prosto do biblioteki.
Już wcześniej omówili swoje zadania. Cele mieli jasno wyznaczone. Karam, jako najbieglejszy w korzystaniu z księgozbiorów, wyszukiwał zwoje i pergaminy, oraz księgi wedle tematów, które ich interesowały. Likard, Dwirnach i Tizkara przeglądali uważnie każdą pozycję. Praca była męcząca i wymagała maksymalnego skupienia. O świcie Karam musiał opuścić przyjaciół, by zdążyć na nauki P’veka, dołączył do nich dopiero po południu, gdy odespał wysiłek. Do północy dnia następnego, a więc w czasie gdy obsydianie zamykali swe podwoje, adeptom udało się tylko częściowo znaleźć odpowiedzi na nurtujące ich kwestie.
Likard bardziej pilnował swoich zainteresowań. Szukał źródeł opisujących lud Vorstów (choć Karam mu tłumaczył, że podczas czekającej ich wędrówki, będą mieli dość czasu na opowieści i pozna wtedy więcej historii o Vorstach niż przeczytałby w kilku księgach). Przejrzał też kilka zwojów z legendami o Horrorach, szukając charakterystyk bestii podobnej do Przeciwnika, Horrora jaki nękał w Indrisie ród Mandalayów, a został unicestwiony przez Dwirnacha, Tizkarę, Karama i ich indrisańkich przyjaciół.
Wojownika interesowały kwestie głosicielstwa i historie mówiące o konsekwencjach złamania przysiąg krwi. Niestety nie znalazł nic wartego uwagi mimo, że spędził kilka godzin na wertowaniu ksiąg. Interesowało go również wszystko, co łączyłoby się z Raggokiem i Thystoniusem. Wśród wielu opowieści i legend, znalazł jedną, która wspominała, że przed Pogromem, świątynia Rashomona znajdowała się na pograniczu dzisiejszych Złoziemi i dżungli Serwos. Ostatnią kwestią były dzieje niejakiego Idharisa. Karamowi bardzo zależało, by Dwirnach zbadał tę historię, gdyż Vorst osobiście był zamieszany w dzieje tego elfiego Łowcy Horrorów. Na szczęście w zwojach zgromadzonych w bibliotece Dwirnach wyczytał wiele ważnych informacji. Idharis pochodził z okolic Gór Gromu. Był Łowcą Horrorów i aktywnie pomagał Vorstom w czasach po opuszczeniu splugawionego kaeru. Pokonał Horrora z Othorin i uwolnił ludzkie dziecko spod wpływu Horrora. Po latach chłopiec stał się uczniem Idharisa. Dwirnach dopiero pod koniec czytania zapisków zorientował się, że owym chłopcem i uczniem był właśnie Karam. Losy Idharisa zbiegały się z historią Huebri. Elf tropił therańskiego Ksenomantę Tyrlaana i dotarł do ruin rodzinnej osady Dwirnacha. Zginął ponoć w Przyczółku, 13 lat temu, będąc prawie mistrzem swej Dyscypliny.
Informacji o Ksenomancie poszukiwała Tizkara. Znając język imperialny miała nadzieję, że wyczyta coś istotnego. Udało się jej połowicznie. Odkryła, że Tyrlaan był jednym z pradawnych elfów urodzonych przed Pogromem. Jako Samistshsa kroczył więc licznymi ścieżkami: Wojownika, Władcy Zwierząt, Trubadura i Ksenomanty. Poznała też kilka szczegółów z historii therańskiego elfa.
Karam potwierdził tylko to, czego się wcześniej dowiedzieli o Huebri i Calmeonie. Huebri zostało zniszczone przez Ponury Legion w 1476, pod koniec roku. Wioska została uznana za splugawioną. Legion na którego czele stał Udmurt, Łowca Horrorów, sprzymierzył się z Theranami. Theranami zaś dowodził Haldorius z Powietrznej Przystani. Do Calmeonu uciekło kilku ocalałych przy życiu adeptów. Wioska była zamieszkana do 1492 roku, potem większość jej mieszkańców wyprowadziła się do Hammerstone, najbliższego miasta.
Resztkami sił, Łowca przejrzał jeszcze opowieści o Aras Nehem starając się zapamiętać cokolwiek istotnego i wartościowego. Faktycznie był to najbardziej wyczerpujący, ale i owocny pobyt w bibliotece.
Kolejnego dnia Świąt wstali gdy słońce było wysoko. Przy śniadaniu przyjaciele poruszyli temat wyprawy do Aras Nehem. Karam z determinacją planował właśnie tam dopełnić Rytuały Awansu Ekkara i nic nie było go w stanie od tej decyzji odwieść. Nawet wiedza o Ristulu i niebezpieczeństwach otchłani. Krasnolud w chwili skupienia napisał list do Andany i wręczył go Rufusowi. Ostatecznie ustalili ze służącym sposoby rozliczania, bo chwilami już gubili się w tym co i za ile młody urupańczyk ma dla nich robić.
Przedpołudniem dla uspokojenia umysłów, udali się do Świątyni Thystoniusa. Dwirnach zamienił kilka słów z Jorkawem. Troll opowiedział mu co nieco o swoich planach i zaprosił na popołudniowy turniej zapaśniczy, jaki głosiciele organizowali ku czci Thystoniusa. Karam podczas ich rozmowy badał wzorzec Wojownika i modlił się do Pasji o szczególne łaski podczas wyprawy do Aras Nehem. Poszli wspólnie potem do Jandara, Ksenomanty opiekującego się Ogrodami. Łowca chciał, by ktoś dokładniej zbadał wzorzec Dwirnacha i pomyślał o Jandarze. Jednakże mag wymienił tak wysoką sumę za swoją usługę, że po kurtuazyjnym obiedzie i paru godzinach opowieści, odeszli od niego z kwitkiem.
Popołudniem para Łowców udała się na spotkanie z Omeyrasem, a Dwirnach pobiegł czym prędzej na turniej. Jakże był zaskoczony wielkością pomieszczeń, jakie znajdowały się w piwnicach świątyni. Jako głosiciel nie mógł brać udziału, zasiadał jednak wśród sędziów. Od początku miał plan, by właśnie podczas jakiejś ceremonii wydobyć jatagany na światło dzienne i je Nazwać. Ta myśl towarzyszyła mu od początku pracy nad nimi. Nim więc zeszli do areny, Dwirnach opowiedział o tym Jorkawowi i zebranym adeptom. Początkowo elfi Wojownik z Mallornici, Asse Kivullan, żywił wielką niechęć do niego. Dwirnach przyniósł bronie wykute w Indrisie i Asse obawiał się czy nie są splugawione, albo nie zbezczeszczą ołtarza Thystoniusa. Wahania i dysputy uciął Jorkaw, zabierając osiem jataganów wykutych w Indrisie. Podczas trwania turnieju, broń, tym razem odkryta, spoczywała na centralnym stole – ołtarzu. Po finałowej walce, krasnolud podszedł i zaprezentował je wszystkim. Głosiciele byli pod wrażeniem jakości i piękna wykonania tej broni. Wraz z dwoma trollami, finalistami, wszyscy wzięli po jednej sztuce broni i podeszli do centrum areny, gdzie Dwirnach wygłosił porywającą mowę i rozpoczął Rytuał Nadania Imienia. Przypomniał dzieje jataganów i historię Shinuy, Zbrojmistrza, który je wykuł. Poprosił Thystoniusa, by nadał orężowi moc czucia miejsca, gdzie trwa bój i zmaganie, a następnie Nazwał jatagany Imieniem „Zew Bitwy”.
Po zmaganiach oddali się tradycyjnemu świętowaniu. Pili wino wznosząc toasty ku czci Pasji i rozmawiali o zorganizowaniu wielkiego turnieju w Urupie. Wtedy to właśnie Dwirnach podsunął Jorkawowi pomysł urządzenia turnieju na drakkarach ponad amfiteatrem Aulcrofta. Trollowi się to spodobało i powziął decyzję o dacie turnieju – na przełomie tego roku. Głosiciele mieliby rozpuścić wieść wśród wszystkich miast Barsawii, a „Zew Bitwy” miałby służyć w tej sprawie.
W tym czasie u Omeyrasa Tizkara i Karam opowiedzieli szczegółowo historię swojej przygody w Indrisie. Trubadur wywarł na nich zniewalające wrażenie. Doświadczyli jego hipnotycznej magii i odczuli aurę wielkości. Mówiąc szczerze, to po wyjściu późnym wieczorem od obsydianina, nie pamiętali za bardzo o czym mówili i co powiedział im trubadur. Zmęczeni i oszołomieni, zasnęli kamiennym snem, jak tylko przyłożyli głowy do poduszek.
Dwirnach od północy pił tęgo z Darresem. Przypadli sobie do gustu z adeptem Fechmistrzem i nawet rozmawiali na temat Andany. Po alkoholu krasnoludowi łatwiej było poruszać tematy bolesne, no i warto było zaspokoić męską ciekawość. Dwirnach świadom tego, że może potencjalnie awansować zaczął rozpytywać Darresa czy nie zna Wojownika z Kręgu VI lub wyższego, który byłby w Urupie. Początkowo myślał o elfie Asse Kivullanie, ale jak tylko usłyszał od Darresa, że jest przy ambasadzie throalski dowódca, Tharr Mocarna Pieść, porzucił chęć bliższego poznania elfa. Tharrbył dowódcą kontyngentu wojsk i Wojownikiem VI kręgu. Do tego wybitny patriota, pochodzący ze starożytnego domu szlacheckiego. Dwirnach dobrze zapamiętał sobie to imię. Po nocnych ekscesach Dwirnach przespał połowę dnia.
Karam mógł odpocząć od towarzystwa przyjaciela i wreszcie zająć się swoją ukochaną. Popołudniową porą, nasyceni winem i dobrym jedzeniem odpoczywali na wygodnym łożu. Tizkaro, mam dla ciebie coś, co chciałbym żebyś nosiła” – Karam wstał i wyjął ze szkatułki skawiańską, srebrną obręcz, którą w tajemnicy kupił u Jorgego. Elfka patrzyła na niego z miłością i sprawiała wrażenie, jakby zupełnie nie widziała prezentu. „I ja mam coś dla Ciebie Tigra-mawi” – wolno wypowiadała słowa. Wzięła go za ręce i spojrzała w twarz: „Ukochany, jesteś ojcem mojego dziecka…” Karam jeszcze nie rozumiał znaczenia słów Tizkary. Dopiero po dłuższej chwili do niego dotarło. „Ale jak to…jak …” – nie mógł wydusić z siebie słowa. Porażony wieścią, skupił się na magicznych talentach i zajrzał w astralne odbicie elfki. Zaczerpnąwszy karmicznej energii zaczął badać każdy aspekt jej wzorca. Mimo, że płód dziecka nie został Nazwany, nie miał Imienia i było go niezmiernie trudno dostrzec wśród błyszczących nici wzorca adeptki, Karam dokonał tego mocą Astralnego Spojrzenia. Wyczerpany, ale niemożliwie szczęśliwy wrócił zmysłami do fizycznego świata. Resztę dnia spędzili wtuleni w siebie. A gdy przyszedł mocno wyczerpany nocnym pijaństwem Dwirnach, podzielili się z nim wiadomością. Resztę wieczoru spędzili wspólnie, przebudowując swoje plany i snując marzenia. Dwirnach będąc do bólu praktycznym, zaczął coraz poważniej myśleć o oszczędnościach.
Był ranek, czwartego dnia Świąt, gdy Dwirnach wraz z Rufusem wybrał się pod throalską ambasadę szukać niejakiego Tharra. Przy rozległym, centralnym placu dzielnicy, po przeciwnych stronach wznosiły się niebosiężne dwie budowle. Od północnej strony ambasada Throalu, niższa i bardziej przysadzista, ale za to zdobna takim mnóstwem krasnoludzkich ornamentów, płaskorzeźb, majolik i fresków, że przypominała nadnaturalnej wielkości dzieło sztuki. Od strony południowej nad placem górowała piętnastopiętrowa wieża ambasady Thery. Faktycznie, zaraz po południu, cień wieży praktycznie zajmował cały plac, więc zalecenia Rady Urupy, by imperialni budowniczowie ograniczyli swe aspiracje – wydawały się jak najbardziej na miejscu.
Już przy bramie Dwirnach został skierowany do odpowiedniego urzędnika. Uprzejmie przyjęty, po dłuższej pogawędce dowiedział się, że Tharr Mocarna Pięść jest dziś zajęty od świtu. Dopiero przed południem udało mu się złapać throalskiego oficera. Bez wielkich ceregieli Dwirnach wyłuszczył kim jest, jaki jest cel jego wizyty i dlaczego właśnie zwrócił się do Tharra z prośbą o Rytuał Awansu. Throalczyk zgodził się po dłuższej rozmowie, choć było widać lekką niechęć Wojownika, spowodowaną zapewne natłokiem zajęć i obowiązków jakie go tu przysłały. Tharr w Urupie miał pozostać do końca września, a potem wrócić do Throalu. Zgodził się, ale postawił warunki. Dwirnach miał zapłacić 1250 sztuk srebra, z góry. Nim rozpoczną szkolenie, Dwirnach powinien dokonać jakiegoś znaczącego czynu godnego Wojownika (pokonać plugawą bestię, jak się wyraził Tharr i przyprowadzić trzech świadków czynu, lub inny dowód). Po szkoleniu z zakresu nowych talentów, teorii i wiedzy praktycznej, Rytuał Awansu, jaki przeprowadziłby Tharr to pojedynek z uczniem w walce bez broni. Rytualnej walce rzecz jasna. Jeśli Dwirnach go pokona - dopełni Rytuału. Jeśli zaś nie - dostanie tydzień na przygotowania do kolejnej próby.
Warunki były dość surowe, ale Dwirnach przystał na nie. Wybierali się Karamem do Aras Nehem, więc drugi warunek miał nadzieję spełnić. A zmaganie z mentorem? Był przecież głosicielem Thysotniusa, z radością uczyni do dla większej chwały Pasji.
W tym samym czasie Karam wraz z Ekkarem spacerowali po wybrukowanej ścieżce wzdłuż cypla. Mieli piękny widok na miasto, a zbliżając się do płonącego Stosu Tovara, mogli obserwować spienione wody Morza Aras. Karam chciał wynagrodzić uczniowi wczorajszą nieobecność i dziś przez cały dzień wprowadzał go w głębsze arkana magii Łowcy Horrorów. To już były ostatnie dni, jakie razem spędzali na teorii. Wkrótce przyjdzie czas na Rytuał Awansu, który pokaże czy Ekkar dobrze wcieli w życie nauki Karama.
Popołudniem, Dwirnach udał się do Świątyni mając nadzieję, że zastanie Darresa. Poszczęściło mu się, gdyż znany Fechmistrz akurat był na miejscu. Krasnolud martwił się ich obecną sytuacją finansową. Nie byli ubodzy, to fakt, ale ciąża Tizkary wzbudziła w nim typową dla Poretów, gorączkową chęć ustabilizowania sytuacji. Jako krasnolud chciałby zacząć budować domostwo, nim dziecko przyjdzie na świat. Wiedział, że to sprawa między elfką, a Karamem, no ale on już czuł się „wujkiem Dwirnachem”.
Darres z rozbawieniem spojrzał na niego: „Poczciwy Dwirnachu, wiedz, że cudzoziemcy i Dawcy Imion nie będący obywatelami Urupy mogą zamieszkiwać wyłącznie Dzielnicę Przybyszów. A tam, jak wiesz są głównie karczmy, tawerny i inne lokale.” Fechmistrza przysiadł na schodach i kontynuował: „Zresztą wynajem prywatnej kwatery w tej dzielnicy również nie należy do tanich. Jeśli chciałbyś wynająć duże mieszkanie w kamienicy, powiedzmy 5 izb, łącznie 80 metrów, to licz się z czynszem 100 sztuk srebra miesięcznie. Co i tak w porównaniu z noclegami w tawernach jest przyzwoitą sumką. A wszystko to dlatego, że cudzoziemcy są obłożeni „podatkiem od przybyszów”, stale utrzymywanym przez Rade Miasta.” Spoglądał nieco z góry na siedzącego obok Dwirnacha, który miał zatroskaną minę. „Wiem o co chcesz zapytać” – ciągnął Darres. „Nabycie obywatelstwa Urupy i prawa do stałego osiedlenia się, wiąże się nie tylko z formalnościami, ale przede wszystkim z wymogiem nabycia praw wyborczych. No tak. Nie bądź zdziwiony. Prawa wyborcze nabywasz płacąc roczny podatek w uzbrojeniu i zaopatrzeniu jednego żołnierza na czas wojny. Na dziś, to wydatek rzędu 1200 sztuk srebra. Mając obywatelstwo Urupy mógłbyś próbować kupić nieruchomości w innych dzielnicach. W Zennice i Żelaznych Szponach za metr gruntu płaci się teraz od 20 do 100 sztuk srebra. A coraz trudniej o dobrą lokalizację, wierz mi. Owszem, na peryferiach burzą czasem zaniedbane ruiny ubogich, ale wiele w tym zachodu i użerania się potem z sąsiadami. Kupno gotowego lokum w Zennice, mam na myśli mieszkanie w 4 piętrowym Insula, powiedzmy jakieś 60-70 metrów, wyciągnęłoby z twojej kieszeni, mości Dwirnachu, 75-80 tys. sztuk srebra… Nie patrz tak na mnie” – dodał z uśmiechem.
Po kolacji, krasnolud nie mógł usiedzieć w miejscu. Zabrał ze sobą Tizkarę i wraz z Rufusem udali się do Zennice, odszukać Likarda. Iluzjonistę znaleźli w jego pracowni krawieckiej. Zajęty był wykrawaniem części, z których zamierzał wykonać suknię dla Kassandry. Iluzjonista wykazał wiele zrozumienia dla ich problemów. „Dwirnachu i Tizkaro, dziękuję że zaufaliście mi i przyślijcie do mnie w tej sprawie. Moja przyjaciółka posiada tutaj kilka mieszkań, nawiasem mówiąc moje też od niej wynajmuję. Moglibyśmy mieszkać po sąsiedzku, poczekajcie chwilę.” Po dłuższym czasie, odwiedziła ich zadbana, ciemnowłosa kobieta w przepięknej, czerwonej sukni. Jak na gust Dwirnacha, bardzo frywolnej. „Owszem, mogę wam wynająć lokum w mojej Insula. Jesteście znajomymi Likarda, więc zaproponuję wam cenę 90 sztuk srebra za miesiąc, płatne z góry. Mieszkanie jest w tej chwili już wolne. Na trzecim piętrze. Jak widzicie otoczenie jest urocze, dużo zieleni i okna na ulicę. Mielibyście do dyspozycji trzy pokoje i przestronną kuchnię z jadalnią. Pomieszczenie łazienne jest, ale na trzecim piętrze brak wody bieżącej. Trzeba wnosić samemu i zagrzewać na piecu. Za to w podwórzu jest studnia i niewielki basen dla mieszkańców Insula, a samo podwórze zadaszone, więc myślę, że byłoby wam to na rękę?” Krasnolud i Tizkara długo się nie zastanawiali, po obejrzeniu mieszkania zgodzili się od razu. Pojutrze czekała ich szybka przeprowadzka.
Ostatni dzień Świąt Karam spędził na medytacjach nad magicznymi talentami. Po krótkim czasie spędzonym z Ekkarem, resztę dnia poświęcił Tizkarze. Wspólnie poszli do Zennice obejrzeć mieszkanie, a potem udali się długi spacer aż na brzeg Wiji. Podziwiali szybkie shimoram V’strimonów i groźne bojowe okręty. Widzieli nawet kilka barek krasnoludów z Throalu, ale największy zachwyt wzbudziło w nich pływające wesołe miasteczko. Przez kilka chwil zapomnieli o tym kim są i do czego powołała ich magia. Poczuli się beztroscy jak dzieci. Pierwszy raz od wielu dni.
Dwirnach nie próżnował. Przypominał sobie wszystkie te chwile, kiedy magiczna moc Drewnianej Skóry ratowała mu życie. Gdy skończył medytacje (musiał się dobrze przygotować na wyprawę do Aras Nehem przecież!) popędził ulicami Urupy do dzielnicy Biharj. Zawsze jak się zbliżał do miejsca w którym mieszkała Andana, serce waliło mu jak oszalałe. Wstąpił do Jorge, gdyż miał problem z terminami. Umówili się na wspólną wyprawę na przełomie Raquasa i Sollusa, ale Dwirnach nie miał pewności czy zdążą ze wszystkim do tego czasu. Kupiec zobowiązał się więc poczekać kilka dni i zatrudnić ich na kontrakt, uzależniając wynagrodzenie od okoliczności podróży i ich zaangażowania. Wojownikowi właśnie o to chodziło. Pożegnał kupca i wstąpił na chwilę do Andany zostawiając jej list, który napisał dla Dagniego. Napisał w nim, że chciałby się spotkać 6 dnia Raquas nim opuszczą Urupę, dał też znać synowi, w jakim miejscu teraz mieszkają.
Pierwszego dnia Raquas przy pomocy Rufusa i jego kompanów, opuścili Młot Gelthora i przenieśli swoje rzeczy do dzielnicy Zennice. Zamieszkali w ładnej Insula przy placu Aras Ognisty Wiatr. Tego dnia Karam zakończył szkolenie Ekkara, gotów był on awansować na V Krąg. Lecz sam Rytuał Awansu, Karam zapragnął przeprowadzić w okolicach Aras Nehem. Ekkar Zielone Oko zgodził się, darząc Vorsta pełnym zaufaniem i podziwem. Troje adeptów rozpoczęło przygotowania do wyprawy, odprawiając Rytuały Karmiczne i medytując nad magicznymi talentami.
Wieczorem Dwirnach raz jeszcze poszedł do dzielnicy Biharj. Słyszał od głosicieli o doskonałym, krasnoludzkim Zbrojmistrzu. Foretha nie było trudno znaleźć, znali go wszyscy w okolicy. Wojownik zapytał o koszta i możliwość przekucia jego topora, chciał się jak najlepiej przygotować na wyprawę. Zbrojmistrz miał jednak wiele zleceń i pierwszy wolny termin, w jakim mógłby zająć się bronią Dwirnacha, wypadał w drugiej połowie Raquas. Sama praca zajęłaby mu gdzieś cztery dni, a koszt robocizny Forethocenił na blisko 200 sztuk srebra. Dwirnach musiał z przykrością zrezygnować, czasu nie wystarczyłoby mu, by zrealizować swe zamiary.
Kolejne dni spędzili w ogromnym skupieniu. Praktycznie każdego dnia medytowali nad magią swej Dyscypliny. Wojownik często odprawiał rytuały nad magiczną zbroją Sinmagira, którą otrzymał w spadku po mentorze. W końcu utkał magiczny wątek i wplótł go w astralny wzorzec zbroi. Podobnie uczynił z magicznymi Rękawicam Sabathauda, jakie otrzymał lata temu od Mandalayów.
W środku tygodnia, Dwirnach udał się do Seosamha, znanego, elfiego Mistrza Żywiołów. Chciał się go poradzić, jak wypełnić najlepiej przysięgę, jaką w Indrisie złożył duchowi powietrza. Przysiągł mu oddać przysługę potrzebującej istocie powietrza, ale chciał się poradzić doświadczonego Mistrza Żywiołów, by wiedzieć jak to uczynić. Elf musiał poradzić się duchów powietrza, umówił się z Dwirnachem na kolejne spotkanie za kilka dni. W tym czasie Karam zakończył nauki u P’veka. Spotykali się również z Likardem, by omówić już same szczegóły wyprawy do otchłani Nehem.
W przeddzień wyprawy, 7 dnia Raquas Dagni wrócił z patrolu. Jak tylko Rufus się o tym dowiedział, poinformował Karama, co miał zresztą nakazane zrobić. Łowca Horrorów przywdział odświętny ubiór i wkrótce wspinał się wąskimi schodami na klifach Biharj. Gdy zapukał do drzwi Andany, ta przeczuwała, że chce zamienić kilka słów z jej synem. „Witaj jestem Karam, Vorst i Łowca Horrorow VI kregu.” – zaczął Karam najprościej jak potrafił. „Jak zapewne wiesz towarzyszyłem Twojej matce w czasie jej pobytu w Indrisie. Zdaje sobie sprawę, ze w ogóle się nie znamy, ale chciałbym Cię prosić o przysługę. Chodzi o Dwirnacha… Twojego ojca.” – Karam zawiesił głos. Spojrzał na Dagniego i z przelotnym uśmiechem uświadomił sobie, że krasnolud zrobił identyczną minę jak robił Dwirnach, kiedy był skonfundowany. „Wydaje mi się, ze nie zdajesz sobie sprawy z tego jakie masz szczęście. Masz dwóch oddanych, kochających ojców, którzy zrobili by dla Ciebie wszystko. Ja swojego ojca nigdy nie poznałem, wiec nie potrafię sobie nawet wyobrazić jak to jest mieć dwóch. Odkąd pokonaliśmy Przeciwnika nie było chwili w której Dwirnach nie myślałby o Tobie i Twojej matce…” – Łowca przełknął ślinę i poprosił Andanę o kubek wina. Zaczął opowiadać o ich zmaganiach z Horrorem, o walce w zaświatach i leżu potwora, o wyjściu z jego straszliwego świata i ich tragedii, gdy okazało się, że w czasie ich walki, tutaj upłynęło 20 lat… „Dwirnach wystarczająco był zdruzgotany opuszczenie Twoich narodzin, a teraz okazało się, ze być może stracił Was bezpowrotnie.” - kontynuował. „Myślisz ze przypadkiem pierwszym miejsce do którego udaliśmy się po dotarciu do Barsawii była Urupa? Wiem, że domyślał się ze Andana może nie być sama, ale ważniejsze było dla niego tylko to czy jesteście cali i zdrowi. Ciężko przeżył pierwsze spotkanie z Tobą.” – spojrzał w oczy krasnoludowi. „Niech Cię nie zmyli wygląd Dwirnacha, w środku ma te 40 lat, które minęły od jego narodzin. Dwirnach opuści Urupę nie chce być jakimś brzemieniem dla Ciebie i Twojej matki. Ale tak jak wspominałem mam do Ciebie prośbę. Odwiedź go. Nie wyobrażasz sobie ile by to dla niego znaczyło gdybyś się z nim spotkał. Tylko nie wspominaj o naszej rozmowie. Dwirnach sadzie że wszystkim może poradzić sobie sam…” – przerwał na chwilę spoglądając na Andanę. Fechmistrzyni stała nieruchomo, a łzy ściekały z jej oczu. „Zresztą pewnie dobrze o tym wiesz… słyszałem ze nie tylko z wyglądu jesteście podobni. Wykorzystaj szanse jaka dały Ci pasje. Dwóch ojców to błogosławieństwo. Daj szanse Dwirnachowi jeśli nie na bycie ojcem to chociaż na bycie Twoim oddanym przyjacielem. I nie bądź na niego zły, gdyby to od niego zależało oddałby wszystko żeby nie stracić tych 20 lat…. żeby nie stracić Was… Liczę na Ciebie… żegnaj.” – Karam wyciągnął rękę do młodego Wojownika. Dagni speszony sytuacją, niezręcznie chwycił dłoń Łowcy i ją uściskał. Chciał coś powiedzieć, ale słowa utkwiły mu w gardle. Karam odłożył kubek i opuścił dom Andany. Jutro czekała ich ważna wyprawa.