Interludium IV

Przeżyli swoją śmierć. Gracze postanowili, że to odmieni postawy ich bohaterów. Znacząco. Czy faktycznie przeżycie wizyty w Królestwie Śmierci, gwałtowny powrót ducha do ciała i dni bolesnej rekonwalescencji odmienią bohaterów? Czas pokaże.

25 Ghamil (czerwiec) 1509TH, ambasada Throalu w Urupie

Gort usiadł na łóżku w infirmerii ambasady. Tę komnatę oddano im do całkowitej dyspozycji. Na czwartym piętrze, z dużym oknem wychodzącym wprost na plac ambasad. Mógł godzinami podziwiać widok na monumentalną wieżę ambasady Thery. Odkąd odzyskał przytomność zmagał się z boleściami jakie targały jego spalonymi nerwami. Głosiciele ze świątyni Garlen mieli pełne ręce roboty prze pierwszych kilka dni. Magiczne eliksiry robiły swoje, cóż z tego, skoro po każdym odzyskaniu przytomności cała trójka wyła z bólu, wpędzając w stan rozdrażnienia i lęku wszystkich pracowników ambasady na tym piętrze.

W końcu sam H'kkori - naczelny świątyni - zdecydował, by przez kilka dni utrzymywać ich na granicy świadomości, pojąc narkotycznymi miksturami i upuszczając krew skoro tylko przytomnieli. To była trudna praca. Gort potem wspomniał swoją rozmowę z Kaetilmundem Hoffrenem. Szef bezpieczeństwa nie patrzył mu w oczy. Ale twardo wymienił 38 tysięcy srebrników throalskich jako koszty, które będą musieli zwrócić ambasadzie za opiekę, eliksiry i wynagrodzenie Głosicieli. Gort nie miał sił, by się targować. Zresztą - jak stwierdził po namyśle - życie jego i jego przyjaciół nie miało odpowiednio wysokiej ceny. Rozumiał dystans Kaetilmunda i zespołu, który się nimi opiekował. W chwili większej przytomności poprosił o lustro. Spoglądało na niego monstrum, pozbawione części nosa i uszu. Zabliźniona skóra na twarzy pokryta siecią spękań, plam i wybroczyn mieniła się odcieniami żółci, czerwieni i brązowych plam. Wytrzeszczone oczy, pozbawione spalonych powiek sprawiały makabryczne wrażenie. Ani jednego włoska brwi, rzęs czy brody. Skóra głowy ciasno naciągnięta na kości czaszki. Równie spękana i pobliźniona jak twarz. Westchnął i odłożył lustro. Spojrzał na Dhalego i Kiro. Obaj cierpieli znacznie bardziej niż on. Ich wszczepione amulety oczne sprawiały kłopoty. Kości oczodołów zaczynały się psuć mimo interwencji Głosicieli. Więc podjęli decyzję o tym by je wyjąć i wymienić na nowe, które nie ucierpiały w wysokiej temperaturze. Przez kilka dni pozwolili im odpocząć bez żadnych zabiegów. Mimo to Gort wychodził z komnaty, gdy Głosiciele wszczepiali im nowe artefakty.

„Kaetilmund chyba specjalnie nas tu umieścił. Żebyśmy mogli napawać się widokiem therańskiej wieży i zazdrościć gołębiom swobodnego łażenia po parapecie..” - pomyślał. Zgiął dłoń w pięść. Nie popękała mu żadna blizna na dłoni. Do był dobry znak.

30 Ghamil (czerwiec) 1509TH, ambasada Throalu w Urupie

Nie były to przyjemne dni dla krasnoluda. Mimo iż odzyskiwał zdrowie w szybkim tempie, zadziwiając Alderasa - głosiciela, któremu Kiro był szczególnie bliski - z niepokojem patrzył na walkę obu przyjaciół. Ich wygląd nie wywoływał w nim odrazy. Przywykł. Z uporem Wojownika, codziennie chwytał za lustro wpatrując się w swoje oblicze. Szukając jakichkolwiek śladów regeneracji tkanki. Alderas twierdził, że jest możliwe całkowite uzdrowienie. Odtworzenie zniszczonych fragmentów ciała. I usunięcie blizn. Ale było to dyktowane raczej wiarę głosiciela niż zdrowym rozsądkiem.

Tego dnia odwiedził ich Rorgik Neumani. Zasugerował, że przyśle krawca, by ten przygotował im zestaw szat z delikatniejszych materiałów, by nie urażać zabliźnionych ran. Uważał, że rękawiczki i maski na twarz będą dla nich niezbędne. „Przynajmniej póki się nie wykurujecie.” - dodawał ostrożnie.

Gdy tylko Dhali wzmocnił się na tyle, by świadomie uczestniczyć w dłuższej rozmowie, odwiedził ich Kaetilmund. Jasno dał do zrozumienia, że samowolne działania Dhalego mogły zniweczyć pracę kilku miesięcy całego zespołu agenta. Nie był zadowolony z tego powodu. Ale powściągnął język widząc stan, w jakim cała trójka się znajdowała. „Użyłbym mocniejszych słów, ale zapłaciliście wysoką cenę za swoją niefrasobliwość. Mam nadzieję, że nauka nie pójdzie w las i kiedyś w podobnych okolicznościach weźmiecie pod uwagę, że Throal i jego Oko może prowadzić operacje, których będziecie nieświadomi. I które głupio możecie zniweczyć.” - tu zwrócił się do Dhalego - „Muszę donieść o tej sytuacji Solthredowi. Spodziewam się, że nie będzie tak wspaniałomyślny. Rekomendowałbym Dhali, dobrowolne oddalenie ze służby w Oku i trzymanie języka za zębami. Owszem, gdy Sol będzie w potrzebie wyciągnie do ciebie rękę. Ale na jakiś czas byłoby dobrze, by o tobie nie słyszał za dużo. Przynajmniej w kontekście niweczenia planowanych akcji.”

1 dzień Święta Ziemi 1509TH, ambasada Throalu w Urupie

Kiro pociągnął temat masek, który Rorgik im podsunął. Mieli dużo czasu na dyskusje o całym zajściu. Trauma powoli ich opuszczała. To było znaczące wydarzenie dla ich wspólnych losów. Podjęli więc decyzję, by Nazwać drużynę imieniem Spaleni. A maski byłyby ich magicznym łącznikiem ze wzorcem drużyny. Dhali zgodził się bez wahania. Gort nawet zrzekł się wszelkich dąsów do tytułu przywódcy drużyny, co o dziwo kontestował Dhali uważajac, że jako szlachcic, przyszły przywódca klanu i adept Wojownik, Gort jak najbardziej może być liderem drużyny. Kiro tylko dodał: „we wszystkich sytuacjach konfliktu, rzecz jasna.” Zgodzili się również na to, by Rytuał Nazwania przeprowadzić w wąwozie niedaleko Wielkiego Targu, tam gdzie ponad trzy lata temu zostali wciągnięci w zasadzkę orków i uratowali życie Yacusowi.

Teraz musieli zaplanować kilka spraw w Urupie, ubrać się porządnie, zakupić część utraconego ekwipunku i obmyśleć drogę powrotną. Wpadli na pomysł, by maski swym wyrazem przedstawiały emocje indywidualne dla każdego, inne dla każdej ścieżki. Maska Gorta miała wyrażać gniew, maska Kiro radość, a maska Dhalego - skupienie. Poprosili więc wspólnie Rorgika, by zaprosił do nich mistrza rzemieślniczego, który podjąłby się wykonania takiego przedsięwzięcia. Krawiec, elf Siofre Vaendalegrin ze sporym dystansem odnosił się do swych zleceniodawców. Miał jednak zobowiązania wobec ambasady Throalu, więc - odkładając na bok opory - zmierzył i zapisał wymiary całej trójki. I wypytał dokładnie o upodobania. Gort zamówił luźną tunikę z kołnierzem zakrywającym rany po oparzeniach. Ciemna zieleń i brązy, to jego rodowe kolory. Spodnie z jedwabiu i drugie, płócienne na podróż. I mocne buty z lekkiej skóry. Kiro zamówił szeroką koszulę, bufiaste luźne spodnie i pas z materiału, za który dałoby się zatknąć sakiewkę i nową fajkę, którą zamierzał wkrótce kupić.

Dhali zaskoczył wszystkich, wyrecytował krawcowi dokładnie co ma dla niego przygotować: „lekka przewiewna koszula z oplotami na nadgarstkach, które łączą ją z rękawicami z cienkiej skóry - ale chcę mieć ucięte końcówki na palce - koszula stójka osłaniająca szyję plus lekki płócienny kaptur osłaniający głowę. Bufiaste jedwabne spodnie znowuż z oplotami na kostkach tuż przed butami, mocne buty z lekkiej skory, pas skórzany na biodra z mieczem, opleciony miękkim materiałem, szeroki pas skórzany opleciony miękkim materiałem - na nim zawieszę tarczę, żeby nie urażały poparzonej skóry. Całość w kolorach czarno-zielono-fioletowych, spodnie czarne z fioletowymi wstawkami, koszula fiolet z czarnymi-zielonymi wstawkami na ramionach piersiach i kapturze”. Siofre skrupulatnie zapisywał zalecenia Zwiadowcy i pierwszy raz się uśmiechnął, gdy ten nadmienił o kolorach. .

4 dzień Święta Ziemi 1509TH, ambasada Throalu w Urupie

Gort w skupieniu kończył list do ojca. Wcześniej napisał do Bakari, szczegółowo relacjonując wydarzenia w stepie, nadzieje na nawiązanie relacji z królestwem orków i feralne dni w Urupie. Dzielił się obawami o reakcję jej i dzieci na to, że postanowił ukryć swe oblicze pod maską, póki nie znajdą z przyjaciółmi sposobu na przywrócenie swojego wyglądu do takiego, który inni Dawcy Imion zaakceptują bez odrazy. Prosił ją kilkukrotnie by nie nalegała na zdejmowanie maski. Do ojca pisał w nieco innym tonie. Zapewniał, że wraca do zdrowia i wkrótce zawita do Throalu. Ostatnie dni spędził na medytacjach nad swoimi talentami. Zadbał zarówno o magiczne wzmocnienia Wojownika jak i Ksenomanty. W szafce stojącej przy łóżku spoczywały w szkatułce trzy sakiewki. To stary Joveim odwiedził go, jak tylko dowiedział się co się wydarzyło. Przyniósł też wypracowane zyski z perfumiarni za drugi kwartał. Ucieszyło to Gorta, bo finansowo stali dość słabo z całą drużyną.

Kiro notował właśnie wszystkie opowieści, jakimi podzielił się z nim Alderas. Głosiciel nie był tak optymistycznie nastawiony jak wobec Gorta. Zdawał sobie sprawę, że Kiro jako mag i głosiciel ma większą świadomość konsekwencji i wiedzę medyczną. Alderas opowiedział mu o rzadkim amulecie krwi - Ognistych skrzydłach, które czasami używały wietrzniaki podobne do Kiro. Gdy w wyniku różnych wypadków losowych utraciły swój atrybut, zastępowały go tym niebezpiecznym środkiem. Doświadczony głosiciel opowiadał mu również historie zasłyszane od magów leczonych w świątyni Garlen. Ponoć wysokokręgowi Czarodzieje znali rytuały zdolne zmienić formę Dawcy Imion, innymi słowy uformować ją na nowo, co dawałoby cień szansy na pobudzenie wzorca do zregenerowania skrzydeł. Słyszał też opowieści o magach zdolnych przyłączyć utracone kończyny na nowo do ciała. To podsunęło Kirowi kilka pomysłów na przyszłość.

03 Raquas (lipiec) 1509TH, ambasada Throalu w Urupie

Dhali fizycznie czuł się całkiem nieźle. Idąc za przykładem towarzyszy, kilka dni medytował nad swoimi talentami. Dziś poprosił o pergaminy i pióra. Na kopercie, szybkimi ruchami napisał Wershalija Anawari, Yistane, Aleja Kupiecka 190. Zaczął pisać „Młoda, miałem pecha – umarłem. Nie żartuję. Zginąłem. Miałem też szczęście i przywrócono mi życie. Ale teraz wyglądam paskudnie. Myślę że wiele rzeczy się zmieni w moim życiu, ale jedna nie - zawsze będziesz moją ukochaną siostrą. W urupie odnalazłem Irajanę, ma się dobrze i stanęła na nogi po śmierci męża, dobrze widzieć ją rozkwitającą. Wracam jak tylko wyleczę się z ran, a są cholerne.” Zastanowił się chwilę i pisał dalej.

Kiro w tym czasie próbował namówić Gorta na kontynuowanie ćwiczeń, które wzmocniłyby jego kondycję. Gort parsknął śmiechem: „Umrzesz kolejny raz, ale możemy wrócić do ćwiczeń od jutra. Jak zemdlejesz to już nie moja wina, nie będę wołał Głosicieli.” Kiro się nadąsał: „Słyszałem ile Kaetilmund zażądał za nasze uratowanie. Jak wrócimy do Throalu, to spłacam jedną trzecią tych kosztów. Nie, żebyś mi marudził, że coś mi fundujesz. My, wietrzniaki jesteśmy honorowym ludem!” Gort tylko pokiwał głową ze zrozumieniem, nie chciał komentować braku skrzydeł u przyjaciela. Sam czuł się nieco wybrakowany.

Dhali zaczął drugi list, do Finwisa: „Bracie, byłem w Urupie, odnalazłem Irajanę, ma się dobrze i stanęła na nogi po śmierci męża, nie znalazłem śladów Twojej żony, wygląda na to że nie dotarła do Urupy. W walce odniosłem razem z Kiro i Gortem bardzo poważne obrażenia. Ale żyjemy. Wracam jak tylko wyleczę się z ran”. Zawiesił pióro nad kartą. Zamyślił się. A może jednak pozwolić Irajanie się z nimi spotkać? Wahał się długo, ale w końcu doszedł do wniosku, że nie ma co dalej się wahać.

11 Raquas (lipiec) 1509TH, ambasada Throalu w Urupie

Mistrz G'rdrik Lavanetis z dumą prezentował trzy maski. Najmniejsza, dla Kiro była wykonana z laki. Na jasnobiałej, utwardzonej powierzchni zastygły dość pogodne rysy dawnego Kiro. Symbole pięciu żywiołów niczym znamiona, zdobiły czoło i policzki. To Dhali zwizualizował dla t'skranga ich dawny wygląd korzystając z magicznej mimikry. Mistrz G'rdrik wiernie odtworzył ich dawne twarze na powierzchni masek. Gort ze wzruszeniem trzymał w dłoniach maskę z lekkiego stopu srebra. Miał na niej lekko zagniewaną twarz, ściągnięte brwi i zmarszczone czoło. Maska DHalego pokryta była zielonkawą patyną, obrazowała jego twarz w chwili magicznego skupienia. Dhali stwierdził, że jak założy kaptur, to cień rzucany przez obszerny materiał dobrze zgra się z kolorem metalu. Gort wypisał mistrzowi weksel na 3 tysiące throalskich srebrników. Odebrał też narzędzia artstyczne dla całej trójki. Chcieli spędzić jutrzejszy dzień na zdobieniu masek. Pojutrze planowali pożegnać się z bliskimi w Urupie i wyruszyć do domu. Niesieni magią Metalowych skrzydeł wyczarowanych przez Kiro, za dwa tygodnie planowali odpocząć w Throalu.

17 Raquas (lipiec) 1509TH, jezioro Ban, wyspa Domu V'strimon

Równo trzy miesiące temu dotarli do Wyspy Trzcin, by zająć się misją od Dziekan Kolegium Pnącza. Wspominali te wydarzenia siedząc z Vroolem, Jeeboo, Sortiną i resztą almarańskich wietrzniaków w gałęziach wielkich drzew Gaju Almarran. Kirowi było trochę smutno. Odszedł jego dziadek, Hiro. Jedyny pomost między obecnymi czasami Kiro, a jego dziecięcą przeszłością w klanie Kunocha u źródeł rzeki Servos. W jego sercu, Hiro na zawsze pozostanie wielkim bohaterem. „Przynajmniej Dhali zamiast butów Hefery, może podarować dziadkowi orichalkową monetę” - pomyślał z zadumą nad planami swojego przyjaciela. Wietrzniaki z Almarra potraktowały ich maski z ciekawością i nagabywały na pokazanie poranionego oblicza. Kiro nie miał ku temu żadnych oporów. Ale Sortina krzywiła się okropnie mówiąc że lepiej wygląda w masce, i może po ciemku udawać żywotrupa.

Dhali odmówił pokazania swego oblicza, więc skrzydlaty ludek nie nalegał. Opuścił ich zaraz po powitaniu i udał się nieopodal do Wieży Drewna, by spróbować dostać się do Kolegium Pnącza. Albo miał dużo szczęścia, albo widok zamaskowanego adepta nieco zbił z tropu strażników. Dziekan przyjęła go, a w zasadzie udała się z nim na spacer bulwarem nad kanałem Wyplataczy Koszy. J'nnea trzymała Dhalego pod rękę. Przewyższała go o pół głowy. Grupa strażników i Mistrzów Żywiołów Domu Trzcin trzymała się za nimi równo siedem kroków. „Niecały miesiąc temu odesłałam waszą batę do Throalu. Wiem jak niecierpliwy jest młody Neden. I mówiąc szczerze, sądziłam, że już was nie zobaczę. A tu taka niespodzianka. Nie powiem, miła. Żałuję szczerze, że Kiro utracił swoje skrzydła. Pociesz go, że są magiczne metody odzyskania zdolności lotu. I dziękuję za opowieść. I pokazanie swego oblicza. Ta konstrukcja…” „Wieża Złudzeń?” - wtrącił Dhali. „W istocie. Mieliśmy trochę czasu by zbadać konstrukcję i magiczne inskrypcje. Intrygujące. Z Kitaju powiadasz?” Dhali potwierdził. „Dom Trzcin wiele by zapłacił drużynie adeptów, skorej do niebezpiecznej wyprawy do Kitaju, by zdobyć szczegółowy opis oryginalnego artefaktu.” - J'nnea znacząco spojrzała na Dhalego. Spod maski Zwiadowcy błyszczały niebieskie oczy. „Pani Dziekan, szczerze mówić, wyprawy do Kitaju mogliby się podjąć adepci-opiekunowie. Jam jeszcze na kręgu Czeladniczym i chciałbym przypomnieć o waszej obietnicy…” - zawiesił głos. Dziekan przystanęła, podchodząc do wysokich kwiatów wodnej lilii. Powąchała wnętrze kremowego kwiecia. „Pamiętam. I słowa dotrzymam. Jak będziesz w królestwie Throalu pójdź do Wielkiej Biblioteki i zapytaj archiwistów o Noriama T'gradlak, Zwiadowcę Domu Trzcin. Przebywa z pewną misją na dworze króla. Z całą pewnością cię przyjmie na nauki, a jest na Kręgu IX.” Dhali dwornie się ukłonił.

26 Raquas (lipiec) 1509TH, wąwóz nieopodal Wielkiego Targu

To było pamiętne miejsce. Ponad trzy i pół roku temu, właśnie tu wpadli w zasadzkę. Teraz, mieli za chwilę odprawić Rytuał Nadania Imienia swojej drużynie. Spalonym. „Może zostańmy to kilka dni?” - zaproponował Dhali. „Posłuchajcie jaki tu jest spokój i cisza. Mamy środek lata, odprawmy Rytuał o północy. A do tego czasu powspominajmy to co ważne, co wydarzyło się od pamiętnego ataku orków.” Przyjaciele zgodzili się.

Księżyc był w pełni. Jasno oświetlał polanę na której trójka przyjaciół rozbiła niewielki obóz. Kiro pierwszy ściągnął swoją maskę i głęboko odetchnął. Gort i Dhali poszli za jego przykładem. Unieśli w górę maski mistrza G'rdrika Lavanetisa. „Ta drużyna od dziś dnia będzie nosić Imię Spalonych. Te maski są jej symbolami i przedstawiają naszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. I będą znane w całej Barsawii jako znak Spalonych.” - recytowali zgodnie, obserwując jak błękitne światło magicznej energii zbiera się w pasmach wokół każdej z masek. „Jam jest Gort z klanu Mefrah z Domu Neumani.”- zaczął Gort - „Ta maska symbolizuje moją niezachwianą lojalność wobec drużyny Spalonych”. Gort kontynuował słowa Rytuału Nazwania. Pędzący cień wielkiej istoty przemknął przez tarczę księżyca. Ale żaden z bohaterów tego nie zauważył.

29 Raquas (lipiec) 1509TH, wąwóz nieopodal Wielkiego Targu

Ostatnie dni spędzili na magicznych zabiegach, wzmacniając swoje moce dzięki Maskom. Teraz, po Rytuale Nazwania stały się one przedmiotami wzorca drużyny. Z zachwytem obserwowali w astralu, jak formował się sam wzorzec. Potem, spędzali godziny by poprzez Maski dostroić się do wzorca Drużyny. Gort ulepszył swą odporność na magię i dwa talenty, magicznego uniu i miażdżącego ciosu. Jednakże dostrajanie się do maski nie było dla niego proste, wręcz przeciwnie, było poważnym wyzwaniem. Kiro wzmocnił swą percepcję, kondycję ciała i fizyczną obronę.

Każdego dnia odprawiali Rytuały Karmiczne, by nasycić swe wzorce maksymalną energią. „Dhali” - zagadnął Gort - „O czemu wypytywałeś Kaetilmunda o tę Sonorę? Podziel się.” Zwiadowca zdjął z ognia imbryk i zalał wrzątkiem trzy małe czarki kawy. Kiro wypuścił kłęby dymu ze swojej nowej fajki. „Senora to adeptka ścieżki Złodzieja. Jest na IX Kręgu, a jako człowiek ma dostęp do wielu talentów z wszechstronności. Jest szefową gangu, do którego należy wielu adeptów Złodziei. Stworzyła organizację na wzór Pomiotu Brochera z Kratas. Jest brutalna i bezwzględna i działa bezwzględnie. Z tego co Kaetilmund mówił, dla pieniędzy i wpływów zrobi wszystko. Rorgic, twój kuzyn twierdził, że to Galankhor Ludi dogadał się z Sonorą i ją sponsorował. Wnioskuję, że musi być nieźle wygadana i ma pewnie spore kontakty zarówno w Throalu, jak i na Triumfie. Skracając, trafiła na moją listę typków na których kiedyś wywrę zemstę.” Gort pokiwał głową. „Zgoda. Ale najpierw pomożesz mi w misji zleconej przez ojca. Falgan-tor. A potem - jak pamiętasz - wyprawiamy się w Góry Smocze.” Dhali westchnął.

01 Sollus, Throal

„Było to nieco dziwne, nie uważasz?” - Kiro uznał szczegółowe wypytywanie przez throalskiego strażnika za nieuprzejme. Dopiero gdy Gort okazał pierścień Członka Rady, strażnik się nieco zmitygował i ich wpuścił bez dalszych zaczepek. Gort wzruszył ramionami: „Cóż, nie kojarzą masek z naszymi Imionami. Jeszcze.” dodał weselej i ruszył na przełaj przez zaułki Królewskiego Bazaru wprost w korytarze Bazrata.

Lia krzątała się po mieszkaniu. Wysprzątała i poukładała po raz kolejny wszystkie sprzęty Dhalego i Kiro. Usiadła na plecionym fotelu i po raz setny przeczytała list od swego mentora: „Szkoda że Cię nie wzięliśmy. Pewnie Twój zmysł by nas ostrzegł. No, ale dobrze tak nam, pewnie powiesz. Strasznie oberwaliśmy, strasznie. Mamy paskudnie poranione twarze i ciała. Ale żyjemy. Za to wcześniej dokonaliśmy dobrych i chwalebnych rzeczy. Opowiem Ci i jeśli będziesz chciała, tym razem z nami pojedziesz. Bo zginąć można zawsze. Wracamy jak tylko wyleczymy się z ran”… Od trzech dni nie wychodziła z mieszkania. Czekała. Siódmym zmysłem czuła, że jej przyjaciele lada chwila mogą zajrzeć do mieszkania, cali i zdrowi. Choć nieco odmienieni. Intuicja jej nie zawiodła. Ktoś energicznie zastukał do drzwi i od razu je uchylił. Ujrzała zakapturzoną postać człowieka z maską na twarzy w zielonkawym odcieniu. Rysy maski przypominały jej Dhalego. Zaraz za nim cichutko wsunęła się mała postać bezskrzydłego wietrzniaka, a drzwi - jak zwykle - zamknął równie zamaskowany krasnolud. Rzuciła się by uściskać całą trójkę, lecz zamarła nie wiedząc czy rany nadal im nie doskwierają. Dhali rozwiał jej obawy. Gort przywitał się krótko i pognał do swoich bliskich.

Kiro spróbował wspinać się po schodach na piętro. Nie było łatwo. Wcześniej nawet nie myślał o tym, wzlatując do swojej komnaty. „Psiakrew.” - zaklął i zaczął splatać zaklęcie Metalowych Skrzydeł.

02 Sollus, Yistane, Kamienica Dermuli

Dhali był zszokowany skalą spisku. Z wrażenia zapomniał nawet wypomnieć Gortowi i Kiro, że wszystkie jego najgorsze podejrzenia się potwierdziły, a Kidris okazala się dokładnie taką suką jak mówił. W ogóle nie czuł satysfakcji. Stracił ojca. Prawie stracił brata. „Jak ją dorwę, to wyrwę jej te śliczne oczęta!” Zmiął w ustach przekleństwo. W myślach wpisał Kidris na listę osób do wysyłki pod Morze Śmierci. Obiecał sobie, że pierwsze co, to odnajdzie jej pojedyncze wlosy, które powinny ciągle być w jej komnatach. I poprosi Kiro o przysługę. Uśmiechnął się paskudnie pod maską…

Za to jego serce rosło, gdy patrzył na Lię. Dziewczyna wyrosła, usamodzielniła się, okazała się przebiegła i odważna. „Proś o co chcesz. Awans na krąg, udział w wyprawie. Zasługujesz na wszystko dziewczyno. Swoją rolę wypełniłaś znakomicie. Ochroniłaś mojego brata. Jesteś dobrym zwiadowcą. Widzisz, dostrzegasz i kiedy trzeba działasz”

Dhali był za sprawiedliwym podziałem majątku. Finwis był jego bratem bez względu na historie z przeszłości. Rozmówili się we trójkę, co kto chce i potrzebuje po wszystkich tych dramatycznych wydarzeniach. Dhali zobowiazal się że pogada z Gliniakiem odnośnie powrotu Finwisa do Wielkiego Targu i rozwiniecia interesu w starym domu Dermuli, a w razie potrzeby będzie miał zawsze do dyspozycji część kamienicy w Ystane. Wershalija jednak martwiła się w duchu: Dhali był jakiś inny, wydawał się nie przywiązywać wagi do majątku, jak to nie on. Upierał się tylko aby, Kiro i Lia mieli swoje komnaty na stałe w kamienicy Dermuli, reszta zdawała sie go nie obchodzić. „Być może to ta maska” pomyślała „Jest zupełnie obcy, jakby umarł naprawdę…”. „Acha i jeszcze jedno” dobiegł ich stłumiony głos brata spod nieruchomego oblicza. „Finwisie, dom Butrymów… pogadam z Drisamem, myslę że podpowie kogo wynająć do sprawy” Finwis uniósł pytająco brew. „Nieruchomość bracie, ona jest częściowo Twoja po linii żony, masz do niej prawo, trzeba nam tylko zmyślnego krasnoluda w literze prawa…” Wershalija odetchnęła… „Może jednak nie umarł zupełnie” Uśmiechnęła się do siebie. „Teraz już wszystko będzie dobrze”

05 Sollus, Throal, dzielnica królewska

Musiał zaczekać kilka dni nim król Neden go przyjął. Audiencja była krótka i rzeczowa. Oddał pierścień Członka Rady Wojennej Królestwa Throalu i przeprosił króla za nienależyte zaangażowanie. Zrezygnował również na piśmie z honorowego stopnia kapitana armii. Król poprosił go o złożenie szczegółowej relacji z całego zamieszania w Urupie, jakie wynikło wskutek ich akcji i działań Oka Throalu. Zamierzał wyciągnąć konsekwencje wobec Domu Ludi, ale też był zirytowany postępowaniem agentów. Gort miał cały raport osobiście przekazać mistrzowi Merroxowi.

Wracając wstąpił do Banku Throalu. Chciał załatwić formalności związane z wekslami z Urupy i zaległością wobec ambasady. Miał nadzieję przebrnąć przez wszystkie formalności w ciągu kolejnej godziny.

Mniej więcej w tym samym czasie Kiro tłumaczył Abgarowi zawiłości talentów z kolejnego kręgu. Przerywał co chwila i dopytywał się o księgę zaklęć krasnoluda, ale chęć Abgara do nauki szybko tłumiła niecierpliwość wietrzniaka. Natomiast co do wspólnego biznesu i otworzenia manufaktury magicznej, Kiro był realistą: „Powiem szczerze Abgarze, to byłoby na pewno zajmujące przedsięwzięcie. Musze je z przykrością odłozyć na odleglejszą przyszłość. Mam tyle zaległych spraw i lada chwila ruszamy z Gortem w głębinę gór, że to jest dla mnie priorytetem.” Krasnolud kiwał głową ze zrozumieniem.

Dhali pił piwo w Zapadni, nieopodal Królewskiego Bazaru w korytarzach Thandosa. Nachti odłożył kufel i otarł wąsiska. „Powiadasz, że chciałbyś coś znaleźć co by ci zastąpiło te magiczne rękawiczki od obsydian? Ja na twoim miejscu udałbym się z Kiro do cechu Mistrzów Żywiołów i zamówił identyczne. Wnioskuję, że to dość unikalny przedmiot, nie produkcja na rynki magicznych manufaktur? Pogadaj z Gortem, Neumani mają dobre zaopatrzenie od magików Byril'ah i pewnie coś w swych magazynach by ci mogli zaoferować. No, a ostatecznie to pomyszkuj na Bazarze. Jest tam dział Osobliwości i Antyki, gdzie kilku speców sprzedaje i kupuje artefakty od wszelkiego autoramentu adeptów. Może by tam coś mieli ciekawego?

A co do Senory to za dużo nie wiem. To pewnie jakaś lokalna ciekawostka. Ja to w Urupie w życiu nie byłem i nie zamierzam. Throal jest dość paskudnym miejscem, ale nie aż tak, by wyściubiać stąd nochal. No ma pod ręką Wielki Targ z całą rzeszą naiwnych obywateli. Co? Nie czujesz się throalczykiem? No daj spokój, postaw jeszcze kufelek. A potem skoczymy na bazar, dobrze?”

Spędzili na Bazarze dobre pół godziny. Dhali zachwycił się drobiazgiem, który uznał za przydatny. Jeden z krasnoludzkich kupców z konsorcjum Handlarzy Sweriga z Kompanii Iglicy Marzeń, zaoferował Dhalemu dwa malowane turkusy połączone posrebrzonym żelaznym łańcuszkiem. Kamienie przypominały gałki oczne i bardzo przypadły do gustu Zwiadowcy. Wytargował ten wisiorek za 8 srebrników. I zadowolony pożegnał Nachtiego udając się w stronę korytarzy Bazrata.

kampania_2014/interludium_iv.txt · ostatnio zmienione: 2021/05/13 14:43 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG