Sesja rozgrywana 14,21 paźdzernika 2007. Adepci starają się odzyskać skradzione mienie kupca Jorge, które zostało im powierzone.
09 Riag 1498 TH
Pożegnali się z K’marro i udali w kierunku nabrzeża. Na Szponie Kygrena było jasno, ktoś krzyczał a na pokładzie biegało wielu Dawców Imion. Nim zdążyli wejść po trapie Jorge z dala krzyczał: To wasza wina! Wszystko to przez was!” oskarżycielsko wyciągając paluch. Wokół siedzącego kupca stali kapitan, ork Monko, Kela, Mohrag i K’orri. Jorge rzucał obelgi w ich stronę. Wkrótce zorientowali się co się tak naprawdę wydarzyło.
Dwirnach obejrzał dokładnie kajutę i zostawił nieprzytomnego Likarda po opieką Karvusa i Lugido. Musieli rozmówić się z kupcem. Krasnolud był wściekły. Zagroził im, że jeśli nie znajdą skradzionej szkatułki, to sprawi, że nie znajdą przez lata zajęcia w Urupie. Rozeźliło to Dwirnacha, zarzucił krasnoludowi, iż ten nie poinformował ich o zawartości skrzyni, ani o potencjalnym rabunku. A w wyniku jego lekkomyślności ciężko ranny został ich towarzysz. Jorge najchętniej wylałby ich natychmiast z pracy, a zatrudnił zaprzyjaźnioną grupę adeptów. Swoją drogą to właśnie oni znaleźli Maskę Oltiona w ruinach starej Skawii i Jorge podpisał z nimi umowę na kwotę bliską 15 tys sztuk złota. Dwirnach, Karam i Tizkara musieli ochłonąć i udać się na spoczynek, mieli za sobą ciężki dzień.
Likard został odniesiony do uzdrowicieli przy Łaźni Dziewięciu Pasji, a na pokład wkroczyli urzędnicy V’strimonów z kapitanatu, którym kapitan Feskel złożył szczegółowy raport. W tym czasie adepci sprzątali kajutę. Znaleźli ołowiany pocisk, którym rozbito kryształowy bulaj kabiny. Usunęli odłamki kolcobomb i doprowadzili pomieszczenie do porządku. Ustalili w końcu z Jorge, że pozostaną tu tak długo, aż nie odzyskają szkatułki. Kupiec wręczył im 100 złotych monet awansem i tytułem wydatków. Jemu również zależało na odzyskaniu wartościowej rzeczy i minimalnym rozgłosie. Rankiem adepci mieli opuścić łódź. Odzyskany przedmiot musiał się znaleźć w Tansiardzie do końca miesiąca Riag. Mieli więc przed sobą 20 dni na załatwienie sprawy, w tym wędrówkę starym therańskim traktem.
Nim poszli spać, rozmówili się jeszcze z Mistrzem Żywiołów Monko, by pomógł im w poszukiwaniach pytając jakiegoś ducha wody o bieg wydarzeń. Początkowo ork odmówił, ale potem zgodził się poczekać do rana na obchód magów z Kolegium Pnączy i poprosić o zgodę dziekana Kolegium. Odwiedził ich również T’reot. Polecił im swą przyjaciółkę, uzdrowicielkę Erikę, gdzie mogliby tanio przenocować.
O świcie pożegnali się z kupcem. Dwirnach rzucił tylko Jellenie pracującej dla Theoblada, by go odszukała w Urupie na przełomie roku, sugerując, że przeprowadzi dla niej Rytuał Awansu. Wraz z Monkodogonili grupę v’strimońskich Mistrzów Żywiołów na czele której szła J’nnea Hawath V’strimon, dziekan Kolegium Pnącza. Po wysłuchaniu ich opowieści t’skrang pozwoliła Monkowi przywołać ducha wody. Ork uczynił to na pokładzie statku. Dzięki temu dowiedzieli się, że napastników było trzech, ponad wodą zmierzali w kierunku oczekującej ich niedaleko łódki. Nim do niej wpadli, coś plusnęło i zmąciło spokojną toń jeziora Ban.
Była to cenna wiedza i w zamian za nią, Dwirnach musiał przyrzec wypełnienie przysługi dla Mistrza Żywiołów. W Travarze zamieszkiwał niejaki Milanus, człowiek i również adept ścieżki Mistrza Żywiołów. Monko zobowiązał krasnoluda, by ten obił boleśnie Milanusa, przekazując mu przy okazji pozdrowienia. Ów człowiek nieźle musiał zaszkodzić Monkowi.
Gdy Szpon Kygrena odpłynął, udali się pod Czerwony Grzebień, by zagadnąć T’shtar o możliwość noclegu. Właścicielka lokalu zaproponowała im komfortowy apartament na poddaszu, z przepięknym widokiem na jezioro. Jednak cena była tak horrendalnie wysoka, że spuścili nosy na kwinty i podziękowali. Postanowili, że zajmą się tym później. Teraz najważniejsze było zbadanie tej części jeziora, którą wskazał duch wody.
Mieli szczęście, nie musieli długo szukać. Natknęli się na grupę t’skrangów, w której jeden był właścicielem zacumowanej niedaleko, małej łódki. Przedstawił się im jako Vurito. Za 1 sztukę srebra zgodził się wypłynąć do granic refselenika. Podczas drogi uprzejmie zagadywał ich o cel tej malej wycieczki. Oczywiście nie powiedzieli mu całej prawdy na początku, ale t’skrang dowiedział się dość dużo, by uknuć w swojej głowie sprytny plan. Elfka, człowiek i krasnolud na pokładzie jego łódki zapewne bali się wody, lub nie umieli nurkować tak jak on, adept Marynarz i członek załogi „Łapacza wydr”. Uważnie przepływał przez labirynt refselenika w kierunku wskazanym przez człowieka. Gdy ten nakazał mu się zatrzymać, po czym wymienił spojrzenie z krępym krasnoludem, Vurito wiedział, że drogocenna szkatułka jest tu gdzieś na dnie. Powiedział im prawdę, że wydobycie zguby z dna jeziora jest tu bardzo niebezpieczne ze względu na wodorosty mackowate. Polecił im udać się do Kolegium Pnączy i poprosić o pomoc jakiegoś Mistrza Żywiołów. Dobrze zapamiętał miejsce i wolno zawrócił łódź. Gdy tylko znalazł się za wewnętrzną granicą refselenika, wybił się z pokładu i zanurkował najszybciej jak umiał. Widział zamieszanie na pokładzie i kątem oka obserwował jak łódź zaczyna go ścigać. Miał nadzieję, że zgubi ich na kolcach bariery.
Karam ponownie użył swego astralnego spojrzenia. Magia adepta zasnuła mu wzrok, odkrywając przed nim szaro-srebrzyste barwy astralnej przestrzeni. Woda jaśniała jak zagęszczona masa, w której wyraźnie odcinały się długie i ostre zęby bariery, wykonanej z esencji wody. Krew szumiała mu w uszach i czuł pulsowanie tętnicy, skupiony za sterem przeprowadził łódź bezpiecznie.
Vurito spokojnie unosił się nad kępą rozłożystych wodorostów. Widział niewielką, drewnianą skrzyneczkę. Wyjął nóż i odepchnął się ogonem, czuł, że wytrzyma jeszcze kilka minut pod wodą. Delikatnie wyłuskał szkatułkę spośród rozłóg. W chwili gdy unosił ją w górę, burozielona macka wystrzeliła i owinęła się wokół jego dłoni, boleśnie parząc. Nim chwycił druga ręką nóż, tuzin długich i oślizłych liści spętał jego nogi i ogon. T’skrang wypuścił szkatułkę z rąk, usiłując się uwolnić. W lewym łokciu czuł potężne mrowienie, a pieczenie w nogach i ogonie był nie do zniesienia…
Przez niecały kwadrans obserwowali zmagania ich niedoszłego przewodnika z wodorostem mackowatym. W końcu zaczepił ich patrolujący tę okolicę shimoram. Weszli na jego pokład i zdali szczerą i całkowitą relację kapitan Perenne. Ta spisała raport i wezwała pokładowego Mistrza Żywiołów. Za opłatą 50 sztuk srebra, mag wydobył z dna szkatułkę. Dopłynęli do portu i wypełnili resztę formalności. Zapytali po drodze kapitan, gdzie mogą przechować ładunek tak znacznej wartości. Perenne bez wahania odesłała ich do Kolegium Pnączy, by tam rozwiązali swój problem.
Zgłodnieli porządnie i wstąpili na małą przekąskę. Udało im się później dorwać K’marro i zamówić kurs głównym kanałem aż do Wieży Drewna. Tam natknęli się na wielki tłum różnych Dawców Imion, wśród których przeważały elfy. Kwatery Kolegium były pozawieszane na różnych poziomach Wieży, będącej w istocie ogromnym drzewem. Po godzinie oczekiwania, przyszła i na nich kolej. Wpierw Dwirnach przedstawił swą prośbę spotkania z Dziekan. Miał cały czas paczuszkę od Seosamha. Karam i Tizkara wyjaśnili co chcą przechować. Wzbudziło to wielkie zainteresowanie t’skranga przyjmującego petentów. Odesłał całą trójkę do pani Dziekan. Na platformie utkanej z żywiołu powietrza wznieśli się na najwyższe poziomy drzewa. Tam właśnie mieli spotkać J’nneę Hawath V’strimon, Mistrzynie Żywiołów IX Kręgu, głowę Kolegium Pnącza.
Z zachwytem obserwowali magiczne wyposażenie komnat pani Dziekan. Uwagę ich przykuła wielka kadź wypełniona wodą i drobinami esencji powietrza. J’nnea z wielką uwagą wysłuchała ich opowieści o Masce Oltiona i w skupieniu przyjrzała się szkatułce. Zwężone źrenice sugerowały wyraźnie Karamowi, że pani Dziekan bada astralną strukturę przedmiotu. Wyraźnie podekscytowana adeptka zgodziła się przechować im szkatułkę za opłatę 100 sztuk srebra dziennie. Jej magowie mieliby ją ukryć na innym planie, niedostępnym dla przeciętnego Złodzieja. Dziekan zwróciła się też z prośbą o przyzwolenie na niewinne badania szkatułki. Oczywiście zabezpieczonego zaklęciami pojemnika nikt nie ważyłby się otwierać.
Dwirnach przekazał jej podarunek od Seosamha z Urupy. Przy tej okazji zapytał o przysługę jaką mógłby oddać na służbie duchowi powietrza. J’nnea żywo zainteresowała się historią z Indrisy. Do tego stopnia, że poprosiła Tizkarę o codzienne wizyty wieczorami w Kolegium Pnącza, by skrybowie Kolegium zapisali jej wiedzę o górach Majańskich, o Klasztorach Echa Tysiąca Kroków i Wież Wschodzącego Księżyca, o wielkim Goddarcie i wydarzeniach z duchem powietrza. Dziekan Kolegium Pnącza poruszona sprawą Dwirnacha i udziałem żywiołów w oczyszczeniu jego wzorca z magii krwi, zaproponowała Wojownikowi udział w misji na Mgliste Bagna. Jakiś czas temu był w tamtych okolicach Powietrzny Zwiadowca Korben Cienisty Ogień, będący na usługach Domu V’strimon. Badał okolicę na podstawie map i wskazówek D’zara Illedetsa z Sokolich Pazurów. W okolicach zwanych Miejscem Płonącej Wody znajdowały się ruiny przedpogromowej placówki Theran. Dziekan wyraziła tylko ogólną myśl, że zależy jej na zbadaniu tych ruin. Podejrzewała, że magowie imperium próbowali tam tworzyć nowe istoty łącząc duchy powietrza z duchami wody.
Poleciła im, odwiedzać Kolegium wieczorami, posługując się hasłem Kalidosfer z Vanguardu.
Po wizycie w Kolegium Pnącza rozdzielili się. Karam z Tizkarą poszli na obiad Pod uśmiechniętego Krojena, a Dwirnach uciął sobie rozmowę z niejakim Oromme, t’skrangiem właścicielem podłej speluny znanej jako Korzeń Wirolistnika. Ich zamiarem było zyskanie większej wiedzy o konkurencie S’hondli. Jednakże niewiele wskórali. Dyktowane to było zapewne zmęczeniem po ciężkim dniu pełnym wydarzeń.
Likard w tym czasie znajdował się we wspólnej sali chorych, przy Łaźni Dziewięciu Pasji. Musiałoby upłynąć kilka dni pod opieką uzdrowicieli, nim mógłby stanąć na własne nogi.
Przed wieczorem udali się pod wskazany przez T’reota adres. W małym, piętrowym domku, pochylonym nad kanałem, mieszkała uzdrowicielka Erika. Drzwi zawarte były na kilka sztab. Dziewczyna dokładnie ich sobie obejrzała, a potem wzięła pergaminy jakie T’reot przekazał przez ich ręce. Zaskoczyło ich to, że zamiast powitania zapytała „czy są tymi sprzedawcami owoców…” Dom był przytulnie urządzony. Karam nie byłby sobą, gdyby nie zbadał przestrzeni astralnej. Wykrył kilka ukrytych przedmiotów o silnej aurze, pojemniki i słoje z niezidentyfikowaną, magiczną zawartością.
Ich pokój był na górze. Balkonowe okno można było zabezpieczyć solidną kratą. Dodatkowo okna i drzwi zabezpieczono magią głosicieli. Podczas rozmowy, w pewnej chwili Erika zapytała po theransku, czy mówią w tym języku. Nieco zaskoczeni, przyznali się do znajomości (i to całkiem biegłej) imperialnej mowy. Dziewczyna zażądała 30 sztuk srebra za noc spędzoną w jej domu.
Zmęczenie wzięło górę i cała trójka padła przed północą jak nieżywa.