Dwirnach Zapalczywy z rodu Poretów

Jesteś obrzydliwie poczciwym krasnoludem…
- P'rk w chwilę po zawarciu przysięgi krwi z Dwirnachem

[16 Sollus 1457 - ]

Początki

dwirnach2.jpgBył krasnoludem raczej małym, przez co stanowił obiekt życzliwych wprawdzie, ale jednak docinków ze strony krewnych, zwłaszcza w linii ojcowskiej. Rodzice nie dopuszczali początkowo innej wizji, jak ta że syn, tak jak i dwóch pozostałych, zostanie kamieniarzem – to była chwała i droga rodu. Dlatego też małego Dwirnacha przyuczano do kamieniarki. Coś jednak nie szło – jakieś niecierpliwe dziecko z niego, bloki nie wyszlifowane tak jak trzeba, linie dalekie od doskonałych płaszczyzn. Dzieciak się męczył siedząc długo w jednym miejscu i przy jednym zajęciu. Wolał latać z bandą małych krasnoludów i staczać boje z innymi watahami dzieciaków ludzkich i krasnoludzkich. Od elfów zawsze trzymali się z dala – nie mieli poczucia humoru, no i była tylko czwórka elfickich dzieciaków– jak tu bić się z taką garstką? Niehonorowo.

Matka zatem wymogła na ojcu, coby spróbować względem niego innego fachu – pomyślała o zbrojmistrzostwie, którym zajmował się jej wuj Sighrud, zwłaszcza że dzieciak lubił oglądać bronie, a i nimi machać w zabawie. Uwielbiał też słuchać opowieści mądrego Edru o świecie na zewnątrz, o ogromnej Barsawii i o znakomitym, na poły mitycznym królestwie Throalu, gdzie wszystko było najlepsze: prawa, budowle, bronie i wojownicy. Młody Dwirnach dałby sobie rękę uciąć, żeby tylko je zobaczyć. I tak w wieku lat 10 został drugim pomocnikiem krasnoludzkiego zbrojmistrza Sighruda, który był z kolei uczniem adepta Edsona Młota. W tym czasie mały Dwirnach zaczynał coraz częściej odczuwać swoją przewagę na rówieśnikami, w zapasach prawie zawsze wygrywał – wprawdzie siłowo czasami musiał ustąpić pola, to jednak jego szybkość była zawrotna. Koledzy zaczynali go szanować – był od nich mniejszy, ale zwyciężał. Wytrzymał w fachu sześć lat. Sighrud śmiał się, że jego pomocnik najchętniej brał dopiero co wykuty oręż, albo i zwykły zaczyn surowy broni i machał nim na podwórcu. Cóż z niego za zbrojmistrz?– uśmiechał się – Chyba tylko taki, że w gorącej wodzie kąpany. Zupełnie nie po ojcu. Nie ma cierpliwości… – kiwali wszyscy głowami. Młody Dwirnach zastygał tylko wtedy, gdy kto o Barsawii prawił lub opowieści o orężu snuł i o bitwach z jego udziałem, jak to umiał wspaniale robić Edson Młot. Rósł w marzeniach i rósł w pysze – och, być wojownikiem! Czuł się niezwyciężony wśród rówieśników – zapasy, szybki fechtunek, rzuty włócznią, wszystko to przeważnie wygrywał. Mały, krępy szybki worek mięśni.

Była jednak zadra w jego sercu – był dobry wśród rówieśników krasnoludzkich. Ale byli też i inni, i był zwłaszcza jeden – ludzki chłopak imieniem Yasuni. Oj, z nim przegrać było łatwo. Skrycie rywalizowali ze sobą. Gdy wreszcie przyszedł wiek dorosłości wielki Dajner niespodziewanie ziścił jego nigdy nie wypowiadane westchnienia. Zostań adeptem rzekł do niego. Ach, cóż to była za radość! Ojciec długo jeszcze rozcierał bark od żywiołowych uścisków i klepnięć syna. Ale jakież emocje targały Dwirnachem, gdy te same słowa Dajner wymówił także do Yasuni! O pycho! Jak tu być najlepszym, gdy on obok ciebie?! Och, łatwo wpaść w gniew. Dyscyplina jest jednak wymagająca, wyrzuca emocje, buduje kunszt czystej walki. Dajner widział co się dzieje w duszy Dwirnacha, a Yasuni jakby się mniej przejmował całą sprawą, lecz czyż każdy wojownik nie musi najpierw zmierzyć się z samym sobą? Nic nie robił by to zmienić. Lata mijały i choć obaj rośli w siłę, obaj byli coraz lepsi w kunszcie wojennym, to jednak Dajner ze smutkiem czasami myślał, że ścieżka adepta nie jest dla tych dwóch i że jego wiedza odejdzie razem z nim.

Ale gdy pewnego roku nastąpił obryw we wschodnim korytarzu i błogi spokój kaeru prysł w mgnieniu oka, wszystko uległo zmianie. Oto społeczność znalazła się w obliczu nieznanego – w zaporze ziała dziura, której nikt nie był w stanie zlikwidować. Nagle wojownicy zaczęli być potrzebni. I gdy po dwóch miesiącach od obsuwu w kaerze pojawił się jakiś stwór (duży, owłosiony, z pazurami i zębami, wszyscy mówili że horror, chociaż Edru prawił, że zwierzę tylko) obaj młodzieńcy przeistoczyli się w adeptów. I tak Dajner mógł wreszcie radować się myślą, że wojownik do drogi potrzebuje przeciwnika i walki, a nie ćwiczeń. Miał następców, którzy stali się już mężczyznami.

Smutek jednak zagościł znowu na jego obliczu. Gdy na corocznym turnieju Dwirnach przegrał z Yasuni w swoich ukochanych zapasach na powrót odezwała się jego gorąca krew. Drwiny ze strony towarzyszy Yasuni przeważyły. Wyzwał jednego z nich, a właściwie obraził tak, że szyderca nie mógł się wycofać do walki na pięści wiedząc doskonale – wszyscy to wiedzieli – że przeciwnik musi przegrać. I przegrał straszliwie obity. Po walce Dajner nie rzekł ni słowa. Wszyscy się rozeszli i właściwie Dwirnach nie usłyszał żadnej nagany. Sam też nigdy się nie potępił. Od tego czasu jednak – a mija już pięć lat – nie goli włosów, jeno brodę, dając widomy znak swego błędu i czekając na możliwość poprawy. Ludzie z wolna przyzwyczaili się do jego dziwacznych warkoczy i dość szybko zapomnieli jak powstały. Młode krasnoludy tłoczą się wokół niego patrząc z podziwem na krzepkie ramiona i błyskawiczne ruchy. Tylko trzech Dawców z pewnością pamięta tamten wieczór. I wszyscy czekają.

Inicjacja

Adeptem został jeszcze w Kaerze Nadzieja. Tak naprawdę poczuł magię po walce ze stworem, który zagrażał społeczności. Chyba od tamtej chwili w jego życiu pojawiło się wieczne poczucie odpowiedzialności za kogoś. Jego mentorem i nauczycielem stał się Wojownik Dajner.

Przygody

Dwirnach znalazł się w pierwszej grupie ekspedycyjnej z Kaeru Nadzieja, która miała odnaleźć Huebri. Z początkiem miesiąca Riag 1475TH dotarł tam wraz z grupą adpetów z Kaeru. Od początku współpracował i opiekował się mieszkańcami. Zasłynął wtedy z pokonania gargulca zagrażającego wiosce. Wybrał się również do przymierza trolli - Kamiennych Szczęk z Tylonów i zapoczątkował więzi przyjaźni z tymi sąsiadami. Wraz z przyjaciółmi pomógł pokonać im Ksenomantę Narsiga i oroków z plemienia Krwawych Włóczni.

Przez zimę 1475/76TH uczestniczył w budowie jaskiń Huebri i przygotowaniu do zajęcia dawnego domu. Z miesiącem Rua 1476TH udał się z przyjaciółmi do Trolli by rytualnie zadzierzgnąć więzy przyjaźni. Wówczas to wraz z Yasuni, Delveną i Jonatanem pokonali Mantikorę. Dwirnach długo pozostał u trolli poznając ich mowę i obyczaje. Stał się jednym z nich, do tego stopnia, że wiosną 1476TH uczestniczył w łupieżczej wyprawie na Hammerstone.

W miesiącu Raquas 1476 stanął na czele ekspedycji do Kaeru Kalim, gdzie pokonali pomniejszego Horrora dręczącego mieszkańców. Niestety nie udało im się przekonać mieszkańców do otwarcia wrót.

Latem 1476 wyruszył w stronę Jerris szukając zbiegłej Łuczniczki, Mariki. Wówczas to poznał mieszkańców Rindtal na skraju Liaj i zaciągnął się do kupca Torkela. Wspólnie z nim i jego ludźmi udali się w kierunku Gór Delaryjskich. Poznał wtedy Ksenomantę Kiaura, z którym wkrótce połączyła go przyjaźń i wspólne wędrowanie. U podnóży gór szukali pewnego, orkowego mędrca, który pomógłby im rozwikłać zagadkę zestawu sztyletów, odnalezionych przez Berna na dnie Jeziora Larkir.

W Manu-Chane wplątali się w konflikt między plemieniem Sprawiedliwych Żmij i Rabusiów Dolgruka. Tam też poznali Ksenomantkę Tanę i Karama, Vorsta i Łowcę Horrorów, który postanowił później razem z nimi wędrować. Opuścili Torkela i stworzyli niewielką drużynę: Dwirnach, Kiaur, Karam, Delvena, Yasuni i P'rk. Dopiero z początkiem miesiąca Teayu 1476 powracali do Huebri. Podczas powrotnej drogi stoczyli zacięty bój z łupieżcami Krwawej Wiedzy.

Nie dane było im wrócić do Huebri, gdyż osada izolowana była przez Ponury Legion. W wyniku zdrady Vudraka, Dwirnach wraz z Karamem i Kiaurem trafił do obozu niewolników theranina Haldoriusa. Potem przewieziony niewolniczą batą do Powietrznej Przystani, został sprzedany w niewolę indrisańskiemu paszy.

8 dnia miesiąca Doddul 1476 przybyli wraz Kiaurem, Karamem i sprzedaną wraz z nimi Fechmistrzynią Andaną, do Vaniri, do zamku paszów Mandalay. W Mandalay długo poznawali historię rodu i jego tajemnicę. Zostali kupienie po to, by wstąpić na rytualną Ścieżkę Łowów i pomagać Cieniom - indrisańskim adeptom. Oni zostali Przynętami, a ich celem stało się pokonanie odwiecznego prześladowcy rodu Mandalay - Przeciwnika, Horrora Ambarpula.

Wtedy to Dwirnach poznał Sinmagira, swojego Cienia i późniejszego mentora, który wiele go nauczył i przeprowadził przez kilka kręgów.

W Indrisie Dwirnach zakochał się w swojej towarzyszce Andanie i wkrótce stali się parą. W miesiącu Rua 1477 wypłynęli w poszukiwaniu wiedzy na Ocean Indrisański, zmierzając do Saemasta, domu morskich t'skrangów. W powrotnej drodze sztorm dopadł Śmigłego Vursuka i rozbili się na nieznanej wyspie. O mały włos a Dwirnach nie stanąłby do walki z Żywiołakiem zamieszkującym wyspę. Wyratował ich dopiero annawicki statek.

Gdy wrócił wraz z przyjaciółmi w początkiem Mawag, oswobodził Mandalay od wysłannika Ambarpula, potężnego konstrukta. W miesiącu Ghamil 1477 rozpoczęli długą pielgrzymkę do Dravady, świętego miasta. Płynąc rzeką odrodzenia przez Lumanadar, dotarli tam z początkiem Raquas. Celem ich było Basharpur, rodzinna osada Tizkara. Tizkara była elfką, Łowczynią Horrorów i Cieniem Karama. Tam właśnie Dwirnach poznał Dervashara, potężnego Wojownika, ojca Tizkary. Wspólnie z przyjaciółmi udało im się pokonać Horrora, który prześladował Tizkarę. Byli coraz bliżej celu - dotarcia do przedmiotu wzorca Ambarpula.

W pierwszych dniach Sollusa Dwirnach był już w majańskich klasztorach mędrców. W Klasztorze Echa Tysiąca Kroków zasłynął z wybudowania wieży wentylacyjnej i nawet Nazwał ją Wieżą Poretów. Miesiąc później był już w Klasztorze Wież Wschodzącego Księżyca. Tam został uleczony z rany krwi, przez Ducha Powietrza. 30 dnia Riag 1477 TH rytualnie przyzwali Horrora i stoczyli z nim śmiertelny bój.

Ostatnie wydarzenia

W wyniku magii jaka panowała w Leżu Ambarpula, w czasie gdy oni, fizycznie przeniesieni w astralną przestrzeń, walczyli z Horrorem, w fizycznym świecie czas pędził na złamanie karku. Nim pokonali potwora i wyszli z astralu, „na zewnątrz” upłynęło blisko 20 lat.

Gdy 10 dnia Mawag 1498 Dwirnach z Karamem, Kiaurem i Tizkarą odwiedzili dom Sinmagira, wzbudzili prawdziwą rewolucję. Długo byli ekscytującym wydarzeniem dla wszystkich magów i adeptów z Vaniri i wschodnej Indrisy. Latem 1498 raz jeszcze udali się na pielgrzymkę do Dravady i potem do Basharpur. Tam, Dwirnach uczył się arkan sztuki kamieniarskiej u Hiruena, młodszego brata Tizkary. NIe zaniedbywał sztuki wojowniczej i studiował ją pod okiem Dervashara. Był już wtedy adeptem V Kręgu. Wiosną 1498 wrócili do Vaniri, do Mandalayów, a z początkiem lata, kilą kapitana Hartmallena, Dwirnach dotarł do Carcareny. Tam poznał kupca Viggo i razem z nim, na pokładzie legendarnej Mallornici osiągnęli Urupę.

W Urupie miała żyć Andana, żona Dwirnacha. Po 20 latach nieobecności w jej życiu, Dwirnach miał wielkie obawy co do tego, jak się zachowa, kiedy go ujrzy. Najbardziej martwił się jednak o swego syna, Dagniego, który dzięki zbiegowi wydarzeń, był prawie jego równolatkiem. 25 Ghamila 1498 odnalazł żonę. Nie miał jednak nadziei na powrót do normalneg życia z Andaną, gdyż ta ułożyła już sobie życie z kimś innym.

Dwirnach zadomowił się w Urupie i zaczął szukać informacji o swej rodzinie i osadzie Huebri. Powziął decyzję wyprawy w Góry Tylońskie, wcześniej jednak, z początkiem miesiąca Raquas, towarzyszył Karamowi w wyprawie do Aras Nehem, gdzie Łowca chciał rytualnie awansować Ekkara Zielone Oko, swego ucznia. W połowie miesiąca dotarli blisko Otchłani. Jednakże ich podróży przeszkodził wstrętny potwór, który dopadł wcześniej kultystów Ristula. W walce z nim, o mało nie postradał życia. Po kilku dniach odpoczynku i awansowaniu Ekkara podjęli decyzję o powrocie.

W drodze powrotnej, w Greth, Dwirnach zabawił kilka dni, pomagając mieszkańcom w budowie. Na początku Sollusa znów był w Urupie. Zgłosił się do nowego mentora, Tharra Żelazna Pięść i rozpoczął naukę arkan VI Kręgu swojej Dyscypliny. Rytuał awansu miał się odbyć 22 Sollusa 1498 TH.

Po awansie, zaciągnał się wraz z Karamem na Szpon Kygrena, by eskortować kupca Jorge Werwisle z Urupy. Po drodze na jeziorze Ban przeżył niemiłą przygodę, ale dzięki temu odnalazł przypadkiem Sivariusa, dawnego kompana i przyjaciela sprzed lat. Eskortowali pewien magiczny przedmiot, ktory Jorge ukryl w swoich skrzyniach. ZOstali jednak napadnięci i obrabowani. Wraz z Sivariusem zostali kilka dni w Domu Trzcin szukając śladów, które mialyby ich naprowadzić na zlodzieji. Szczęśliwym trafem znaleźli na dnie jeziora Ban szkatułkę z magicznym przedmiotem i oddali go na przechowanie w ręce v'strimońskich Mistrzów Żywiołów.