„…cztery krople vitriolu, dwie krople jadu zgnilcokła, trochę alkoholu… nie nie, więcej alkoholu, dużo więcej” - Ar'ket obmyślający antidotum na ukąszenia.
ur. 14.12.1486 -
1486TH - Trochę historii i początki
Przyszedł na świat w 1486 TH w wewnętrznym mieście Królestwa Throalu – Oshane. Jego rodzina miała bardzo szlachetne korzenie. Z opowieści dziadka Ar’dallana dowiedział się, że 4,5 wieku temu, na świat w Throalu przyszedł Ersh’er Światły, syn therańskiego gubernatora Parlainth – Ersh Wearga, który uciekł wówczas z miasta, a po rytuale zapomnienia i stworzeniu Pierścienia Tęsknoty przez elfy ze Smoczej Puszczy – zapomniał o swoim dziedzictwie. Potomkowie Światłego zostali przyjęci do krasnoludzkiego Domu Endour, który w okolicznościach Rebelii Śmierci skazano na banicję.
Dziadkowie Ar’keta, adept Trubadur Ar'dallan Weargath i jego żona adeptka Czarodziejka Kriskri, pracowali przy budowie miasta Oshane, od 1433 TH. Żyli tam, aż do śmierci, uhonorowani nadaniem królewskim wspaniałej willi przy głównym placu miasta. Oboje mieli czworo dzieci, z których tylko jedno zostało adeptem, najmłodsza córka – Mistrzyni Żywiołów. Ojciec Ar’keta, Sharwi, był trzecim dzieckiem, najzdolniejszym ze wszystkich. Nim ukończył dwie dziesiątki lat, wszedł w poczet uczonych rachmistrzów, pracujących przy magistracie dla barona Oshane.
Ar’ket narodził się 14 dnia Doddul 1486TH. Jego ojcem chrzestnym był krasnolud, Drisam Mefrah Neumani, bogaty kupiec z Sal Bazrata, długoletni przyjaciel ojca. Sharwi lata temu załatwił Drisamowi intratny kontrakt na stałą dostawę przędzy do Gildii Tkaczy z Oshane. Odtąd zaczęła się przyjaźń między tymi dwoma Dawcami Imion, która później objęła oba klany. Ar’ket poznał Gorta w wieku lat 10, kiedy ten, już będąc dorosłym, powrócił ze swojej pierwszej wyprawy z Domu Trzcin. Gort zaprosił wówczas niedorosłego orka, na swojską popijawę i Ar’ket zaskoczył wszystkich wrodzoną odpornością na procenty. Kto wie, czy to wydarzenie nie zaważyło na dalszej karierze orka, gdyż wybitnie zainteresował się sprawami związanymi z destylacją różnych substancji, i głębiej samą alchemią.
1501TH - Przebudzenie
Już 5 lat później został członkiem Gildii Alchemików Jego Królewskiej Mości i opuścił dom. Zamieszkał w typowym Wedshell wynajętym zaraz przy siedzibie Gildii w Salach Bazrata, dobre 2 godziny wędrówki od willi Mefrahów.
Jako członek Gildii Alchemików, często wędrował w głąb Throalu, aż do samych Kopalń, odwiedzając po drodze rodzinę w Oshane i znajomych w Bethabal. W kopalniach pracował z innymi czeladnikami, oceniając jakoś rudy żelaza i innych kopalin, bogato przecinających wnętrze Gór Throalskich. Oczywiście robił to na zlecenie bogatych Domów Kupieckich, które partycypowały w Królewskiej Gildii Górników.
W połowie roku 1502 TH, brał udział w wyprawie ratunkowej, zorganizowanej przez Dom Neumani, któremu często służył produkcją eliksirów leczenia i innych mikstur. Wyprawa była zbrojna i brał w niej udział adept Łowca Horrorów Manuel Vestaq. Gdzieś u północno zachodnich krańców Kopalń, zaginęła grupa zwiadowców i badaczy Domu Neumani. Już na miejscu odnaleźli niewielki obóz górniczy, z zaledwie dwojgiem żywych, choć ewidentnie opanowanych przez Horrora krasnoludów. Nie udało się ich uratować, zginęli w męczarniach na oczach Ar’keta. Pierwszy raz widział bezpośrednio co się dzieje przy wpływach Horrora i do czego to prowadzi - to już nie były tylko opowieści i zapiski - to byli wszystko żywi mieszkańcy którzy nie zrobili nic złego i nie zawinili niczemu a już na pewno nie tak, by spotkała ich tragedia.
Wracając Ar'ket odbył sporo rozmów z Manuelem o tym wszystkim co ujrzał. Za sprawą tego dziwnego człowieka odkrył w sobie chęć podążenia ścieżką Łowcy Horrorów - tak aby dążyć w swym życiu do zniwelowania wpływ Horrorów na Dawców Imion, bo nikt nie zasługuje na taki los. Nie był to żaden wybuch męstwa , bohaterstwa czy też udowodnienia innym swojej wartości - po prostu pełne zrozumienie zależności i tego czym są Horrory i logiczne wyciągnięcie wniosku, że po prostu powinien się tym zając bo z jakiegoś powodu to rozumie. Po części Ar’ket sam nie rozumiał co go pchnęło do tego? Być może dzika natura przodków, stłumiona przez lata nauki i ślęczenia w laboratoriach? Czuł potrzebę działania, ruchu, poczucia swej sprawczości i zaufania nowej magii, która zalała jego umysł.
Z początkiem 1503TH rozpoczął terminowanie u Manuela. Już wtedy podziwiał swego przyjaciela, Gorta, gdy ten wkroczył na ścieżką adepta Wojownika. Niestety, wkrótce dowiedział się o tragicznym zaginięciu brata Gorta – Orrica. Podskórnie czuł w tym działanie Horrora, ale nie powiedział przyjacielowi ani słowa. Tym gorliwiej pobierał nauki od Manuela. Manuel był człowiekiem pochodzącym z południa Barsawii, w wieku nieokreślonym. Nigdy nie opowiadał Ar’ketowi swojej historii. Wspominał tylko swego mentora, Heraha Żelaznego, trolla z Gór Delaryjskich i jego mistrza ze Scythy – krasnoluda Grathusa Nieustępliwego. Taka była tradycja Łowców. Recytacja imion Mentorów pomagała im odzyskiwać karmiczną energię. Manuel był dość tajemniczy, a Ar’ket nigdy nie pytał. Było między nimi porozumienie zawarte milczeniem - jedyne co mogło coś powiedzieć o jego historii, to jego blizny - Manuel wspomniał, że jego historia jest nim i te blizny przypominają mu o czymś ważnym i pozwalają skupić się na działaniu kiedy pojawia się wątpliwość.
Manuel istniał tu i teraz - zajmował się tym co go otaczało w danym momencie - nie snuł dalekosiężnych planów - robił wszystko aby w teraźniejszości przeciwdziałać Horrorom i ich wpływom we wszelakiej postaci. Nie oceniał - wpoił Ar'ketowi ważną ideę - Horrory tak naprawdę nie są czymś co zniknie nawet przy maksymalnym wysiłku wszystkich Dawców Imion. Będą trwać tak samo jak życie innych istot - najważniejsze jest to aby te istoty mogły swój czas przeżyć bez udziału Horrorów na tyle ile się to uda. Nie ma nagród , awansów, uroczystych tytułów - jest codzienne szukanie i odpowiadanie na pytanie jak temu zaradzić tu i teraz a nie na wieczność. Takie mu wpoił nauki, gdy z końcem 1504 TH Ar’ket stał się pełnoprawnym Łowcą Horrorów. Odtąd działał już na własną rękę.
1504TH - Bycie adeptem
Podjął się wspólnych wypraw z Gortem, żeby poznać trochę świata, który wyglądał zupełnie inaczej poza Throalem. Wkrótce dołączył do nich wietrzniak Kiro i Zwiadowca Dhali. W zasadzie, to Gort uczył go tradycyjnego stylu Throalczyków, walki toporem i tarczą. A on odwdzięczał się jak mógł, wracając do swego mieszkania i tygodniami produkując eliksiry i dekokty, tak potrzebne aktywnym adeptom.
Wkrótce przyjął właściwy sobie tryb życia. Kilka tygodni w podróży, gdzie pracował jako adept – ochroniarz, całkiem nieźle zarabiając, choć ryzykował życiem. Potem wracał do Throalu, płacił składki swojej Gildii i kupował kilogramy ingrediencji i odczynników po członkowskich stawkach. Kolejne tygodnie spędzał na pracy alchemicznej, zarywając noce, gdy odwiedzał znajomych i rodzinę w Oshane. Często nie spał po kilka dni, pracując w swym laboratorium i przesiadując w czytelni Wielkiej Biblioteki, aż do porannych godzin, gdy tłumy Throalczyków sennym krokiem zmierzały do najbliższych studni.
Ta pracowitość i gorliwość Ar’keta zjednała mu nowych sprzymierzeńców. Sam już nie wiedział, czy za sprawą Manuela, czy znajomych z Wielkiej Biblioteki, wszedł w komitywę ze Świetlistymi. Po kilku spotkaniach (które rozciągnęły się na cały rok, z racji trybu życia orka), przysiągł dochować wierności ich ideałom, choć nie został formalnie jednym z nich.
1506TH - życie nabiera rozpędu
W miesiącu Veltom 1506 TH, dzięki koneksjom ojca i znajomości z Belori Mefrah, siostrą Gorta, podpisał miesięczny kontrakt na służbę na pokładzie powietrznej galery Floty Throalu. Był jedynym Łowcą Horrorów na pokładzie Spiżowego Orła, lekkiej galery zwiadowczej. Nie traktował tego jako okazji do zarobku, ale do nawiązania szeregu znajomości, bez których żaden szanujący się adept daleko by nie zaszedł. Przynajmniej w polityce i godnościach. Na pokładzie dość często gościł sam książę Neden, i generał Floty, elf Ilomrian adept Powietrzny Żeglarz. Niestety jego służba się przeciągnęła, gdy zwiadowcy Jeźdźców Teratha donieśli o gwałtownych ruchach wojowników Czaszkowych Wilków. I to na uczęszczanym szlaku do Ardanyan. W połowie miesiąca spadli niespodziewanym atakiem na dobre cztery dziesiątki orków, dożynających napadniętą karawanę. Ar’ket był zdumiony, gdy wśród obrońców dostrzegł swoich przyjaciół: Gorta, Kiro i Dhalego…
Powrót do Throalu, na pokładzie Spiżowego Orła był pełen zaskakujących wydarzeń. Ale to i tak było niczym w porównaniu z zawiłą intrygą, w jaką wpakowali się jego druhowie. Uratowali życie niejakiemu Yacusowi Byril'ah, Perfumiarzowi Gildii Jego Królewskiej Mości. Arket słyszał o obietnicy jaką złożyli perfumiarze Varulusowi III, że uporają się z problemem odwiecznego smrodu w Korytarzach Throalu inną modłą niż pieczenie chleba… A Yacus chełpił się najbardziej, iż wynajdzie Niepachnidło, substancję neutralizującą wszelki odór. Ork nie przypuszczał, że jego przyjaciele znajdą się w takiej komitywie ze szlachcicem Byril'ah.
Mimo, że był zajęty zobowiązaniami swego cechu, zanurzył się po szyję w przygodzie, którą towarzysze rozpoczęli w Darranis. Pisał w swym pamiętniku:
Ostatnie szalony dzień.
To co zdarzyło sie w ciągu ostatnich godzin to jakieś kompendium alchemii w 2 zachody słońca. Gdyby ktoś mi powiedział że w ciągu kilkunastu godzin można przeżyć tyle szalonych zmian w odbieraniu tego co ma nastąpić to na pewno odesłałbym go do Pasji aby pomogły mu wrócić umysłem do normalności.
Zdarzyło mi się klika razy przygotowywać alchemiczne mikstury w tempie zawrotnym gdzie spóźnienie o oddech lub uderzenia serca mogło nawet wysadzić moje skromne mieszkanie.
Rodzina przyjaciela zagrożona - śmierć może nadejść do nich w każdej chwili i to z rąk osób którzy nawet ich nie znają - nie mają zamiaru zrozumieć co robią w życiu i czego pragną. Jakieś wyimaginowane cele - władza , może pieniądz - nie wiem ale nie mieści mi się to w głowie aby można było tak łatwo i bez drgnięcia umysłu szafować czyimś życiem. Dhali zachował stoicki spokój - metodycznie niczym tropiąc zwierzynę rozpoznał możliwe ślady i podjął decyzję którymi podążyć - jednocześnie zapamiętał pozostałe aby nie dać się zwieść.
Oto po kilku godzinach narad ruszyliśmy do dzieła. Gort jako lokalny krasnolud dysponuje największymi możliwościami w zakresie dyplomacji poprzez koneksje swojego domu. Jego wojownicza dusza tym razem pomogła - nie szczędząc siebie ruszył do ataku - w tym przypadku można to nazwać szarżą chyba - gdyż w żadnych księgach o dyplomacji nikt nie wspominał aby w rozmowach tego typu „walić prosto z mostu” - to się po prostu nie godzi. Gort jednak zaszarżował i uzyskał stosowny efekt - znalazł sprzymierzeńca który uznał iż owo zagrożenie skierowane do rodziny Dhalego Dernula warte jest potraktowania odpowiednio - przy czym pewnie za kotarami tak naprawdę były dużo istotniejsze cele niż tylko prozaiczna chęć zemsty.
Nasza trójka - Kiro, ja i Dhali skierowaliśmy swoje kroki celem dopięcia naszego planu w detalach. Najpierw wizyta na targu gdzie Dahli musiał nabyć stosowne ubranie a Kiro wykorzystał swoją wiedzę i znalazł sposób na przechowywanie głosu w magicznym kamieniu - magia potrafi zaskakiwać na każdym kroku. Będąc obserwowani zapewne na każdym kroku wahaliśmy się co dalej.
Czas niestety był groźnym przeciwnikiem i nie mogliśmy za długo zwlekać. Ruszyliśmy do Wielkiego Targu do rodziny Dermuli.
Punkt pierwszy wyprawy - Irajana - tu pozytywne zaskoczenie - nic się nie dzieje - tak więc po krótkiej rozmowie okazuje się że możemy ja wysłać od razu z miasta a tym samym uniknąć zagrożenia. Przy okazji nadarzyła się jajecznica - potem jakoś druga i troszkę pieczywa. Jako że decyzja padła na moją osobę - pomoc w pakowaniu - Dhali i Kiro ruszyli do domu rodzinnego Dhaliego. A ja cóż pakowanie i pakowanie aż zgłodniałem.
Po ich powrocie kolejne pozytywne wieści - wszystko w porządku - rodzina spokojna i nie niepokojona. Tym razem siedząc u Irajany już bez niej Kiro zaoferował magiczną ucztę - teraz już wiem, że magia ma również poza wymiarem duchowym również rzeczywisty wymiar żołądkowy - co ważniejsze bardzo smaczny.
Odwiedziliśmy karczmę Kiro a tam niespodzianka troll Thargos - bardzo bliski Kiro aczkolwiek wielce tajemniczy - tak to już trole mają w zwyczaju - pewne rzeczy objawiają sie dopiero po dłuższym czasie i pozyskaniu stosownego poziomu zaufania.
Kolejne wydarzenia to niekończące się przygotowania do balu - ubiór, kamień i oczywiście naturalny dar targowania się Dermula Dhaliego.
W końcu wszyscy trafiliśmy do Yacusa. Tam parada strojów i wielki pokaz społecznej walki pomiędzy wszystkimi - jakże to jest nudne i niezrozumiałe dla mnie. Nie pojmuję jak można tracić czas na działania które tylko w oczach innych przynoszą efekt a jednocześnie przez kilka zdarzeń mogą zaniknąć na zawsze.
Gort podjął wojownicze wyzwanie - jakżesz on szalał na parkiecie - wojownik z niego pełną gębą - na polu walki jak i polu tanecznym dotrzymuje kroku najlepszym. Tu zaskoczenie - wyzwanie w postaci tańca z Selendą przynosi lakoniczną informację - obaj niedoszli szantażyści nie żyją. To zmieniło dramatycznie obraz sytuacji - wiedziałem że nie my tu rozdajemy karty ale tego się nie spodziewałem.
Yacus oczywiście dokonywał cudów by jego bal był wydarzeniem niezapomnianym. Miał z nami układ - awaryjne wykradzenie fałszywego przepisu na Niepachnidło - pokazał oficjalnie miejsce przechowywania oryginału - jakbyśmy mieli być świadkami czegoś - jeszcze nie bardzo wiedziałem czego.
Bal trwał - dla mnie udręka - epizody wymaganych kurtuazją rozmów z personami o znacznych koneksjach - kolejne marnotrawstwo czasu - choć nie jednak coś sie udało - alchemia górą - szansa na nowe lokum warta była rozmowy z Mistrzem Chorocusem - trochę to niewdzięczne z mojej strony tak na to patrzeć ale chyba moja natura nie pasuje do takich wydarzeń.
Wszyscy czujnie na balu ocenialiśmy sytuację. Wiedziony podejrzeniami sprawdziłem jeszcze raz straże przy komnacie Yacusa. Dla pewności jeszcze spojrzenie astralne - niespodzianka - oto w ukrytym korytarzu siedział adept i to adept wyposażony w magiczne przedmioty - pędem do towarzyszy i wymiana podejrzeń - wszystko wskazuje na Urrusa - czy pilnuje czy przygotowuje jakieś niecne działanie - tego nie mogliśmy jeszcze ustalić.
Po przybyciu księcia Nedena tempo wzrosło. W końcu oto Yacus zechciał ogłosić wielką nowinę - i tu szok i niedowierzanie skrzynka - TA skrzynka zniknęła. Yacus i inni mistrzowie cechu perfumiarzy w szoku. Ruszyliśmy na poszukiwanie - Gort ruszył w te pędy korytarzami - my również - wynik - żaden. Urrusa brak skrzynki również. Bal przemienił sie w lokalną bijatykę pomiędzy zwaśnonymi rodami - każdy mógł pofolgować i bluźnić na innych.
Po jakimś czasie zauważyliśmy Urrusa wśród gości na balu - jak gdyby nigdy nic popijał wino śmiejąc się z całej awantury.
Dhali zapędził sie do sal i korytarzy bocznych - skupiony zapewne do maksimum znalazł coś czego sie nie spodziewał - tak oto ona zaginiona skrzynka - ukryta w miejscu gdzie nikt nie powinien jej szukać. Dhali wrócil z trofeum zanim bal zakończył sie sromotną porażką. I oto on stał sie legendarnym bohaterem balu - Yacus piał z radości. Urrus nawet nie drgnął.
Reszta to już Gort który mało nie rzucił sie na Urrusa grożąc mu smiercią i żądając przy najbliższej okazji walki. Jego głowa miała już nieco wlane - tylko chwila i wojownik nie wytrzymał na zakończenie balu krótka wymiana zdań z Yacusem i Gort zakończył na oskarżeniach o szpiegostwo na rzecz Thery. No cóż rozmowa zakończyła się naszym wyjściem - na szczęście juz nikt nie słyszał tych słów.
Jakby nie patrzeć sytuacja zakończyła sie bardzo pozytywnie. Rodzina Dermuli bezpieczna - zagrożenie zniknęło. My mamy spokój - tylko temat tego całego zamieszania teraz nie daje spokoju - Niepachnidło nabiera nowego znaczenia i na pewno tak jak jego właściwości mają zapewniać iż smród znika to tak samo znikają informacje co tu się właściwie dzieje i do czego to wszystko zmierza.
Na teraz czas odpocząć - rankiem siły i umysł świeże - w przypadku Gorta „trzeźwe” i możemy pomyśleć co właściwie nas spotkało i jakie to może mieć konsekwencje.
Kolejny dzień z życia nadszedł - jakoś trzeba go zagospodarować.