Sesja z 1 czerwca 2008
9 borrum 1498 TH
Poranek był ciepły. Członkowie karawany Ardonisa pośpiesznie pakowali na wielbłądy towary. Kupiec kończył pić herbatę w towarzystwie Odromeleka, Karama i Tussurta. „Pobędę dzień-dwa w Urupie, mości Dwirnachu. Mój statek, Wielka Kajuwia, czeka w porcie, więc dziś napełnimy ładownie zapasami jedzenia i wody, złożymy towary i przygotujemy się do opuszczenia portu. Znajdziesz mnie w Uczcie Astendar, przyjdź więc jutro wieczorem. Porozmawiamy i zwrócisz mi pieniądze”.
W ciągu godziny dotarli do bram Urupy. Całą drogę dyskutowali w jaki sposób rozwiązać problem tarczy wyciągniętej z mauzoleum Salianara w Kaerze Liandrill. Wahali się. Karam zdecydowanie chciał mówić prawdę i przedstawić dokładną relację gildii magów. Dwirnach i Tussurt woleli ukryć pewne fakty i zataić wejście do grobowca.
Pożegnawszy się z Ardonisem, skierowali swe kroki do Ogrodów. Dzielnica Przybyszów była zatłoczona. O tej porze przed południową bramą zbierali się rolnicy z okolicznych osad, sprzedając swe zbiory hurtownikom. Z drugiej strony, intendenci załóg i zaopatrzeniowcy gospód chcieli jak najszybciej i jak najtaniej dobić targu. Straż miejska musiała kierować tłumem, gdyż wchodzący do miasta goście tkwili w rozkrzyczanym tłumie. Trójka adeptów z trudem przedarła się przez tłum Dzielnicy Przybyszów. Karam i Tussurt uginali się pod ciężarem niesionego ekwipunku, a Dwirnach nie czuł się jeszcze najlepiej.
Stanęli w końcu w Ogrodach Liandrill przed domostwem Jandara i zapukali do drzwi. Zdumieni stanęli twarzą w twarz z Ekkarem Zielone Oko. Ork wielce się uradował, wyściskał całą trójkę i zaprosił do środka. Przy stole wraz z wiekowym ksenomantą, siedzieli Ohojo – przyjaciel Ekkara, oraz Verrio Szary, członek Legionu Maximusa i ich dawny znajomy. Jandarnigdy nie wątpił, że żywi wrócą do Urupy. „Kiedy pojawił się duch wysłany przez Xaviera, z wieścią, że żyjecie i wracacie, od razu zdementowałem plotki, że zaginęliście w otchłani. Rad jestem, widząc was żywych. A gdzie Xavier i Sotthi?” I tu bohaterowie opowiedzieli o morderstwie Xaviera i jego ucieczce. Orkowie wyszli z pokoju, nie chcąc być obecnym przy poufnej rozmowie.
Jandar dokładnie wysłuchał opowieści adeptów. Zastanawiał się nad motywami Xaviera. Zadecydował, że zdają relację jutro, w sali wykładowej gildii magów. Do tego czasu mieli wypoczywać. Wychodząc ucięli sobie krótką pogawędkę z Ekkarem. Jak opuszczali Urupę, orkowy Łowca zniknął jak kamfora. Dopiero jego krewniak im zdradził, że podążył tropem wyzwoliciela Ortizaha, który stał za podjudzeniem tłumu w Żelaznych Szponach. Ekkar tym czasem, wraz z Ohojo i Verrio wędrowali bezdrożami na północny wschód, w kierunku wysokich gór. „Wiele by o tym opowiadać Karamie, spotkajmy się w tygodniu, to dowiecie się wiele ciekawego. Tymczasem dołączył do nas Verrio, gdy mi pokazał list od ciebie.”
W końcu, późnym przedpołudniem wkroczyli w gąszcz uliczek Zennice. Serce drżało w Karamie, gdy pukał do drzwi swego mieszkania. Otwarła im Kassandra i okrzykiem radości rzuciła się całować człowieka i krasnoluda. Wkrótce przybiegła Tizkara, powitaniom nie było końca. Zeszli się wszyscy sąsiedzi z Insula i obaj adepci musieli raz jeszcze opowiedzieć historię swojej wyprawy, pełną niebezpieczeństw i zmagania z konstruktami Horrorów. U Tizkary była akurat Bethel. Gdy ujrzała rany Dwirnacha, nakazała mu odstawić wino i przyrządziła ziołową miksturę.
Popołudniem zostali wreszcie sami. Opowiedzieli Tizkarze w jaki sposób weszli w posiadanie tarczy. Elfka długo oglądała piękny przedmiot. Im dłużej na niego patrzyli, tym bardziej wydawało się im, że nie powinni go bezinteresownie oddawać. Choć Karam zarzekał się, że nie będzie kłamał.
Na Dwirnacha czekał list. Sivarius wysłał go 15 dnia Teayu. Prosił w nim, by Dwirnach dowiedział się, czy w Urupie jest wśród czarodziejów adept, potrafiący wykonywać przedmiot ulepszonej matrycy. Tizkara miała dla krasnoluda kolejną niespodziankę. Od kilku dni, poszukiwała go pewna kobieta, imieniem Dierdre. Twierdziła, że jest przyjaciółką jego przyjaciela i pilnie musi się z nim widzieć. Był również u niej R'llet, domagając się zapłaty 2,5 tysiąca sztuk srebra. T’skrang pojawił się, jak tylko dotarły do niego pogłoski o ich zaginięciu w podziemnych tunelach.
Poszukiwał Dwirnacha jeszcze pewien krasnolud, kapral straży miejskiej, niejaki Mandris Vakk. Ponoć wysłała go Gildia Trenerów, żeby pobierał nauki.
Karam złożony zmęczeniem padł na łoże. Dwirnach w tym czasie wykąpał się i doprowadził do porządku. Siedząc w balii przyglądał się pionowym bliznom, jakie symetrycznie biegły przez jego ciało. Czuł jak gorączka i zmęczenie opuszczają jego ciało. Przebrał się i wstąpił na chwilę do Likarda. Iluzjonista przyjął go w nowym gabinecie. Wojownik dopytywał się o ostatnie wydarzenia i o turniej. Likard opowiadał mu o zbliżających się wyborach do magistratu i o zamieszaniu z Turniejem Lerneańskim. Porozumiał się ostatecznie z mistrzem Kolaratem i pod jego kierownictwem będzie przygotowywał iluzyjne obrazy na turniej wojowników. Wedle słów Likarda, Rada Urupy zgodziła się, by walki odbywały się w Amfiteatrze Aulcrofta. Człowiek miał teraz wiele pracy. Jako doskonały krawiec, miał wielu przyjezdnych klientów, którzy na czas zmagań lerneańskich zamawiali u niego wyszukane kreacje. W przyszłym roku, chciał urządzić wystawne weselisko z Kasandrą, no i czekać na potomka.
Późnym popołudniem Dwirnach dotarł do placu świątynnego. Odwiedził Jorkawa, witając również obecnego [NPC:Darres|Darresa]] i innych głosicieli. Troll wyglądał na zmęczonego. Wysłuchał opowieści wojownika o wyprawie. Zaraz tez poruszyli sprawy organizacyjne turnieju. Wszystko szło ku dobremu. W zmaganiach wezmą udział wyłącznie adepci. Jako idealne miejsce obrali skraj cypla, pod Ognistym Stosem Tovara. Trolle z Otosk już zaczęły tam pracować przygotowując prowizoryczny amfiteatr. T’skrangi z P’shestis będą dowozić gości i zawodników przez spokojne wody zatoki. W Dzielnicy Przybyszów już podpisano umowy z wybranymi lokalami, które ulgowo potraktują przyjezdnych. Dzięki temu przewidziane 7,5 tysiąca powinno wystarczyć na opłacenie noclegów i wiktu dla wszystkich zaproszonych zawodników. Jorkaw musiał wypłacić ze swej kiesy pieniądze dla R'lleta, grzecznie więc poprosił Dwirnacha o zwrot, tym bardziej, że musiał zadłużyć się u Emkora w zamian za polityczne poparcie. Jorkaw wspomniał o wizycie małego wietrzniaka, Vroola, który buńczucznie zapowiedział, iż wygra turniej.
Głosiciel zachęcił też Dwirnacha do zmierzenia się w walce. Krasnolud, głosem wszystkich urupańskich głosicieli, miał ich reprezentować. Został też zaproszony do komnaty zebrań, gdzie na ścianach wypisano chwalebne cele i misje, dla głosicieli Thystoniusa. Nim wrócił, pomedytował przed wizerunkiem Pasji. Poczuł wewnętrzne wsparcie. Pomyślał o sobie i o Raggoku. Powziął pewne decyzje.
Wieczorem zapukał do ich drzwi elfi Ksenomanta, Latheos Kivullan. Zaprosił ich na spotkanie w gildii magów, w poobiedniej porze.
10 borrum 1498 TH
Od rana spierali się ze sobą. Nie bardzo wiedzieli, jaką podjąć decyzję przed gildią magów. Czy opowiedzieć o tarczy? List znaleziony przy Nurkach wyraźnie świadczył, że tarcza jest throalskim dziedzictwem. Jednakże była w grobowcu elfa. Najgorszym był fakt, że jakiekolwiek, pochopne działanie może nieść z sobą poważne konsekwencje. Nie chcieli się narażać społeczności elfów, nie chcieli też zadzierać z Gildią Magów i wystawiać się na niesłuszne oskarżenia. „Wpierw powinniśmy iść jednak do Liandry” – stwierdził Dwirnach. „Karamie, tu powinieneś to zrobić, mnie zna i może skojarzyć. Idź i powiedz mu prawdę”.
Gdy Łowca dotarł na podwórze willi elfa, ujrzał kilkunastu Dawców Imion, różnych ras, siedzących w słonecznym patio i notujących pilnie słowa Liandry. Elf stał w półcieniu, oparty o filar krużganka i recytował coś dźwięcznie w sperethielu. Wkrótce podeszła do niego młoda elfka, pytając czego szuka. Karam przedstawił się jako kapitan Straży Błękitnej Róży, „Chciałbym pilnie porozmawiać z trubadurem, mam sprawę nie cierpiącą zwłoki”. „Musisz poczekać panie, aż mistrz skończy deklamować swoje poezje. Dziś uczy sztuki rymu w heksametrze elfickim…”. Karam czekał. W ciągu godziny wielu gości pojawiało się w bramie patio i znikało. Wreszcie elf skończył, dziewczyna podała słuchaczom karafki z wodą, a Liandra zbliżył się do Łowcy. Zaprosił go do środka i rozpoczęli rozmowę. Wysłuchał cierpliwie opowieści Karama. Od czasu do czasu przerywał, wtrącając swoje uwagi. „To niemożliwe, żeby w kaerze były konstrukty, wszystkie wejścia zostały dokładnie zniszczone i zasypane.” - z trudem dowierzał opowieściom Łowcy. Gdy ten jednak opisał mu dokładnie wygląd ogrodów, głównej Sali i innych miejsc, Liandra uwierzył. W końcu Karam przeszedł do sedna. Opowiedział o ciałach adeptów i liście throalskim, ze zleceniem splądrowania grobowca Salianara. Opowiedział o tym, że posiadają tarczę. Chciał się dowiedzieć czym ona jest. „Trudno mi uwierzyć, że ktokolwiek w Throalu dowiedział się o tarczy. Ten przedmiot był wykupem. Tak, był opłatą, podarunkiem jaki Salianar dostał od throalskiego adepta, złodzieja. Yaro Gurvidius w ten sposób uratował się przed Pogromem. Był jedynym krasnoludem w kaerze. Być może, nim umknął ze skarbem z Throalu, powiedział o tym komuś? W każdym razie Salianar w swej ostatniej woli wyznaczył przedmioty, które z nim mają zostać pochowane. Również tarcza. To dziedzictwo starożytnego Throalu i mag wiedział co robi. Jeśli wieść się rozniesie, że przedmiot ten został ukryty przez elfy, skradziony i zagrzebany w Kaerze Liandrill… Może to doprowadzić do nieprzewidzianych napięć i skutków politycznych. Proszę was, żebyście zachowali ten fakt w tajemnicy przed Gildią Magów. Jeśli możecie. Jeśli nie – wasza wola, nie będę was obciążał odpowiedzialnością. Dziwię się jeno, jak można było wejść wyjść żywym. Zaklęcie…” Karam mu przerwał, „zaklęcie zadziałało, omalże nie zabiło mojego towarzysza”. „Jak długo działało zaklęcie umieszczone w pułapce?” – zapytał elf. Karam mu odpowiedział. „To dziwne. – zastanowił się Liandra - powinno uderzać aż do skutku, aż do chwili opuszczenia Pałacu Magów, a nie tylko w pomieszczeniu i na schodach. To bardzo dziwne.” „Być może – odparł Karam – ale dzięki temu mój przyjaciel żyje.”
Vorst wrócił do mieszkania pół godziny przed planowanym spotkaniem z Gildią Magów. Tussurt już czekał na niego. Wysłuchali opowieści Łowcy i podjęli decyzję – zatają przed Gildią fakt znalezienia tarczy.
Siedziba Gildii mieściła się w budynku magistratu. Wysokie schody wiodły ku złoconym drzwiom, nad nimi wiły się ozdobne glify oznajmiające gościom, że stoją przed wejściem do Gildii Magów Urupy. Czekał już na nich Latheos. Przywitał i powiódł do środka. Kluczyli szerokimi korytarzami, w końcu znaleźli się na dole sali wykładowej, wokół nich piętrzyły się rzędy ław, w których zasiadało wielu szacownych Dawców Imion. Przywitał ich Emeric, obok którego stał wielki obsydianie. Dwirnach zauważył w najniższym rzędzie obsydiańską kobietę (co niezmiernie go zdziwiło), która zasiadała obok pięknej krasnoludki, w której wojownik rozpoznał żonę swego mentora, Tharra. Wśród zebranych było wielu elfów i krasnoludów.
„Rad jestem niezmiernie widząc was żywymi, Jandar nas poinformował ogólnie o wydarzeniach, ale chcielibyśmy, jako zarządcy cechu magów, wysłuchać dokładnej opowieści i zadać wam wiele pytań. W świetle śmierci Sotthiego i oskarżeniom, jakie posłyszeliśmy wobec waszego towarzysza, Xaviera, rozumiecie chyba, że nurtują nas wątpliwości i ciekawość” – rozpoczął Emeric, cechmistrz Gildii Magów. „Pozwólcie, że was przedstawię – dodał – wielu spośród tu zebranych, nie zna was dostatecznie dobrze.” Po krótkim wstępie zaczął przedstawiać bohaterom zebranych gości. „Pozwólcie, że przedstawię wam starszych cechu, ten stojący obok mnie olbrzym, to Assinari z Nehem, Mistrz Żywiołów podobnie jak ja, na górze od lewej widzicie Jandara, ale jego nie muszę wam przedstawiać. Obok niego siedzi mistrz Fineas Akallabe, elfi Czarodziej IX Kręgu, a bliżej środka Tassim Hubunda, Iluzjonista. W rzędach poniżej, siedzą nasi bracia i siostry cechowe. Vicca Bredara, Othuria Meddes, Maetha Javhari (która mrugnęła do Dwirnacha) to Czarodziejki. Podobnie jak obsydianka Gomdormethel. Panowie Jammo Kaukelian, Olwe Findelas, Sador Hafarian i Jadron Aule, to czeladnicy Czarodzieje. Bractwo Iluzjonistów reprezentują goście z P’shetis: czeladnicy S’ttar Halef i R’kko Hosnu. Najniżej siedzą Ksenomanci, czeladnik Zargaz Folidan , Kilgor Rasenik, pani Igahesi Talliasa i Latheos Kivullan, którego zdążyliście już poznać. A zatem do rzeczy…”
Opowiadali na przemian. Starali się opisać każdy szczegół, przynajmniej do momentu wejścia do kaeru. „To, że tak długo nas nie było wynikło z prostego faktu – rzucił Tussurt – kaer był splugawiony. Poświęciliśmy wiele krwi, wysiłku i czasu, żeby go oczyścić. Mówiąc szczerze, to niedokładność elfów z Liandrill jest przyczyną takiego stanu rzeczy. Nic chciałbym uchodzić za pazernego krasnoluda, ale należy nam się jakaś rekompensata, za oczyszczenie kaeru z plugastwa.”
Wśród członków rady Gildii często wybuchały dyskusje. Mistrzowie Żywiołów byli oburzeni postępowaniem Cechu Górniczego, który zasypał sztolnie i przejście do podziemnego jeziora. Sprawa zasypania kaeru elfów również została poruszona. Gildia Magów zamierzała wystosować petycję do wspólnoty elfickiej w Liandrill. Pytano również o okoliczności śmierci Sotthiego, jednak nikt nie podważał autorytetu bohaterów, ani nie wątpił w ich dobre zamiary. Gdy zebranie dobiegło końca adepci odetchnęli z ulgą. Udało im się pominąć milczeniem fakt odnalezienia tarczy, choć ksenomantka Igahesi Talliasa nie była usatysfakcjonowana ich relacją. Szczególnie niepokoiły ją obrażenia Dwirnacha, choć nie dała tego po sobie poznać. Postanowiła wieczorem porozmawiać z cechmistrzem. Starsi cechu zobowiązali również Tussurta, żeby wskazał miejsce wyjścia z kaeru wyprawie, która zlikwidowałaby zagrożenie i zasypała korytarze.
Gdy wyszli z budynku, odprowadzenie przez Latheosa, zmierzchało. Zmęczeni, pożegnali Tussurta i razem ruszyli w stronę portu. Po drodze zajrzeli pod Młot Gelthora, ale nie zastali Rufusa. Ulice Dzielnicy Przybyszów były zatłoczone, mimo późnej pory. Zdążyli jeszcze przedrzeć się do portu i odnaleźli Wielką Kajuwię. Dwirnach zwrócił Ardonisowi pieniądze za eliksiry zdrowienia. Przy okazji, kupiec zaprosił do Kajuwii obu adeptów.
Wstąpili w drodze powrotnej do starego Jandara. Ksenomanta ugościł ich herbatą, a potem wypłacił należne pieniądze. Po tysiącu srebrników dla Dwirnacha i Karama, po czym każdemu dorzucił jeszcze 300 z kwoty przypadającej na Xaviera. Karam dostał również swoją odprawę, za pracę w Straży Błękitnej Róży w kwocie 237 sztuk srebra.
Po powrocie do mieszkania zasiedli do późnej kolacji, którą przygotowała Tizkara. Przez okna dobiegały dźwięki dzwonków, rytmicznych grzechotek i śpiewów. Turniej Lerneański przywiódł wielu obcych do Urupy, a ludzie i elfy bawili się na ulicach dzielnic swoich ziomków. Ugościli jeszcze Kasandrę i Likarda, przy okazji regulując czynsz. Przed północą para ludzi opuściła ich mieszkanie. Zmęczenie wzięło górę i wkrótce ogarnął ich sen mimo hałasów dobiegających z rozbawionych ulic Zennice.