Action disabled: source

Znowu w Akarem

20 września, kolejna sesja. Kontynuacja Mgieł Zdrady. Nie było za bardzo epicko :) scenariusz jest jaki jest i cudów z niego nie da się wycisnąć. Ale coś tam zakombinowałem i suspens był przedni. Po wyjściu z kaeru, przegonieniu sługusów Khalourina i próbie zakopania w ziemi resztek z Mgła przyszła pora na sen. A przebudzenie nastąpiło w tej samej wiosce, otoczonej mgłą, z której nie można było wyjść. Frustrujące? :)

29 Sollus (sierpień) 1508 TH, poranek kaer Akarem

Odkryli wspólnie, że za malowidłem obrazującym zionącego ogniem potwora, kryje się komnata, w której Mgieł miał swoje leże. Wielka sterta czaszek mówiła im ilu Dawców Imion zgładził potwór. Setki jak nie tysiące zginęły w tym miejscu. Na ścianie za triumfalnym stosem Horrora dostrzegli w świetle pochodni wielką płaskorzeźbę. Niczym krągła pieczęć nasiąknięta krwią, pokrywała półtorametrowej średnicy krąg na ścianie. I wyglądała identycznie jak symbole, które strażnik krwi Kalourin nosił na swym medalionie. „Cóż, więcej dowodów nam nie potrzeba” - skwitował Gort. Okazało się, że potwór ukrył w stercie kości co cenniejsze przedmioty, jakich zapewne pozbawił swe ofiary stawiające większy opór. „Nooooo” - filozoficznie rzucił Kiro - „to zostało nam jeszcze to zielone ścierwo na wieży…..” Dhali spojrzał tylko na Gorta szarpiącego się z kryształową kolczugą, przyciśniętą ciężarem kości i pomyślał o Lei. Nie wiedział ile upłynęło czasu. Liczył, że dziewczyna nie musiała jeszcze bronić się przed splugawionymi wieśniakami. Przynajmniej miał taką nadzieję.

Dobre pół godziny spędzili na oczyszczaniu komnaty. Dhali powoli dochodził do siebie. Jednakże jego zbroja do niczego się już nie nadawała. Wziął więc znalezioną kryształową kolczugę i zaczął ją starannie czyścić w sadzawce z gargulcem, umiejscowionej przed komnatą horrora.

Kiro i Gort postanowili zbadać pozostałe korytarze, ale znaleziska ze sterty czaszek starannie oczyścili i odłożyli. Ruszyli więc szerokim korytarzem z którego wybiegła szóstka ghuli, nim zaatakował i horror. Byli przy jego końcu, który wiódł do sporej komnaty, gdy usłyszeli odgłosy walki z okolic fontanny z gargulcem. To kilka żywotrupów zaskoczyło osamotnionego Zwiadowcę. Ale Dhali doskonale sam sobie poradził. Z mieczem w garści i bez zbroi dosłownie rozkawałkował jednego potwora cięciem miecza, a z resztą sukcesywnie i metodycznie się policzył.

Gdy upewnili się, że wszystko z nim jest w porządku wrócili do odkrytej komnaty. Freski pokrywające ściany przedstawiały różne metody pochówku wykorzystywane przez mieszkańców kaeru. Na naściennych półkach leżały zaschnięte bandaże, naczynia ze zbutwiałymi i przesuszonymi ziołami, tuziny ceramicznych słoiczków z podejrzaną zawartością. Na środku komnaty stały dwa wielkie kamienne katafalki, niby stoły. Z każdej strony pokryte tajemnicznymi runami. Kiro nie byłby sobą, gdyby nie próbował ich odczytać. I faktycznie, po dłuższej chwili odcyfrował magiczne znaki. Zapisany tam był proces mumifikowania zwłok. Dokładny proces, krok po kroku opisujący co należy zrobić z ciałem i jak je zabezpieczyc by przetrwało wieki.

Na płytach leżały cztery otwarte pakunki, ze zbutwiałego lnu. W pakunkach były zardzewiałe narzędzia do balsamowania. Opuścili więc pomieszczenie i udali się korytarzem na zachód. Tam dopiero czekało na nich znalezisko.

Trafili do drzwi (które skutecznie otworzył Dhali). Strome schody wiodły w dół. Stopnie, ściany i sufit pokrywał gęsty śliski mech, lekko świecący w ciemności. Mech był wilgotny i nasączony śluzem, więc zejście po schodach było ryzykowne. Ale Gortowi zupełnie się to udało. Ogromną komnatę dzielił na pół specyficzny mikroklimat. Lewa strona korytarza była wilgotna i ciepła. W ogromnych kadziach z kamienia, wypełnionych żyzną ziemią, rosły wysoki i kolorowe grzyby, a sufit pokrywały świecące porosty.

Prawa strona korytarza zastawiona była ogromnymi beczkami. Każda co najmniej 1000 litrowa, a ciągnęły się aż do końca pomieszczenia, więc Kiro naliczył ich około 60. Ta część sali była sucha i chłodna. Kiro był pewien, że to magia żywiołów, której użyli budowniczowie kaeru. Dhali ostrożnie spoglądał z góry na poczynania przyjaciół. Gdy tylko Kiro znalazł dobrze zachowany kranik, z całkiem ostrym bagnetem, Gort bez wahania wyszukał beczkę ze szpuntem idealnie pasującym pod wbicie kranu. Po kilku uderzeniach drewnianego młota kranik przebił się przez bok beczki. Ostrożnie go odkręcili i napełnili manierkę po brandy, którą Gort ciągle nosił w plecaku. Zapachniało terpentyną, grzybami i alkoholem. „Hmmm..” - zamlaskał Gort - „powiem, że to całkiem smaczna grzybowica.” Kiro wyszarpnął mu nakrętkę z rąk i łapczywie wypił kilka długich łyków. „Uch! Będzie ze 30-40 procent! Czy ja się mylę, czy też właśnie znaleźliśmy najlepszy łup w naszym życiu?!” - Kiro piszczał cienkim głosikiem i fruwał nerwowo wokół głowy krasnoluda. Nie wyglądał już na półżywego, bladego wietrzniaka. Policzki mu się zaczerwieniły i alkohol pobudził mu krążenie. A co najważniejsze, natchnął go fantazją i wigorem.

„Co tam popijacie? Może to zatrute?” - darł się z góry Dhali. Nie słuchali go tylko szybko opróżnili połowę manierki. Opuścili pomieszczenie i w trójkę, całkiem już raźnie udali się ku wyjściu. Ale Dhali nie chciał zostawić na dole znalezionej zdobyczy. Musieli więc zawrócić, i zabrać część przedmiotów. Ku ich zaskoczeniu, na górze przy schodach czekała na nich Lia. „Co się stało?” zapytał zdenerwowany Dhali. „Jak tylko wzeszło słońce, wieśniacy się przebudzili i zaczęli nas zaczepiać. Brundy się zabarykadował w chacie, a ja uciekłam tutaj, do kasztelu. Popatrz, stoją wszyscy przed ruinami, boją się tu podejść, ale nie wyglądają pokojowo…” Faktycznie spora grupa wieśniaków stała i groźnie patrzyła w ich stronę. Kilku miało siekiery, niektórzy kije, widły lub zwykłe noże. Gort zaklął i zaczął się przepychać do przodu: „Czekajcie ja im zaraz pokażę..” Ale Kiro go zmitygował. „Zostaw. Dość się nacierpieli. Zrobię wam metalowe skrzydła, i cisnę podmuchem. Będziemy mieć miejsce żeby odlecieć. Popatrzcie, mgła znikła, po tym jak pokonaliśmy Horrora mam nadzieje że zaklęcie prysło i wydostaniemy się stąd.” Tak też uczynili. Część wieśniaków poturlała się pokotem po uderzeniu wichru. Adepci na skrzydłach przelecieli nad nimi górą. Gort mocno trzymał nieco wystraszoną Leię, Dhali za to wzbił się wyżej. „Cholera, elfi strażnicy zwiali!”

Kiro z ulgą stwierdził, że faktyczne zaklęcie Horrora znikło i są wolni. Wyciągnęli Brundiego z chaty i odlecieli poza wioskę. Musiało być już koło 9 rano, bo słońce znacząco wznosiło się nad horyzontem. Przez dłuższą chwilę kłócili się co robić dalej. Gort chciał gonić elfy,miał ochotę się odegrać no i chciał złapać jeńca. Dhali wahał się co robić dalej, a Kiro myślał nad tym jak ocalić wieśniaków przed ich losem. Jednak to Gort wygrał w podejmowaniu decyzji. „Trzeba by znaleźć ich ślady, mógłbym wtedy spróbować ich magicznie wytropić” - zaczął Dhali. Lia spojrzała na niego i zrozumiała w lot o co chodzi Zwiadowcy. Szybciutko zawróciła w stronę wioski i na czworakach zaczęła przyglądac się zdeptanej ziemi pod drzewami. Chwilę później zarumieniona i radosna podbiegła do Dhalego. „Mam, popatrz tutaj! Widzisz, te odciśnięte obcasy? Ktoś tędy musiał szybko biec, długie wąskie podeszwy. Co o tym sądzisz?” Dhali z uznaniem spojrzał na dziewczynę. W porannym słońcu wyglądała uroczo. Mimo, że twarz nadal miał umorusaną, a ubranie ubłocone i poszarpane, oczy jej błyszczały radośnie i promieniowała energią. Dhali się zamyślił przez moment, że całkiem lubi to spojrzenie wielkich zielonych oczu. „Bardzo dobrze” - pochwalił dziewczynę. „Dzięki temu będziemy mogli łatwo ich znaleźć. Teraz posłużę się magią adepta Lio, magia sprawi, że trop który mi wskazałaś, będzie dla mnie widoczny przez długi czas. Będzie jarzył się błękitnym blaskiem w nocy i w dzień. O ile oczywiście mój talent pokona magiczną ochronę tego elfa. Ale..” - dodał z uwodzicielskim uśmiechem - „zwykle zawsze się udaje”.

Znów się pokłócili. Gort wymógł co prawda na wszystkich pogoń za elfami, ale biorąc pod uwagę dodatkowych, tymczasowych członków drużyny, nie było szans żeby Kiro w postaci chmuroptaka uniósł wszystkich w pazurach. Co prawda Lia była zachwycona taką opcją i od razu zapragnęła się tego samego nauczyć, ale Dhali wybił jej to z głowy swoimi mądrościami. Spędzili więc kilka godzin by nauczyć Brundiego i Leię używania metalowych skrzydeł, kierowania lotem i bezpiecznego lądowania.

Przed wieczorem doścignęli uciekinierów. Wywiązała się krótka walka. Gort wręcz zmiótł swojego przeciwnika niepomny na strzały śmigające wokół jego głowy. Lei schwyciła porzucony elfi łuk i szorując kolanami po trawie, wystrzeliła w stronę przeciwnika, którego atakował Dhali. Nie trwało to długo. Wkrótce trójka elfów padła martwa, a jeden związany i zakneblowany leżał nieopodal ich obozowiska. Spróbowali go przesłuchać, ale wiele nie wskórali. Wyglądało na to że elfi strażnik nie rozumie throalskiego, albo nie chce go zrozumieć.

Rozbili obóz. Zapadała noc. Niepokoiła ich jedna sprawa. Kryształowa kulka, jaka została po unicestwionym Horrorze. Gdy Kiro obserwował ją w przestrzeni astralnej, dostrzegł pasma mgły wystrzeliwane wraz z plugawym spaczeniem magicznej energii. Wkrótce wokół ich obozowiska mgła zaczęła tworzyć wiszące w powietrzu warstwy… Kiro był poważnie zaniepokojony. Zaczął się rozglądać dookoła. Wśród cieni rzucanych przez ognisko dostrzegł zarysy budynków. Włosy zjeżyły mu się na czuprynce. Szybko obudził Dhalego i Gorta. Nie było mowy o pomyłce, znaleźli się ponownie w Akarem. Gęsta mgła ograniczała im widoczność. Gdy rozzłoszczony Brundy usiłował wyjść z osady - wrócił do ich ogniska kilka chwil później…

Dhali ziewnął. „Wkrótce północ. Gort, zabrałeś martwym elfom eliksiry i ich medaliony. Nie wyjdziemy stąd, póki nie poradzimy sobie z klatwą Horrora. Pora się wzmocnić i wyspać. Jutro coś postanowimy…”

kampania_2014/znowu_w_akarem.txt · ostatnio zmienione: 2019/10/05 17:49 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG