Action disabled: revisions

Złoziemia

02.09.2015 Ta sesja była kontynuacją „sesji drogi”. Miało się dziać. Miało być paskudnie i niebezpiecznie. I było. Złoziemia nie są przyjaznym środowiskiem, gracze i ich postacie doskonale tego doświadczyli

02 Sollus (sierpień) 1506 TH.

Od świtu podążali w górę biegu Iontosu. Szeroka wstęga burożółtej wody oddzielała ich od krainy pokrytej kamienistymi wzgórzami, odartymi z warstwy ziemi. Palące słońce nie dawało tu szansy praktycznie żadnej roślinności. A jednak Kiro, wzbijając się wysoko od czasu do czasu, smutnym wzorkiem dostrzegał kępy wrzosów i suchych, pożółkłych traw, których pióropusze rytmicznie kłaniały się podmuchom gorącego wiatru.

Dhali prowadził, szedł sprężystym krokiem, mrużąc oczy, wpatrzony w południowy horyzont. Hen daleko, w rozgrzanym powietrzu drgała ciemniejąca linia Gór Smoczych. Gdzieś na wschodzie Zwiadowca domyślał się położenia Travaru. Jednak bliskość Morza Śmierci, ogromnego oceanu wrzącej lawy, bezlitośnie wysuszała i niszczyła wszelkie życie na Złoziemiu.

Wędrowali wschodnim brzegiem Iontosu. Sucha, niska trawa chrzęściła pod ich stopami. Szukali cienia pod każdą większą akacją, gdzie dało się rozwiesić płótna, by osłonić się przed słońcem i dać wytchnienie stopom. Arket przeciągając się zrzucił ciężkie bukłaki wypełnione wodą. Bolały go plecy.

Dostrzegł kilkadziesiąt kroków od ich tymczasowego obozu, spory, dzwonowaty kształ, ciemnozielonego kaktusa. Wiedziony ciekawością i swoją naukową pasją zbliżył się na wyciągnięcie dłoni. Resk’ko – rozpoznał throalską nazwę. Kaktus był wysokości dwóch wietrzniaków. Wyróżniał się na tle jasnożółtej trawy. Pęczniał od soków. Ale pięciocalowe kolce strzegły dostępu do zachęcającego wnętrza. Arket przypomniał sobie nauki mistrzów alchemicznych. Kolce i zewnętrzna skóra były silnie trujące. Dość, by wywołać gorączkę i kilkudniowe wymioty a w efekcie odwodnienie nawet u silnego trolla. Za to wnętrze kaktusa oferowało pożywny posiłek i wilgoć. Zaryzykował i zajrzał w przestrzeń astralną.

Przez moment oszołomiła go atramentowa czerń. Wysiłkiem woli przedarł się przez zasłony splugawionego astralu. Nawet będąc Łowcą Horrorów doznał nieprzyjemnego, wręcz szokującego uczucia. Szarosrebrną poświatę astralnego świata, zaciemniały strumienie czerni płynące znad opalizującego odbicia Iontosu. Złoziemia emanowały i słały złą energię. Ale nie tylko Złoziemia. Skupił się na kaktusie. Wnętrze odbicia rośliny nieprzyjemnie pulsowało. Miał wrażenie sięgania dłonią po coś, czego dostępu bronią oślizgłe macki. Dreszcz przebiegł mu po plecach. Kurcząc się gwałtownie, kaktus wyrzucił w przestrzeń fontannę brunatnego pyłu, rozsiewając splugawienie na otaczającą go obszar. Ork momentalnie wyszedł z transu. Oślepił go blask popołudniowego słońca, choć jedynie przez kilkanaście uderzeń serca spoglądał w astral. Opowiedział o swych wrażeniach towarzyszom. Najbardziej niepokojąc tym Dhalego. Dość pilnie Zwiadowca wydobył swe mapy i wspomagając się Sekstansem naniósł ich pozycję na mapę. Kaktus, którego dotknął Horror nie był dla Dhalego oczywistością. Był wynaturzeniem, którego Zwiadowca nie akceptował.

03 Sollus (sierpień) 1506 TH.

Kolejny dzień przyniósł im niespodziankę. Kiro odkrył kilkuosobową grupę idącą ich śladem. Pewnie podjęliby jakąś akcję, zwłaszcza, że Gorta świerzbiły ręce, gdyby nie pożar stepu. Od południa, gnała ku nim wysoka ściana dymu i ognia, poprzedzana stadami grzmotorożców i antylop, uciekających przed żywiołem. Nie było czasu na rozmowy. Kiro posługując się magią żywiołów dosłownie dodał im skrzydeł. Przelecieli na drugi brzeg Iontosu, poza granicę Złoziemi. Korzystając z magii jeszcze kilka mil przebyli drogą powietrzną. Widok polujących mantikor ostudził ich powietrzne zapędy i szybko wrócili do tradycyjnego sposobu podróży.

Późnym popołudniem ich uwagę przykuł parowiec t’skrangów zmierzający w górę rzeki. Wkrótce okazało się, że to patrol K’tenshinów. Wypatrywali zbiegłych niewolników. Krótka pogawędka nie była ani uprzejma ani miła. Drużyna postanowiła oddalić się nieco od rzeki. Dhali szukał trzeciego dopływu Iontosu - Rzeki Kości, która miała ich doprowadzić w okolice Kaeru Hewdor. Gdy obozowali w jednej z kamienistych dolinek, Kiro wyczuł obecność ducha żywiołów w jednym z wypiętrzających się, samotnych głazów. Zawodowa ciekawość i natura Mistrza Żywiołów nie pozwoliły mu przejść obojętnie. Zbliżył się do skały, dotknął jej dłońmi i usiłował przemówić do duszka poruszającego się wewnątrz skały.

I przeraził się, gdy duszek zawył z bólu i cierpienia, gdy nieudolnie usiłował wydostać się z więżącej go skały. Pod wpływem magii ducha, powierzchnia głazu wybrzuszyła się ukazując cierpiące oblicze ducha. Kiro poczuł ogromny przypływ żalu. Magia Dyscypliny wezbrała w nim, nakazując nieść ukojenie, ulgę i harmonię. Szeptał do ducha w magicznym języku, próbował uspokoić oszalałe stworzenie. Na nic. Duszek najwyraźniej ucierpiał od Horrora, naznaczony i torturowany, oszalał i był głuchy na jakąkolwiek perswazję. Gdy jego wycie stało się nie do zniesienia, czym prędzej oddalili się na południe, wspinając po rozpalonych słońcem wzgórzach.

Zapadający zmierzch nie pozwolił im dalej wędrować. Rozbili obóz, posilili się nieco i poszli spać. Zbudził ich krzyk Arketa. Łowca stał otoczony gromadą wielkich psów i oganiał się toporem przed ich atakami. Nim otrzeźwieli i zareagowali, fala ognia spowiła orka. Wilki zionące ogniem?!

Kiro wzbił się wysoko, na tyle by uchronić się przed atakami, i by stwory były w zasięgu jego magii. Szukał w głowie pomysłu jak pomóc towarzyszom. A walka przybrała zły obrót. Wilki miały trzykrotną przewagę, wkrótce miejsce walki przypominało jaśniejący stos. Dhali usiłował zagasić płomienie na Wojowniku otulając go płótnem namiotu, jednak nie był w stanie bronić się przed kłami stworów. Dopiero Kiro przywołując magiczny podmuch powalił całe stado, dając kilka chwil swoim kompanom. Półprzytomny Gort zaciskał dłonie na styliskach obu toporów. Płomienie osmaliły mu brodę i brwi. Pokryty sadzą i krwią, wyglądał strasznie. Skóra mu pociemniała, zgrubiała i zaczęła pękać od magii, przypominając korę dębu. Spojrzał w górę na maga z błyskiem w oku. Kolejna fala podmuchu rozrzuciła wilki. Jeden tylko Gort, skulony w sobie ustał na swych silnych, krasnoludzkich nogach. Dopadł leżące wilki i kilkoma ciosami toporów dał upust całej agresji jaka go przepełniała. Kiro nie rozróżniał czy to wyją stwory, czy krasnolud…

Wkrótce było po walce. Dzięki wzmacniającym eliksirom do rana doszli do siebie. W milczeniu czekali na świt. Nikt nic nie mówił, nikt do nikogo nie miał pretensji. Zadziałali jak Drużyna.

kampania_2014/zloziemia.txt · ostatnio zmienione: 2015/10/29 12:34 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG