Wodny mur

25.06. i 17.07.2021 Finałowe spotkanie z jaskiniowymi trollami. Podzielone na dwie sesje. Czerwcowa sesja w zasadzie zeszła w całości na wielogodzinnym turlaniu i przestawianiu figurek. Wszyscy byli znużeni więc dokończyliśmy po trzech tygodniach. Już bardziej sprawnie i na świeżo.

27 Sollus (sierpien) 1509 TH, podziemia Throalu

Musieli mądrze rozłożyć warty. Kiro kalkulował ile godzin każdy z nich winien przespać by móc korzystać z dobrodziejstw jego magii. Wygodny, magiczny materac potęgował leczące efekty snu. Posiłek podgrzany wolą maga miał również zadziwiające właściwości regeneracyjne. Pomijając fakt, że wszyscy byli adeptami i czerpali z uzdrawiającej magii ziemi pełnymi garściami podświadomie filtrując magiczną energię przez uszkodzone tkanki, odbudowując naruszone naczynia krwionośne i zainfekowane rejony ich wyjątkowych organizmów. Odporność adeptów była z całą pewnością jednym z pozytywnych aspektów o jakich marzył przeciętny Dawca Imion.

Obozowali w miejscu gdzie koryto rzeczne dzieliło się na dwie odnogi. Gort, który wartował jako pierwszy, spał najdłużej. Posilili się i byli gotowi do drogi na godzinę przed południem. Lewy korytarz zupełnie sobie odpuścili. Był całkowicie suchy, piął się dość wysoko i mało w nim było oznak życia. Wybrali więc prawe rozgałęzienie rzecznego koryta.

Poruszali się ostrożnie, choć metalowe skrzydła na których tradycyjnie lecieli wydawały nieznośny brzęczący odgłos. Po trzech godzinach lotu zatrzymali się na krótki odpoczynek. Koryto rzeczne w tym miejscu było piaszczyste tylko gdzieniegdzie sterczały pojedyncze głazy. Dhali zeskoczył z półki i zaczął badać brzeg strumyka. Krystaliczna, zimna woda płynęła leniwie wstęgą nie szerszą niż dwa łokcie. Powęszył, kucnął i dotknął mokrego piasku. “Spójrzmy co kryje astral” - mruknął do siebie i momentalnie przestawił swe wewnętrzne spojrzenie. Woda błyszczała się w astralu, ale przestrzeń wysokiego korytarza nie była zwyczajna. Jego uwagę zwróciły pasma czerni i szarości snujące się nad brzegiem dobre trzydzieści kroków stąd. Ruszył tam, wrócił wzrokiem do świata fizycznego i poświecił kryształem. Magia Zwiadowcy szybko wskazała mu odciski wielkich butów, teraz jarzące się niebieską poświatą na tle ciemnego piasku. “Coś znalazłem..” - rzucił krótko. Gort tylko splunął i podleciał doń unosząc się metr nad ziemią, by nie naruszyć śladów. “I co? Pewnie opiekun zwierzątek, które mocno przetrzebiliśmy?? Nie będzie zadowolony, co?” Kiro również podleciał: “Lećmy za śladami, prowadzą pewnie nie tam skąd przyszliśmy?” Dhali twierdząco kiwnął głową.

Jednak daleko nie zaszli. Ślady co prawda prowadziły na powrót na skalną półkę nad korytem rzeki, ale po kilkunastu metrach gwałtownie się urywały. Dhali spędził jeszcze pół godziny próbując namierzyć choć pojedynczy trop - niestety nadaremnie. Nie chcieli podejmować ryzyka. Kiro czuł podskórnie, że są blisko źródeł rzeki, a tam zapewne czekały na nich kłopoty. Brali pod uwagę rany Gorta i postanowili zawrócić na rozstaje, tam skąd dziś wyruszyli.

28 Sollus (sierpien) 1509 TH, podziemia Throalu

Podobnie jak poprzedniej nocy, Kiro dał z siebie wszystko by odzyskali pełnię sił. Około pierwszej godziny po południu, przynajmniej tak mówił Gort - dotarli ponownie do miejsca, gdzie Dhali zgubił ślady wielkiej istoty. Mieli już pewność, że to jaskiniowy troll. Przez całą drogę snuli przypuszczenia, co też mogło się stać, że jaskiniowe trolle - ich zdaniem niezbyt rozgarnięte istoty - wikłały się w konflikt z bladawcami?

Koryto rzeczne było coraz bardziej szerokie. Zaczęli też wyczuwać coraz większą wilgotność w powietrzu. Z wysokiego sklepienia jaskini nieustannie kapała woda, miejscami obrywał się na nich wręcz grad zimnych, wielkich kropel odrywanych od sufitu ruchami powietrza, wzbudzonymi przez ostro pracujące metalowe skrzydła. Dudniący dźwięk wypełniał już całą jaskinię. Zwolnili. Przestali lecieć. Szli teraz skalną półką uważnie obserwując teren jaskini przed sobą. Około szóstej po południu doszli do kolejnej katarakty. Huk wody był taki, że zagłuszał słowa wypowiadane normalnym głosem.

Dhali zachowawczo podleciał do skalnego progu, który miał dobre 4 metry wysokości. Wychylił się zza niego obserwując jaskinie na ile pozwalał mu wzrok astralny. Przycisnął się do prawej strony ściany. Korytarz rzeki skręcał w lewo pod łagodnym kątem. To stamtąd docierał huk wody. Dno rzecznego koryta wypełniał niewielki strumyk i mnóstwo większych i mniejszych kałuż. Ale prawdziwe wrażenie na nim zrobił widok ogromnego muru z przezroczystych bloków, jaśniejących w astralu łagodnym światłem. To o tą magiczną ścianę z hukiem rozbijał się prąd wielkiej podziemnej rzeki. Zapewne woda kierowana był w inne miejsce. Nad niezwykłym murem wznosił się kamienny most spinając jej oba skraje. Przed murem od strony z której przychodzili wznosił się wielki głaz. Natomiast bliżej, na piaszczystym osypisku przy lewej ścianie jaskini - stało kilka drabin. Nad osypiskiem wznosiły się schody, szerokie i rozświetlone blaskiem dobywającym się z rozwartych wrót na ich szczycie. Dostrzegł też kilka jaskiniowych trolli majstrujących coś przy ogromnym kamieniu pod magicznym murem.

Opowiedział o tym swoim kompanom i wkrótce całą trójką obserwowali poczynania trolli. Postanowili, że nie będą stać bezczynnie. Trzeba odkryć dlaczego to plemię zablokowało rzeczny prąd w tak imponujący sposób?

Elark z troską oglądał bloki z wodnej esencji. Flumbuido, którego przymusił do tej konstrukcji wykazywał ostatnio niepokojące zachowania. Użył całej swej mocy i wiedzy, ba wspomógł się magią krwi by wymusić na duchu posłuszeństwo, lecz niestabilność muru go martwiła. I jeszcze Gardak wciąż mamroczący mu nad głową o zagrożeniu z głębin. Był bardzo zmęczony nieustannym poskramianiem ducha, trzymaniem w karbach brata, który żelazną ręką prowadził klan a ostatnio miał obsesję na punkcie bladawców i ich wojennych wypraw. Dziś był wyjątkowo paskudny dzień. Napór wody był ogromny i przeciekała bardziej niż zwykle przez bloki żywej zestalonej wody. “Bracie!” - Gardak szarpał go za rękaw. Odpędził go jak ważkę machnięciem łapy. “Nie wróciły! Mówiłem ci bracie. Te gadziołuskie wymoczki znów szykują atak. Mówiłem ci od początku, udajmy się tam i zawalmy im jaskinię na łby!”

Elark odwrócił się w stronę brata. Miał inny plan. Wsparł się na swym magicznym kosturze i spojrzał na schody. Strumyki piasku wolno osypywały się na dno koryta. Jeszcze dwa tygodnie i będzie mógł zawalić tę jaskinię i zwolnić oszalałego ducha. Coś jasnego błysnęło mu u wylotu jaskini. Trzy punkciki. Skupił wzrok i spojrzał w astral. Zaklął w duchu. Trzy jaśniejące mocą postacie, unoszone na skrzydła ciągnęły za sobą świetliste smugi. Wokół najmniejszej z nich wirowały jak szalone magiczne matryce. Elark splunął ze złością. To był paskudny dzień. Walnął brata na odlew i wskazał mu napastników. “Masz swe zagrożenie z głębin. Szamanka przepowiedziała. Szykuj się na śmierć”. I zaczął splatać zaklęcie chwytającej dłoni.

Do negocjacji nie doszło. Nawet nie byli w połowie drogi, jak ujrzeli wielkiego trolla gnającego im na przeciw. Obie jego łapy przeobraziły się w potężne pazury, a z nim milczącym stadem podążało kilka cieniopłaszczek. Gort wyhamował lot i kluczą między kałużami sięgał po topór. Dhali miał już miecz wyciągnięty i mocnej tylko zacisnął dłoń na uchwycie tarczy. Cieniopłaszczki zanurkowały. Kiro nie zdążył rzucić zaklęcia gdy z błota wokół jego stóp uformowała się ogromna łapa i zacisnęła na nim mokre, śmierdzące mułem paluchy. Zdążył nabrać powietrza gdy wielki placek mułu walnął go w twarz. Dzięki Pasjom że miał maskę - wydmucha błoto przez otwory. Inaczej nie mógłby złapać tchu. Zresztą - i tak był bezsilny.

Cieniopłaszczki nie były największym problemem. Gort stwierdził, że w sumie były najmniejszym. Wkrótce dołączyło do walki czterech potężnych wojowników z kamiennym toporami. Krasnolud skupił się na Władcy Zwierząt. Dhali opędzając się od pikujących z ciemności stworów blokował mocarne uderzenia toporów, aż strumienie iskier sypały się naokoło.

Walka się przeciągała. Gort krwawił z tuzina ran, podobnie Dhali. Zwiadowca był u kresu sił i rozpaczliwie spoglądał na monstrualną łapę z błota cały czas zaciskającą się na małym wietrzniaku. Pot ściekał mu strumieniami pod maską. Czterech wojowników leżało w płytkiej wodzie jaskini nie wykazując oznak życia. Cieniopłaszczki rozproszyły się przerażone zaklęciem Gorta. Gardak również uległ krasnoludowi. Jedynie Elark drwił z ich wysiłków. Żaden nie mógł trafić Mistrza Żywiołów. Wiedzieli, że w którymś momencie uda mu się spleść i rzucić zaklęcie. I to zaklęcie zabije jednego z nich.

Elarka zalewała wściekłość. “Zabili mi brata. Zamaskowane dranie. Na pewno bladawce ich wynajęły, przeklęte gady!” Był u kresu wytrzymałości. Wyczerpał większość karmicznej energii i jednie wichry odbicia ratowały u teraz skórę. “Pora na inny plan. Flumbuido! Rozkazuję ci usunąć napastników. Chcą zniszczyć nasz mur!” - wysyczał rozkaz w magicznym języku wody. Walnął kosturem Skrzydlatego człowieka w masce i ruszył wielkimi skokami ku schodom. Czuł, że magiczna ochrona słabnie. Bał się momentu gdy ich mag odzyska wolność. Wiedział, że nie miałby szans z całą trójką. Pędził więc ile sił przez piaszczysty nasyp byle tylko dostać się pierwszym do wrót.

Dopadli go. Tym razem magia opuściła Elarka i cios topora posłał go na ziemię. Gort z szaleństwem w oczach odrąbał łeb wielkiego trolla. Ten jeszcze wierzgał chwilę nogami a piasek wokół jego szyi nabierał czerwonej barwy. Dhali dysząc ciężko przysiadł na schodach. Czoło oparł na przedramiona pokryte twardą spękaną korą. Magicznie odmieniona skóra utraciła zdolność czucia. Ktoś go szarpnął za zbroję. “Zwiewamy! Zaraz ten mur się rozpieprzy i będzie tu potop!” - Kiro który chwilę temu uwolnił się z ziemnej łapy ciągnął go za rękaw. Maskę miał ubłoconą. Schylił się po kostur zabitego maga i pofrunął ile sił w skrzydłach za Gortem, który od czasu do czasu obracając głowę do tyłu, pędził ile sił ku skalnej półce. Dhali wstał, kątem oka dostrzegł rozpadające się wielkie bloki żywiołu wody i spieniony, ryczący taran wody, który za chwilę wymiecie wszystko z dna jaskini. Poderwał się na równe nogi i wzbił w powietrze…

Godzinę później.

“Korytarze się zawaliły.” - oznajmił Kiro. “Ano” - Gort wzruszył ramionami. Leżał na skalnej półce starając się nie ruszać. Kiro zabandażował jego rany chwilę temu. Nie chciał kolejny raz narazić się Garlen, więc nie drażnił przyjaciela. Dhali był w gorszym stanie. Po tym jak rozpłynęła się jego magia drewnianej skóry po prostu stracił przytomność. Tylu obrażeń nawet jego organizm nie był w stanie wytrzymać. Teraz, kiedy doszedł już do siebie, zaciskał zęby z bólu pozwalając wietrzniakowi, by oczyścił jego zapiaszczone rany, zasklepił krwawienia magią i nałożył opatrunki. “Co to było, tam za tymi schodami? Za wrotami u ich szczytu? Czułem gorące, suche podmuchy wiatru i te fale osypującego się piasku. Kiro, co to właściwie było?”

Wietrzniak przyciągnął wielki kostur trolla. Drzewce były wypolerowane, na ich wygładzonych pięciu ścianach pionowo biegły drobne znaki. “Widzisz te znaki. Każdy w magicznym języku bliskim jednemu z żywiołów. I ta dziwna rzeźba u zwieńczenia. To nie pochodzi z Barsawii. To musi być jakiś klucz do synergii żywiołów. Nie mam jeszcze pojęcia jaki. Ale przedmiot znam, Kreańskie Insygnia Przywoływaczy Piramid. I zaczął opowiadać przyjaciołom to co wiedział o tej odległej krainie. Pod nimi poziom wody z godziny na godzinę się podnosił. Postanowili odpocząć kilka godzin, nim wrócą do osady bladawców.

kampania_2014/wodny_mur.txt · ostatnio zmienione: 2021/11/07 18:54 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG