Action disabled: source

Sieć spisków

09.11.2019 Pisząc to z perspektywy kilku tygodni, sesja była takim pretekstem do czegoś dłuższego. Założyłem sobie pewną intrygę, analizując postępowanie bohaterów i kluczowych stron konfliktu. Wziąłem pod uwagę znaczenie bohaterów i ich rozwinięty (lub nie) system powiązań rodzinnych. Ciekawe co z tego wyjdzie 28.12.2019 - OStatnia sesja w tym roku. Intryga się rozwija. Gracze snują wiele przypuszczeń czasem trafnych, czasem zupełnie nie pasujących. Ale chyba powoli czas pchnąć przygody na nowe tory, Barsaive at war czeka na rok 2020 :) 11.01.2020 - No i pierwsza sesja w nowym roku. Miałem szczerą nadzieję, że nastapi Grande Finale rodzinnej afery Dhalego, no ale oczywiście nic z tego. Zarysowałem graczom szerszą perspektywę dla postaci, by wyjść trochę z martwego punktu w którym utknęliśmy, no ale żeby zacząć coś w tym kierunku robić - należy zakończyć aktualna misję. Obiecałem sobie już nigdy wiecej nie tworzyć takich intryg. Sam się nią znudziłem.

12 Charassa 1509 YH, Throal, korytarz Bazrata, mieszkanie Dhalego i Kiro

Poźnym popołudniem, gdy Kiro wrócił z Wielkiego Targu, spotkali się we trójkę w starym mieszkaniu Arketa. Dhali myszkował po izbie. Na środku podłogi ułożył stos przedmiotów. „Gort, chciałbym te magiczne, wartościowe rzeczy zostawić u ciebie. Smoczą zbroję, srebrną tarczę, dokumenty no i pieniądze. Nie czuję się tutaj zbyt bezpiecznie, a wiem, że wasze zabezpieczenia są o wiele bardziej pewne.” „No to chodźmy od razu! Pogadamy, posiedzimy, teraz jesteśmy prawie sąsiadami!” - zażartował sobie Gort.

Dhali zaczął zwijać nowe dywaniki i rozsypywać cienką warstwę żytniej mąki na kamienną posadzkę, potem delikatnie ułożył dywaniki na powrót. Kiro dziwnie się temu przypatrywał. „Po co to robisz?” - zapytał. „Dla bezpieczeństwa. Potencjalny złodziej zostawi tu swoje ślady a ja go wytropię, dopadnę i odzyskam łup. Proste? Ponadtwo musze jakoś wykombinowac tu dobrą skrytkę. Mam dwie nowe skrzynie z naprawdę dobrymi zamkami. To wszystko chciałbym zostawić u Gorta.” Obaj przyjaciele spojrzeli po sobie skonfundowani nagłą obsesją Dhalego. „A gdzie Lia?” - zapytał Gort na odchodnym. „A włóczy się gdzieś po Królewskim Bazarze.” - odparł Dhali.

Godzinę później, posiadłość Mefrahów.

„Zacnie to wygląda z tymi schodami, galeryjką i osobnym wejściem.” - podziwiał Dhali. „A co! Porządna krasnoludzka, kamieniarska robota!” - Gort rzucił z dumą. Wyjął klucz i otworzył mocne, dębowe drzwi. W przedsionku siedział młody krasnolud, na widok Gorta wstał nieco przestraszony. „Jakieś polecenia panie Gorcie?” - skłonił się nisko. „Coś się działo Glauku?” - zapytał Gort ściągając płaszcz i wręczając go słudze. „Pani Bakari prosiła bym cię wezwał pilnie do niej, jak tylko przyjdziesz. Orwerta i Fukari, obie z rekomendacjami kuzynki twej matki, od dzis zostały zatrudnione do opieki nad dziećmi. Wulfo nie miał żadnych zastrzeżeń…” Gort poklepał młodzieńca po ramieniu. „Przynieś nam z piwnic ojca dużą butelkę brandy.” - rzekł do Glauka, a sam poprowadził przyjaciół do niewielkiego, ale gustownie urządzonego gabinetu.

Rozświetlił dotykiem kilka kryształów, ściągnął buty i rozsiadł się na wygodnej sofie. Dhali i Kiro przysiedli się obok, czekając aż Glauk napełni im szklanice i wyjdzie. „No, to wy sobie tu posiedźcie a ja pójdę po moją żonę. Niech was zobaczy i uściska.” Chwilę później Bakari weszła do gabinetu. Wyglądała o wiele lepiej niż w ostatnich dniach ciąży. Miała na sobie tę samą zieloną suknię, w której ją widzieli po przybyciu z Darranis, dobre pół roku temu. Przywitała się z Kiro i mocno uściskała Dhalego, parskając śmiechem na jego nową, spaloną fryzurę. „Mój drogi..” - zaczęła od razu - „miałabym prośbę do ciebie. Potrzebuję, żeby ktoś, najlepiej ty, udał się do Jerris. Dostawy płatków róż spóźniają się coraz bardziej, a jakość tego co otrzymuję odbiega mocno od przyzwoitości. Jeśli nie otrzymam towaru do końca miesiąca Mawag, to skończą mi się zapasy i nasze interesy w Urupie będą mocno zagrożone. Nie będziemy mieć z czego produkować perfum. A w dwa miesiące z okładem nie załatwię nowych dostawców… Byłbyś tak miły, Gorcie?” Krasnolud uspokajająco kiwnął głową. „Póki co to trzymają nas tutaj sprawy Dhalego. Kwestia jego pochodzenia i takie tam… Ale obiecuję, że wyruszymy jak tylko czas nam pozwoli. Póki co, ślij listy, żeby nie odkładać tego w nieskończoność…”

Gdy zostali sami, wrócili do sprawy dziedzictwa Dhalego. Długo rozważali różne opcje. Jaki interes miałby Fagael, by tak podzielić rodzinę? Co więcej, ponoć złożył dokumenty w magistracie, gdy Dhali jeszcze nie wyruszył do Przyczółka, a więc podczas jego obecności! Nie zdradził się z tym ani słowem, gestem, czy zachowaniem. To było dla nich dość podejrzane, a Dhali wręcz był przekonany, że stoi za tym jakiś spisek. Snuł podejrzenia, że być może agenci jakiejś siły rozpostarli sieć intryg. Nie widział natomiast w tym głębszego sensu i przyczyny…

„Chodźmy do Yistane, do waszej kamienicy!” - w końcu zakomenderował Gort. Kiro go natchnął pewną myślą. Yistane słynęło z dziwacznych przejawów magii i sporej ilości duchów, jakie nawiedzały okolicę, lub wręcz zamieszkiwały w różnych częściach miasta. Gort ze swymi ksenomantycznymi talentami postanowił praktycznie podejść do prawy. To duch Wojownika i drzemiącej w nim magii domagał się aktwyności i działania praktycznego. Nawet się nie zastanowił, jak obie Dyscypliny płynnie łączą w nim swą magię i potrzeby.

Późna noc, Yistane, kamienica Dermuli

To była długa rozmowa między oboma bracmi. Finwis wyraźnie tęsknił za Dhalim. Było trudne dla niego zaakceptowanie rozbitej wspólnoty rodzinnej. I choć przez długie lata uważał młodszego Dhalego za dziwaka i wrzód na dupie rodziny, teraz, po tym jak nieżyjący ojciec pozbawił go wszelkiego majątku, czuł się winny. I bardzo chciał te winy odkupić. Dhali wręcz musiał upewniać się magicznymi talentami, że Finiws jest szczery, że prawdziwie żałuje i chce, by Dhali i Kiro wrócili do kamienicy, znów zajęli swoje pokoje i mieszkali tu wraz z jego rodziną. Tym bardziej radował się i dzielił z Dhalim nowiną, że jego małżonka, Kidiris spodziewa się dziecka!

Gort i Kiro opuścili ich komantę, pozwalając w spokoju omówić prywatne sprawy. Gort zaś wybadał astralną przestrzeń. Dostrzegł okazję. Wyrysował magiczne znaki na podłodze, przywabił duszka i wdał się z nim w długą rozmowę. Wypytywał o szczegóły odejścia Fagaela. Duszek był rozgarnięty. Opowiedział mu wiele szczegółów. Co więcej, zaproponował umowę, za wymianę prawdziwych imion był gotów na dłuższą współpracę. Jednak przezorny Gort odmówił. Zdawał sobie sprawę, że może mieć wiele korzyści ze służebnego ducha, jako adept Ksenomanta. Ale wielkrotne przyzwanie tego samego ducha sprawiało, że rósł on w siłę i moc. A tego, póki co, chciał uniknąć.

Przeszukiwali dla pewności wszystkie pomieszczenia. Dziwiła ich ilość świec, ale Finwis mówił, że ostatnio mieli plagę uszkodzonych świeltnych kryształów. To Kidiris zamówiła gdzieś w Wielkim Targu hurtową dostawę. Całą czwórką badali pomieszczenie za pomieszczeniem. Wcześniej, w prywatnej komnacie Finwisa odkryli truciznę! W wielkiej butelce brandy, w jego prywatnej witrynie, dostrzegli magiczną substancję, któej być tam nie powinno! To ich zaalarmowało.

Finiws nie wyglądał dobrze i mówił o swym kiepskim stanie od kilku tygodni. Kiro oczyścił jego organizm mocami Garlen. Ale zakazali mu picia tego trunku. Podejrzana też wydała im się sprawa kryształów. Gdy Kiro je obejrzał, definitywnie stwierdził fizyczne uszkodzenia. To dało im wiele do myślenia.

„A gdzie jest Kidiris?” - zapytał Dhali brata. „WYjechała. Wiesz, to początek ciąży. Pod koniec zeszłego miesiąca. Postanowiła, że odwiedzi tam rodzinę, nim brzuch zacznie jej przeszkadzać w jakiejkowliek podróży. Wziełą za sobą obu braci i ochronę jej ojca, więc czuję się spokojny.” Dhali się zastanawiał. „A jak tobie idą interesy?” „Całkiem znośnie. Przeniosłem tu wszystko jak widzisz. Warsztaty, pracowników, wszystko. Dom w Wielkim Targu być może sprzedamy. Kidiris nalega, ja się waham, ale ponoć teść miałby dobrego kupca… sam nie wiem jeszcze. A moje interesy? Cóż, muszę ci wyznać, że nadal handluję z Magnusem Oldaricem z Darranis. Świetnie płaci i co rusz przysyła zamówienia. Widziałeś skrzynie z chodakami? 300 sztuk, wszystko dla niego…” Gort się wtrącił czerwony na twarzy. „Z kim handlujesz? Z Oldaricem? Przecież to agent i konfident Thery?!” - spojrzał ze złością na Dhalego. Ten poważnie pokiwał głową. „Mówiłem ci bracie odpuść. To są poważne sprawy. Nie igra się z ich agentami. A to potwierdzona sprawa przecież. Pamiętasz co z matką znaleźliśmy?” „Ale on został odsunięty i ukarany! Teraz ma status obywatela Darranis i tam się przeniósł. I całkiem poważnie podchodzi do interesów. Poza tym pomógł mi podpisać kontrakty z innymi szacownymi obywatelami tego miasta. Sepultiusem Farthilis i Vulfio Szary! Dzięki tem stanąłem na nogi i mogłem spłacić długi ojca!” Dhali się skrzywił: 'Dziwnie mi brzmią te imiona, zwłaszcza ów Sepultious…„ Gort trzasnął drzwiami. „Nie gadam z konfidentami” - rzucił na odchodne i pobiegł krętymi schodami na ulicę przed kamienicą. Zatrzymał się na chwilę, pokręcił głową i ruszył ku Salom Bazrata.

Dhali wzruszył ramionami i spojrzał na Kiro. „Rozważę, czy się tu przeprowadzimy bracie. Mam pewne podejrzenia. Uważaj proszę. To może być podła intryga. Zważaj co jesz, co pijesz. Nie rób nic głupiego. Ja zabieram te świece z buduaru Kidiris. Nie wiesz skąd je kupiła?” Finwis rozłożył ręcę - „Jakiś kontrahent jej ojca z Wielkiego Targu, z alei Świec. Ale szczegółów nie znam”. „Nieważne” - chrząknął Dhali - „mamy skrzynie z wybitą marką i nazwą rzemieślnika. Znajdę. Dbaj o siebie bracie” - uściskał Finwisa - „Rozumiem, że możemy tu przenocować? Nie chce mi się wracać do mieszkania po Arkecie teraz.” Finwis ochoczo pokiwał głową.

13 Charassa 1509 YH, Throal, korytarz Bazrata, posiadłość Mefrahów

„Czy coś więcej moglibyśmy zrobić Wulfio?” - Gort przygryzł wąsa z nadzieją patrząc na starego weterana. „Owszem, możemy zatrudnić więcej profesjonalnych ochroniarzy, byłych agentów i tak dalej, ale to zakrawa o przesadę i rodzi koszty. I tak nie będziemy przygotowani na każdy scenariusz.” Gort pokiwał głową. „Panie Gorcie, przyszli Dhali i Kiro…?” - młody Glauk uchylił drzwi od komnaty w której rozmawiali. „Świetnie, przynieś nam porządne śniadanie Glauku. Dzięki Wulfio, wracaj do swych obowiązków.”

Przy śniadaniu uradzili, że najlepiej świece zanieść do Cechu Alchemików. Tak też zrobili. Powołali się na swe znajomości z Chrocusem, mistrzem Gildii Alchemików JKM. Krasnolud, który ich obsługiwał był bardzo uprzejmy. Jednakże 3 tygodnie oczekiwania były dla nich zbyt odległym terminem. „A co powiesz na 3 dni?” - zagadnął Gort. „Powiem 3 tysiące srebrników.” - odparł Starszy nad alchemikami. Dhali podrapał się po odrastających na głowie włosach. Spróbował ponegocjować, ale krasnolud był nieugięty. „Zgoda.” - odparł zniechęcony. „Pójdę do domu i wrócę z pieniędzmy po południu.

Towarzyszyli mu Gort i Kiro. Dhali ostrożnie się rozglądał, ciągle miał wrażenie że ktoś go śledzi. Próbowali nawet z Kiro zastawić pułapkę na intruza, ale nic z tego nie wyszło i zmitrężyli pół dnia. Gdy wrócili do mieszkania Arketa, Dhali ostrożnie otworzył zamek. Rozejrzał się. Wszystko wyglądało na swoim miejscu. Podszedł do schodow, podniósł dywanik… na mące ktoś napisał throalskimi glifami: „Gupi jesteś!”. Parsknął śmiechem, oj ta Lia. Dziewczyny nie było w mieszkaniu, ale widział ślady jej obecności. „No cóż, pozostaje mi wziąć pieniądze i zapłacić. Kiro, czy możemy odwiedzić jutro twojego dziadka? Chciałbym mu coś zaproponować.”

14 Charassa 1509, Wielki Targ, aleja Maślana, dom Kenrona.

Hiro uważnie się przypatrywał Dhalemu. „Tak. Zgodziłbym się ciebie uczyć i przekazać wiedzę o talentach nowego kręgu. Myślę nad zapłatą. I już wiem co by mnie satysfakcjonowało. Buty tego maga, który tyle złego uczynił mojemu klanowi…” Kiro zbaraniał - „Buty Hefery?!” Dziadek pokiwał głową, odgarniając śnieżnobiałe, długie włosy. Dhali się skrzywił. „To chyba trudniejsze niż przyniesienie kryształu Solg-Far, co?” - parsknął Gort.

Wracając, zajrzeli do Emprium Bucyfała na Królewskim Bazarze. Dhali postanowił zafundować sobie kolejny amulet krwi, pochłonięcia ciosu. Uznał, że w tych okolicznościch jest szansa, że mu się przyda. Lżejszy o 100 sztuk srebra, z ciężkimi myślami wracał do Sal Bazrata.

16 Charassa 1509, Throal, Cech Alchemików

„Dobrzeście zrobili przynosząc do nas owe świece. Bez owijania w bawełnę powiem, że zawierają one dość specyficzną truciznę…” - krasnolud z cechu ALchemików badawczo na nich patrzył. „To paskudna trutka, dwuskładnikowa. Same świece, poza nudnościami i bólem głowy u co bardziej wrażliwych osób, nie wywołają większych kłopotów. Ale… ale gdy dojdzie drugi składnik, podany w jedzeniu bądź napitku, najlepiej alkoholu, oooo…. to sprawy zaczynąją wyglądać gorzej. Trucizna działa podstępnie i długofalowo. Powoduje ogólny osłabienie organizmu, coraz mocniejsze. Nawet leczone, po pewnym czasie gwałtownie wraca falą osłabienia, o ile nie odstawi się trucziny. Długa ekspozycja na oba elementy może spowodować śmierć. Po prostu ciało przestaje funkcjonować…” Dhali przełknął ślinę. „Czy taka śmierć może wyglądać na naturalną?” Krasnolud z powagą pokiwał głową. „Tak, tak być może…”

17 Charassa 1509, Yistane, kamienica Finwisa

Dhali długo i cierpliwie tłumaczył Finwisowi znaczenie rewelacji alchemików. Starszy brat z przejęciem patrzył na adepta i co chwila wręcz kręcił głową z niedowierzaniem. „Któżby chciał mnie zabić i z jakiego powodu? Przecież nie zalazłem nikomu za skórę, a i w handlu staram się zawsze być uczciwy, jak mnie tego ojciec nasz uczył!”. Dhali wziął do ręki małe porcelanowe kubki na throalską gorzałkę i ustawił kilka na stole. „To bracie większa spraw, czuję to. Przykro mi to mówić, ale głównym powodem mogę byc ja. Dwie strony - wskazał na dwa kubeczki - mogą tu maczać paluchy. Denairaści z Iopos - ich agenci zamordowali starego króla, a ja z kompanami zalazłem im za skórę, ratując młodego króla z opresji. Są brutalni, nie przebierają w środkach. Zobacz co uczynili żonie Gorta? Być może ty jesteś kolejnym celem. My jestesmy adeptami. Ale nasze rodziny - już nie. To nasza słabość i czuły punkt, w który łatwo uderzyć.

Drugą stroną mogą być Theranie. I tu sam sobie jesteś winien. Nie mam żalu do Gorta, ale czasami ma rację. Twoje kontakty z Magnusem i ciągłe utrzymywanie stosunków handlowych, mogło ich doprowadzić do mnie. A wiesz, że jestem umoczony w politykę i sprawy królewskie. Życie tak napisało scenariusz, że ja i moi kompani, jesteśmy znanymi sprzymierzeńcami Nedena. Króla Throalu. A więc i symbolicznie - cios w nas - to cios w Throal. Przykro mi o tym mówić, ale to fakt.

Finwis podrapał się po głowie. Wyglądał na zszokowanego i nie mógł pozbierać myśli. „Po co mieliby mnie zabijać, skoro - jak mówisz - mają przeze mnie dostęp do twoich tajemnic. I mogę im nieświadomie wiele zdradzić, choć zaklinam się na Thystoniusa i Garlen razem wziętych że o rodzinie nawet pary z ust nie puściłem!” Dhali się uśmiechnął - „Wystarczy, że mimochodem powiedziałeś, że mnie nie ma w domu, że wędruję gdzieś tam, albo przebywam w innym miejscu.. „Więc nadal tego nie rozumiem!” „Ja też” - poważnie odparł Dhali. „Tym bardziej musisz nadal grać swą rolę. Chorego, osłabionego, narzekającego na złe samopoczucie. Dasz radę?” Brat skinął poważnie głową. „Powiedz mi o tych świecach”.

„No tak jak wspominałem, to Kidiris zamówiła w Wielkim Targu ich dostawę. Od dłuższego czasu szwankują nam kryształy świetlne i co rusz któryś się psuje.” „Powoli” - Dhali zastopował brata. „Kiedy się psują i czy twoja żona wtedy jest tu na miejscu”. Finwis zmarszczył brwi: „Chyba nie sugerujesz…” „Nie, ale rozważam każdą opcję”. Finiws się poirytował: „Jestem ojcem jej dziecka! Kochamy się! Poza tym daję jej wszystko czego zechce i ciężko na to pracuję!” Dhali wzurszył ramionami: „Czy aby na pewno bracie? Wszystko? A czego ona chce? Tak naprawdę..” Finwis wyprostował się z założonymi ramionami: „Nie będę o tym gadał..”

„Wróćmy do tych kryształów i świec” - zaproponował Dhali. „No tak. Kryształy zaczęły się psuć odkąd opuściliśmy dom na Szewskiej, w Wielkim Targu i przeniosłem warsztat do Yistane. Więc nie wiem czy wcześniej tak też się działo…” Dhali wstał i zaczął się przechadzać po komnacie. „To może inaczej. Od początku. Wzięliście ślub ponad rok temu. Pamiętam dzień, 15 Veltom, roku 1508 rachuby Throalu. A kiedy pojawił się pomysł opuszczenia naszego domu? Koniec Strassa? Tak dokładnie, pamiętam tę kłótnię w domu. A więc ojciec zakomenderował, że kupujemy kamienicę w Yistane od Drisama i 1 dnia Veltom się przenieśliśmy, a ty bracie i Kidiris mieliście urządzić się w Wielkim Targu. A w dwa tygodnie później była twoją małżonką, z pełnymi prawami do dzielenia się majątkiem. Przypadek?”

„Jesteś szalony Dhali! Mieliśmy termin ustalony już od dawna! Poza tym moja żona nie jest sprzedajną dziwką, a jej rodzina mogłaby nas wykupić w trójnasób!” - Finwis wstał również i ze złością przeciwstawił się bratu. „Być może Finiwsie, być może…” - kontynuował Dhali. Zaczął chodzić dookoła stołu i brata, zmuszając go do nieustannego podążania za nim wzrokiem. „Pół roku później, pod koniec miesiąca Mawag, matka opuszcza ojca i wyrusza w nieznane.”- zatrzymał się w wystudiowanej aktorsko pozie. „Nie widzę żadnego związku! Poza tym to stało się dzień lub dwa po tym jak rozpieprzyliście aleję Świec przed karczmą Kenrona i nawialiście z miasta. Nawet nie wiesz jakie miałem potem konsekwencje w Radzie. Ile ojciec się nasłuchał rugań i kwaśnych aluzji od Gliniaka i sprzyjających mu rajców! Tak najłatwiej bracie, nasrać komuś na progu i uciec!” - Finiws wściekle się bronił.

„Uspokój się. Załóżmy, że Kidiris nie ma z tym nic wspólnego, a ja mam manię i zwyczajnie nie lubię tej zdziry.” Brat spurpurowiał na twarzy - „Zważaj na słowa gówniarzu, bo dam ci w ryj! To moja żona!”. Dhali powściągnął emocje i użył magii by go uspokoić. „Dobra. Twoja żona, może i ma dobre intencje, a ja brnę w ślepą uliczkę. Skąd zatem świece?”

„Od świecownika z Wielkiego Targu. Manufaktura Bolsiusa Thermebalda. Prosze bardzo! Aleja świec, zaraz obok starego zajazdu Kenrona Dwa Palce.” - wyrzucił z siebie Finwis. „Gdzie na rzyć horrora? Obok?!” - zdumiał się Dhali. „Ano. Przy Świecowej Karczmie, jak ją nowy właściciel nazwał.” „Hmm…zastanawiające. Tam Kiro mieszkał długi czas i za Kenrona spotykaliśmy się tam bardzo często. Tam pochwyciłem agentów nie wiadomo jakiego wywiadu i tam spotykała się siatka szpiegów Thery. A obok jakby nigdy nic Bolsius kręcił sobie świece..” Brat spojrzał na Dhalego i złapał się za głowę. „Oszalałeś. Naprawdę zwariowałeś!”

“Nie zwariowałem. Po prostu rozważam wiele możliwych scenariuszy…Kto polecił Kidiris tam złożyć zamówienie?” - drążył dalej. „Teść zapewne, nie wiem, może ktoś bliski, albo sama wiedziała. Do naszego domu w Wielkim Targu też zaopatrywała się u Bolsiusa.”

„A kto chce kupić nasz stary dom przy Szewskiej?” - pytał uporczywie Dhali. „Tego nie wiem jeszcze. Kidirs przed swoim wyjazdem do krewnych w Urupie mi powiedziała, że rozmawiała o tym z ojcem. No i Butrym wiedział o jakimś bogatym kupcu, który chciałby się urządzić w Wielkim Targu. I który byłby skłonny zapłacić wielkie pieniądze..” „A konkrety?” Finwis usiadł: „Nie wiem bracie. Nie gadałem z Butrymem. Nie było to pilne, a i mnie nie zależy jakoś bardzo na pozbyciu się ojcowizny.” „Rozumiem” - Dhali również usiadł za stołem: „Tobie nie zależy, ael Kidiris już tak. I po twojej śmierci mogłaby swobodnie dysponować majątkiem…To wezmę jeszcze jedną świecę i próbkę tej paskudnej brandy” uśmiechnął się kwaśno do brata.

18 Charassa 1509, Throal, prywatne komnaty Abgara

“No to jak z tym będzie Abgarze?” - Kiro pociągnął długi łyk mocne, ciemnego piwa. Lubił browar Domu Byri’lah i coraz częściej naprzykrzał się Czarodziejowi, by przy lada okazji kupował dla niego beczułki z transportów przeznaczonych dla karczmary z jeziora Ban. A teraz zmęczył się swoją przemową i zachrypł po godzinnej argumentacji potrzeb.

Abgar z ciekawością wysłuchał propozycji wietrzniak. “W zasadzie od dawna nosiłem się z zamiarem zaproponowania ci współpracy, Kiro” - odparł po dłuższym namyśle. “Sam, całkiem niedawno osiągnąłęm VIII Krąg i podobnie jak ty stoję przed dylematem” - sięgnał po dzban i nalał również sobie. “Wiesz, finansowo nam aż zbywa. Ja jestem, że tak powiem, wybitnym specjalistą i mam naprawdę szerokie spektrum umiejętności. Tworzę matryce zaklęć, użytkowe przedmioty magiczne, służę poradami przy identyfikacji magicznych artefaktów i analizie różnych zjawisk, a jak sam wiesz to słono kosztuje. Ponadto mam bogate zaplecze zleceniodawców - mój Dom By'rilah.” Wyprostował się w fotelu, przeciągnął i położył dłonie na stole.

“ Szczerze to zacząłem się zastanawiać nad wzajemną wymianą nauki. Zawsze fascynowała mnie magia żywiołów, jednakże mój analityczny umysł i głód wiedzy teoretycznej pchnął mnie na ściezkę Czarodzieja.” - zająknął się na chwilę - “Chciałbym spróbować cię uczyć spoglądania przez jej pryzmat, ale przy okazji chciałbym wymiany wiedzy i możliwości poznania ścieżki Mistrza Żywiołów.”

Kiro na chwilę tylko zbaraniał, ale zaraz odzyskał rezon. “Ty… jako Mistrz Żywiołów?” Abgar kiwnął głową i dodał: “A ty jako Czarodziej…?” “Jupi! Pasuje! A niech mnie!” - wydarł się Kiro oblewając przy okazji piwem. “Zgoda!”

“Ale to nie wszystko Kiro” - dodał Abgar poważnie. “Chciałbym formalnie zaproponować współpracę i stworzenie tandemu magów-adeptów obu ścieżek. Wiesz, nasza praca polegałaby na tworzeniu oczywiście magicznych przedmiotów użytkowych…” - sprawdzał reakcję wietrzniaka. “Ii zatrudnieniu kilku uczniów…rzemieślników w przyszłości”.

Kiro na moment się roznarzył. Mysłał wcześniej o kraczmie. Ale teraz? Własna magiczna manufaktura? I on jako mistrz i mentor? Abgar wytrącił go na chwilę z zadumy. “Wiesz, gdybyśmy wymyślili i opatentowali jakieś nowości i utylitaria dla szarego krasnoluda jak i dla adepta… Ja wiem, że to odległe plany, ale zyski…. zyski mogą być naprawdę obiecujące. Nie wspominając o badaniach, eksperymentach i poszukiwaniach” - Abgar uśmiechnał się pod wąsem.

Ktoś zapukał do drzwi. “Mężu? Moglibyście wyjść ze swojej jaskini? Gort przyszedł w odwiedziny i chciałby o czymś porozmawiać” - oznajmiła Belori.

Chwilę wcześniej siedziała w kuchni przy stole karmiąc małą Wilfredę i rozmawiając z Gortem. “Otóż nadal uważam, że robienie interesów z Jerris jest coraz bardziej wątpliwe. Są daleko. Transporty tych wszystkich paskudztw które moja Bakari używa do wyrobu perfum albo się spóźniają, albo są coraz droższe, albo coraz gorszej jakości. Albo wszystko na raz.” - dodał krasnolud oblizując palce i odkładając na półmisek obgryzione wieprzowe żeberka. “Ale skąd pomysł z Krwawą Puszczą?… poczekaj, pójdę po Abgara. Od trzech godzin ślęczą nad czymś z Kiro i knują jakieś spiski” - Belori uśmiechnęła się do brata.

Całą szóstką (bo mały Marduk również dołączył do rodziców) poszli do głównej komnaty dla gości. Belori chodziła z wyraźnym wysiłkiem. Minęły dopiero trzy tygodnie od porodu i wciąż dochodziła do siebie, nawet mimo pomocy Kiro. Usiedli więc wygodnie na ławach wokół pięknęgo, granitowego stołu.

“Kim w ogóle jest ten Geverian?” - dopytywał się Gort. Abgar wyciągnął fajkę, poczęstował się tytoniem od Kiro i zaczął: “Ambasadorem Alachii przy naszym królu Nedenie jest od momentu koronacji ten sam elf - Geverian Półuśmiech. Nie jest on krwawym elfem Gorcie, o co to to nie. Ale zaprzysiągł wierność królowej. Ponoć przed kilku laty włócząc się ze swoją drużyną, natknął się na szukającego przygód wówczas jeszcze księcia Nedena. Nie rozpoznał w nim spadkobiercy Throalu w owym czasie, ale ich wspólna przygoda o mało co się źle nie skończyła i obaj wzajemnie ratowali swoje tyłki. To w jakiś sposób ich powiązalo nicią sympatii. Geverian jakiś czas spędził z Nedenem. Zamieszkał nawet w Throalu.” - przerwał na chwilę, gdy maleńka Wilfreda głośno zaczęła płakać. Belori zabrała ją do innego pokoju, zostawiając Marduka z dorosłymi.

Abgar kontynouwoał - “ Tajemnicą poliszynela były pijackie imprezy księcia i Geveriana. Ten ostatni miał niezłą głowę do wypitki, był też całkiem dobrym wierszokletą i sprośne ballady do łez bawiły Nedena przy kuflu. Geverian, nawet jak opuścił Throal, zawsze wracał świętować urodziny księcia, co nie raz prowadziło do kompromitujących sytuacja, zwłaszcza gdy generał ambasador Tramon dbał o odpowiednią oprawę formalnej uroczystości.” - dodał ze śmiechem.

“ Po zamachu na naszego nieodżałowanego króla Varulusa III, Alachia wyznaczyła Geveriana na ambasadora swoich interesów przy Nedenie.” - Abgar pociągnął z kufla - “Powiada się, że Geverian jest dziwny. Ma dość czarne poczucie humoru. I zajadle nienawidzi Theran. Podczas wszelkich formalnych spotkań, o ile sobie dobrze przypominam, zawsze zachęcał do otwartego konfliktu i wypowiadał się o Therze z jawną nienawiścią. Co do spraw królowej elfów to zwykle trzyma język za zębami i jest bardzo oszczędny w deklaracje. Mówią, że jest adeptem Trubadurem/Fechmistrzem.”

Gort już zaczął myśleć, jakby tu wkręcić się na spotkanie dworzan i nawiązać z Geverianem kontakt. Oczami wyobraźni widział już minę Bakari, gdy przyniesie jej kontrakt ze Strażnikami Krwi….

19 Charassa 1509, Throal, tajne komnaty Oka Throalu

Hvitzirk aż pokraśniała z zadowolenia - „Wreszcie ten głupi Dhali pokajał się przed Solem i udobruchał starego. Nic mu tak dobrze nie robi, jak ktoś przyznaje się do własnych błędów i jeszcze dziękuje za należny ochrzan” - pomyślała.

Dhali zaś kończył opowiadać o niespodziewanych zdarzeniach i swoim śledztwie. Sol wziął do ręki ekspertyzę Cechu Alchemików i uniósł brwi. „Fiu fiu, Dermul. Aleś komuś na odcisk musiał nadepnąć, no proszę ja ciebie!” „Mam się martwić?” - zapytał Dhali. „Cóż to zależy.” - odparł szpieg. „Świece dostarczyła Manufaktura Bolsiusa Thermebalda z Wielkiego Targu. I zamierzam tam pójść i wyjaśnić wszystko do spodu. Jak będzie trzeba to odegram taką komedię, że narobią w portki ze strachu i otworzą każdy zapieczętowany kufer z najbardziej strzeżoną korespondemcją!” „Korespondencją” - poprawiła Dhalego Hvitzirk.

Sol zgromił ją wzrokiem. „Dhali, nikt nie przecenia twoich talentów. Żeby być szczery, to jesteś jednym z najbardziej skutecznych agentów Oka i masz dar do infiltrowania i zdobywania informacji. I ktoś o tym wie, równie dobrze jak ja. I ten ktoś zapewne siedzi za murami Triumfa, albo mój nos cierpi na alergie z powodu kryształów świetlnych” - odparł Sol. „Wezmę tę świecę i brandy, tak jak chciałeś, ale nie sądze, że coś nowego byśmy odkryli. Poproszę chłopaków z laboratorium, żeby raz jeszcze się temu przyjrzeli, choć co Cech Alchemików, to Cech i wątpię byśmy mieli lepszych speców. A Manufakturze Bolsiusa warto się przyjrzeć tak czy siak. Te ciule z Wielkiego Targu posuną się do najgorszej zdrady.” „Myślisz szefie, że to jakaś prywata wobec mnie? Czy może…” - Dhali zawiesił głos. „Wątpię, że prywata. Prywatę nie byłoby stać na takie sztuczki. Dwuskładnikowe Majaczenie Howerflana, albo jakaś pochodna od tego paskudztwa. To kosztuje kupę złota mój drogi. Poza tym jak połączę z nieszczęściem, które spotkało żonę naszego bohaterskiego Gorta Mefraha, to mi się ładnie układa. Skoro Iopanie mordują królów zrzucając winę na Therę, to równie dobrze Thera może mordować sługi zrzucając winę na Iopos. Tak mi to teraz do głowy przyszło…” - uśmiechnął się blado Sol.

„Ale po co?” - zapytał bezradnie Dhali. „Mam ci wymyślić tuzin sensownych przyczyn? A poza tym, ważne jest to o co pytałeś wcześniej. Nie umiem ci powiedzieć, czy w ciągu ostatnich 2 miesięcy, ktoś wyeliminował Majaczeniem Hoverflana jakiegoś bogatego cwaniaka by przejąć jego majątek. Domy Throalu zwykle tuszują takie sprawy i dbają by brudy prać we własnych posiadłościach, chyba że… chyba że nie wiedzą o co chodzi i mają dług wdzięczności u Oka. Wtedy do nas przychodzą. Ale coś bym słyszał na ten temat. Wiesz Dhali…. każdego dnia w Throalu ginie więcej niż 50 Dawców Imion. Nie patrz tak na mnie. Ktoś się szwenda po pustych korytarzach nie tam gdzie powinien. Kogoś przyłapują w komnacie nie ze swoją żoną, a nie ma tu okien, żeby gach się salwował ucieczką. Kogoś przyłapano na kantowaniu w karawanie i wzięto do loszku pod posiadłością wielkiego Domu, którego nazwy nie pamiętam. Komuś dolano trucizny do wina i zasnął w kącie w karczmie, a nad ranem dziewka zsikała się z przerażenia, jak znalazła zsiniałego trupa. Jakiś górnik wpadł w dziurę, albo dostał kamieniem w łeb. Albo głodny stwór kogoś wpierdolił, kto nie miał kamratów do pilnowania tyłka…” „To nie to samo, Sol. Tak się dzieje wszędzie.” Sol popatrzył na Dhalego i zsunął okulary z nosa. „No właśnie, Dhali. I jak tu oddzielić ziarno od plew?”

W tym samy czasie, Throal, komnaty Gorta

Gort był zadowolony. Wrócił właśnie z Wielkiej Biblioteki, “No oczywiście, że to się da załatwić” - odpowiedziała Aurea. Była młodszą archiwistką, nieliczną elfką wsród grona pracowników Wielkiej Biblioteki. „Skoro jeszcze dysponujesz magicznymi talentami, to zajmie nam to nie więcej niż kilka godzin nauki. Możemy się umówić na jutro. Proponuję 20 sztuk srebra. Wczesnym rankiem będę tu na ciebie czekać i możemy pójść do komnat magazynowych, żeby nie robić zamieszania w lektorium.”

Tak więc już w głowie układał sobie plany na jutro. “Jeszcze wizyta na dworze…” - kombinował. Wszedł do siebie, przywitał sie z Glaukiem i zaczał rozdziewać szykując do przebrania w domowe szaty. Był już prawie pewien, że Geverian nie ma nic wspólnego z Kalourinem. Nie chciał narażać się Takarisowi, gdyby przyszło co do czego, a i mógłby się powołać na kontakty i dobrą opinię u Strażnika Krwi. Właśnie miał pójść poszukać żony. Obiecałą mu te trzy buteleczki perfum z lawendy i sandałowca, które chciał sprezentować Geverianowi przy pierwszej okazji. To jednak Bakari zastała go przebierającego się w prywatnej komnacie.

“Gort, a możesz mi dokładnie wyjaśnić, po co chcesz przekupić tego ambasadora?”. Wojownik zapiął nogawice i wciągnął trzewiki. Znał ten ton. “Bo chcę spróbować z nimi pohandlować tymi płatkami? Wojna wisi dosłownie w powietrzu, handel z Jerris nie wróży sukcesów…” - zawiesił głos.

„To dobrze, że mnie o tym uświadamiasz. Skoro handel z Jerris wygląda coraz gorzej, to może i warto poszukać innych źródeł zaopatrzenia. Popyt na perfumy w Throalu utrzymuje się na dość stałym poziomie, a nawet rośnie, bo przybysze zaludniający nowe miasta idą za modą Throalczyków i również kupują perfumy. Ale gdy myślę o Krwawej Puszczy, jako dostawcy różanego olejku, to mam ciarki.” - odparła Bakari niezbyt ukontentowana.

“Owszem, Gorcie, możesz nawiązać kontakty z Geverianem, skoro tak przypadł ci do gustu, ale ja bym się po dwakroć zastanowiła nad propozycją handlu. Czy wiesz, co by się stało, gdyby szlachta dowiedziała się, że moje perfumy mają w sobie zapachy Krwawej Puszczy? Miejsca naznaczonego bólem i cierpieniem niewinnych elfów, skazanych przez dumę i upór tej kolczastej dziwki?! Odrzucając ofertę Thery, byli tak dumni i pewni siebie, że jak cały plan zaczął sie walić, to Alachia nie zawahała się jednym skinieniem dłoni, skazać cały swój lud na wieczne męki i odrzucenie przez resztę Dawców Imion. Myślisz, że nie myślała o konsekwencjach wtedy? Więc pomyśl.. ja słysze już te plotki, o młodych szlachciankach obsypanych dziwnymi krostami, które wyskoczyły im zaraz po zaaplikowaniu perfum skażonych klątwą Krwawej Puszczy… Myślę, że konkurencja by nas zjadła. Boję się takiego obrotu sprawy. Bądź więc ostrożny w szafowaniu obietnicami.” - poirytowana odwróciła się na pięcie i zostawiła Gorta samego w pokoju.

Trzy godziny później. Kancelaria królewska, Throal

Birgund wybuchnął donośnym śmiechem i poklepał Gorta po plecach. “Noooo! Tośmu nieźle dopiekł Gorcie, a niechże was, Neumani, Thystonius wychędoży!” - kancelista nie mógł powstrzymać śmiechu. “Cóż, zaraz cię zapowiem Tholonowi, tyle co przyszedł prosto od króla.”

Tholon mocno uściskał Gorta. “Dawno cię moje oczy nie oglądały, chlubo Throalu. Cóż mogę uczynić dla ciebie?” - królewski kanclerz nic a nic się nie zmienił, odkąd Gort widział go ostatnim razem. “Pochlebiacie mi, kanclerzu.” - Gort żartobliwie pogroził mu palcem, “więc zaczynam się bać, czy Dwór nie ma dla mnie kolejnej, niemożliwej do wykonania misji…?” Tholon odsunął dłonią stertę dokumentów i odparł szeptem: “Dwór zawsze ma mnóstwo niemożliwych misji do wykonania. Choćby teraz. Mógłbym cię wysłać na co najmniej sześć, a każda w innej części Barsawii…” Gort się uśmiechnał. “Teraz to ja mam sprawę..” - odparł i położył ciężką sakiewkę na stole. “Chciałbym postawić 200 srebrników na Elitę Elcomich. Usłyszałem, że niedługo urządza się prywatny turniej hach’var dla jego wysokości. A przeciwnikami Elity mają być zwycięzcy turnieju niezrzeszonych…” Tholon zważył sakiewkę w dłoni. “Cóż Gorcie, cieszy mnie twe zaufanie do naszej drużyny, którą z taką pieczołowitością i dbałością sponsoruje mój Dom. Przyjmuję ten zakład. Turniej odbędzie sie za tydzień w audytorium. Oczywiście impreza zamknięta, ale zaraz każę wypisać zaproszenie dla ciebie i szanownej małżonki. Obowiązkowo widzimy się na raucie po meczu, prawda?”

20 Charassa 1509, Throal, mieszkanie Arketa

JUż od wczesnego ranka siedzieli i snuli dziesiątki przypuszczeń, kto stałby za wydziedziczeniem Dhalego i komu zależałoby na zniszczeniu Dermuli. Jak tylko posilili się skromnym śniadaniem, zabrali się do pracy. Kiro poleciał do Yistane odwiedzić Finwisa, a Gort i Dhali pospieszyli do Wielkiego Targu.

Kiro trochę się ubawił słysząc jęki Finwisa. Przywitał go serdecznie i pogratulował aktorskiej sztuki. „Tak naprawdę to czuję się znakomicie, nie piję żadnego alkoholu, jem regularnie, ale dla postronnych - chorym jak kandydat do trumny” - pochwalił się Finwis.

Kiro raz jeszcze wysłuchał historii o pochodzeniu świec (i manufakturze Bolsiusa), wziął również 4 świece. W głowie mu się nie mieściło, żeby ktoś się trudził i nasączał trucizną całą dostawę 1000 sztuk. A te kilka chciał zanieść do Cechu Alchemików, i wytargować dodatkową identyfikację. Wracając zahaczył o komnaty Cechu. Bardzo się zmartwił słysząc odpowiedź cechowego urzędnika. „Naprawdę nic się nie da taniej? Przecież już raz to zbadaliscie?” Krasnolud wzruszył ramionami: „Mistrzu Kiro, każdą z tych świec musimy połamać na kawałki i wytopić wosk. Z każdej musimy zbadać knot. To taka sama robota jak poprzednio. I też znacznie by potrwała. Na moje oko jednak, te świece są identyczne z tą, którą zbadaliśmy. A truciznę się nasącza na etapie produkcji. A więc musi to być olejek lub substancja ciekła, zdolna rozpuścić się lub wymieszać z gorącym woskiem pszczelim i nie stracić przy tym zjadliwości. A potem ulotniona pod wpływem gorąca z wosku, musi dostać się do płuc ofiary. No i wejść w reakcję z drugim składnikiem rozpuszczonym w alkoholu, a więc równie odpornym na rozpuszczalnik jakim alkohol jest. Tę opinię dam wam darmo, ale takie jest moje zdanie.”

Niepocieszony Kiro wrócił do mieszkania. Zostawił tam świece, ale napisał na karteczce „Nie przeszkadzać” i położył zaraz za progiem mieszkania. Sam wrócił na piętro i oddał się medytacjom nad talentem, który pozwala powstrzymać działanie trucizn. Jakoś wizyta u Finwisa natchnęła go tym pomysłem.

W tyn samym czasie

Gort i Dhali raźno maszerowali korytarzami Bazrata bye prędzej dostać się na Królewski Bazar i opuścić Throal. Tłumy dziś wypełniały sale, a i kilka razy wyprzedziły ich spieszące oddziały gwardii królewskiej. Gort zmarszczył brwi: „Coś chyba musi się dziać na bazarze?”

W istocie. Na bazarze panował nieopisany zgiełk. Największy jednak był przy bramach Throalu. Gwardziści z trudem sobie radzili ze szturmującymi od strony Wielkiego Targu uciekinierami i przybyszami. Środkową bramę zamknięto zębatą kratą. Lewą bramą wypuszczano kupców i mieszkańców Throalu. Prawa był okupowana przez blisko tysiąc Dawców Imion chcących jak najszybciej dostać się do środka. Gwardziści wspomagali się razami kijów, co tylko rozsiedzało tłum.

„Poczekaj chwilę DHali, muszę coś załatwić u jubilera” - rzucił Gort i pospiesznie wszedł po schodkach do niewielkiego czworaka usadowionego na placyku we wschodniej części bazaru. „Kalviusie! Można na słówko?!” - Gort przepychał się przez klientów znajomego jubilera, wzbudzając cicho wypowiadane przekleństwa i groźby. Zignorował je. „A jużci, zapraszan panie Gorciem zapraszam!” - Kalvius pchnał grubego pomocnika, by obsługiwał jednego z gości a sam zrobił miejsce dla Gorta. „Czym mogę służyć?” - zapytał. „Potrzebuję coś… no coś wyjątkowego, Za tydzień idziemy z małżonką na bal i prywatny turniej u Jego Wysokości… rozumiesz Kalviusie, to musi być coś naprawdę ekstra dla mojej lubej!” - Wojownik wyraził się najdokładniej jak potrafił. „Cóż..znając upodobania pani Bakari mogę powiedzieć, że kolia i kolczyki byłyby idealne na tę okazję. Oczywiście złoto. I jej ulubiony malachitowy kolor. Długie złote kolczyki i pieknie wyszlifowane płytki z malachitu….” - Kalvius zacmokał - „przyjdźcie jutro po południu panie, pochylimy się nad moim projektem i powiecie czy wam się podoba.” Gort uścisnął dłoń krasnoluda i wyszedł do zniecierpliwionego Dhalego.

Gdyby nie znajomy krasnoludzki gwardzista, który ich przepuścił lewymi wrotami, zapewne by utknęli w rozwścieczonym tłumie. Krasnolud im powiedziały, że Gliniak wydał rozporządzenie, że nie przyjmuje już w Wielkim Targu żadnych nowych przybyszów. A ci, którzy nie mają dachu nad głową i okupują karczmy nie płacąc za nocleg, mają być wyrzuceni i wypędzeni. ALbo bramami miasta precz z Wielkiego Targu, albo się schronią u krasnoludów. Strażnicy Gliniaka dopilnowali swego jak było widać, bo tłum robił się coraz gęstszy po drugiej stronie bramy.

Wielki Targ przywitał ich kompletnym chaosem. Aleja Świec był zatłoczona jak nigdy. „Czego sie tak rozglądasz Dhali?” - burknął Gort chowając się głębiej pod kapturem. „Szukam wozu..” „Czego do jasnej cholery?!” „Wozu… o tam widzę, chcę pod niego wleźć i się przemienić w kogoś innego.” Gort się poirytował „Zgłupiałeś doszczętnie? Ja wiem, źe wozy to twój fetysz, ale tam są wkurwieni ludzie, których ktoś przegania do Throalu. Wleź pod ich wóz, a zostaniesz okrzyknięty złodziejem, szpiegem i skurwysynem i dostaniesz wpierdol.” To był kluczowy argument. „Dobra, pójdę do Świecowej, tam w wychodku dokonam przemiany i odwiedzę Bolsiusa. Wejdź za mną, ale za dobre 10 minut.”

Karczma Świecowa była przepełniona jak ulice Wielkiego Targu. Dhali ledwo się przepchnał do wychodka. Środkowa latryna była wolna, zaciągnął więc kotarę i wspomagając sie talentem i iluzją przybrał postać wielkotarskiego zakapiora, tak by nie wyróżniać się z tłumu. W tym czasie Gort rozpychając łokciami rosłych orków, ledwo dostał się do kontuaru. Wystawał mu nos i czubek głowy, więc litościwy karczmarz podał mu stołek. „Piwa!” „Ho ho, mości krasnoludzie. Throalczyka mój nos wyczuje na kilometr. Macie jaja, że o takim czasie pchacie się w środek tego burdelu” - karczmarz machnął ścierą w kierunku bram Throalu. „A co się tu dzieje?” - zapytał Gort zanurzając wąsy w obfitej pianie. „Ano te sku… znaczy się throalczycy zakazali wpuszczania uchodźców! Biorą pono tylko takich co fach mają w ręku,a resztę wyganiają spowrotem do nas. I Gliniak chce ich prawidłowo przepędzić!” - wyrzucił z siebie karczmarz.. Cóż, Gort słyszał zupełnie inną wersję tej historii, ale nie wchodził w polemikę.

Ork Jevgen pokierował ciekawskiego zbira do komory handlowej. „Tutaj pódźcie!” - twardo nakazał obcemu. Dhali posłusznie wszedł do środka. Przywitała go kobieta w średnim wieku. Gruby jasny warkocz starannie zapleciony, leżał grzecznie na jej prawym ramieniu. Dhali na prędce wymyślił jakieś imię i zaczął improwizować, chcąc magicznie zbajerować sprzedawczynię.

Klauzika oparła się jednak czarowi. Gdy uświadomiła sobie, że podejrzanie wyglądający obcy nie ma zapewne zbyt wielu pieniędzy i dziwnie się dopytuje, przeszła do konkretów. Nie chciała tracić czasu. A obcy pytał o świece palące się w trudnych warunkach i to przez osiem godzin! Zaczęła podejrzewać, że musi on potrzebować do jakichś niecnych zamiarów… Z ulgą sprzedała mu trzy solidne 8 godzinówki za 24 srebrniki. Dhali wziął owinięty pakunek pod rękę i niepyszny udał się do wyjścia. Poczłapał w kierunku sąsiedzkiej Świecowej…

„Precelki dobry panie, precelki. Jedyne 5 miedziaków za sztukę!” - darła się piegowata dziewuszka z koszykiem, zaczepiając Dhalego. Chciał ją ominać ale zagrodziła mu drogę. „Precelki…” - zaczęła. Dhali przypomniał sobie awanturę przed karczmą Kenrona, którą rozpętał Kiro, właśnie przez precelki i rozpoznał dziewczynę. Teraz był już bardziej wyrośnięta niż rok temu. I zamiast obwarzanków sprzedawała precle…

Dhali zechciał się targować jak to było w naturze Dermula. „Cooo?! Za dziesięć miedziaków ci nie sprzedam dziadu jeden!” - darła sie rozzłoszczona dziewczynka spoglądająć dookoła gdzie by tu była orkowa straż Gliniaka. Dhali pojął, że zbiry mają z małą układ i spuszczają manto każdemu kto wejdzie w drogę małej naciągaczce. Szybko więc uciekł do Świecowej.

„Eee… ty tam!” - zatrzymał go troll w drzwiach. „Jak znowu chcesz darmowe lanie, to kup piwo! To nie miejski szalet, gdzie byle obszczymur może wejść i nasrać! No! Jazda!” Dhali posłusznie wszedł do środka. Podszedł do kontuaru i zamówił piwo. „Można?” - zagadnął Gorta. Krasnolud kwaśnym spojrzeniem obrzucił obcego zakapiora. „Nie, nie można” - odparł i obrócił się plecami. Dhali chciał zostawić paczkę ze świecani pod ladą, ale karczmarz go zrugał. Chcąc nie chcąc zostawił pusty kufel i udał się do wychodka. Tam wrzucił do latryny świece i rozproszył iluzyjną magię. Wyszedł czym prędzej na ulicę, szukając Gorta.

Tego samego dnia, późny wieczór, gabinet Gorta

Glauk nalał im przedniej brandy do szklanic i zamknął cicho drzwi. Gort i Kiro zapalili fajkę. Zaczęli relacjonować co dziś się wydarzyło i snuć dalsze plany i podejrzenia co do całego spisku, w jaki wpakował się Dhali i jego rodzina. Dermul nie miał wątpliwości, że wszystko jest ukartowane. A podejrzewał … teściową Finwisa! Przyjaciele go wyśmiali, jednak on się upierał, że to matka Kidiris może pociągać za wszystkie sznurki.

Kiro jednak najbardziej się podniecił wieścią o turnieju hachvar i balu. Robił Gortowi okropne wyrzuty, że ten nie wydębił zaproszeń również dla niego. Wojownik wykręcał się jak mógł, byle tylko nie dać się wrobić we wspólne wyjście, jednak Kiro naciskał uciekając się do gróźb, błagań i szantaży. Całą sytuację przerwało wejście Drisama, seniora klanu.

Drisam trochę obsztorcował Dhalego za jego rodzinne kłopoty i wikłanie się w układy z Theranami. A potem przeszedł do rzeczy. Od miesięcy był zaangażowany w biznes związany z wytwórnią zabawek Niewielkie Marzenia. Cała ta idea była jedynie przykrywką do wywrotowej działalności wymierzonej w Theran. W skład zarządu wchodził również król Neden i inwestycje skarbu Throalu. Transporty t'skrangowych zabawek tak naprawdę maskowały tylko kontrabandę w postaci broni i pancerzy, jakimi Throal zaopatrywał wioski i osady ulokowane po obu stronach Wężowej, na południe od jeziora Ban.

Stan tych działań był bardzo zaawansowany. Od miesiąca Riag roku ubiegłego regularne transporty produktów Domu Syrtis i V'strimon opuszczały jezioro Ban. A w dnach skrzyń z zabawkami ukryta była broń z kuźni Wolfgura Kormana i Zundrona Braghara z Domu Neumani.

Tym razem jednak rzecz nie wiązała się z bezpieczeństwem transportu lub ryzykiem interesu. Członkowie Kolegium Pnącza zwrócili się do zarządu Kompanii Niewielkie Marzenia o pomoc w wydobyciu zatopionej therańskiej barki z dna jeziora Ban. I Drisam zaproponował wysłanie doświadczonych adeptów pod dowództwem swojego syna.

Gort oczywiście bez wahania przyklasnął takiemu rozwiązaniu, ale Kiro zawzięcie się targował. Bardzo mu zależało na balu i prywatnym turnieju hachvar, a Gort bronił się rękami i nogami by zabrać nań swych przyjaciół. Więc zobowiązał Drisama do załatwienia zaproszenia na ów bal!

21 Charassa 1509, Throal, Wielka Biblioteka

Gungir skrobał się po głowie patrząc na Gorta: „Jesteś pewien, że t'skrangowego języka?” Wojownik przytaknął z usmiechem. „No cóż, skoro mówisz, że wystarczą ci podstawy i naprawdę niewiele czasu, to chodź. Zaprowadzę cię do młodszego archiwisty Pandorina. On dobrze opanował język i narzecze V'strimonów, więc powinien dobrze ci przekazać podstawy. Co? Za ile? No rozmów się z nim, ale więcej niż 30 srebrników to nie będzie chciał od ciebie wziąć jak mniemam…”

22 Charassa 1509, Wielki Targ, manufaktura Bolsiusa Thermebalda

„Wołać mi ty Klauzikę! - kupiec zakomenderował orkowi Jevgenowi. Spoglądał na kilka świec, jakie przed nim rozłożyli Kiro i Dhali. „Ktoś się natrudził, żeby podmienić ładunek. Tysiąc świec, ale żadna nie wyszła z mojej manufaktury. Milthera wam zaświadczyła, że te knoty nie powstały w Wielkim Targu. Żadna z trzech innych manufaktur nie robi knotów o poczwórnym splocie. To robota spoza miasta i świece spoza miasta. O, Klauzika, pokaż no księgi handlowe, kto odbierał świece dla Finwisa Anawari?”

Kobieta otworzyła księgę i przejechała palcem po linijkach zapisanych równym, niebieskim krasnoludzkim pismem. „Otóż 5 dnia Strassa Kidiris Anawari zamówiła u nas dostawę. A w 10 dni później jeden z robotników Finwisa odebrał je osobiście u nas. Oto i jego podpis. Niejaki Adler…”

Tego samego dnia, popołudnie. Willa Abgara Mizumi

Kiro wygodnie rozsiadł się w swoim fotelu. „Niech będzie i tak, że ja zacznę od teorii magii żywiołów. A jak się znudzisz, wtedy zamienimy się rolami. Widzisz, na szczęście mam nieco mniej od ciebie do ogarnięcia” - uśmiechnął się szeroko. „A zatem kilka słów o harmonii żywiołów. Potem cię wprowadzę w arkana poszczególnego elementu, zaczniemy od ziemi a zakończymy na drewnie, jako najbardziej skomplikowanym…”

23 Charassa 1509, Yistane, kamienica Dermuli

Kiro i Dhali zastanawiali się nad faktami, które im przedstawił Finwis. Starszy brat zlecił rymarzowi Adlerowi odbiór owych feralnych świec od Bolsiusa. Adler - mimo, że jego podpis figurował w księgach - nie odebrał osobiście świec, gdyż majster Verich ponoć z polecenia Finwisa, miał się zająć tym osobiście.

Po rozmowie z Verichem okazało się że Verich był w owym czasie chory, u rodziny w Wielkim Targu. I siłą rzeczy nie mógł ani wysłuchać poleceń Finwisa, ani jechać po dostawę świec do Bolsiusa. Adler rankiem 15 Strassa zastał tylko skrzynie ze świecami przy swoim warsztacie więc zaniósł je potem do pani Kidiris. A sam Finwis niewiele się tym tematem zajmował.

Mieli więc potencjalne poszlaki. Dhali rozmówił się jeszcze z kucharką Yvett i sprzątaczką Marion, ale obie wykluczył spod podejrzeń.

24 Charassa 1509, Throal, dom Gorta

Około południa poszli odwiedzić Gorta. Kiro po śniadaniu położył magiczną laleczkę na swoim stole do eksperymentów i zasilił magiczną energią wątek łączący go z przedmiotem. Powoli zbliżał się do poziomu w którym mógłby obudzić świadomość chowańca zaklętego w lalce z wodorostów, ale do tego potrzebował odwiedzić Kolegium Pnączy na jeziorze Ban.

Glauk owtowrzył im drzwi i zaprowadził do komnaty Gorta. Krasnolud tyle co skończył bawić się z małym Orricem i niewiele większą Bakari. Dziś mijał drugi miesiąc od ich pojawienia się na świecie i Gorta bardzo radowało, że dzieci dobrze rosną, dużo jedzą i są zdrowe. Zasiadł właśnie w gabinecie by rzucić okiem w raporty finansowe z Urupy, choć nie cierpiał rachunków…

Wejście przyjaciół był dobrym pretekstem by odłożyć księgi z powrotem. Nie zdążyli się dobrze rozsiąść gdy zjawił sie Drisam. „W zasadzie to cieszę się, że was widzę, bo sprawa z którą przychodzę do syna dotyczy również i was.” - zrobił poważną minę. Usiadł za stołem, pogładził brodę i kontynuował. „Gorcie, na tobie spoczywa odpowiedzialność za prosperitę i rozwój klanu Mefrahów. Jesteś mym jedynym spadkobiercą i niniejszym chciałbym żebyć podążał w tym kierunku, w którym ja widzę największe korzyści dla klanu.” Gort trochę protestował, wnosząc po tonie i minie ojca, że zachwilę padną ciężkie i znamienne słowa, ale Drisam niezrażony kontynuował. „Tak wiem, że planujecie się wkrótce wyprawić na wyspę Domu Trzcin. Ale po powrocie chcę byś niezwłocznie się zajął sprawami rodu. Jak wiesz mój udział w manufakturze Niewielkie Marzenia i rozmach z jakim przerzucamy dostawy broni do wiosek na południowym odcinku Węża…” Gort się ożywił: „Jak idą własnie te sprawy?” „Lepiej niż się spodziewaliśmy. Zabawki Syrtisów regularnie docierają do Domu Trzcin. Nasze kuźnie dwoją się i troją by zapewnić odpowiednie pancerze i broń dla t'skrangów. No i zespoły naszych j'havim i marynarzy V'strimon robią co mogą by unikać patroli Theran i przemycać uzbrojenie coraz bliżej Domu 9 Diamentów. I to mnie jak widzisz pochłania ogromnie. Zaniedbałem niektóre kwestie zarządcze ale ty mi pomożesz w wyporwadzeniu wszystkiego na dobre.” - Drisa popatrzył po całej trójce.

„Pierwsza i najważniejsza sprawa to Falgan-Tor. To stara, wolna garahamicka osada, daleko na północnych rubieżach. Leży na zboczach Gór Throalskich z pięknym widokiem na dolinę Węża i Góry Scytyjskie. Nasz Dom zainwestował wiele złota, by nawiązać stosunki handlowe z naszymi kuzynami ze Scythy. Otóż do Falgan-Tor można dotrzeć górami, przez przełęcze i granie. Ale jak wiesz to długa i niebezpieczna droga. I w żaden sposób nie przejedzie tam karawana z towarem. Zwiadowcy DOmu Elcomi, jakiś czas temu w odległych rejonach Kopalni Throalu odkryli drogę. Przejście podziemiami, które swój początek bierze przy tajemnych Bramach Północy. Przejście pod górami właśnie do północnych dolin gór Throalskich. Chciałbym byś ustanowił i miał pod swą pieczą drogę od Bram Północy, aż do Falgan-Tor. A w całej tej inwestycji pomógł by ci Dhali, jako znajomity Zwiadowca. Wszelkie mapy, znaczniki, miejsca postoju i odpoczynku karawan, miejsca niebezpieczne - musiały być na mapach, które nie mogły by wyjść do konkurencji. Tylko klan Mefrahów mógłby kontrolować ten szlak! Drugim krokiem jest Falgan-Tor. Otóż osada był nieudolnie zarządzana przez Ludeca Komana Neumani. Starszyzna klanu Komanów, za zgodą całego DOmu mianowała Ludeca grafem nad garahamitami. Przez swoje niedbalstwo, naraził życie i zdrowie podległych mu krasnoludów, a osada wymaga rzetelnego zadbania. Tam chciałbym, byś doprowadził to miejsce do świetności. Przyciągnął osadników z Throalu i ustanowił Falgan-Tor bramą do Throalu dla scytyjskich kupców. Tylko sobie wyobraź potencjalne zyski? A w rozwoju osady, trzymaniu pieczy nad mieszkańcami i zarządzaniu swoją dziedziną z całą pewności mógłby ci pomóc Kiro?” - Drisam skończył swój monolog spoglądając na wietrzniaka - „To są dwie główne sprawy, jakie chciałbym ci poruczyć. Jest też trzecia, drobniejsza, ale być może prędzej do załatwienia. Mamy do sprawdzenia informacje o odkrytym podziemnym cieku wodnym, który ponoć prowadzi do osady Bladawców! Chciałbym to sprawdzić. Umówiłem się z Grindo, że zlecę to tobie i gdyby się udało nawiązać dobre relacje, moglibyśmy mieć z tego wymierną korzyść…”

Senior rodu zostawił ich z tymi zaleceniami. Po jego wyjściu rozgorzała gorąca dyskusja. Drisam dał Gortowi czas na realizację tych celów i to całkiem długi czas. 15 lat wydaje się dobrą perspektywą. Kirowi spodobała się idea przeniesienia z podziemi do osady na górskich zboczach. Z małego pokoju, do wielkiego zamku - tak to sobie wietrzniak wyobrażał - to byłby całkien niezły awans. Dhali również był zainteresowany. Sama idea posiadania „wlasnego” szlaku handlowego i to w podziemiach Throalu - dodawała mu energii i chęci działania. Chciałby zaczynać już. Na chwilę zapomniał o troskach rodzinnych, które od miesięcy spadły na jego barki. Gort skierował rozmowę na temat Nazwania drużyny. I znów wybuchła kłótnia. Kłótliwi Kamraci bardzo do nich pasowało. Na pozór nie było tematu w którym łatwo i szybko znaleźli by jednomyślność. „Jakieś kroki musimu poczynić. Skoro JA wymyśliłem nazwę…” - kontynuował Gort - „to wy zajmijcie się resztą. Symbolem, który będzie reprezentował naszą dużynę… No i każdy z nas musi stworzyć sobie przedmiot, który nas połączy z prawdziwym wzorce drużyny”. Kiro zaoponował, a Dhali wtrącił swoje trzy grosze. Przy końcu kłótni wypalił do Gorta: „Jak patrzę na ciebie spojrzeniem astralnym to mi się robi niedobrze!”

tego samego dnia, Wielki Targ, przed domem Dermuli

Po kłótni, którą ostudziło obfite śniadanie, postanowili raz jeszcze przeszukać stary dom Dhalego. Kiro wpadł na pomysł, by do współpracy zaprząc ducha powietrza. Gdyby odnalazł miejsce pochodzenia knota od feralnych świec, czy też osobę, która go splotła - naświetliło by to im bardzo dużo. Bo nie byli do końca przekonani co do źródła pochodzenia trucizny. Droga do WIelkiego Targu była dość uciążliwa. Bramy Throalu zastali zamknięte i wielkie tłumy zgromadzone przed nimi po stronie miasta Gliniaka. Znajomi strażnicy krasnoludzcy przepuścili ich wyjściem dla kupców, mogli więc uniknąć wielogodzinnej kolejki.

Przed domem Dhalego zastali kilku orkowych strażników. Zagadnięcie nie chcieli zbyt chętnie odpowiadać na pytania Dhalego. Zwiadowca wyczuł, że coś musiało się wydarzyć a strażnicy kłamią. Ale prośbą nic nie mógł wskórać. W końcu Gort użył jednej ze swych ksenomanckich zdolności wzbudzając przerażenie w strażniku. Drugi zaczął od razu być bardziej skłonny do współpracy. Nachodziły ich często zbiry Gliniaka dopytując się o Finwisa i Dhalego. Nie podobało się to strażnikom, ale na przepychankach i pogróżkach sprawa się zakonczyła.

Przyjaciele weszli do środka i dokładnie obejrzeli opustoszały dom, warsztaty i stajnie. Nie znaleźli nic niepokojącego. Czas więc nadszedł na magię żywiołów Kiro. Wyrysował krąg przyzwań, pogrązył sie w medytacji i wezwał magicznym rozkazem najbliższego ducha powietrza, który spełniałby jego oczekiwania. Długo czekać nie musiał. Duch pojawił się w kręgu i błyskawicznie zamanifestował jako żywiołak, wzbudzając respekt w Gorcie i Dhalim. Spełnił prośbę wietrzniaka.

Wrócił w niecałą godzinę i opowiedział o miejscu pochodzenia knota świecy. O wzgórzu, wielkiej budowli i potężnej, magicznej osłonie z żywiołów, która chroni do niej dostępu. Przyjaciele domyślili się, że mówi o therańskim behemocie usadowionym na wzgórzu Ayodhya. Gort triumfował: „A nie mowiłem? Od razu wiedziałem, że to Theranie za tym stoją!”.

Duch zażądał od Kiro nieco życiowej energii i zaproponował sojusz. Kazał się zwać Delryene i pod tym imieniem przywoływać. Uchylił też nieco rąbka tajemnicy Kirowi i pokazał w astralu jakich korzyści mógłby oczekiwać mistrz żywiołów współpracujący z Delryenem. Przed wieczorem chcieli wrócić do Throalu, a Dhali miał umówione spotkanie z Solthrodem.

Późny wieczór, Throal, karczma Włochaty Słoń

Tego wieczora nie było wielu gości u Bilmo Łgarza. Tylko dzięki temu Dhali rozpoznał Solthroda. Szpieg ukrywał swą prawdziwą osobę pod maską starszego, siwego człowieka. Zasiedli razem do stołu i opowiedzieli mu o swoich odkryciach. Sol był świadomy, że po aferze z Durvigiusami i nauczce jaką dostał Magnus Oldaric, siatka szpiegowska Theran musiała się na nowo odbudować w Wielkim Targu. Nie miał jednak wiele do zaoferowania Dhalemu. SKierował go do Hvitzirk, by ta pomogła mu w jednoznacznym stwierdzeniu czy testament był fałszywy czy nie. Umówił sie więc ze swoją szefową przez Sola na następny dzień.

25 Charassa (marca) 1509 TH, Yistane

Dhali prowadził Hvitzirk do zachodniego skrzydłą pałacu baronowej Yistane. Skierował się pod rząd arkad gdzie trzecie od lewej drzwi, z solidnego dębu wzmocnionego żelazną kratą, miały na kamiennych odrzwiach tabliczkę informującą, że tu jest właśnie Trybunał Prawny. Zastukał kołatką i wszedł. Cała sprawa nie zajęła im więcej niż godzinę. Wcześniej jego przełożona dokładnie zbadała stare księgi handlowe, które jeszcze rok temu Fagael prowadził swoim drobnym, schludnym pismem. „To bardzo dobra podróbka Dhali. Przez moment miałam wręcz wątpliwości. Ktoś zdał sobie dużo trudu, albo miał wybitne, magiczne umiejętności. Ale to falsyfikat. Mógłbyś spróbować wnieść procedurę odwoławczą… to kosztowne, czasochłonne i może się nie udać. Ale…” - krasnoludka spojrzała w górę na Dhalego i podrapała się po nosie.

Zafrasowany Dhali wracał do swego mieszkania w korytarzach Bazrata. Zatopiony był w myślach. Przez moment nawet zatrzymał się przed drzwiami Mefrahów, ale słodkie zapachy płynące z piekarni pod schodami na górne tarasy skusiły go bardziej. CHwilę postał w kolejce, górując wzrostem nad większością oczekujących. Wziął słodką bułkę wypełnioną aromatycznym nadzieniem i poszedł na skróty w kierunku Sal Królewskich.

Dobre pół godziny później podszedł do gwardzistów trzymających straż przed królewską kancelarią. Przedstawił się i zarządał spotkania z kanclerzem. Kanclerz był jak zwykle zajęty i gdyby nie liczne zasługi Dhalego dla królestwa, Woshten z całą pewnością by go nie przyjął. Poświęcił jednak adeptowi dłuższą chwilę. Dhali był żywotnie zainteresowany prywatnym turniejem hach'var, na który wybierali się jego kompani z drużyny. Niestety do wydarzenia zostało dosłownie kilka dni i kanclerz nic nie mógł już zrobić z listą gości.

Rozczarowany Zwiadowca wrócił do Korytarzy Bazrata. W mieszkaniu czekała na niego niespodzianka. Przesyłka od siostry z Urupy. Irajana pisała o wydarzeniach smutnych i tragicznych. Jej małżonej, Aghito Sandros, który be mała rok służył w urupańskiej gwardii, został zasztyletowany w jednym z podlejszych zaułków miasta. Magistrat, który wypłacił wdowie niewilką nawiązkę, chcę ją czym prędzej usunąć z wygodnego mieszkania w dzielniy Zennice i przenieść do portowych zabudowań dla biedoty. Irajana prosiła w liście o braterskie wsparcie i pomoc. Dhali się zmartwił i zatopił w rozmyślaniach, jego rodzinę spotykało coraz więcej doświadczeń ze strony losu.

kampania_2014/siec_spiskow.txt · ostatnio zmienione: 2020/02/03 12:24 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG