Księżycowa Włócznia

26 październik 2018. Wakacje minęły, jesień ozłociła liśćmi drzewa, a my przypomnieliśmy sobie, że gdzieś w Barsawii została trójka bohaterów liżąc swoje rany u podnóża gór Tylońskich. Po kilkumiesięcznej przerwie usiedliśmy do stołu, kości i opowieści. I siedzieliśmy długo. Sporo po północy. A sesja była fajna, najbardziej chyba zapamiętamy upadek Gorta w 40 metrowym szybie windy…

27 Mawag (maj) 1508 TH, podnóże Tylonów

Nie był to zbyt wygodny nocleg. Spędzili go w szałasie zbudowanym naprędce, w skalnych szczelinach nieopodal muru otaczającego wioskę Stone Shriek. Po śniadaniu Dhali oddalił się Gortem by uzupełnić rytuałem karmiczną energię, a Kiro przeleciał mur osady i poszukał Grombaka, orka, który czytał listy Charbboyi.

Górnik nie chciał łatwo dać się kupić, by oddać przysługę magowi. Jednakże 20 sztuk srebra ostatecznie go przekonało. Zgodził się pojechać do Hanto i wrzucić 5 kawałków rudy żelaza do jaskini, jaką opisał mu Kiro. Nie pokazał po sobie zdziwienia, jednakże w głębi ducha myślał, że Dawcy Imion dotknięci magią w ten sposób muszą naprawdę mieć z głową coś nie w porządku…

Idąc za przykładem Dhalego, przed wyruszeniem w drogę zarówno Wojownik, jak i Mistrz Żywiołów odprawili własne, mniej skomplikowane rytuały, by uzupełnić magiczną energię wypełniającą ich aury. Gdy byli już spakowani i gotowi do drogi, Kiro przyjął ciało ogromnego orła, pochwycił druhów w pazury i ruszyli na zachód wzdłuż podnóża Tylonów, wypatrując jakichkolwiek znaków.

Pokonali niezłą odległość w ciągu kilku godzin. W oddali, na północy widzieli lśniącą wstęgę Węża i ciemniejącą zielenią Dolinę Leśnych Głębi u stóp Gór Skolskich. Step, nad którym szybowali wiele setek metrów, przemierzały stada bawołów, ale także liczne gromady Dawców Imion. Domyślali się, że wzbijające kłęby kurzu tabuny, należały do orkowych nomadów, którzy licznie gnali na południowy-zachód w kierunku Liaj.

Przed zmierzchem wylądowali w niewielkiej dolince przyklejonej do północnych zboczy jednej z kilkunastu długich grani zachodnich Tylonów. Po skromnej kolacji ustalili warty i poszli spać. Wraz z nocą zapadła gęsta mgła. Dhali z zamkniętymi oczami wsłuchiwał się w mrok i odgłosy stepów. Postawiłby złotego Brazę, że widział pod koniec swej warty jasny rozbłysk w mgle, jakby wiele mil stąd burza oplotła piorunami wysokie szczyty. Długo się wsłuchiwał, lecz wiatr nie przyniósł żadnego grzmotu.

Rankiem mgła zupełnie się rozwiała, zostawiając jednak na wąsiskach i brodzie Gorta błyszczące krople rosy. Nie zdążyli dobrze się rozsiąść do śniadania gdy powietrze wypełnił ryk trąb. Z oddali, mniej więcej z kierunku jeziora Vors zmierzała w ich stronę powietrzna jednostka. Nie widzieli jeszcze dokładnie co to za obiekt, ale prewencyjnie Kiro oplótł wszystkich zaklęciem Maskowania. Skuleni na dnie dolinki wyraźnie widzieli jak majestatyczna, kamienna barka Thery dość szybko zmierza prosto na południe, przelatując nad ich schronieniem i omalże nie zahaczając o zębate szczyty długiej grani. Okręt wykonał ostry zwrot na zachód i znikł im z pola widzenia. Czym prędzej Kiro wzniósł się w niebo by wyśledzić trasę lotu kamiennego statku. Z wysoka dojrzał długą, zalesioną dolinę, ciągnącą się kilka mil pomiędzy dwoma masywnymi grzbietami Tylonów, łagodnie spływającymi w zachodnim kierunku, jakby otwarcie witając stepowe wzgórza i sawannę która przemierzała potem wiele mil, by oprzeć się na krawędzi szmaragdowej dżungli Liaj.

Kiro dostrzegł, że barka zatrzymała się w głębokiej dolinie, nad wysoką skalną ostrogą. Dostrzegł też dymy sugerujące albo osadę, albo jakąkolwiek inną działalność Dawców Imion. Do południa poczynili przygotowania, po czym udali się na drugą stronę górskiego łańcucha by poczynić zwiad.

Długo wędrowali zalesioną doliną. Wysokie świerki, modrzewie i jodły pięły się w niebo, chwytając skalisty grunt silnymi korzeniami. Od wejścia w dolinę, szeroka i ubita ścieżka wiodła w głąb. Adepci jednak poruszali się dobre kilkanaście kroków obok, bacznie nasłuchując i rozglądając na boki.

W końcu dotarli do skraju lasu. Ich oczom ukazał się zadziwiający widok. Wysoki częstokół z jodłowych, ociosanych pali, odgradzał spory obszar, wkomponowany w skalną ścianę zwieńczoną wysoką platformą, nad którą cumowała kamienna bata. Nad szeroką bramą i w centralnej części drewnianych obwarowań, wznosiły się wieżyczki strażnicze. Zauważyli od razu uzbrojonych łuczników. Za częstokołem ukryte były przed ich wzrokiem budynki. Mogli się jedynie domyślać, że na podwórze wre praca. Wyraźne odgłosy kuźni, przeplatały się ze szczekaniem psów, pokrzykiwaniem komend i rubasznym śmiechem.

Przed drewnianym murem wzniesiono prowizoryczną wozownię, w której teraz stało sześć bezczynnych i pustych wozów. Do wydeskowanych poszyć przyśrubowano żelazne klatki. Po dwie na wóz. Kiro oceniał, że w każdej klatce można by pomieścić z 10 krasnoludów.

Z prawej strony fortu rozciągała się właściwa osada. Kilkanaście małych, drewnianych domków, krytych gontem, lub kamiennym łupkiem. Wieśniacy ogrodzili swoją część niewielkim drewnianym płotem, za którym hasały kozy, kury i kilka beztrosko ubłoconych wieprzków.

Weszli nieco głębiej w las, czujnie nasłuchując i usiedli w zaroślach obmyślając plan. Wcześniej wysłali jednak Kiro na zwiady. Mistrz Żywiołów przyjął postać niewielkiego sokoła i lotem błyskawicy omiótł cały garnizon, wioskę i platformę z kamiennym statkiem. Oczywiście miał szeroko otwarte astralne oko, które dało mu jeszcze więcej informacji.

Na pokładzie baty stacjonowało kilkunastu adeptów. Kiro domyślał się mistrzów żywiołów i powietrznych żeglarzy. Wnętrze statku ukrywało blisko 80 niewolników. Za to przelatując nad fortem przyjrzał się wyraźnie barakom i żołnierzom. Dostrzegł tylko jednego adepta obdarzonego zdolnościami, który akurat robił hałas przy kuźni. Wietrzniak miał nadzieję dostrzec gdzieś małą dziewczynkę z niecodziennym wzorcem, który zwróciłby jego uwagę w przestrzeni astralnej. Niestety nic z tego. Gort zaciskał pięści, kręcąc głową: „Albo jest na pokładzie baty, albo ją gdzieś ukrywają. W ostateczności jej tu już nie ma, ale to musimy sprawdzić.” „Być może jest w kopalni” - dodał Dhali. Kiro odkrył, że na zboczach grani umieszczono drewniane platformy, po których można łatwo wejść. Prowadziły one do szerokiej półki, na której wartowało dwóch strażników. Pilnowali sporych rozmiarów bramy wiodącej w głąb zbocza. Była to najpewniej kopalnia. Aktywna, lub wyeksploatowana, a używana jako miejsce uwięzienia pochwyconych niewolników. Nie mieli zbyt wielu informacji na temat Księżycowej Włóczni. W zasadzie to nic nie wiedzieli o osadzie.

Ich dyskusje przerwało rżenie koni i hałasy. Podczołgali się bliżej. Grupa 6 konnych wyjechała z fortu i wyraźnie urządzała sobie manewry na placu przed częstokołem. Dosiadali dobrych koni, a zgranie, szybkość i perfekcja z jaką ćwiczyli jasno im uświadomiła, że to z całą pewnością żołnierze therańskiego legionu, a nie jakaś zbieranina łowców niewolników. Godzinę później zaczął się jeszcze większy ruch. Wieśniacy na wózkach i taczkach zaczęli wwozić na plac fortu skrzynie i worki. Bohaterowie przypuszczali, że chodzi o dostawę żywności. Wkrótce potwierdzili swe domniemania. Wieśniacy wnosili po drewnianych rampach całą dostawę. Wszystko złożono na najwyższej platformie, nad którą cumowała bata. Tylko po to by wkrótce, na linach wciągnąć całą zawartość na pokład statku. Dhali, Gort i Kiro czekali w zaroślach obserwując rozwój wydarzeń. Plan mieli prosty. Po zapadnięciu ciemności postanowili szybko i sprawnie wyeliminować strażników kopalni, wejść do środka i rozeznać się czy gdzieś tem głęboko nie jest przetrzymywana Aardelea.

Dwie godziny po zapadnięciu ciemności przystąpili do działań. Wznieśli się wysoko ponad skalną iglicę. Dół kamiennej ostrogi był rozświetlony płonącym zniczem z platformy. Korzystając z zaskoczenia, Gort i Dhali błyskawicznie opadli z ciemności nocy na therańskiego strażnika i kilkoma ciosami pozbawili go życia. Drugi oślepiony zaklęciem Kiro usiłował zedrzeć z ust i twarzy kleistą substancję, jaka pozbawiła go oddechu i widoczności. Na próżno. Ostrze gortowego topora pozbawiło go dłoni razem z głową. Fontanna tętniczej krwi buchnęła na twarz i zbroję Dhalego. W świetle pochodni Zwiadowca wyglądał makabrycznie. Ukląkł nad orkowym strażnikiem i dobrze się mu przyjrzał. Przeszukał, czy nie miał przy sobie żadnych kluczy i spróbował go ustawić przy ścianie, jednakże nadaremno, bezwładne zwłoki ześlizgiwały się na kamienną posadzkę.

Z góry widać było jak na dłoni wszystkie budynki garnizonu, kuźnię i stajnie. Czym prędzej podbiegli do bramy, a Dhali w kilka chwil pokonał prosty zamek. Zbiegli w dół długim korytarzem i zatrzymali się komnacie z szybem windy. Ku ich ubolewaniu, jedyna droga wiodła w dół. A dokładniej do szybu, którego średnica przypominała kwadrat o bokach mniej więcej 10 stóp. Dwie solidne liny zamocowane były na zębatym mechanizmie solidnie przymocowanym pod sufitem szybu. Szereg przekładni i łańcuchów prowadził wprost do osadzonego w ścianie komnaty, wielkiego koła o kilkunastu szprychach. Mechanizm wyglądał na sprawny i używany. Kiro dla pewności sfrunął na dół i przysiadł w ciemnościach na dachu drewnianej windy. Solidna konstrukcja z jodłowej kratownicy wzmacniana żelaznymi prętami. To do nich przymocowano grube jak ramię Gorta liny. Ciemności podziemia zmusiły wietrzniaka do zajrzenia w astral. Winda miała jedno wyjście: podwójne drzwi, rozchylane do zewnątrz, obecnie zamknięte na skobel. Co krył korytarz za drzwiami tego Kiro nie widział.

Czym prędzej wzleciał do komnaty na krótką naradę. Odsunęli nieco świetlny kryształ i zapalili pochodnie umocowane w ścianie. Pomysł przepiłowanie kratki windowej nie był zbyt szczęśliwy, bo nie mili ku temu narzędzi. Dhali i Gort zaczęli więc wciągać windę, robiąc przy tym mnóstwo hałasu, gdyż nienaoliwiony mechanizm zaczął niemiłosiernie skrzypieć. I od tej chwili wydarzenia zaczęły pędzić jak szalone. Z dołu doszły ich okrzyki therańskich żołnierzy. By odsunąć podejrzenia, Dhali szybko wyszedł przed kopalnię, sprawdził, czy brak strażników nie zaalarmował żołnierzy w dole. Przyjrzał się martwemu orkowi i w kilka chwil upodobnił do niego. Wszedł do windy i polecił Gortowi by ten go opuścił. Chcieli wykorzystać atak z zaskoczenia, a Dhali miał uśpić czujność theran. Kiro tymczasem trzymał się płaszcza Zwiadowcy ukryty za jego plecami i splatał zaklęcie…

Niestety pomysł spalił na panewce. Therański oficer nakazał mu zaprzestać głupich dowcipów z podnoszeniem klatki i zrobienie porządków w komnacie windy. Jednakże głos Dhalego był zupełnie inny niż sierżanta Grumdaga. Kapitan Halgraf zaczał coś podejrzewać, chwycił więc za miecz i ruszył w stronę Dhalego, wzywając gwizdkiem resztę podkomendnych. Na to czekał tylko Kiro i cisnął mu w twarz klejące zaklęcie, pozbawiając dowódcę wzroku i oddechu. Gort słyszał co sie dzieje na dole, postanowił więc czym prędzej ruszyć na pomoc, rozpędził się i skoczył usiłując chwycić linę. Lecz tej nocy Thystonius odwrócił się od Wojownika i jego palce o centymetr minęły konopny sznur. Zamachał rozpaczliwie w powietrzu i runął w czterdziestometrową przepaść.

Na dola walka trwała już na dobre. Szczęknęły kusze i pociski pomknęły ku Dhalemu. Zwiadowca jednak ufał swym instynktom i szybkim ruchem ciała ominął pędzące bełty, dobył miecza i w kilku cięciach rozpłatał szyję i bark żołnierzowi. Kolejny z napastników został dosłownie poderwany w górę ciśniętym z wściekłością Lodowym Łańcuchem Kiro. Za ich plecami coś rąbnęło z potwornym hukiem w klatkę windy i rozbiło ją w drobny mak. Gort z impetem wyrżnął w kratownicę dosłownie roznoszac ją swoim ciężarem i rąbnął o podłogę, wgniatając swą magiczną pawęż, która zawieruszyła się w windzie. Nie był świadomy że jego prawa piszczel trzasnęła w kilku miejscach a rzepka wysunęła się zupełnie ze stawu. Ignorując ból, połamane żebra i tkwiące w ciele kilkucalowe drzazgi, chwycił topór i ruszył kompanom ze wsparciem.

Walka w zasadzie się kończyła. Dhali cały był zbroczony krwią, na szczęście nie swoją. Odniósł tylko powierzchowne obrażenia. Kiro nie został nawet draśnięty. Za to pięciu martwych żołnierzy leżało w korytarzu, który powoli pokrywała warstwa ciepłego, parującego karminu. W świetle pochodni zaczęło to wyglądać jak miejsce uczty Horrora.

Czym prędzej zajęli się Gortem. Ułożyli przyjaciela ostrożnie pod schodami, zaaplikowali wszelkie posiadane magiczne eliksiry, a Kiro sięgnął po moce uzdrowiciela. Pół godziny później Gort dostał rumieńców i przestał przypominać trupa.

Zaczęli badać kopalnie. Dhali wtapiając się w cienie, dotarł do sporej jaskini, gdzie więźniowie różnych ras pracowali przy płukaniu piasku. To miejsce postanowili zachować sobie na koniec. Ponad godzinę łazili po pustych korytarzach kopalni. Bez większego efektu. Znaleźli kilka zapuszczonych komnat ale nigdzie nie było śladu Aardelei. Wrócili więc do więźniów.

Ci byli zszokowani, że ktoś zabił ich strażników i jest tu na dole z nimi, by ich uwolnić. „Skąd jesteście dobrzy ludzie?!” - krzyknął Kiro, by ośmielić więźniów. „Hurda, Zimne Pleso, Korkwik, Hanto” - odezwało się kilkanaście głosów. Z wolna więźniowie zaczęli podchodzić bliżej bohaterów, bacznie przypatrując się zakrwawionemu Dhalemu i wiszącemu w powietrzu Kiro. „Ty dobry człowieku rzekłeś, żeś z Hanto? Jak cię tu przywleczono, gdzie reszta twoich?” - zapytał Dhali. Sifrag wzruszył ramionami: „pochwycili nas dwa tygodnie temu, nocą. Wioskę spalili do cna i ubili wielu sąsiadów. Wszystko przez Aardelę. To jej szukali. I z jej powodu zniszczyli wioskę i wybili naszych bliskich, a nas - ot widzicie - jak zwierzęta, uwzięli zagnali do roboty a potem chcieli sprzedać.” Kiro pociągnął człowieka za język. „A tak, od dawna wiedzieliśmy że z nią coś nie tak. Odkąd Ponury Legion napadł na naszą wioskę” - potrząsnął głową i odsunął spadającą grzywkę. „Nie, nie było jej z nami. Ten therański wazniak trzymał ją przy sobie. Wielki mag jakiś, to on spalił naszą osadę, żeby go robaki Vestriala żywcem stoczyły! Nie, mości wietrzniaku, nie wiemy co z nią. Nas zapędzono do kopalni, a mag i jego żołnierze zostali z tym trollem grubasem, który tu ponoć rządzi. Nie wiemy co było dalej i wcale nas to nie interesuje. Życzymy jej jak najgorzej, za naszą osadę i pomordowanych krewniaków!”. Kiro widział, że wiele więcej nie wskórają. Teraz trzeba było opracować plan, jak z kopalni wyjść.

kampania_2014/ksiezycowa_wlocznia.txt · ostatnio zmienione: 2018/11/09 16:54 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG