Action disabled: revisions

Kaer Akarem

06 września 2019. Nigdy więcej grania do 3 rano :) sobotni day after był ciężki. To już chyba ten wiek, kiedy człowiek musi odespać minimum te 6-7 godzin. Miało być epicko i było. Planowałem konfrontację z Mgłem i była. Prowadziłem na statystykach z 3 Edycji, i Mgieł nie był tak niebezpieczny jak oryginał z 1 ED (brak mocy Groza, to mocny downgrade). Nie wyobrażam sobie jak postacie na kręgach II - IV byłyby w stanie pokonać takiego przeciwnika. Moi gracze mieli mnóstwo emocji. Dwie postacie padły na granicy śmierci, a heroiczny wyczyn Gorta (wygranie inicjatywy z Horrorem, wygranie pojedynku siły, żeby wyrwać nieprzytomnego Kiro z łap potwora, i dwa epickie uniki ciosów bestii) sprawił, że wygrali. Oldschoolowo.

29 Sollus (sierpień) 1508 TH, noc wioska Akarem

Musiało być koło 2 w nocy, gdy skończyli naradę. Horror, który więził mieszkańców, z całą pewnością czerpał z tego jakąś sadystyczną radość. Zdali sobie sprawę, że podzielą ich los jeśli prędzej czy później nie wyeliminują bestii. Łatwo powiedzieć. Istota zdolna kontrolować świat fizyczny swoją spaczoną magią musi być bardzo potężna. Kto wie, czy nie potężniejsza od czegokolwiek z czym do tej pory przyszło im walczyć.

Dhali zastanawiał się od czego by zacząć planowanie. Mieli już Gorta, a to połowa sukcesu. Co prawda poobijany Wojownik nie był jeszcze w pełni sił, a twarz miał posiniaczoną i napuchłą od ciosów jakie na niego spadły, ale humor już mu dopisywał i zaczął domagac się kolacji od kręcącego się tu i tam wietrzniaka.

Kiro nadal kombinował, czego by tu użyć by doprowadzić przyjaciela do zdrowia, gdy nagle zobaczył jak obaj druhowie umilkli, zbledli i spojrzeli na siebie. Chrząknął i zaczął im się przyglądać. Dhali poczuł się bardzo nie swój. W uszach mu szumiało, kręciło się w głowie i gdzieś w głębi słyszał cichy, drwiący, basowy śmiech…. Od tego dudnienia robiło mu się niedobrze. Gort nie przyznałby się przyjaciołom, że coś do niego przemawia w jego głowie, ale minę miał nietęgą.

Dhali zrozumiał, że żartów nie będzie i to astralna bestia ma ich już w swojej mocy. Nagle powietrze przeszył przeraźliwy krzyk i Zwiadowca usłyszał tupot stóp, pędzących z ciemności w jego stronę. Błyskawicznie wyjął miecz, przymknął oczy i skupił się na odgłosie, który gwałtownie się zbliżał. Kiro i Gort widzieli o wiele lepiej w ciemności, kilka sekund przed Dhalim dostrzegli więc chudą, patykowatą postać pędzącą z wrzaskiem na Zwiadowcę.

W ostatniej chwil Dhali się odsunął, drobna i chuda postać wpadła na jego podstawioną stopę, wywróciła się i z impetem wyrżnęła w ścianę domu. Krzyk ucichł, a chuda, niewielka postać runęła im do stóp jak worek mąki. Gort skrzywił usta i podciągnął nogi pod siebie.

Na ziemi leżała młoda dziewczyna. Bose stopy były poranione a kostki poobcierane od łańcuchów i obręczy. Była brudna, wymorusana lepkim szlamem. Krótkie spodenki, które odsłaniały chude, patykowate nogi, były poszarpane i pełne dziur. Podobnie jak brudna koszula, związana w węzeł na brzuchu, brudnym i płaskim jak deska spod którego wyzierały sterczące żebra. Twarz miała pokrytą błotem i zakrzepłą krwią. Włosy króciutkie, ścięte zapewne niedawno, bo na czaszce tu i ówdzie jaśniały ślady, gdzie nożyce nie poszły zgodnie z oczekiwaniem fryzjera. Jednym słowem obraz nędzy i rozpaczy. Dhali uważnie przypatrywał się nieprzytomnej. Na oko mogła mieć kilkanaście lat, ale był okropnie zabiedzona i wychudła.

„Trzymajcie ją” - zarządził Kiro. „Uzdrowię ją, na ile będę mógł a potem postaram się uspokoić”. Nałożył na nią drobne rączki i sięgnął po uzdrawiające moce Garlen. Gdy dziewczyna odzyskała świadomość zaczęła krzyczeć, ale Gort i Dhali mocna przycisnęli ją do ziemi. Chwilę potem jej napięcie zelżało i szeptała coś tylko cichutko: „…tunku, …unku… ratunku…” Kiro odstąpił i z uwagą jej się przypatrywał.

Dhali zaś sięgnął do swojej magii i umiejętności. Obrócił ją ku sobie, spojrzał głęboko w oczy i zaczął zagadywać. „Kim jesteś i jak masz na imię?” Dziewczyna otarła łzy z twarzy zostawiając jeszcze bardziej umorusaną smugę na policzku. „Jestem Lia z Leśnego Gaju…” wpatrywała się w Zwiadowce szeroko otwartymi oczami. W tej chwili Dhali stał się dla niej uosobieniem bohatera i wybawiciela. Rzuciła się na niego mocno przytulając „Uratujesz mnie, prawda? Po to tu się zjawiłeś, żeby mnie uratować?! Nie dać temu czemuś pożreć! Uchronić przed losem, który spotkał innych! Prawda? Prawda?” Dhali delikatnie ją przytulił i gładził po krótkich, ubrudzonych włosach. Zaczerpnął magii i zaczął jednoczyć się z nią w empatii, sondując uczucia, jakie opanowały dziewczynę.

To był jak cios w głowę. Aż krew pociekła mu z nosa. Ból i przerażenie, poczucie bezradności i osamotnienia. Pomieszane z nadzieją i radością. Aż mu się zakręciło w głowie. Odsunął ją ostrożnie i oparł jej plecy o ścianę. Dziewczyna ciężko oddychała spoglądając to na Dhalego, to na Gorta. „Throalski krasnolud, prawda?” - pytała jakby chciała się upewnić. „I wietrzniak. Widziałam tylko kilku w życiu i nie miałam okazji z żadnym rozmawiać do tej pory!” Kiro mruknął pod nosem: „Często to słyszę…”

Zaczęli wypytywać dziewczynę. Gort uważnie ją obserwował. Nie ufał nikomu. A zwłaszcza podejrzanemu podlotkowi, który ciemną nocą wyłazi z katakumb, które są schronieniem Horrora. „Przywieźli mnie tu łowcy niewolników. Napadli tydzień temu naszą wioskę. Leśny Gaj leży nad rzeką, dopływem Wężowej. My ją zwiemy Kapryśną Ćmą. To pogranicze Krwawej Puszczy ukryte wśród lasów i dolin. Łowcy zjawili się w nocy. To było straszne. A potem wieźli mnie i innych Dawców Imion w klatkach, jak zwierzęta. Aż dotarliśmy tutaj. Od kilku dni była coraz gęstsza mgła. Od dwóch dni nic nie jadłam…” - spojrzała z nadzieją na Dhalego. Wietrzniak westchnął i zaczął rozglądać się z roślinami, z których mógłby przygotować magiczną ucztę.

„Hej! Hej, nie róbcie mi krzywdy!” - zachrypnięty głos odezwał się z odległych cieni, gdzie ciemne chaty przykucnęły otoczone gęstymi krzewami. Gort wstał wspierając dłonie na stylisku topora. Z ciemności, w ich stronę nadchodził krasnolud sądząc ze wzrostu. Był odziany tylko w brudne, szare spodnie. Ciało miał równie brudne i utytłane w szlamie jak Lia. „Hej, jestem Brundy! Kupiec z Vorkund! Byłem tam na dole razem z całą resztą i wyciągnąłem tę małą…” - wskazał na chudą dziewczynę. Gort podejrzliwie łypał na niego wzrokiem, mogącym zabić na miejscu bazyliszka. „Przysięgam!” - zatrzymał się, otarł łysą głowę dłonią i wytarł ręce w spodnie. „Byłem tam na dole, jak Horror wylazł i zaczął pożerać resztę złapanych więźniów..” „Opowiadaj jak było, wszystko ze szczegółami!” - zakomenderował Gort. „Mm, krasnolud z Throalu”- mruknął były kupiec. „Pochodzę Vorkund, to zachodnie podnóże Gór Scystyjskich. Małe górnicze miasteczko. Hadlujemy miedzią, stalą i żelazem…” „Dobra, nie o takie szczegóły mi chodziło” - zżymał się Gort.

Scytyjczyk zmitygował się i skrócił historię do napadu rabusiów na jego karawnę, a potem przeszedł do szczegółów. „Wepchnęli nas na schody. Kręte, spiralne. I kłuli włóczniami, aż nie zeszliśmy na dół. Potem była długa prosta droga do ogromnej komnaty z obeliskiem. Z tej komnaty odchodził korytarze na cztery strony świata. Każdy wąski. A najgorsze były szerokie nisze po obu stronach drogi. Tam były stare mumie. Zwłoki suche jak pergamin. Ale niektóre z nich się ruszały! Na pasje, to były żywe trupy! Ludzie mieli pochodnie, i zlękli się bestii. Zaczęli pchać się i biegać w chaosie. Skręciliśmy w prawy korytarz, wiódł do komnaty z niewielkim basenem, i dwoma kamiennymi gargulcami. To z nich wypływała woda i to tam pojawił się Horror. Potwór zaczął zabijać i rozdzierać żywcem więźniów. Nie uwierzycie jaki tam panował chaos i przerażenie i ile krwi spłynęło na kamienną posadzkę. Schwyciłem Lię za rekę i pociągnąłem ją z powrotem. Wleźliśmy w niszę, tę najbliższą wyjścia…

Brundy streścił im dość szczegółowo co się wydarzyło, a Lia potwierdziła jego wersję. Przyjaciele zaczynali coraz więcej rozumieć z czym mają do czynienia. Nim ruszyli wydarzyła się jeszcze jedna historia. Lia dostrzegła w ciemności ruch i postać, wspierającą się na kosturze, która przemykała miedzy domami. Krzyknęła i wskazała ręką kierunek… Wszysxcy się poderwali wpatrując w ciemność. „Czyżby ona widziała w ciemnościach?” - zadumał się na chwilę Dhali i uważniej przyjrzał dziewczynie. Napotkał spojrzenie wielkich, zielonych oczu, wpatrzonych w niego. „Pięknych oczu” - dodał w duchu i zapytał „Dostrzegasz coś tam?” „Mam dobry wzrok, słuch i węch. W wiosce byłam najlepszym myśliwym. Ojciec mnie wszystkiego nauczył. Gdybym miała łuk… zobaczyłbyś” - przechyliła lekko głowę nie odrywając spojrzenia od Zwiadowcy. W ich stronę, podpierając się wielkim kosturem, człapał dziwny starzec, owinięty płaszczem. Podszedł do kręgu światła, jaki rzucały pochodnie i łypał na wszystkich spode łba. „A czego tak po nocy chodzicie dziadku?” - zagadnął Dhali. „Bo mogę, a co?!” - stary wsparł się pod boki. „Moja wioska to i mogę chodzić gdzie i jak mi się podoba nie?!”. DHali poczuł ciarki na plecach. Znów usłyszał szum w uszach i odległy śmiech. „Czyżby to sam Horror przyszedł drwić z ich strachu?” - pomyślał.

„Twoja wioska powiadasz? A jak długo tu już mieszkasz? Opowiedz nam coś więcej o Akarem” - Zwiadowca starał się pociągnąć nieznajomego za język. Staruch okazał sie nad wyraz gadatliwy. Opowiedział historię kaeru i wydarzeń sprzed ponad stu lat, kiedy to Horror Mgieł, jak go zwał, niepostrzeżenie przeniknał do kaeru w chwili, gdy adepci Akarem próbowali wyjść na zewnątrz i zbadać sytuację. Wedle maga kaeru, Pogrom miał minąć i magia ustabilizować, a Horrory uciec do swojego wymiaru. Tak jednak się nie stało. Opowiedział o klątwie nieśmiertelności, o tym jak zrujnowana forteca zabiła przypadkiem kilku jego sąsiadów i jak on, dniami stał pod murem licząc na miłosierny głaz, który roztrzaskał by mu głowę. Ale nie zostawił im złudzeń. „Jak nie wejdziecie dobrowolnie do katakumb, to rankiem moi kamraci zapędzą was siłą. Nie miejcie nam tego za złe. Po prostu Mgieł przestanie nas torturować jak nasyci się wami. Da nam spokój na kilka tygodni, nim łowcy nie przywiozą mu nowych ofiar, he he” - zaśmiał się złowrogo. I musiał szybko uchylić głowę przed wielkim kamieniem, jaki poleciał w jego stronę. Wszyscy spojrzeli na Brundiego, który bezsilnie zaciskał pięści, a chwilę wcześniej cisnął w starca kamieniem. Rechot wieśniaka zagłuszył klątwy Scystyjczyka. Lia drżała z lęku, wróciły do niej obrazy mordowanych więźniow i mocno przytuliła się do Dhalego. Ten zagadnął starucha: „A ten łowca, który dostarcza ofiar Horrorowi, to kto?” „Fegis Kul, handlarz i łowca. Od kilku miesięcy przyjeżdża tu do nas. Dzięki niemu możemy odetchnąć, bo Mgieł zostawia nas w spokoju. Choć ostatnio Fegis mocno się spóźnił psia krew i zaczynało być ciężko.” „A elf? Bywał tu?” - wtrącił Dhali. „Jaki elf? Taki wielki? A owszem, był. I schodził do katakumb nawet.” Dhali odsunął delikatnię Lię od siebie. „Teraz użyję magii, nie przestrasz się” - szepnął. Odsunął się w cień, odszedł na kilka kroków i przybrał postać Kalourina. Stary padł na kolana i zaczął jęczeć, jak tylko ujrzał elfa: „Panie jak nic im nie mówiłem, nic nie powiedziałem!” Dhali wzruszył ramionami i powrócił do swej zwykłej postaci.

„Wiesz co?” - Gort splunął - „Wyświadczę ci przysługę. Czekałeś pod ruinami tyle, żeby zginąć, to ja cię teraz zabiję”. Wstał w mgnieniu oka i zamachnął się na starucha toporem. Lecz ten błyskawicznie zasłonił sie kosturem, który pękł w drzazgi pod ostrzem krasnoluda. Wieśniak z głośnym wyciem rzucił się na Gorta, skacząc dobre 3 metry w górę i zaczął okładać go resztkami kostura, oczywiście nie czyniąc Wojownikowi najmniejszej krzywdy. Kiro zaklął, a Dhali z całej siły przyłożył starcowi w łeb płazem swojego miecza. Ten zachwiał się i padł na ziemię nieprzytomny. „Może nam coś jeszcze powiedzieć…” - zaczął Dhali, ale topór Gorta grzmotnął z rozmachem w ciało oddzielając głowe od tułowia. „Nie sądzę…” - syknął Gort. Zwiadowca westchnął i z troską spojrzał na dziewczynę. Lia obserwowała wydarzenia ze spokojem, ale wewnętrznie była bardzo spięta.

„Zaczniemy od wieży, tej na samej górze” - zakomenderował Gort. „Kiro zrób nam skrzydła, wlecimy i przyjrzymy się temu.” Lia wstała i podeszła do Dhalego. „Mógłbyś dać mi sztylet? Umiem się tym obchodzić. A Brundy chce się zabarykadować w chacie, gdy wy będziecie szukać Horrora. Nie chcę zostać tu bezbronna. Mogłabym…mogłabym pójść z wami, jeśli bym jakoś pomogła?” Dhali spoważniał. Odpiął swój sztylet i jej wręczył. „Czasami, w chwili ostatecznej konfrontacji, gdy nie masz już wyboru i wiesz że umrzesz, może dokonać czegoś wielkiego. Wystarczy bardzo tego chcieć, zaciąć się nożem i upuścić kilka kropel krwi na ziemię. Możesz poświęcić się, ale pogrążyć ze sobą najgorsze zło, które chce cię właśnie zabić. Rozumiesz?” - spojrzał na nią. Kiro z zagadkową miną spojrzał na krasnoluda, ten wzruszył ramionami. Gort nie chciał wnikać w to co zaszło między Dhalim a Lią. Wojownik nie lubił wściubiać nosa w rozgrywki człowieka…

To co zobaczyli na górze bardzo ich zaskoczyło. Po otwarciu drzwi komnaty, ujrzeli ducha o kobiecej twarzy, straszliwej, brzydkiej, pełnej pełzających robaków. Całun ducha wirował i emanował zielonkawą poświatę. Tańczył nad szkieletem wojowniczki (tak wnioskowali po pancerzu okrywającym kości), który otaczał kręgiem stos zmumifikowanych ciał. Podłogę zalegały potrzaskane tarcze i zardzewiała, spękana broń. Duch kilka razy próbował zachęcić ich do wejścia. Jednak nie podjęli ryzyka. Gort zatrzasnął drzwi wieży i zakomenderował powrót. Zjawa najwidoczniej nie mogła przejść przez próg komnaty, odłożyli więc tę sprawę na później.

Wejście do katakumb nie było łatwe. Dhali dłuższą chwilę spędził przy kamiennym portalu, szukając pułapek. Gdy tylko weszli głębiej, kierując się u schodom w dół, otoczyła ich świetlista chmura zimnej, odrażającej mgły. Nie mogąc opanować przerażenia, czmychnęli ku wyjściu z katakumb. Horror najwyraźniej zaczął z nimi zabawę. Odpuścił kwadrans później i bez trudności dotarli do centralnej komnaty z obeliskiem, o którym opowiadała Lia. Dhali cały czas tropił jej ślady, mógł więc łatwo zweryfikować, czy dziewczyna mówiła prawdę. Zaatakowano ich dopiero w bocznym, wąskim korytarzu. Dhali szedł ostatni, obrócił się więc na pięcie, przyblokował korytarz tarczą i przyjął na siebie wszystkie ciosy żywotrupów. Suche, łatwopalne animowane ciała, nie były żadnym przeciwnikiem dla adeptów. Kiro w kilka chwil doszczętnie spalił napastników. Wydostali się z korytarza do większej sali, którą opisywał Brundy. Dwa kamienne gargulce zaoparywały w wodę sporą nieckę, czy też niewielki basen. Pod ścianami stało mnóstwo stągwi na wodę. Jednak cała podłoga była we krwi. To tu ucztował najwyraźniej Horror, bo resztki kości i kawałki ciał wciąż leżały na posadzce. Nie mieli jednak czasu by uważniej przyjrzeć się pomieszczeniu. Szóstka ghouli szarżowała na nich z szerokiego korytarza prowadzącego na północ. Walka rozpoczęła się w kilka sekund.

I znów Kiro znacząco im pomógł, ale został z tyłu, w komnacie, podczas gdy dwójka wojowników siekała i rąbała potwory. Wietrzniak zauważył jednak w spowitej mrokiem sali (jedyny poblask rzucała pochodnia w odległym korytarzu, upuszczona przez Dhalego), wpełzającą mgłę. Tworzyła ona nad lustrem wody coraz gęstszy kłąb. Chwilę później, gdy padł kolejny z ghouli, wielki Horror zmaterializował się niczym gęsta. błyszcząca skrzącymi się drobinami mroczna mgła, zwieńczona wielką, zębatą czaszką. „Godni przeciwnicy odwiedzili mnie tu dzisiaj…” - wysyczał. „Tym z większą rozkoszą wasz pożrę” - dokończył i rozpoczął swój magiczny szturm. W jednej chwili Kiro poczuł jak potężna siła odarła go z karmicznej energii. Dhali, blokując i rąbiąc atakującego ghoula poczuł dokładnie to samo, ale kilka razy silniej. Jego energia duszy została całkowicie zablokowana! Kiro nie czekał, miał gotowe zaklęcie na taką okazję i cisnął nim w Horrora. Sekunde później, z kamiennej posadzki wyłoniła się ogromna dłoń zaciskając swe palce na mglistej powłoce bestii. Horror skupił się w sobie i naparł z całą mocę na kamienną zaporę… ale nic nie wskórał.

Gdy Dhali i Gort rozprawiali się z ostatnimi ghoulami, Kiro odsunął się na bezpieczną odległość lewitując pod sufitem korytarza. „Pośpieszcie się!” - krzyczał i ciskał zaklęcia lodowego łańcucha wprost w wystający z kamiennej pięści kościsty łeb potwora. Mgieł był wściekły, cały jego misterny plan został zniweczony przez wyrafinowaną magię żywiołów. Analizował swoim jestestwem słabe strony kamiennej pięści, w końcu odnalazł lukę i paskudnie się uśmiechnął. Chwilę później był już wolny, a ogromna dłoń rozsypała się na kawałki. „Teraz poczujesz ból!” - zakomunikował przerażonemu wietrzniakowi. Błyskawicznie podleciał do niego i grzmotnął z całej siły pazurem, zmiatając mistrza żywiołów na kamienna posadzkę. Dhali obrócił się na pięcie i ruszył na potwora. A Gort jednym ciosem topora odrąbał łeb ostatniemu ghoulowi.

„Podejdźcie tu do mnie, jeśli nie chcecie by wasz przyjaciel zginął marną śmiercią!” - wykrzyczał Mgieł zaciskając pazury na ciele Kiro. „Mam was w garści i od teraz będziecie robili to co ja wam rozkażę. Zresztą obu was naznaczyłem wcześniej tej nocy. Jeśli mi się sprzeciwicie, urwę łeb waszemu wietrzniakowi…” - spojrzał na nich z triumfem. „Zatrzymam go tutaj, w mojej komnacie jako gwarancję wykonania zadań, które wam polecę…” Dhali podszedł kilka kroków opuszczając miecz. „A co z tego będziemy mieli?” - zapytał niepewnie, chcąc zagrać na czas. Kątem oka obserwował krasnoluda, który kroczek po kroczku zbliżał się przesuwając przy ścianie. Gort nie wypuszczał topora z ręki. „Co mieli?!” - zdumiał się Mgieł. „Życie głupcze. Ocalisz swoje krótkie i bezwartościowe życie, żeby służyć mnie, twojemu panu!” - groza zabrzmiała w jego głosie.

Spojrzał spode łba na Horrora i splunął. On jeden mógł wspomóc się karmiczną energią, z samych trzewi magicznego świata. Zaczerpnął ile mógł. Wzbił się kilka centymetrów ponad posadzkę i niczym tygrys skoczył na bestię. Nim Horror zareagował, krasnolud wyskoczył w górę, uderzył z całych sił w jego pazury i ku zdumieniu potwora, wyszarpnął ciało wietrzniaka. Przyciskając go z całych sił do siebie, zmienił kierunek i odskoczył w stronę kąta komnaty, zdecydowany bronić własnym ciałem nieprzytomnego druha. Mgieł zareagował chwilę później i zamachnął się pazurami, chcąc oderwać głowę krasnoluda. Dhali nie mógł pojąć jak Gort zdołał uniknąć obu ciosów? Gdyby nie szczęście Thystoniusa, krasnolud zapewne szorowałby teraz plecami po zakrwawionej posadzce… Nie miał jednak czasu dłużej podziwiać wyczynów Wojownika. Horror był rozwścieczony. Dhali skoczył chcąc zbliżyć się do kompanów. Jednak to Horror był zdecydowanie szybszy.

Dopadł Zwiadowcę i jednym, straszliwym ciosem powalił go na ziemię. Pazury rozorały cały kręgosłup człowieka, ze zbroi zostały strzępy, a krwawy ślad ciągnący się od karku aż po lędźwie wypełniało żywe mięso, gwałtownie nachodzące krwią. Dhali leżał bez ruchu na posadzce, a wokół niego rosła kałuża krwi. Gort jednak nie tracił nadziei. Gdy potwór zajęty był zwiadowcą, wygrzebał ze swojego plecaka eliksir, ocucił dwoma uderzeniami wietrzniaka i wlał mu w gardło zawartość buteleczki. Kiro miał zamglony wzrok i bardzo wiedział co się z nim dzieje i gdzie się znajduje, ale magia eliksiru sprawiła, że błyskawicznie oprzytomniał. Jednym rzutem oka ocenił sytuację i sekundę później ponownie kamienna dłoń zacisnęła swe paluchy na triumfującym Horrorze… Mgieł był skonfundowany i wściekły. Palce zaciskały się na jego astralnym i fizycznym ciele. Nie mógł skupić się na niczym innym, tylko na próbie wyrwania z kamiennej pułapki. I wtedy po raz kolejny oberwał lodowym łańcuchem. Gdy uniósł spojrzenie na jaśniejące odbicie astralne Wojownika, starczyło mu ułamka sekundy by dostrzec ostrze topora. Cios wyssał z Horrora wszystkie żywotne siły. Magia Wojownika, która nadała mu pęd, roztrzaskała całą fizyczną powłokę potwora. Jego astralna esencja błyskawicznie skupiła się w niewielkim krysztale który z głośnym łupnięciem wysunął się z kamiennych palców. Chwilę później zapadła cisza. Tylko Gort dyszał ciężko zmęczony wysiłkiem walki. Adrenalina buzowała w jego żyłach, nie czuł żadnych obrażeń jakie odniósł w starciu z potworem.

Kiro stał wsparty o ścianę i próbował opanować zawroty głowy. Nie miał sił latać, więc zwyczajnie podszedł do krwawiącego Zwiadowcy. Ten był blady jak wykrochmalone prześcieradło. Wietrzniak skupił resztę swej woli i poprosił Garlen o wsparcie. I uzdrowił Dhalego. Krwawienie momentalnie ustało, na oczach Gorta zmasakrowane tkanki błyskawicznie pokryły się skrzepem krwi, cieniutką warstwą młodego naskórka i czerwoną blizną Cztery długie sinoczerwone pręgi zdobiły plecy zwiadowcy od karku, aż po lędźwie. Z koszuli, jaką nosił pod zbroją nic nie zostało. Zresztą Osłona Obiezyświata, magiczna lekka zbroją jaką Dhali nosił od kilku lat, praktycznie przestała zapewniac mu jakąkolwiek ochronę. Została rozdarta jak zwykłe płótno. Warstwy skóry i płótna wisiały smętnie, oblepione krwią adepta. Gort pomógł mu ją ściągnąć, a Kiro przemył potworną bliznę i nałożył bandaże w najbardziej poranionym miejscu. Ciężko było oddychać Zwiadowcy, a każdy ruch wywoływał potworny ból. Może i magia leczy, zabliźnia i uzdrawia. Ale ból poszarpanych tkanek, zmuszonych magią do gwałtownej regeneracji boli jak diabli przez kilka kolejnych dni. Dhali spojrzał na Gorta i zobaczył pasma siwych włosów w długiej czuprynie Wojownika i brodzie byle jak zaplecionej w klanowe warkoczyki…

kampania_2014/kaer_akarem.txt · ostatnio zmienione: 2019/10/05 16:03 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG