28 Riag (września) 1508 TH, Darranis, Dom Nekady i Anzelma
Dhali patrzył w milczeniu na Dżunglę Serwos, która rozlewała się na mapie docierając aż do podnóża Gór Throalskich. Lia z zapałem jeszcze przedłużała jej linię. Jeszcze chwila, a Throal znajdzie się w pobliżu Wężowej. Dhali westchnął ukradkiem. Nie można odmówić dziewczynie zapału, ale na razie mapy i sekstans Shantayi były nie dla niej. Lia za nic nie mogła pojąć jak te przedmioty mają określać gdzie jest. „Przecież to oczywiste, gdzie jestem” mówiła. „Zawsze idę skądś dokądś”. Miała doskonałą orientację w terenie i potrafiła wytyczyć bezpieczną ścieżkę w dziczy, ale obliczanie liczby dni wędrówki do nieznanych jej miejsc, pozostawało na razie poza jej zasięgiem.
Zwiadowca znowu westchnął. Tym razem znacznie ciężej. Patrzył na tę kruchą dziewczynę, a w jego duszy szalała burza. Czuł się całkowicie opuszczony. Została mu tylko ona. Ona i Nekada. Wszyscy jego bliscy, wszyscy najbliżsi go zdradzili, opuścili, znienacka okazali się kimś innym. Zacisnął mocno szczękę, aż zielona plama Serwos rozmyła się w oczach…
„Jak mogła? Jak ona mogła?! I ojciec też. Ukrywać taki fakt przez lata. Żyć razem, troszczyć się o siebie, wspierać. I potem nagle…” Zapiekło go w gardle.
To rodzina była wszystkim. I teraz ta rodzina skurczyła się nagle do Nekady i jej syna. Zacisnął bezwiednie pięść. Finwis pewnie wiedział. Zawsze ciskał słowami jak popadnie. „Anawari to, Anawari tamto”. A Dhali mu tyłek ratował, gdy głupek wplątał się w politykę… A matka? Jak mogła? Wystarczyło powiedzieć i wtedy rodzina rozrosłaby się o następnych krewnych. „Mogłem mieć dwóch ojców” pomyślał gorzko „A nie mam żadnego”. Ojciec go zdradził. Po prostu zmarł. Zostawił. Wydziedziczył. Dhali nie chciał mieć z nim nic wspólnego.
Przynależał do rodu Dermuli, ale kim był? Kim byli Dermule? Duchami, które znikają w stepie jak matka? Majakami przeszłości Landis? Miał teraz siostrę. I jej syna, który nie wiadomo jeszcze, w którą stronę podąży. To byli wszyscy Dermule, których znał. A kim była Wershalija? I Irajana? Nie wiedział.
Obserwował smukłe ramię dziewczyny. Tak. Ona też była mu bliska. I jego towarzysze z drużyny. Z zdziwieniem spostrzegł, że stali się nie tylko kompanami. Taki Gort. Potrafił spieprzyć każdy plan i lazł przez życie jak grzmotorożec. Był jednak odważny, honorowy i niebywale lojalny. Albo Kiro. Upierdliwy jak mucha, ale o otwartym sercu. W czasie rozprawy z horrorem, poczuł wyraźnie że są drużyną. Że ma za towarzyszy naprawdę wielkich adeptów. Nie mówił im tego, ale zdawało mu się patrząc astralnie, że pomiędzy ich wzorcami nastąpiło jakieś delikatne, ulotne połączenie…
„Całkiem nieźle Lia” rzekł „Jak na pierwszą skopiowaną mapę, naprawdę nieźle”. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
03 Teayu (października) 1508, Throal, korytarze Bazrata, posiadłość Mefrahów
Gort ciągle czuł się nieswojo patrząc na Dhalego. Zwiadowca nie ogolił się po wyprawie do Krwawej Puszczy. Nosił teraz brodę, którą zaplatał w warkoczyki na modłę krasnoludzką i barwił henną na czarny, czerwony i pomarańczowy, zupełnie jak nie na Throalczyka przystało. Miał też całkiem długie, spięte w kitę włosy. Jedno oko połyskiwało amuletem nocnego widzenia. Z wyglądu nie przypominał dawcy, którego Gort znał i u boku którego walczył.
„Gort. Mógłbyś mnie wesprzeć? Potrzebuję swojego kąta w Throalu. Dla mnie, Kiro i Lei, jeśli nie będzie gdzieś na wyprawie, bo jakoś słabo ją widzę długo pod ziemią. Pogadaj z ojcem czy nie znalazłby dla nas jakiegoś miejsca w Waszych włościach. Wolne jest ciągle mieszkanie Arketa. Możemy zrobić tak, że naszą zrzutkę na lekarstwo dla twojej lubej, będziecie odciągać jako czynsz, żeby się Wam w rachunkach wszystko zgadzało. A właściwie moją, bo jestem pewien, że Kiro będzie wniebowzięty jeśli dałbyś mu szkatułkę z orichalku. Gada o tym zawsze gdy się napije”.
Gort puszczał słowa zwiadowcy jednym uchem. Sprawa była błaha i był pewien, że szybko znajdzie korzystne rozwiązanie. Niepokoiło go co innego. Jakaś nieuchwytna zmiana w zachowaniu towarzysza. W prawdziwą obawę popadł, gdy usłyszał „Gort, a może byś nauczył mnie talentu Miażdżący cios? Przydałbym się może wtedy w boju nie tylko jako zawalidroga w zbroi, co?”
Siedzieli w pięcioro w nowej komnacie Gorta, którą ojciec w czasie ich nieobecności, kazał wyszykować. Wchodziło się do niej po schodach i był to cały górny poziom nad sporą przecież willą Mefrahów na parterze. Gort rozmyślał, czy nie wybić drzwi zewnętznych w ścianie i opuścić schodów wprost na korytarz Bazrata. Oczywiście podatek skoczyłby niebotycznie w górę, bo każdy cal zajętego, królewskiego korytarza kosztuje krocie, ale wtedy nikt, kto przychodzi do niego, nie musiałby niepokoic rodziców. Widział kilka takich rozwiązań architektonicznych w sąsiedztwie swoje szwagra i zamierzał je skopiować. Kręte schody, ozdobna galeryjka na piętrze nad zatłoczoną ulicą i ażurowa, najlepiej jeszcze pięknie barwiona balustrada. I porzadne drzwi. A może Kiro rzuciłby zaklęcie ochronne i drzwi wpuszczałyby tylko znających hasło? Gort się rozmarzył w swoich planach. Ledwo dotarły do niego słowa Dhalego.
Spojrzał na zwiadowcę. Faktycznie, odkąd Dermule go wykopały z rodziny, nastapiła w nim zmiana. Gort był przekonany, że na lepsze. „Dhali, możesz tam mieszkać, razem z naszą Lią, i oczywiście z tobą Kiro, ile tylko chcesz, i jak długo tylko chcesz. Koszty biorę na siebie. To znaczy nie płacisz mi czynszu, ani nie odprowadzasz opłat z tytułu podatku dla Królewskiego Magistratu. Stać mnie na bycie szczodrym dla przyjaciół” - tu puścił oko do Kiro. Z Dhalego zeszło napięcie. Bakari miała jeszcze opaskę na oczach, ale widać było że czuje się dobrze. Założyła piękną zieloną suknię i naszyjnich z malachitów oprawionych złotem. Długie złote łańcuszki kloczyków podzwaniały przy każdym ruchu jej głowy. „Jak już tu jesteśmy razem, to chcę wam ogłosić coś bardzo ważnego.” - zaczęła. Kiro chciał wtrącić swoje „wiemy wiemy”, bo myślał, że chodzi o potomstwo, ale Gort uciszył go spojrzeniem. „Za siedemnaście dni, 20 dnia miesiąc Teayu, ja i Gort staniemy się małżeństwem. Chciałm was zaprosić na ceremoniał. I również na świętowanie, które odbędzie się kolejnego dnia. Zgodnie z krasnoludzkim zwyczajem, to małżonkowie obdarowują gości. Więc od razu zapytam, czy jest coś co byście chcieli od nas dostać?” - Bakari zawiesiła głos i nadstawiła uszu. „Orichalkowy pojemnik!” - wyrwał się Kiro. Dhali spojrzał na niego zgorszony - „Zwariowałeś? To ma być symbol, a nie doprowadzenie do ruiny Gorta. wiesz ilu gości będzie poza tobą?!”. Kiro zrobił markotną minę, ale Gort wybuchnął śmiechem: „Dobra, będziesz miał swój orichalkowy pojemnik. Należy ci się, za wielokrotne ratowanie mi tyłka. Dhali, a co powiesz na płaszcz zimowych nocy na twoją miarę? Zawsze nam zazdrościłeś w chłodniejsze poranki i musiałeś okrywać się pięcioma pledami…” Dhali wstał skłonił się i podziękował.
„Słuchajcie, jak wasze plany? Ja przez najbliższe dwa dni, będę ogarniał sprawy organizacyjne, finanse i pewnie wybiorę się w odwiedziny do Abgara z całym tym łupem, które znaleźliśmy w wiosce i kurhanach. Ale potem będę bardzo zajęty aż do połowy przyszłego miesiąca. Mozecie mnie łapać tutaj wieczorami. Albo to ja was będę odwiedzał w mieszkaniu Arketa, to na szczęscie nie jest daleko. Przy okazji Kiro mógłbyś kontynuowac nasze nauki” - Gort uśmiechnął się pod wąsem. Przygładził długie, siwe pasma włosów. „A czy ja mogłabym też uczestniczyć?” - Lia nieśmiało się odezwała. Kiro parsknał śmiechem: „Zastanowię się czy znajdę czas. Zamierzam parę dni spędzić w spokoju na medytacjach, a potem udać się do mistrza Runewinda i zobaczyć co tam w Kręgu. Pewnie oddam księge Akarema na badania. A sam chciałbym zgłebić ostatecznie arkana tworzenia wątkowych przedmiotów…” Przyjaciele z zainteresowaniem spojrzeli na wietrzniaka. „W końcu zrobię sam coś dla siebie, bo wydaje mi się, że w całej Barsawii lezy mnóstwo magicznych przedmiotów, ale nie na wietrzniaka…”
„A ty Dhali?” - zapytał Gort. „No ja pewnie nadal będę wprowadzał Leę w tajniki ściezki, i odwiedzał was wieczorami, byśmi Gorcie przybliżył technikę wzmocnienia magią siły uderzenia, przy ciosie mieczem. Potem zapewnę wejdziemy z Lią głębiej, opuszczając stary Throal. Chciałbym jej pokazac wewnętrzne miasta i sprawdzić, jak jej talenty i zmysł orientacji działa w mieście i pod ziemią.” „Odwiedzicie Yistane?” - wtrącił Kiro. „Raczej nie” - od razu odpowiedział Dhali. „Zajrzymy do Tirtargi, a potem jeszcze dalej, do Kryształowych Ogrodów i Kopalń. Być może uda nam się przejść na północne zbocza Gór Throalskich i wyjść przy jakiejś osadzie garahamitów. Wrócilibyśmy wtedy pieszo górą. Przez przełęcze. ALbo zeszli w dół do Węża i wrócili rzeką, przez kaniony Syrtisów do Tansiardy i stamtąd, z jakąś karawaną do Throalu, żeby przy okazji zarobić. Nie wiem, oczywiście do twojego ślubu się nigdzie nie rusze, ale potem … kto wie.”
05 Teayu (października) 1508, Yistane, kamienica Dermuli
Vershalija obudziła się pełna niepokoju. We śnie trzymała ojca za ręce, a czarna maź wirowała i wciągała go coraz głębiej i głębiej. Ojciec krzyczał do niej, lecz ryk zagłuszał jego słowa. Zdawało się jej, że ciągle powtarza to samo, aż w końcu jakaś siła rozerwała ich dłonie i wciągnęła go pod powierzchnię…
Leżała teraz w swoim łóżku, zlana potem, sama w czteropiętrowej kamienicy i powtarzała sobie że wszystko będzie dobrze. Prawie w to uwierzyła. Dopóki nie dostrzegła listu obok jej łóżka ze znajomym pismem. Rozerwała gorączkowo i wzrokiem przebiegła litery. Krzyknęła i pognała na ostatnie piętro. Przywitały ją puste skrzynie i stojaki na mapy. Osunęła się po ścianie.
06 Teayu (października) 1508, Throal, korytarze Bazrata, posiadłość Mefrahów
Było krótko przed północą. W posiadłości Mefrahów większość domowników już spała. Poza Gortem. Widac było po Wojowniku, że jest zmęczony, ale cierpliwie tłumaczył Dhalemu jak przymusić energię, którą gdzieś w podświadomości mógł dowolnie gromadzić i przelewać w swoje ręce i nogi, żeby nadać odpowiednią siłę ciosu w decydującym momencie.
Dhali zniszczył już 4 krasnoludzkie miecze i Gort postanowił dawać mu tylko ćwiczebną broń. Gdy krasnolud zrezygnowany i zmęczony usiadł na fotelu w kącie swojego warsztatu, w końcu Zwiadowca roztrzaskał solidny blok granitu drewnianą bronią. „I co? Zrobiłem postępy?” - zapytał Dhali, choć ręka bolała go okropnie i musiał ją sobie obandażować ze względu na odciski. Od dwóch dni usiłował nauczyć się od Gorta tej specyficznej magii, dostepnej Wojownikom na wysokich kręgach… „Może być” - odparł krótko Gort - „teraz musisz zacząć to ćwiczyć bardziej intensywnie. Pamiętaj, bo widze że już nad tym panujesz, to zazwyczaj wyczerpuje fizycznie i zabiera ci odrobinę magii, ale efekt jak widzisz jest zadowalający.” „Dziękuję” - odparł Dhali - będę ćwiczył. A ty widzę dziś zabiegany?„ Gort wzruszył ramionami „Wiesz jak to jest. Dwa przedpołudnia zmitrężyłem ucząc cię nowych mocy, a na głowie mam tyle spraw do załatwienia na wczoraj, że chyba dziś już się nie położę.” „Może jakoś mógłbym pomóc?” - zaoferował się Dhali. „Nie bardzo. To krasnoludzkie sprawy, i muszę sam sobie z nimi poradzić. Odprowadzić cię do wyjścia?” -Gort wstał z fotela wyraźnie zmęczony i śpiący.
11 Teayu (październik) 1508 TH, Wielki Targ, Aleja Maślana, dom Kenrona
Kiro zbaraniał. Po tym jak spędził w spokoju kilka dni w swoim nowym mieszkaniu wraz z Dhalim i Lią, postanowił odwiedzić Kenrona w Wielkim Targu i dowiedzieć się nieco plotek. Nie przypuszczał, że po otwarciu drzwi ujrzy swoje dziadka Hiro i bliskich przyjaciół z klanu Almarra: Jeeboo i Sortinę. „Dziadku!” - wydarł się Kiro i popędził co sił, żeby uściskać staruszka. „Jak to się stało, że tutaj jesteście? I kiedy przybyliście? I dlaczego do Kenrona?” - zasypywał bliskich pytaniami.
A potem spędzili bite sześć godzin na opowieściach. Głównie to Kiro gadał, co się działo w jego życiu w ciągu ostatniego roku. A potem Hiro opowiedział o napaści Theran na wioskę Kunocha. „Wielu naszych bliskich zginęło, wielu się rozpierzchło i nigdy nie wróciło. Zdążyłem zebrać kilkunastu naszych ziomków i schronić się w zaroślach nad rzeką…” „A .. a moi rodzice?” - zapytał niepewnie Kiro. „Ciężko mi to mówić wnuku, ale zginęli. I moja córka Demara i jej Akano. Spłonęli w ognistym ataku żywiołaków, które przywołał ten therański pies.” - wyszeptał Hiro. „Gdybym tylko wiedział… gdybym to wiedział..” - zazgrzytał zębami Kiro - „Nie odpuścił bym tak łatwo wtedy Heferze. Usmażyłbym go żywcem na łodzi!” Dziadek patrzył ze spokojem i przeczekał furię i klątwy jakie ciskał Kiro. „Mój drogi, najważniejsze że przeżyłeś. O ile dobrze rozumiem, to ów Hefera jest kimś ważnym i znanym, którego dzięki temu łatwo można odnaleźć…” „Kiro!” - wtrącił się Jeeboo - „wiesz, że almarrański klan jest najbardziej pamiętliwym klanem wietrzniaków na świecie?! Nie podarujemy temu Heferze śmierci twoich rodziców. Przygotujemy i obmyślimy taką zemstę, że już powinien żałowac, że się urodził! Prawda Sortino?” Wietrzniaczka otarła łzy z zaczerwienionej buzi i wydarła się tak, że Kenronowi zadzwoniły wszystkie kryształy świetlne jakie miał w domu.
Zmęczeni opowieściami i emocjami ułożyli się na miękkim dywanie w gościnnym pokoju na piętrze. „Dziadku mam tyle zaplanowane na najbliższe dni i poumawiane ważnych spotkań, a nie chciałbym stracić okazji was widywać. Zostaniecie tutaj dłużej?” - zapytał Kiro zaspanym głosem. „Tak, zostaniemy. Jeeboo i Sortina zapewne tydzień dwa, a ja… Cóż Kiro, powiem Ci prawdę. Ja już jestem stary i czuję że niedługo..hmm..stanę się jednością z niebem, rozumiesz. Dosiądę astralnego wiatru… Chciałem zobaczyć mojego jedynego wnuka i posłuchać legend jakie o nim śpiewają w Throalu. Napić się podłych krasnoludzkich szczyn i odwiedzić podziemne miasta. Więc jak tylko moi młodzi druhowie Almarra opuszczą ten piękny dom, zamierzam udać się do Troalu, odwiedzić słynnego Gorta i ponapawać się podziemiami. Mam nadzieję, że ostatni raz w życiu.” - dodał Hiro z uśmiechem.
14 Teayu (pazdziernik) 1508 TH, Throal mieszkanie Arketa
Cała trójka siedziała na podłodze i uważnie słuchała słów wietrzniaka. Kiro zaadoptował na swoje potrzeby całe piętro mieszkania, które kiedyś było własnością Arketa. Wyczyścił półki pełne pustych słoiczków, uporządkował pracownię, stół alchemiczny doprowadził do takiego stanu, by odpowiadał potrzebom eksperymentów Mistrza Żywiołów. Parter pozostawił Dhalemu i jego uczennicy.
Teraz siedział na szczycie regału na księgi, na którym urządził sobie “górną sypialnię”. Obserwował przyjaciół. Gort wyglądał na wyczerpanego. Ponownie się spóźnił i przyszedł ciężko dysząc, jakby biegł całą drogę. Nie umiał się skupić i strasznie się irytował, błądząc myślami gdzieś daleko. Kiro sądził, że to może kwestia zbliżającego się ślubu, ale nie był do końca pewien. Lia i Dhali siedzieli blisko siebie. Zwiadowca wyglądał inaczej, odkąd pozwolił sobie zaaplikować amulet nocnego widzenia. Nie żeby Kiro miał coś przeciwko temu, sam taki nosił od lat. Ale to nadało inny rys Dhalemu. I zapuścił długie włosy. “Chyba mnie zaczął naśladować?” - zastanawiał się. Lia odkąd uratowali ją z Akarem też się zmieniła. Włosy jej urosły, zaokrągliła się, dobrze odżywiając, wyładniała. Nie była już takim chudym, zabiedzonym patykiem. Poza tym była najlepsza z nich wszystkich. Oczywiście pod kątem rozwijania swojej percepcji, bo takie lekcje właśnie Kiro prowadził.
“No dobra, zasypiacie, a to już zły znak. Wiem, że północ się zbliża, ale nic mnie to nie obchodzi, sami nalegaliście na wieczorne lekcje. Ostatnia próba. Na trzy wypuszczam ogniste pchełki. Wygrywa ten kto najszybciej policzy ile ich jest. Bez kręcenia głową, jednym rzutem oka. Raz…Dwa…” - i wypuścił pchełki.
15 Teayu (pazdziernik) 1508 TH, prywatne komnaty Runewinda
“No wydaje mi sie, że rozumiem z grubsza warunki. I je akceptuję, chciałbym się tego nauczyć.” - odpowiedział podekscytowany Kiro. Runewind wstał, podszedł do wysokie witryny z brązowego drewna i wyjął stamtąd ryzę pergaminów. Wrócił do stołu z jedną, czystą kartą i ciężko usiadł na fotelu. “Nie raz dobijałem targu z wietrzniakami Kiro, i zdaję sobie sprawę, że czasem bywało, że po upływie kilku dni już nie pamiętali warunków. Nie żebym był uprzedzony do twoich ziomków, wiem że ty jesteś solidnym i godnym zaufania adeptem. Więc powtórzę raz jeszcze moje warunki,a potem spiszemy kontrakt.” - stary krasnolud pytająco spojrzał na wietrzniaka fruwającego kilka stóp nad stołem.
“Jak już mówiłem, jestem gotów nauczyć cię sztuki tworzenia magicznych, wątkowych przedmiotów. Masz już ogólne rozeznanie w temacie, wykonujesz matryce i kryształy świetlne, więc wyuczę cię zasadniczych różnic w procesie. To zabierze nam 5 pełnych dni, od jutra zaczynamy. Za każdy dzień zapłacisz mi 50 sztuk srebra.” - Runewind kiwał głową wyliczając swoje warunki
“Po tym, zacznie nas obowiązywać umowa wyłączności. Jako twój mentor i nauczyciel, będę pobierał 10% od każdego wątkowego przedmiotu, który sprzedasz. Ta dziesięcina będzie płacona wyłącznie od czystego zysku, a więc nie wliczasz w to swoich kosztów na materiały i usługi stron trzecich. Myślę, że to uczciwa propozycja?” - zapytał krasnolud. Kiro przytaknął skwapliwie.
“Po trzecie, ta opłata dotyczy wszystkiego co sprzedasz. Jeśli tworzysz przedmioty dla siebie, lub je komuś podarujesz bez czerpania korzyści, wówczas nie oddajesz mi dziesięciny. Ale jeśli wymienisz przedmiot za przysługę, bądź spłacisz nim inną usługę lub korzyść - wtedy jesteś mi zobowiązany. Czy to zrozumiałe?” - Runewind spojrzał uważnie na wietrzniaka.
“Oczywiście sama wiedza i umiejętności to dopiero początek. Musisz poznać receptury i rytuały niezbędne w tworzeniu takich przedmiotów. Jako zwierzchnik Kręgu Mistrzów Żywiołów JKM, mogę wziąć pod uwagę twoje potrzeby i udostępnić ci taką recepturę. Z czym się to wiąże.” - Runewind zrobił pauzę i kontynuował - “Każdy jeden przedmiot, który wyjdzie spod twojej ręki musi być opisany i skatalogowany w archiwach Kręgu. A więc jego Imię, okoliczności stworzenia i moce jakie zapewnia. Każdy taki przedmiot musi być sprzedany za pośrednictwem Kręgu. Nie ma znaczenia, czy to Krąg złoży u ciebie zamówienie, czy kontrahent trafi do ciebie inną drogą. To krąg ustala cenę, bazując na twoich szacunkach. I to Krąg sprzedaje ostatecznie przedmiot. Ty jesteś twórcą, ale prawa do dzieła rości sobie Krąg, jako właściciel receptury. Krąg potrąca 30% od czystego zysku dla siebie. Takie są zasady. Naruszenie tych zasad skutkuje natychmiastowym wykluczeniem z Kręgu i dalszymi konsekwencjami…” Kiro głośno przełknął ślinę. “Czy to wszystko mistrzu?” - zapytał. Runewind uśmiechnął się pod nosem. “W zasadzie tak. A więc mój uczniu, podpisujemy kontrakt?”
16 Teayu (pazdziernik) 1508 TH, Wielka Biblioteka
Dhali siedział w prywatnej komnacie Gungira i przypatrywał się rysunkom i notatkom krasnoluda. „Więc co dokładnie ci powiedziano w Kuźni Magnunda?” - zapytał Gungir. „Cóż, musze poznać praktycznie całą historię związaną z tym przedmiotem. Poza Imieniem, jakie nadano temu przedmiotowi, również imię pierwszej osoby jaka tę zbroję nosiła, to znaczy aktywnie utkała pierwszy wątek i swą magią naznaczyła ów pancerz. Oczywiście imię kreatora, a także historię jaka splotła losy obu postaci. Muszę też poznac przyczyny, dla których twórca zlecił, bądź stworzył ten pancerz dla pierwszego użytkownika, jeśli tak mogę powiedzieć. Wiesz… jak to Magnund. Dużo mówi, bardzo ogólnie i żąda wysokich opłat. CO ciekawe, pewnie musiałbym odnaleźć kogoś z rodziny twórcy i powiązać się z nim przysięgą krwi. Zeby odblokować kolejne moce. To wydaje się interesujące. A co Ty odkryłeś?” - Dhali sięgnął po puchar z rozcieńczonym muskatem i pociągnął łyczek.
„Mój zacny Dhali, chlubo Throalu” - z uśmiechem zaczął Gungir - „Otóż Pamiętniki Ailona Od Krwi, to starożytna księga jednego z Pierwszych Smoczych Strażników. Opisuję ją kilku tylko uczonych. Monorwan z Trawaru w swym dziele: „Pierwsi Strażnicy tajemnic Wielkich Smoków” i nasz rodowity Throalczyk, uczony Wielkiej Biblioteki Jarmund Donberic Elcomi w traktacie: „Smoki, ich postępki y knowania, a także słudzy Dawcy Imion przymuszeni potężną magyą gadów”. I ta księga, jak mi wiadomo teraz, po tych długich badaniach najprawdopodobniej jest ukryta w słynnych jaskiniach Voron-Teh. Nawet nie pytaj ile czasu mi zabrało ” - usmiechnął się pod nosem. „Proszę oto mapa, i zaznaczone miejsce starożytnej nerkopolii. Góry Smocze mój drogi. Zakładam że obecni, żywi słudzy Wielkich Smoków pilnie strzegą tego miejsca i nieprzeliczonych skarbów, ba… mądrości ukrytej w głębinach. Ale… co na to powiesz?”
Dhali długo dopytywał się o szczegóły, sam sobie skorygował mapę i oznaczył swoimi sposobami. „A przy okazji mój Gungirze, otóż Frangir Pavas dostarczył mi cennych informacji o magicznej tarczy, w jakiej posiadanie wszedłem w osadzie Shogotham, gdy odnaleźliśmy starożytne galeony dla króla Nedena. Historia jaka wiąże się z tym przedmiotem dotyczy dawnych throalskich mistrzów Anomikanusa Thardorny Avalus i jego przyjaciół maga Lodrankina i zbrojmistrza Kagrahara. Czy mógłbyś zbadać dla mnie okoliczności nawiązania współpracy tych mistrzów? To czasy przedpogromowe i pewnie będzie sporo szukania w archiwach i dziennikach, ale kto wie? Może coś dla mnie znajdziesz?”
Gungir kiwał potakująco głową, miał w pamięci niedawne słowa Belori. „No dobrze Dhali, mogę się tym zająć po godzinach. Jak zawsze nie gwarantuję sukcesu, ale postaram się zrobić co w mojej mocy. Stawka nieco wyższa, bo to dodatkowa robota, no i nie musisz czekać w kolejce. 300 srebrników za tydzień?” - Gungir nieco pokrasniał na licu. Dhali użył całej swojej mocy perswazji i zakończył targi: „Niech ci będzie dobry Gungirze, 200 za tydzień płatne z góry za pół miesiąca badań.” Krasnolud ochoczo się zgodził.
21 Teayu (pazdziernik) 1508 TH, Throal, Sale Florranusa w wedshel Bazrata
Muzyka głośno grała a powietrze było tak ciężkie, że Kiro ledwo był w stanie przefrunąć z jednego krzesła na drugie. W Salach Florannusa zebrało się blisko 200 gości, w większości oczywiście krasnoludy, krewniacy Gorta z klanu Mefrah.
Ale nie tylko, byli co zacniejsi członkowie starszyzny Orweów, Kabarganów i oczywiście Neumani. Z Fewralgów i Bosticjan, na prośbę ojca Gort zaprosił tylko przywódców. Podobnie z klanów Dwermer, Braghar i Koman. Resztą się nie przejął. Na wczorajszej ceremonii było blisko pół tysiąca zaproszonych gości, ale dzień wesela musiał odbyć się nieco skromniej.
Wczoraj Kiro miał okazję wysłuchać długiej, rodowej przysięgi Domu Neumani, jaką Gort i Bakari wzajemnie sobie złożyli w obliczu Ontara, głosiciela z IX Olzimu Garlen i przyjaciela Mefrahów. Ceremonię zaszczyciła Najwyższa Generał Foellerian, admirał Ilmorian i mistrz Merrox z Wielkiej Biblioteki. Kanclerz Wishten i Tholon Elcomi stali pierwsi w długiej kolejce, jaka wręczała drobne upominki i składała życzenia i błogosławieństwa dla młodych. Zgodnie z obyczajem krasnoludzkim w dzień wesela, para młoda obdarowywała prezentami gości weselnych. To praktyczny zwyczaj, gdyż najczęściej młodzi rozdawali niepotrzebne lub nieprzydatne rzeczy, które dostali dzień wcześniej na ceremonii. Gort poprosił któregoś z młodszych j’havim ojca, żeby dokładnie zapisywał, kto co sprezentował. Byłoby nietaktem oddać gościowi jego własny prezent, a przy takiej ilości krasnoludów, o pomyłkę byłoby nietrudno.
Nie było za to wielu gości z Domu Sarafica. Wczoraj pojawiła się na chwilę Zendes, a dziś weseliła się ze wszystkimi ciotka Bakari i jej towarzysz, którego Kiro nie znał. Wietrzniak siedział nawet dość blisko Gorta, jakieś 12 lub 13 krzeseł od szczytu ogromnego stołu. W zasadzie to zajmował miejsce wraz ze swoim dziadkiem i parą przyjaciół-wietrzniaków z klanu Almarra. Od kilku godzin jadł, pił, smiał się, czarował i śpiewał ze wszystkimi weselne, nieprzystojne pieśni, które małym krasnoludom i wietrzniakom nie wolno było słuchać.
Kiro dostał od Gorta orichalkowy pojemnik. Zawsze o takim marzył. I to nie był pierwszy lepszy produkt. Widać że Gort pomyślał dużo wcześniej. Pojemnik miał kształt małego plecaczka błyszczącego złotem, z delikatnym, ale szczelnym wieczkiem. Piękne roślinne wzory ozdabiały całą jego powierzchnię. Drobne onyksy i granaty zdobiły krawędzie. SKórzane pasy i sprzączki idealnie mocowały go na plecach Kiro, nie wadząc o skrzydełka! To był dopiero prezent. Musiał się odsunąć, gdyż Dhali i Lia z hałasem dosiedli sie do stołu, rozpaczliwie gasząc pragnienie w pucharach piwa. Dhali był cały zgrzany od tańca. Lia nie lepiej, policzki jej się zaczerwieniły, oczy błyszczały, a włosy mokre włosy przykleiły jej się do twarzy. “No no no… pięć tańców pod rząd Dhali! Dawno cię nie widziałem w tak dobrej kondycji” - zażartował Kiro. “Jak tam upominki od państwa Mefrahów? Bo mój przypadł mi do gustu, he he. Zacny prezent, bardzo zacny!”.
Dhali po osuszeniu dwóch kufli, sięgnął po jęczmienne kulki faszerowane pasztetem i obłożone płatami panierowanych grzybów. “Kilka dni chodziliśmy z Lią po Bazarze szukając czegoś właściwego. Dla Gorta zrobiłem własnoręcznie figurkę lwa w czerwonym teku z Indrissy. Kupiliśmy też mocną gorzałkę z Rugarii i dobrą kawę z Maraku. Same egzotyczne prezenty. A ja mój drogi dostałem płaszcz zimowych nocy, o którym to często marudziliście na naszych nocnych popasach na wyprawach. No i piękny zestaw 5 lotnych sztyletów. Wszystkie przekute i sygnowane marką Magnunda Chaozun!” - pochwalił się Zwiadowca. “Zaraz zaraz, zamierzasz się uczyć miotać nożami? Dobrze rozumiem?” - zdziwił się Kiro. Dhali wzruszył ramionami.
Kolejny taniec sprawił, że stoły znów opustoszały i większość gości wirowała, skakała i tupała w sali balowej. Dhali jednak nie miał już siły, podobnie jak Lia, więc oddał się błogiemu obżarstwu. “Ooo mistrzu Runewindzie!” - odezwał się Kiro - “przemyślałem waszą propozycję!” Starszy krasnolud z trudem ruszył się od stołu. Piękne czerwone szaty miał poplamione sosem i piwem, ale dookoła jego głowy śmigało stado małych, płonących duszków. Mówił, że to na naukę, po nieudanym eksperymencie w Kręgu, kiedy kilkoro starszyzny poparzyła eksplozja pewnego artefaktu.
“A o jakiej t propozycji Kiro mówisz? Bo w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, propozycji padło co najmniej z tuzin!” - Runewind uniósł puchar i przepił do wietrzniaka. “Solg-far!” - darł się Kiro przekrzykując muzykantów. “Pójde Ścieżką Czeladnika do Jaskiń Tarvolaacha. I przyniosę do kręgu klejnot Solag-far!” - czknął głośno. “Pamiętaj mój drogi o świadkach! Co najmniej dwóch świadków twojej próby. I twoja w tym głowa, bym im się nic nie stało, to na poczet poczucia odpowiedzialności adepta-czeladnika stojącego na progu awansu.” - dodał zachęcająco Runewind. “A co mnie tam właściwie czeka?” - usiłował podpytać Kiro. Runewind z uśmiechem pogroził mu palcem.
“I wiesz moja droga, jakie imiona będą nosić moje wnuki?!” - krzyczał Drisam do ucha Beracii Byril’ah. “No jakie? Oby nie Neden i Selenda?!” - zażartowała głowa Domu Byril’ah. “Selenda?! Mówiłem, że ten winiak jest za mocny! Zamroczyło ci rozum moja duszko. Otóż nie, otóż syn Orric, a córka po matce, Bakari! Zacny z niego chłopak, że tak uczcił pamięć brata!” - rozrzewnił się Drisam tańcując z Bericią.
25 Teayu (pazdziernik) 1508 TH, Throal mieszkanie Arketa
„No i to by było tyle na dziś, z praktycznej nauki percepcji. Obędzie się już bez ognistych robaczków.” - Kiro zakończył lekcje. Lia, Dhali i Gort zresztą byli już ledwo żywi. „Muszę wam powiedzieć, że Abgar zbadał mi magicznie różdżkę Hefery. Póki co nie mam zdania, ot wątkowy przedmiot i musiałbym się wybrać na Therę. Czego w najbliższym czasie nie mam zamiaru robić” - dodał z uśmiechem. „Ale muszę wam powiedzieć że cały kolejny miesiąc zamierzam spędzić nad moją osobistą, wątkową, bransoletą ochrony! Nadam jej Imię Mgły Akarem, na cześć naszej ostatniej przygody. I już mam pomysł jakie moce będą w niej zaklęte…” - emocjonował się mały Mistrz Żywiołów.
„A co z naszymi lekcjami?” - zapytał Dhali - „zarywać nocki nie jest łatwo, a chciałbym zakończyć szkolenie jeszcze w tym roku Kiro.” Lia chciała coś powiedzieć, lecz Dhali zgasił ją wzrokiem, „Co jest?” - zaciekawił się Gort. „Darli się dziś na siebie od południa.” - skomentował Kiro. „Nie darli, tylko dyskutowali. Lia od dwóch dni nie wracała do domu. Dałem jej zadanie do wykonania, w ramach normalnego szkolenia Zwiadowcy. A ona się spóźniła i to o dwa dni! I co? Że jakiś gang krasnoludów?!” - gorączkował się Dhali. Dziewczyna milczała naburmuszona. „Gang powiadasz?” - zainteresował się Gort - „a konkretnie to gdzie?” „Na obrzeżach Wishon…” - odparła dziewczyna. „Wishon powiadasz? To dziwne, to pierwsze z wewnętrznych miast, które zostało oddane do użytku. Rządzi tam baron Clifberz i z tego co wiem, to oaza spokoju. Mam się tym zająć?” - zapytał Gort. Dhali zaprzeczył gwałtownie.
„Słuchajcie” - próbował zmienić temat - „a co z naszą zdobyczą z kurhanów orków i katakumb Akarem? Może byśmy się wybrali do Abgara?” Gort spojrzał na Dhalego, jakby to była oczywistość. „No a jakże. Za trzy dni umówiłem się z moim szwagrem, że mu wszystko dostarczę..” Dhali szeroko otworzył jedyne oko jakie mu zostało: „Tak bez porozumienia z nami? CHciałem, żebyśmy razem…” „Oj tam, przeciez to oczywiste.” - przerwał mu Gort. „Abgar zajmie się wszystkim, każdym przedmiotem z osobna. A potem się policzymy, solidarnie. Zajmie mu to mnóstwo czasu, ale obiecałem mu 3 stówki za tydzień roboty, więc nie marudził.”
„Gorcie, a czemu masz tylko wieczorami czas, co? Nad czym tak w tajemnicy pracujesz?” - zaczął podpytywać go Kiro. „Nie mogę powiedzieć. To tajne wymagania, do awansu! I nie mogę o tym teraz mówić. Poza tym jest późno i pora na mnie!”
26 Teayu (październik) 1508 TH, Throal, tajna siedziba Oka Throalu
Sol przygasił jaskrawo świecący kryształ, odłożył pióro i potarł zaczerwienione oczy. “Cztery godziny pisania raportów i łupie mnie w plecach jak górnika na przodku.” - pomyślał. Zastanawiał się nad pewnym problemem. Ostatnio kanclerz Wishten mocno nalegał na zagęszczenie ruchów na odcinku Węża od jeziora Ban do Pyros. Dzięki trikowi z fabryką zabawek całkiem nieźle się to udaje i już kilka wiosek t’skrangów przychylnych V’strimonom jest całkiem dobrze dozbrojonych. Wstał i przeszedł się wokół wielkiego stołu przedstawiającego Barsawię…
“Coś tu jest za cicho na tej północy” - zastanawiał się. Wrócił pamięcią do spotkania z agentką Klodrige. “Co ona mówiła o raportach Dermula?” - szybko wrócił do stołu. Przyłożył wąską, silną dłoń do pulpitu i wyszeptał słowo. Wnęka w ścianie bezszelestnie się otworzyła. Sięgnął do ukrytej szafy, przeleciał wzrokiem półki i zatrzymał spojrzenie na półce oznaczonej srebrną blachą i throalskimi glifami: Teayu 1508. Przesuwał palcem po grubych księgach zawierających raporty agentów z różnych stron Barsawii. “Północny-wschód…” - mruczał pod nosem - “Przyczółek… zaraz…o, tu cię mam!” - wyjął księgę i złapał za wystającą, czerwoną nić zakładki. “Sprawy Krwawej Puszczy….a tu, niebieska zakładka…moja ulubiona Thera..” - mruczał - “zobaczmy dalej… Dhali Dermul i jego kompani… Więc mamy w Przyczółku Agramena. Taaaa…Towarzystwo Importowo-Eksportowe. Latające oczka wietrzniaków… To kolejne potwierdzenie, że jest dostawcą plotek, wieści i tajemnic dla therańskich szpiegów. Ale on wie, że my wiemy. Jestem tylko ciekaw związku - o ile taki jest - między nim, a tym łowcą, Fegis Kulem. Cleothia musi zgłębić ten temat. A póki co, może zaplanujemy małą dywersję… może by tak wszystkie wietrzniaki w mieście dostały straszliwej sraczki?” - uśmiechnał się do siebie, wyobrażając opowieści po karczmach Przyczółka o klątwie wyniesionej z ruin Parlainth przez adepta-wietrzniaka, który zaraził chorobą swoich pobratymców… “Trudno szpiegować, kiedy potencjalna ofiara może zostać przez ciebie obesrana…i to z góry na dół ..” - zarechotał - “Muszę ściągnąć tu Chorcusa. Niech jego czeladnicy przygotują mi parę beczek jakiegoś paskudztwa, które podziała na tych lataczy… zaraz… trzeba też zorganizować ochotników do sprawdzenia efektu… Z tym może być trudniej, chociaż, jak się dobrze zapłaci i załatwi uzdrowiciela?” - zmarszczył czoło podliczając w pamięci potencjalne wydatki na to przedsięwzięcie.
“Ta sprawa jest zaś o wiele bardziej interesująca. Zdrada w szeregach Strażników Krwi… kto by pomyślał. Ciekawe rzeczy opisuje ten Dermul. Może mu przywrócimy stopień? Chociaż…nie. Trochę za wcześnie. Musiałby się bardziej przysłużyć, żeby się zrehabilitować” - pomyślał. “O tym Takarisie to już gdzieś słyszałem. Muszę poradzić się Merroxa, czy możemy otwarcie o tym porozmawiać z ambasadorem Geverianem? W końcu ostatnio nawet nieźle popił z królem Nedenem… Chciałbym się dowiedziec więcej o Takarisie, Kalourinie i tych ich Ranelle, jak to było w raporcie. A już zaangażowanie Strażnika Krwi w sprawki Horrora, to ewidentnie świadczy o ambicji i głodzie władzy, jaka toczy poddanych Alachii… Kto wie, czy to pierwszy raz, czy już recydywa?” - zastanawiał się Solthrod. - “O tym musi się dowiedzieć Isam Derr i jego Świetliści. Eh, chciałbym, żeby wpadli do Przyczółka i zrobili tam porządek z całym tym astralnym syfem… ale w końcu jaki w tym mielibyśmy interes? Niech się Torgak męczy. “ - oderwał wzrok od księgi. Podszedł znów do stołu. Pochylił się nad zielonkawym oczkiem z małą szmaragdową kropką pośrodku. Oczko przecinały na krzyż błękitne wstęgi rzek. “Pływające miasto V’strimon… Mamy tam coś ważnego do załatwienia. I już wiemy kogo tam wyślę…”
4 Borrum (listopad) 1508 TH, Yistane, Sale Zmarłych
Dhali szedł za chudym orkiem odzianym w czarny płaszcz i czerwone sandały. Oliwkowe, włochate łydki wystawały spod płaszcza przy każdym jego kroku. Szli szerokim korytarzem. Dhali zadarł głowę szukając sklepienia, było dobrych 6 metrów nad posadzką. Co kilka kroków, po prawej i lewej stronie otwierały się w ścianach ogromne wnęki. Na niezliczonej ilości półek, stały urny z prochami zmarłych. Przy niektórych paliły się kaganki, leżały przywiędłe kwiaty, kłosy jęczmienia, bądź czarki z oliwą czy winem. Niektóre pokryte były grubą warstwą kurzu i pajęczynami.
Po dziesięciu minutach ork zatrzymał się przed jedną z takich wnęk. Odwrócił się do Zwiadowcy i lekko ukłonił. “Czy potrzebujesz pozostać sam przez jakiś czas Dhali Dermul?” - odezwał się chropawym throalskim z typowym dla orków, sepleniącym akcentem. “Prochy twojego ojczyma spoczywają w trzecim rzędzie, sto piątej kolumnie. Liczysz od lewej strony. Żeby ułatwić, przy co dziesiątej kolumnie jest kryształ świetlny. Miejsce zostało opłacone przez Finwisa Anawari, jak mniemam przyrodniego brata?” Dhali skinął głową. “Kto postanowił o spaleniu zwłok?” - zapytał Dhali. Starszy Horthal dziwnie się spojrzał na człowieka. “To zwyczaj nakazany przez miłościwego Varulusa III. Od początku istnienia miasta go przestrzegamy. Przy ceremonii pogrzebowej zawsze uczestniczy ktoś z cechu Mistrzów Żywiołów, więc wszystko odbywa się sprawnie. Ja wiem, że o Yistane krążą dziwne plotki, ale mógłbyś sobie wyobrazić co zrobilibyśmy z tyloma zmarłymi? Z ich ciałami? Sale Zmarłych zapełniłyby się do tego czasu zupełnie. A gdyby jakiś podstępny Ksenomanta potrzebował armii nieumarłych? Albo naznaczony przez Horrora sługa otworzył swemu panu przejście tutaj…?” Dhali uwazniej spojrzał na Starszego, przestawił się na astralne postrzeganie i ujrzał jasną i silną aurę adepta, maga… “Dużo wiecie na ten temat.” - bardziej stwierdził niż zapytał - “Jesteście adeptem, Starszy Horthalu?” Ork skinął głową, uśmiechnął się i odsłonił płaszcz. Odziany był w zbroję z kości, szerokich i płaskich, połączonych rzemieniami, mocowanych do ciemnej, garbowanej skóry. “Horthal Brzęczące Kości, Ksenomanta Kręgu VI, do usług” - raz jeszcze, nieco głębiej sie ukłonił. “Przez panią kanclerz Yonaal mianowany Starszym Sal Zmarłych w Yistane.”
“Hmm… rozumiem. Słyszałem, że wy, Ksenomanci, jesteście w stanie poznać ostatnie chwile zmarłej osoby? Czy to jest prawdą? Słyszałem, że Gwardia Królewska Throalu, stosuje takie praktyki przy poważniejszych zbrodniach…?” - Dhali ostrożnie badał temat. “Macie jakieś podejrzenia, dotyczące śmierci waszego rodzica? Jakieś przypuszczenia? Uzasadnione mniej lub bardziej?” - Horthal wyraźnie się zainteresował. Dhali nie wiedział na ile może się dzielić z obcym orkiem swoimi domysłami i obawami. Nie miał nic. Choć sam fakt, spisania testamentu, ukrywania przez lata prawdy w rodzinie, nagłej śmierci ojca. “Ojciec odszedł 14 dnia Sollusa. W tym czasie ja z moimi przyjaciółmi akurat opuszczaliśmy Przyczółek, wybierając się na zachód, do Faktorii. Ponoć miesiąc wcześniej, czyli w połowie miesiąca Raquas, zgłosił się do magistratu Yistane i złożył u prawników swoją ostatnia wolę. Nie ukrywam, że ten dokument zniszczył moje więzi z rodziną i spowodował tyle strat i taki rozłam, o który nigdy w życiu bym nie podejrzewał ojca. Stąd moje wahania, jeśli rozumiecie…” Ork długo się przyglądał Dhalemu.
“Obawiam się, że nie pomogę. Ciało zostało spalone. Nie miałbym celu do zaklęcia….” - odchrząknął ork. “Ale polecam udać się do magistratu i pomówić z czcigodnym Volebusem. To porządny krasnolud, przełożony zespołu prawnego baronowej. Jestem pewien, że pomoże…”
Wracając późnym popołudniem z Yistane, Dhali miał głowę pełną myśli. Musiał być przed ósmą w domu, tak umówił się z Kiro i Gortem, na kontynuację nauk wietrzniaka. Ale coś ciągle nie dawało mu spokoju. Czcigodny Volebus niewiele nowego mu powiedział. Ojciec przyszedł sam, miał przygotowane dokumenty. Listy były zapieczętowane. Sprawiał wrażenie człowieka, który wie czego chce. Zapłacił z góry za wszystko. Całe spotkanie nie trwało więcej niż godzinę… Dhali zachodził w głowę, jak Fagael mógł to wszystko tak sprawnie zaplanować. “Pomyślmy… był w magistracie 14 dnia Raquas. My zaś opuściliśmy Throal 17 dnia. A więc był w magistracie, jak ja jeszcze byłem w domu! Pamiętam, że Finwis wcześniej udał się do Darranis. CHyba to było 11 dnia Raquas, pojechał tam razem z Kidiris. Więc ich obojga nie było na miejscu. W święto ziemi mieliśmy domową awanturę właśnie na temat stanu ojca. Potem, bodajże 3 Raquas byłem z nim w Olzimie i oddałem pod opiekę Głosicieli. I to wszystko wydarzyło się w tak krótkim czasie? Wtedy też wspomniałem o pełnomocnictwach do zarządzania majątkiem. Zaraz… w tym czasie byliśmy z Kiro w domu. I Wershalija też była. Fakt, nie sprawdzałem jak miewa się ojciec, ale był pod opieką Głosicieli?! Coś tu się nie składa do kupy…”
14 Borrum (listopad) 1508 TH, Throal, Wielka Biblioteka
Od dwóch tygodni Kiro praktycznie nie wychodził ze swojej pracowni. Dhali wiedział, że tworzy dla siebie coś ważnego i pasjonującego. Momentami słyszał dziwny śmiech przyjaciela, a momentami ciskane klątwy godne załoganta t’skrangowej łodzi. On natomiast spędzał przedpołudnia z Lią, oprowadzając ją po Throalu, ucząc słuchać i odczuwać miasto. Dziewczyna była bardzo pojętna i był z niej naprawdę zadowolony.
Tego popołudnia postanowił się dowiedzieć jednak czegoś w zupełnie innej sprawie. Lia myszkowała w sali katalogów, przeglądając tematyczne obszary katalogujące dzienniki krasnoludzkich podróżników. Dhali zaś czekał na młodszego archiwistę.
Po godzinie oczekiwań i kwadransie rozmów, jego kieszeń stała się lżejsza o 20 srebrników. Ale wiedział już więcej kim był Halmanus Szczodry. Był znanym adeptem Trubadurem z Wielkiego Targu. Działał bardzo aktywnie w latach 1460 - 1470. W tym czasie przewodził grupie aktorskiej Opowiadacze Halmanusa. Ta drużyna adeptów, przez lata wędrowała wzdłuż osad Wiji, goszcząc w Ardanyan, Darranis, aż do jeziora Ban. Na Wyspie Trzcin również był znany. W jego trupie były praktycznie same kobiety, Jordis, R’ahna, Annewalia, Kordylia i elfka Manuviel. Po roku 1470 praktycznie zniknał. Jego drużyna się rozpadła, teatr przestał istnieć. Sam Halmanus ponoć był widziany na Wyspie Trzcin, ponoć wstapił na służbę do shivalahi V’strimon. Ponoć zaginał na jakiejś wyprawie na południowym odcinku Węża. A miał przydomek Szczodry, bo chętnie rozrzucał miedziaki wśród widzów oglądających jego występy. A czasem i srebrniki. A jak miał fantazję, to i złote monety…
Dhali wracając z Lią do domu rozmyślał, jak taki ktoś mógłby być jego ojcem? “Rozrzucał złote monety…” - skrzywił się kwaśno.
30 Borrum (listopad) 1508 TH, Yistane, Kamienica Finwisa
Po długiej rozmowie z Wershaliją i Finwisem, Kiro mógł w końcu zająć się tym, po co tu przybył. Nie mówił o tym Dhalemu, zresztą i tak przyjaciel był zajęty rozwijaniem swoich talentów. Uznał, że to najlepszy pomysł. Miał prawie gotową swoją bransoletę. Swoją! Już ją tak w myślach nazywał. Wszyscy wiedzą, że w Yistane łatwiej rzuca się zaklęcia i tka wątki. Nie chciał wynajmować do tego celu jakiegoś obcego pokoju w miejskiej oberży. Dlatego też odwiedził Finwisa.
Brat Dhalego wydawał się zasmucony odejściem adepta. Na zmianę z Wershaliją wypytywali o szczegóły przygód z wyprawy do Krwawej Puszczy i wioski Akarem. Finwis rozumiał decyzję brata, “przyrodniego brata” jak się potem wyraził. Stwierdził, że może w ten sposób każdy z nich, pogodzi się ze swoim losem i rozliczy sam ze sobą. Niemniej jednak Finwis również był zaskoczony obrotem spraw i testamentem ojca.
Kiro spędził potem kilka godzin w pokoju, który niegdyś dzielił z Dhalim. Przyszykował wszystko jak należy, wyrysował krąg, ułożył dookoła kryształy, połączył linie i nasycił je mocą. Ułożył na poduszce bransoletę i długo się w nią wpatrywał. Analizował pulsującą magię, linie orichalku, który splótł się z esencjami żywiołów. “Nadaję ci Imię Mgły Akarem” - zakończył długą formułę rytuału. I zaczął obserwować, jak bransoleta zyskuje swój wzorzec. Dookoła obręczy zaczęły wirować pasemka mgły, które w końcu wypełniły pokój mlecznobiałym blaskiem. Kiro zadowolony wpatrywał się w swój skarb. “Dokładnie jak się tego spodziewałem” - zamruczał.
30 Doddul (grudzień) 1508 TH, uliczki Wielkiego Targu, Throal
“Ostatni dzień roku psia jego mać!” - Dhali nie mógł złapać tchu. Prawie świtało. Uciekali z Nachtim wąskimi uliczkami Wielkiego Targu. “Nie gadaj, biegnij” - przynaglił go krasnolud. Za nimi, z głośnym tupotem pędziło kilku orków. Kopiąc po drodze kosze i wiadra, jakie i zapominalscy mieszkańcy pozostawili na progu swoich domostw. “W lewo!” - wydarł się krasnolud…
Gdy tylko rozjaśniło się na dobre, jakby nigdy nic udali się do Bram Throalu. “Tutaj się rozstaniemy.” - rzucił Nachti. “Nie wiedziałem, że tak dobrze radzisz sobie nożami, no no…” - zagwizdał. “I nieźle uciekasz. To ważne. Ale to jak upiłeś tę dziwkę…he he.. szacun stary i mówię to ja! Nachti!” - krasnolud wyciągnął dłoń na pożegnanie. “Jutro dokończymy?” - zapytał Dhali. “Jutro mój drogi jest nowy rok! I każdy porządny Złodziej ma pełne ręce roboty. Więc odwal się…” - spojrzał na krzywą minę Dhalego. “Porządny mówię!” - “Poza tym dałeś czadu w Wielkim Targu i nie pokazuj się tu parę dni. Ja wytrzeźwieję pewnie koło 3 Strassa, wtedy mnie szukaj. A.. zapomniałbym..” - rzucił Dhalemu 2 sakiewki - “Szczęsliwego nowego roku!”
Dhali zatopił się w poranny tłum na Królewskim Bazarze. Parę godzin później, z ulgą nacisnął klamkę swego mieszkania. Wszedł i zastygł…. Wewnątrz było czterech gwardzistów throalskich i dwóch urzedników z królewskimi insygniami. “Co jest do cholery…” - pomyślał i zatrzymał w wejściu.
“Adept Dhali Dermul jak mniemam” - szybko rzucił krasnolud w granatowej todze, z rulonem pergaminów pod pachą i kwadratową czapą ozdobioną srebrnym sznurem. Dhali spojrzał na Kiro, który siedział na stole z nietęgą miną… “Co tu się dzieje, chciałbym wiedzieć!” - przybrał najlepszy wyraz twarzy, wspomógł się magią i włożył tyle charyzmy w swój ton, że wzbudziłby respekt w królewskim kanclerzu… Ale nie w tych dwóch gościach.
“Robiramus Valgo” - ukłonił się starszy. “Aurabur Birbag Elcomi, do usług” - ukłonił się również młodszy. Gwardziści lekko się wyprężyli. “Nie chciałbym niepokoić tak zacnego adepta i przyjaciela jego królewskiej miłości. Ale niestety rok się nam kończy i zgodnie z rozporządzeniem kanclerza Wishtena pracownicy Skarbca Królewskiego z wydziału Kolekcjonowania Podatków Jego Królewskiej Mości, dziś wyruszyli w teren, by zebrać należności dla korony. Jako że ten korytarz nalezy do naszej jurysdykcji przeto jesteśmy. Zgodnie z dokumentami, ty Dhali Dermul jak i twój kompan, mistrz Kiro Długi Włos, członek Kręgu Mistrzów Żywiołów JKM, zamieszkujecie ten lokal od trzech miesięcy, wcześniej zajmując kamienicę w Yistane.
Mistrz Kiro nie prowadził handlowej działalności samodzielnie, a Krąg nie raportował żadnych przychodów z jego udziałem w tym roku. Podobnie barnowowa Yistane nie rości sobie większych opłat z tytułu zamieszkiwania Yistane. Zresztą miasto to jest dość korzystne dla nowo przybyłych/ Będąc adeptem kręgu czeladniczego, do Skarbca Królewskiego wniesie podatek ryczałtowy. To jest 150 sztuk srebra. I dodatkowe 50 z tytułu korzyści osobistej, jaką było wytworzenie pewnego artefaktu, o którym mówi pismo z Kręgu.” - Aurabur spojrzał na Kiro spod swoich krzaczastych brwi.
Robiramus zaś zwrócił się do Dhalego - “Wy zaś panie, zapłacicię podwójnie 150 srebrników, za siebie i podopieczną waszą, Lię Findarato. Wedle danych z Wielkiej Biblioteki winniście też dorzucić 10 srebrników na Fundusz Odnowy Pulpitów w czytelni. Nie posiadamy żadnych zgłoszeń od kompanii handlowych, na których byś zbił jakiś majątek. Ani od kupców, w których księgach byś figurował jako hurtowy dostawca. Za działalność handlową w Yistane i sprzedaż map, sygnowanych twoim imieniem panie Dhali, przekażemy do skarbca JKM 315 srebrników. Odpowiedni procent oczywiście pójdzie do baronowej Yistane, na ważne dla mieszkańców inwestycje.” - krasnolud skończył wyliczać.
Dhalego strasznie bolały nogi po nocnych wyścigach po Wielkim Targu. Zważył sakiewki, które miał w kieszeni i się uśmiechnął: “Oczywiście. Zaraz zapłacimy wyznaczony podatek…”
Gdy godzinę później, gwardziści i straż skarbca wyszła, Dhali opadł bez sił na łóżko. “Gdzieś ty się włóczył cały tydzień?!” - nakrzyczał na niego Kiro. “Nic nie mówiłeś że znikasz! Zacząłem się niepokoić!”. Dhali wyszczerzył zęby. Z kolorową brodą i czarnym amuletem wkomponowanym w oczodół wyglądał makabrycznie. “Musiałem ogarnąć pilne sprawy. A jak Lia?” - zmienił temat. “Chyba dobrze. Poszli z dziadkiem, Jeeboo i Sortiną do Tirtargi. Chcą odwiedzić kryształowe ogrody, a potem wrócić. Co? Coś nie tak..” - zdziwił się Kiro. Dhali pacnął się dłonią w czoło i zaniemówił.
2 Strassa (stycznia) 1509 TH, Throalposiadłość Mefrahów
“A mówiłem ci Dhali, nie pić tyle tej gorzałki z piwnicy?!” - Kiro specjalnie darł się jak najgłośniej i z satysfakcją obserwował, jak Zwiadowca zatyka swoje uszy i krzywi się mocno. Gort jak zwykle, wlazł do gościnnej komnaty jakby nigdy nic, postawił wiadro z zimną wodą na stole i bezceremonialnie usiadł na stołku. “No co jest mięczaki? Ruszać się. Lia z Bakari siedzą już przy stole i czekają na was ze śniadaniem, mój ojciec dziś spi do południa, taki ma zwyczaj świetnowania nowego roku, a matka już wyszła na ulice, bo od rana są pokazy, muzykanci i tancerze! No ruszać zadki!” Dhali z bólem zaczął się zwlekać z łóżka, za to Kiro był całkiem świeży.
Po śniadaniu byli jednak tak zmęczeni, że wrócili do wielkiej komnaty, rozsiedli się na wygodnych sofach i zaczęli drzemać. Przynajmniej Gort i Kiro. Bakari uczyła jakiejś piesni Lię, dziewczyna miała nawet niezły słuch u dobry głos. Kiro wyciągnął fajkę i nabił ją tytoniem. “Oj do lich?! Skąd masz nową fajkę?” - zadziwił się Gort. “A dostałem w prezencie. Dwa tygodnie temu awansowałem na VI Krąg czworo młodszych członków Kręgu. I poza 3 setkami złotych brazów, dostałem również i to” - zaprezentował wszystkim nowy nabytek.
“Eh…” - jęknął Gort - “Byłem tak zajęty przez ostatnie dwa miesiace, że nawet o tym nie myślałem. Ale muszę się wam pochwalić, że inwestycja w Urupie w perfumerię to całkiem intratny biznes. Robiliśmy podliczenie i przez rok na czysto, oczywiście wespół z moją szanowną małżonką, zarobiliśmy blisko 1400 brazów. Plus moje udziały w inwestycjach klanu, to w sumie naprawdę jest niezły zadatek na początek tego roku. Oczywiście nie pytajcie ile musiałem zapłacić podatków, ale cóż… tak to już jest. Za życie w najlepszym królestwie tego świata trzeba nieco zapłacić!”
“Nie pytamy” - jęknał Dhali - “Słuchaj Kiro, mnie nie będzie w domu jakieś trzy tygodnie. Mam pilną sprawę w Wielkim Targu i raczej nie będę wracał na noce. Zaopiekuj się Lią, a przynajmniej daj jej jakąś robotę.” “Ej!” - wtrąciła się dziewczyna - ‘ja nie jestem dzieckiem i zatroszczę się sama o siebie. Zostaw mi tylko jakieś srebrniki, żebym nie umarła z głodu..” “Przecież ci Kiro może coś wyczarować?” - zaoponował Dhali. “Z całym szacunkiem mentorze, ale Kiro wyczarowywuje tylko na wyprawach. A po sąsiedzku jest tyle knajp, herbaciarni, piwiarni i karczem, że nie wiem co. I jako Zwiadowczyni, muszę być czujna, odwiedzić wszystkie, obserwować podejrzanych osobników i poznać zwyczaje miasta. Jak mam się tego nauczyć siedząc Kirowi na karku i prosząc go o jedzenie, co?!” Dhali westchnął ciężko. “O to mi właśnie chodzi Kiro, wiesz” - dodał do przyjaciela. - “Poza tym nie jesteś jeszcze Zwiadowczynią głuptaku. I w takim Wielkim Targu skręcili by ci kark w pierwszym lepszym zaułku..” “Jasne i zgwałcili.” - dodała Lia - “Zawsze najpierw mnie gwałcą zanim skręcą kark. A najlepiej zgwałcili w ..” “Dobra!” - wydarł się Dhali tak, żeby inni, a zwłaszcza Bakari, nie usłyszeli w co chcieliby zgwałcić Lię. “Zostawię ci sakiewkę, ale pamiętaj, nie jesteś jeszcze..” “Zwiadowczynią.” - dodała Lia - “Ale już widzę ślady w ciemnościach. Kiedy użyję mojego Wzroku, to świecą niebieskim światłem” Kiro spojrzał z uwagą. Lia się uśmiechnęła “I widzę ślady skrzydełek w powietrzu…” - dodała cicho pod nosem tak, żeby Dhali nie słyszał.
“Co będziesz robił w Wielkim Targu? Nie mów, że znowu się zadajesz z tym łachudrą Nachtim?” - wtrącił Gort. Dhali wzruszył ramionami. “To dobry krasnolud. Na swój sposób….” Gort machnął ręką i już chciał splunąć na podłogę, ale dostrzegł spojrzenie Bakari i się pomiarkował. Dziewczyna miała już ogromny brzuch i pod koniec miesiąca wszyscy się spodziewali narodzin bliźniaków. Bakari doskonale widziała, jej oczy cudownie się wyleczyły dzięki opiece głosicieli i eliksirowi z krwawego bluszczu.
24 Strassa (styczeń) 1509 TH, Throal, Korytarze Bazrata mieszkanie Dhalego i Kiro
“I to już wszystko?” - zadziwił się Dhali. “Dokładnie wszystko.” - potwierdził Kiro. - “Spróbuj jeszcze raz, zobacz, teraz splatam wątek zaklęcia. Mój ulubiony glutek-przyklejacz. Ciach… Lia rusz się!” “Eeeeee…” - zastękała dziewczyna - “Nie mogę! Przykleiłeś moje stopy do podłogi!” “Dokładnie to zrobiłem. Dhali, a teraz tak jak cię uczyłem, spójrz w astral, zobacz zaklęcie i zidentyfikuj wątko czaru. Widzisz wzorzec?” Dhali pokiwał głową. “He he, spociłeś się widzę. No, no to teraz użyj rozplatania, może uda ci się wypuścić magicznę energię do jej stanu naturalnego. I wtedy Lia powinna móc się ruszyć” - dodał zataczając kręgi nad głową dziewczyny.
Drzwi nagle otworzyły się z trzaskiem. Cała trójka spojrzała na zgrzanego Gorta, który wparował do ich komnaty: “Zostawłem ojcem! Na jaja Thystoniusa! Mam syna i córkę!”
25 Strassa (styczeń) 1509 TH, Throal, Laboratorium Kręgu MŻ JKM
Kiro długo się nie zastanawiał nad propozycją Runewinda, “No pewnie że się zgadzam mistrzu. Trochę czasu mi to zajmie, ale materiały …” “O materiały się nie przejmuj. Wszystko dostarcza krąg. Ty tylko wplatasz esencję żywiołów i zaklinasz. Mamy zamówienie na 3 przedmioty-matryce, dla t’skrangów z Domu Trzcin. Muszą być specjalne, dlatego materiał też jest specjalny. Długie liście czerwonych trzcin. Trzeba je odpowiednio spleść i bardzo delikatnie używac esencji. Sugerowałbym wzmocnienia z drewna. Ile zajmie ci to czasu?” Kiro zastanowił się - “Do końca przyszłego miesiąca?” Runewind skinął z zadowoleniem. “I ile za to otrzymam”. Krasnolud się uśmiechnął 6 tysięcy srebrników minus udział Kręgu. Dla ciebie na czysto 5 tysięcy.”
6 Veltom (luty) 1509 TH, mieszkanie Dhalego i Kiro.
Lia leżała w łóżku. Czuła się już zupełnie dobrze. Sięgnęła po swój dziennik i zaczęła przeglądać wpisy. Postanowiła wszystko zapisywać i sprzedać go potem do Wielkiej Biblioteki. Tak robią wielcy adepci a Kiro powiedział, że na tym można sporo zarobić. 26 Strassa razem z Dhalim i nauczycielem Barnabą opuścili Korytarze Bazrata i udali się w głąb Throalu, przez Królewskie Sale, do miasta Wishon. Po raz kolejny widziała Wielką Biblioteke, ale po raz pierwszy pałac króla Nedena. No powiedzmy jego bramy.
W Wishon było strasznie nudno. Barnaba był wynajętym przez Dhalego nauczycielem historii. Uczył ich historii Barsawii. Takiej ogólnej, Czasem mówil ciekawie, ale czasem nudził.
28 strassa dotarli do Kryształowych Ogrodów. Ależ tam było pieknie. Wysokie jaskinie! I mnóstwo szklarni! Takie wielkie konstrukcje, jak piramidy. I tysiące świetlnych kryształów, a w środku rośliny. Barnaba mówił, że kiedyś rosły tam jadalne rzeczy. I karmiły cały Throal przez czas Pogromu. Ale potem, po otwarciu bram podniebienia krasnoludów zasmakowały w potrawach z zewnątrz. I mięsie. I szklarnie nie były już potrzebne. Teraz pracują tu setki rolników. W większości szklarni uprawia się specjalną roślinę. Dhali mówił, że to jak drewno opałowe. Ale zrobili ją Theranie. Nie dymi, a daje dużo ciepła. Przeciez jakby dymiła to by się wszystkie krasnoludy podusiły w Throalu?
1 Veltom, piszę trochę krzywo, ale okropnie mnie boli ręka. I plecy i noga. Szliśmy długo, długimi tunelami. Dhali i Barnaba mówili, że to kopalnie. Śmierdzi tu okropnie, a górnicy są wredni. I się głupio patrzyli. Potem żeśmy wynajeli przewodników do Bram Północy. Tu jest tak ciemno, że naprawdę nic nie widać. No i jakiś skurwysyn na mnie wyskoczył z ciemności. Poharatał mi plecy i udo. Dhali mówi, że sie wyliżę, ale straciłam dużo krwi i jestem głupia. Nie jestem głupia, to przez te ciemności. A on jeszcze pieprzy że Zwiadowca używa używa zmysłów a nie miecza, że to jest jego bronią. Akurat. Dhali zabił stwora mieczem. Widziałam. Nie zmysłami. Takie nauki to może sobie wsadzić tam gdzie jest ciemno jak w tych tunelach. Nie pójdziemy dalej. Przewodnicy mówią, że za Bramami Północy korytarze prowadzą przez naturalne jaskinie. Żyją tam potwory i straszne bestie. I Horrory. I Bladawce!
5 Veltom. Znowu w Wishon. Nie jest tu tak nudno. Już mogę sama chodzić. Barnaba opowiada ciekawe historie. A Dhali jest na mnie zły. Planował przejść przez te tunele z Bladawcami! Jest głupi, tam mogło nas coś zeżreć, jakiś Horror albo jeszcze gorszy Bladawiec. Dhali mówił, że po tym jak mnie dziabnął ten grolim, czy mogrim, stałam się adeptką. Że ten skurwesyny tylko atakują emanujących magią. I obiecał, że nie będzie już nigdy więcej mówił, żem dupa a nie Zwiadowczyni. Jest kochany i słodki. Ale nie dam mu dziennika do przeczytania. Nigdy!
Lia odłożyła pióro i dziennik. Ktoś zapukał do drzwi. “Panienka pozwoli, że będziemy kontynuowali lekcje?” - Barnaba nieśmiało wszedł do komnaty
19 Veltom 1509 TH, Throal, Włochaty Słoń
“A to kto?” - zdziwiła się Lia. Wypiła już trzecie piwo i była lekko wstawiona. Obok Dhalego siedział wielki ork. “To mój druh, Bgaka Cichy Tropiciel. Kiedyś był moim mentorem. Ale czasem jest tak, że na ścieżce legendy, wyprzedzisz swojego nauczyciela. Teraz ja będę go szkolił. I właśnie ustalamy cenę.” - odpowiedział Dhali. Lia czknęła - “Szkoda, że nie ma Gorta, on to się umie dopiero targować…” Dhali zrobił dziwną minę. “Gort też szkoli swoich uczniów z tego co wiem. A właśnie, jutro musimy się wybrać na Bazar, trzeba by coś kupić dla jego dzieciaków. Dzień nadania Imienia wkrótce…”