Tansiarda

Pierwsze grudniowe spotkanie. Tym razem bohaterów czeka konfrontacja z pracodawcą Jorge. I odwiedziny w nowym miejscu, krasnoludzkiej Tansiardzie.

Było późne popołudnie. Słoneczne niebo rozciągało się ponad zielonym pagórkami, wznoszącymi się na lewym brzegu rzeki. Oparci o burtę obserwowali postacie uwijające się między rzędami zielonych pnączy. Plantacje winorośli zajmowały prawie każdy południowy stok mijanych wzgórz. Marynarze Srebrnej łuski patrzyli jak na starym, therańskim trakcie roi się od małych wozów, wyładowanych wysoko koszami z granatowym, winnym gronem. Zaprzęgi zwykle ciągnęły huttawy i kuce, dookoła nich biegały małe, przysadziste postacie.

Z oddali widać było jasne mury Tansiardy. Miasto zuchwale zawłaszczyło prawy brzeg Węża, wchodząc murami w jego ciemne fale. Wysokie, ale pozbawione smukłości wieże, górowały nad niewielkim portem. Ramiona dźwigów i machin sięgały ponad pokłady throalskich barek, które w liczbie przekraczającej pół setki, cumowały na nadbrzeżnej płyciźnie. Niski stan wody pozwalał wpływać do portu jedynie barkom i lżejszym parowcom t’skrangów. Statki ze stępką i śmigłe shimoram musiały zadowolić się miejscem bliżej środka koryta rzeki. Zwrócili więc uwagę na zakotwiczony między innym statkami Szpon Kygrena.

Wężowa w tym miejscu miała prawie trzy ćwierci mili. Na drugim jej brzegu widać było zespół kamiennych budowli, zapewne throalska faktoria, skąd brał początek dobrze utrzymany i licznie uczęszczany, lądowy szlak do Wielkiego Targu.

Pożegnali się z załogą i kapitanem i ruszyli w ciżbę krasnoludów, jaka obsiadła portowe mola. Do późnych godzin nocnych trwał załadunek i wyładunek towarów, choć bramy miasta zamykano wraz ze zmrokiem. Idąc za Sivariusem podziwiali architektoniczny ład krasnoludzkiego miasta. Mury były zbudowane z wapiennych bloków o idealnie symetrycznych bokach. Wiele z nich miało ozdobione płaskorzeźbami fronty. Niestety droga do miejskiej bramy była wielce uciążliwa. Wokół tłoczył się rój krasnoludów wykonujących przeróżne prace. Część murów obsiedli kamieniarze, uczepieni ławeczek zawieszonych na linach z mozołem kończyli swoją pracę. Przed miejską bramą, ktorej żelazna kratownic groźne szczerzyła zęby, ustawiła się przeogromna kolejka do Biura Gościnności. Wydawano tam listy pobytowe, za opłatą 5 srebrników. List był ważny przez rok i jeden dzień i upoważniał do legalnego przebywania wewnątrz murów miasta. Karam i Dwirnach skierowali błagalne spojrzenia na Sivariusa. Mag z determinacją przedzierał się przez stłoczonych krasnoludów. Musiał się mocno pochylić wchodząc do Biura Gościnności. „Witajcie mistrzu Sivariusie” – zapatrzony w pieczętowaną kartę urzędnik powitał maga. „Już od tygodnia maestro Vunar dopytuje się o was! Mają problem przy południowej wieży, czeladnik Dessimus i nowicjusz Furabel nie nadążają z pomocą przy dźwiganiu bloków. A bez was nikt nie dopatrzy projektu nośnych belek poziomów wieży” Sivarius uśmiechnął się na wspomnienie Vunara. Ten tłusty zrzęda, swoją droga głowa cechu ciesielskiego, zawsze wynajduje mu jakieś zajęcia. Nie dość, że płaci podwójne składkowe i wykorzystuje swoją magię, to nie ma tygodnia spokoju od wizyt krasnoluda. Odkąd zaczął przewyższać kunsztem Longwista, Vunar traktuje go jak prawą rękę.

Gdy Sivarius wyszedł z Biura wraz z przyjaciółmi, ścigały ich gwizdy, pomruki wyzwiska czekających w kolejce. Czym prędzej weszli na główny trakt miasta i minęli strażników przy bramie. Główna droga była wyłożona płaskimi, kamiennymi płytami. Środek zajmował wydrążony kanał ściekowy, który niknął w ceramicznej cembrowinie tuż przy krawędzi murów. Domy krasnoludów nie były wysokie, choć każdy z nich miał co najmniej dwa piętra. Przypominały krępe, ścięte stożki. Ściany zwykle malowano na żywe kolory. Ciepły pomarańcz tonowano niebieskim freskiem. Bejcowane okiennice ozdabiały frontowe ściany domostw. Na ulicy panował wielki ruch. Pod ścianami co jakiś czas mijali wystawione stoliczki jadłodajni i gospód. Zatrzymali się przy jednej z nich. U Stanthosa Sivarius jadał najczęściej. Spędzili więc dwie godziny zajadając się apetyczną jagnięciną i panierowaną kiełbasą z osła.

Poruszyli wiele tematów. Karamowi jednak doskwierała wizja ubóstwa. Martwił się o swą wybrankę i dziecko, które miała mu urodzić. Najbardziej oczywistą rzeczą, jaka przyszła do głowy Łowcy Horrorów, było zdobyć majątek plądrując jakiś spustoszony przez Horrora kaer, przy okazji unicestwiając bestię. Tyle, że trudno natknąć się przypadkiem na kaer, o którym nikt wcześniej nie wiedział, bądź nie próbował zdobyć jego bogactw. Porzucił jadło i skupił swój umysł na zasobach wiedzy, które tkwiły głęboko w nim. Przez chwile pogrążył się w medytacji…Świat na zewnątrz utonął w ciszy i mroku. Przed nim z szelestem wertowała się ogromna księga. Wiatr wzbudzony śmigającymi kartkami przewalał kłęby złocistego kurzu. Arrakal, starożytna stolica Ustrektu. Cytadela zniszczona przez kryształowego Horrora…Karam w myślach wertował kolejne karty niedokończonego dzieła krasnoluda Jabru: „Atlas Odkrytych Kaerów”. Lanhord Deere i Frohn w Tylonach, Dunholden w Górach Kaukawskich, Kaer Orinthall zniszczony przez Skazę, Ar Dham, i mnóstwo kaerów na Złoziemiu, straszliwy Mesa’loc w Zatrutym Lesie, słynny Jalendale, kaer Daralon i wiele innych na Pustkowiach.
Gdy wracał do rzeczywistości, umysł miał już wypełniony wiedzą.

Wieczór spędzili u przyjaciela, podziwiając jego domostwo. Sivarius nie byłby sobą, gdyby nie pochwalił się warsztatem, mechanicznym trakiem ściągniętym z Throalu i zapleczem wartym wiele setek srebra. Nie zabierał jednak gości na górę, gdzie miał swój pokój do badań alchemicznych i przebogatą bibliotekę. Dwirnach nie mógł się nadziwić, dlaczego Czarodziej nie ma schodów w domu, lecz magowi wystarczało proste zaklęcie lewitacji, by się wznieść na piętro. Gdy nastał zmrok postanowili odszukać kupca Jorge. Nie było to szczególnie trudne, gdyż znaczący handlarze zazwyczaj nocowali w Domu Gościnnym Gildii Kupców.

Dom Gildii ulokowany był w pobliżu miejskich murów i bramy zachodniej. Długi kamienny budynek, nocą rozświetlały iluminacje. Cały parter wypełniony był po brzegi Dawcami Imion. W Domu Gościnnym nocowali bogaci kupcy ze swoją świtą. Było to chyba jedyne miejsce w Tansiardzie, gdzie krasnoludy nie stanowiły większości. Gdy spytali o kupca Jorge z Urupy, pucułowaty lokaj zaprowadził ich szerokimi schodami na piętro. Dwirnach przez ubranie dotknął szkatułki z Maską, którą miał ukrytą pod koszulą. Znaleźli się w długim pomieszczeniu, wyłożonym grubym dywanem, który doskonale tłumił odgłosy kroków. Panowała tu cisza. Boczne komnaty oddzielone były od sali grubymi kotarami. Gdy Karam ostrożnie zajrzał w astralną przestrzeń, dostrzegł, że zarówno dywan, kotary i sufit pomieszczenia, wzbogacone są magią ochronną.

Jorge wybiegł im na przeciw i wylewnie przywitał. Zaprowadził potem do bocznej komnaty, gdzie na wygodnej skórzanej sofie siedziała nieznajoma krasnoludka, z utrefionymi, barwionymi na ciemną zieleń włosami. Towarzyszył jej młody i przystojny krasnolud. Po przeciwnej stronie dębowego stołu, siedziała Kela Vorga. Najwidoczniej Jorge zabrał ją jako honorową eskortę, a kapitan Feskel nie miał nic przeciwko. Kupiec przedstawił krasnoludkę, jako zwierzchniczkę Królewskiej Gildii Archiwistów, Solirę Zieloną ze szlachetnego Domu Elcomi. Karam i Dwirnach oszczędnie opowiedzieli co się wydarzyło i wymienili uprzejmości z kobietą. Za dwa dni mieli się zjawić inni wysłannicy z Throalu, by zbadać autentyczność Maski. Pożegnali wkrótce Solirę i zeszli na dół, by napić się wina z kupcem.

Wtedy to Dwirnach rozpoczął targi z Jorgem. Nie podobało mu się traktowanie ich przez kupca. Czuł się podwójnie obrażony oskarżeniami rozżalonego krasnoluda. Jorge jednak nie stawiał wielkiego oporu. Podniecony finalizacją interesu z dworem królewskim, nie dość, że zgodził się publicznie przeprosić adeptów, to lekką ręką dorzucił im 100 sztuk złota, tytułem rekompensaty. Jorge opowiedział im jak dostał się w posiadanie Maski. Jak adepci z grupy Gońców Wiatru współpracowali z nim przez długi okres i jak wyprawiali się do ruin kaerów starej Skawii. Ponoć tam odnaleźli Maskę. Jorge odkupił ją od nich za niebotyczną sumę 150 tys srebrników. Ale zabezpieczył kwotę listami bankowymi Throalskiej Skarbnicy. Adepci dostaną swe pieniądze tylko wtedy, gdy posłowie z Throalu potwierdzą autentyczność Maski Oltiona i wydadzą polecenie królewskim podskarbim, by realizowali weksle. Wspólnie zastanawiali się, kto mógłby wiedzieć o Masce i kontaktach Jorgego z Throalem. Ciekawą rzeczą był fakt, że zabezpieczaniem szkatułki, w której przechowywano przedmiot, zajął się Seosamh z Urupy, znany im mistrz żywiołów. Ale jego nie podejrzewali.

Noc spędzili w Domu Cechowym raczej ze względów bezpieczeństwa. Wysłali tylko gońca do Sivariusa, by ten na próżno na nich nie czekał. Odwiedzili go zaś rankiem dnia następnego. Czarodziej był trochę zajęty ogarnięciem swoich spraw, ale resztę przedpołudnia spędził z przyjaciółmi. Dwirnach oficjalnie zaprosił go na turniej do Urupy. Żywił nadzieję, że będzie to jedno z większych wydarzeń w ciągu ostatnich lat…

Popołudnie spędzili na Szponie Kygrena. Nazajutrz wieczorem spotkali się w Domu Cechowym z gośćmi przybyłymi z Throalu. Solirze tym razem towarzyszył wielki troll, noszący kryształową zbroję i przepiękny miecz z żywego kryształu. Był to Urdon Kryształowy Młot, Zbrojmistrz i starszy Kuźni Urdona z Throalu. Starszy krasnolud w szarozielonym stroju został przedstawiony jako Ogothan Elcomi honorowy dowódca Korpusu Badawczego Jego Królewskiej Mości. Ostatnią osobą w szacownym gronie był wietrzniak W'ril Czarodziej z Throalu, doradca Ajmara Wspaniałego nadwornego Czarodzieja Varulusa III.

Gdy wyciągnęli niewielką szkatułkę, a Jorge zdjął ochronne zaklęcie, głowy wszystkich pochyliły się nad rozłożoną na materiale Maską. Miała odcień głębokiego granatu, wokół otworów na oczy i usta widniały błękitne wzory. Maska robiła zadziwiające wrażenie.W'ril przyglądał się jej uważnie. Każdy z throalskich wysłanników miał własną teorię, lecz zgodnie twierdzili, że to autentyczny wyrób maga Oltiona. Czarodziej dopytywał się, czy przypadkiem nie natknęli się na ślad czarnoskórego obsydianina o imieniu Ja Kae-Rik. Ponoć był on jednym z legendarnych strażników dziedzictwa obsydian. Wedle opowieści interesował się bardzo przedmiotami zostawionymi przez maga Oltiona…

25 dnia Riag opuścili Tansiardę. Pożegnał ich Sivarius, obdarowując eliksirami zdrowienia i przyrzekając zjawić się na turniej. Szpon Kygrena wypłynął o świcie. Pogoda była wspaniała, a prąd rzeki sprzyjał wioślarzom. Dwa dni później przybili do portu w Denlikiyan. Zabierali stamtąd kupca Theobalda. Dwirnach ucieszył się, kiedy na pokład wkroczyła Jellena, zdążył polubić tę adeptkę przez krótki czas podróży do Domu Trzcin. Dziewczyna nie próżnował i od razu poprosiła go o Rytuał Awansu. Po chwili wahania, krasnolud przyjął ją na uczennice. Przez całą podróż powrotną uczył ją z cierpliwością arkan IV Kręgu. Najtrudniej mu szło z wyjaśnieniem idei Tkania Wątków. Ale kobieta okazała się pojętna i nadzwyczaj utalentowana.

Po drodze zatrzymali się na jeziorze Ban. Zabrali Likarda i Tizkarę, a Dwirnach odwiedził Długi Gaj Almarra, by odebrać list od Jorkawa. Otrzymał zapieczętowany zwój od Metheny. Na lakowej pieczęci widniał symbol urupańskich głosicieli Thystoniusa. Siedząc na promie, Dwirnach wczytywał się w staranne, throalskie glify, pisane ręką Jorkawa. Troll słyszał o R'llecie i cenił opinię innych o tym t'skrangowym Trubadurze V'strimonów. Cena 2 tysięcy srebra była wysoka, ale głosiciel widział go dwa lata temu na scenie Aulcrofta i szczególnie przypadł mu do gustu spór z Fellidrą Jer, jaki t'skrang toczył wówczas. Dwirnach znał wielką niechęć Jorkawa do tej radnej z Zennice, zwłaszcza, że postawiła swoje veto, gdy głosiciel chciał wykorzystać amfiteatr do celów godnych Thystoniusa.

Dalej troll pisał z zaskoczeniem, o skromnych przewidywaniach Dwirnacha. Do tej pory przysłało swoje zgłoszenia uczestnictwa blisko 120 Dawców Imion. I napomniał krasnoluda, że sama załoga urupańskiego garnizownu liczy sobie ponad 2000 zbrojnych, z których prawie setka to wybrani przez magię adepci. Co do miejsca, gdzie turniej miałby się odbyć, Jorkaw mocno się wahał. Jego zdaniem najlepszy byłby do tego Amfiteatr Aulcrofta. A finał walk w powietrzu uznał za wyśmienity pomysł. Rozmówił się z synem i kapitanami drakkarów i wymienił w liście kwotę 700 sztuk srebra. Ze swej strony, głosiciele w Urupie mogli zapewnić fundusze przekraczające 6 tysięcy sztuk srebra, choć koszt turnieju stary troll ocenił na blisko 13 tysięcy.

Ubolewał tylko nad nikłym zainteresowaniem rajców. Rada miasta ostrożnie podchodzi do świętowania w ten sposób. Mimo, że głową rady jest stary Othadon, to przemożny wpływ ma jednak Fellidra Jer i większość jest zdania, że to tylko strata pieniędzy mieszkańców i zagrożenie dla bezpieczeństwa i ładu. To, oraz fakt, że odległy Travar co roku organizuje Wielką Grę, miało poważny wpływ na zgłaszających się Dawców Imion. Przemożna większość pochodzi z Urupy i okolic. Ale Jorkaw tym się nie troskał. Wyżebrał u Othadona 3 tysiące sztuk srebra. Rada miasta nie zgodziła się, by turniej odbywał się w okolicy Amfiteatru. Nie pozwolili również go urządzać w pobliżu świątyń i Ogrodów. Jorkaw zżymał się w liście, że najpewniej wyprowadzi całość poza mury miasta. Nieco był zaskoczony prośbą Dwirnacha o wycenę broni, ale odpisał, że załatwi to do jego powrotu.

Z takimi wieściami, krasnolud wrócił na Szpon Kygrena i podzielił się nimi z przyjaciółmi. Likard przyobiecał zająć się kwestią wzbogacenia oprawy turnieju o iluzje. Jak tylko wrócą do Urupy popędzi do Nehem do mistrza Kolarata i zwróci się do niego z prośbą. Podczas podróży krasnolud nadal szkolił Jellenę. Karam z Tizkarą zaś snuli plany na przyszłość, czym zajmą się jak wrócą do miasta. Czwartego dnia Teayu, Dwirnach w towarzystwie Keli i Mohrisa przeprowadził Rytuał Awansu dla dziewczyny. Dzień był o tyleż wyjątkowy, że posłyszeli niesamowitą wieść z ust marynarzy przepływających na Wyspę Trzcin. Bohaterka V'strimonów Jedaiyen Westhrall, córka słynnego kapitana Westhralla, porzuciła Dom Trzcin i na pokładzie Żądzy Astendar stanęła na czele obudzonego Domu T'kambras. Pojawienie się tego Domu na Tylonie było szokiem dla K'tenshinów i piratów podszywających się pod T'kambrian. Ponoć wzbudziło to tak wielkie zamieszanie, że Tylon wrze od pocisków z ognistych dział… T'skrangi były mocno podekscytowane tym wydarzeniem, choć na kapitanie Feskelu, nie zrobiło ono jakiegoś specjalnego wrażenia.

5 dnia Teayu wpłynęli ujściem Wiji do portu w Urupie.

kampania/tansiarda.txt · ostatnio zmienione: 2012/06/12 15:49 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG