Końcówka miesiąca powitała osadę deszczową pogodą. Nikt z własnej woli nie wychodził chętnie z grot, no chyba, że był to Dwirnach. Wspierając się na swym toporze, przechadzał się po moście i murze nad bramą wiodącą do osady.
Każdy z adeptów pogrążony był w swoich zajęciach. Bern wraz z Sivariusem już od rana rozważali wszelkie możliwości wydobycia skrzyni z dna. Bardzo ich zastanawiało to rzekł Corby o orkowym pochodzeniu skrzyni i jej wieku. Brali pod uwagę taką możliwość, że skrzynia i jej tajemnicza zawartość nie muszą koniecznie być w tym samym wieku. Zdecydowali się powtórzyć badanie. Tym razem pod wodę zszedł czarodziej. Sivarius próbował przejrzeć magię skrzyni, lecz była zbyt potężna do sforsowania. Zapamiętał jedynie znaki uwiecznione na żelaznych okuciach, by móc potem je skopiować i zbadać dokładniej ich naturę. Wspólnie z Bernem stwiedzili, że w tworzeniu skrzyni pracowali wspólnie: mistrz żywiołów, czarodziej, ksenomanta i zbrojmistrz. Jednak wcześniej nastapiło wydarzenie, które ostudziło nieco zapały obu adeptów.
Pirk (która dość zasadniczo poróżniła się z Dwirnachem) swym astralnym wzrokiem próbowała przejrzeć magię skrzyni, co skończyło się dla niej w dość przykry sposób. Nie chciała później zdradzić czy dostrzegła co konkretnie kryje skrzynia, skwitowała wszelkie pytania stwierdzeniem, że wnętrze skrzyni nosi ślady splugawienia.
W takiej sytuacji Bern wolał odstąpić od badań skrzyni, informując o tym starszych mistrzów żywiołów. Ku jego zaniepokojeniu, wiekowy Kabal zapadł na zdrowiu i nie wyglądał najlepiej.
Pirk coraz bardziej dobitnie okazywała swą niechęć Delvenie. Sivarius przypuszczał iż wietrzniaczka w jakiś niepojęty sposób jest zazdrosna o łucznika, ale zawsze z ostrożnością podchodził do małej złodziejki, wiedząc, jak potrafi być ona bezwzględna i jak mistrzowsko wykorzystuje swą urodę, niewinny wygląd i niewielką posturę.
Sivarius coraz bardziej był zafascynowany Kerillą. Elfia czarodziejka nie tylko przyciągała go swą urodą, lecz posiadała pewien wewnętrzny magnetyzm, którego tak brak ludzkim kobietom. Poza tym dla młodego adepta była cudownym zjawiskiem, potwierdzeniem mocy pasji, które pozwalają na spontaniczne inicjacje adeptów w zamkniętych enklawach.
Dwirnach bił się z myślami, przegrał pojednyek ze swą gwałtowną naturą, kiedy uderzył Pirk. Był wściekły na siebie i cały świat dookoła. Szczęściem Bern, którego umysł nie był zajęty już problemem skrzyni, postanowił pogodzić oboje adeptów związanych przecież przysięgą krwi. Udało mu się to, ale chyba tylko dlatego, że Pirk tak naprawdę nie chowała w sercu urazy do gwałtownego krasnoluda.
Wydarzenia z 26 dnia Charassa zburzyły spokój osady. Kiedy wczesnym popołudniem nad taflę jeziora zaczęły wyskakiwać ryby, nikt nie podejrzewał co mogło się stać. Wokół głowy jednego z adeptów zaczął gwałtownie krążyć niewielki ptaszek. Usilnie starał się zwrócić uwagę Dawców na siebie i skłonić ich do pójścia za sobą. Dwirnach od razu skojarzył zaniepokojenie zwierząt z nieobecnością Kelandera.
Czwórka adeptów biegiem ruszyła za skrzydlatym przewodnikiem. Dwirnach pierwszy, mimo krótkich nóg był najszybszy spośród przyjaciół, nad jego głową leciała Pirk, a Bern z zasapanym Sivariusem usiłowali nie stracić wojownika z oczu. Nie ubiegli nawet półtorej mili, kiedy w podgórskim zagajniku wpadli na zmasakrowane zwłoki Kelandera i ślady walki pozostawione przez wielką istotę.
Nie mieli jednak wiele czasu, by badać okolicę. Nad ich głowami zawisła ogromna istota, przypominająca potężnego lwa z szeroko rozpiętymi skrzydłami nietoperza. Ku przerażeniu adeptów, lew ten miał ludzką twarz. Potwór krążył chwilę nad nimi i zanim zdążyli zareagować skierował swą magię na Berna, pogrążając go w bólu i paraliżując jego członki. Adepci nie mieli żadnej broni, którą mogliby zagrozić szybującemu stworzeniu. Nawet magia Sivariusa nie była w stanie mu zaszkodzić.
Pirk ukrywszy się wśród drzew nakłaniała pozostałych do ucieczki, tym bardziej, że sparaliżowany Bern osuwał się już nieprzytomny na ziemię. Dwirnach porwał młodego maga w ramiona i popędził z nim na złamanie karku do osady. Czarodziej i wietrzniaczka uczynili czym prędzej to samo, oglądając się co chwila przez ramię, czy mantikora (tak Pirk nazwała potwora) nie podąża za nimi. Niestety, gdy przekraczali bramę osady Bern był już martwy.
Dwirnach ze ściśniętym gardłem zaniósł młodego krasnoluda do komnaty rodziców, cały klan Huranów i wszyscy adepci stłoczyli się w niewielkim pokoju, wokół martwego Berna. Nikt w osadzie nie posiadał magicznego Eliksiru Ostatniej Szansy, który być może mógłby przywrócić życie Bernowi. Wtedy spojrzenie Sivariusa padło na Pirk.. Owszem, wietrzniacka złodziejka była skłonna odstąpić eliksir, bez zmieszania zażądała w zamian za to skarbu ukrytego w skrzyni spoczywającej na dnie jeziora…. Nikt nie mógłby jej tego odmówić w takiej chwili. Nim świecący błękitem płyn zdążył wyschnąć na zimnej skórze Berna, jego żebra poruszyły się, wydzierając westchnienie ulgi z piersi najbliżyszch.
Kilka najbliższych dni Bern spędził w łóżku, dochodząc do zdrowia i obiecując sobie unikać wszelkich przygód przynajmniej w najbliższym miesiącu.
Sivarius z Kerillą przez najbliższe dni badali astralne otoczenie wioski i natrafili na niepokojące ślady, pozostawione w nieokreślonym czasie przez jakiegoś horrora. Dwirnach i Yasuni zbadali okolicę, ale nie napotkali na ślady innej mantikory, widzieli tylko kilka gryfów i stado górskich kozic. Natomiast Dajner, Corby, Sorth i Delvena spróbowali przegonić potwora z miejsca, o którym opowiadała Pirk. Poranili nieco mantikorę, ale nie udało im się jej pokonać.