02 marca (Charassa) 1507 TH
Gort zamyślił się, opierając cieżką nieco głowę na dłoniach. Miód szedł mocno do głowy. Przestał słuchać Anzelma. Jak przez mgłę, przyglądał się małej, czerwonej od płaczu twarzyczce małego Sabadora. Synek Anzelma i Nekady kończył czwarty miesiąc i rósł jak na drożdżach. „Ah, zapomniałbym” - mruknął Wojownik wstając od stołu. Wyciągnał z sakwy drewnianą grzechotkę wypełnioną suchym grochem. „Na odchodne, dla Sabadora” - rzucił zmieszany. Drobna zabawka niknęła w olbrzymich dłoniach krasnoluda. „A dla was moi kochani, błogosławieństwo Garlen i upartego wojownika z Throalu” - uśmiechnął się pod nosem, ściskając wąską talię Nekady i miażdżąc dłoń Anzelma. „Pewnie niedługo Dhali, Arket i Kiro tu zawitają, bądźcie dobrej myśli. Ja muszę się już położyć, przed świtem wyruszam z karawaną Jusifa Fahraga do Ardanyan, a potem do domu. Bądźcie zdrowi”.
06 marca (Charassa) 1507 TH
Wreszcie mogli rozprostować kości i nacieszyć się chłodnym powietrzem górskiego Mathol. Kiro walczył z silnymi podmuchami wiatru, jednak musiał dać upust swojej energii i pozbyć się wrażenia klaustrofobicznego piekarnika, jakim były kajuty przemytniczej barki, która przewiozła ich nad Morzem Śmierci. Dwa dni spędził zupełnie odcięty od świata, pogrążony w medytacji i śnie, byle tylko szybciej przetrwać czas przelotu.
Arket źle zniósł lot. Upłynęły dwa tygodnie od wydarzeń w Vivane a jemu wciąż dokuczała rana w plecach od therańskiego sztylety. „To co?” - rzucił Kiro z wysoka, szczerząc zęby w głupawym uśmiechu - „Biegusiem do Sethilla”? Dhali bezradnie rozłożył ręce - „Skoro tak bardzo zaschło ci w gardle…”
Dzień później, po solidnie przespanej nocy w karczmie „U Sethilla”, Zwiadowca udał się do Biblioteki Miejskiej. Arket w tym czasie robił niezbędne zakupy na targowisku, a Kiro zasiadał właśnie do stołu z mistrzem Veriviusem z Mathol, by ubić całkiem niezły, magiczny interesik.
Dhalemu zależało na wyszukaniu jakiejś ciekawej mapy, którą mógłby skopiować i nieźle zarobić przy okazji. Wysupłał ćwierć setki srebra i spędził cały dzień przeglądając manuskrypty i zwoje. Wczesnym wieczorem natrafił w końcu na ciekawostkę. Stara mapa przedstawiała szlak wiodący granią Smoczego Grzbietu, aż do doliny i źródeł rzeki Iontos, nim ta osiąga Złoziemia. Mapa zawierała wiele, trudnych do identyfikacji znaków, Dhali był pewien, że część z nich, wraz ze staro-krasnoludzkim opisem, to zaznaczone miejsca kaerów ukrytych w dolinach Gór Smoczych. Dopłacił 50 srebrników poirytowanemu bibliotekarzowi, który chciał wreszcie pójść na kolację i zabrał się za kopiowanie mapy..
Wracał już o zmroku. Jego kompani dosiedli się „U Sethilla” do wesołej kompanii travarskich żeglarzy, którzy raczyli ich opowieściami z ostatnich dni. Postanowili przed pójściem spać, że rano wyruszają do Trosk. Dhali spojrzał jeszcze na niewielki pakunek na skrzyni przy łóżku. Kupił bratu całkiem interesujące snycerskie narzędzia. Zestaw 30 dłutek i elegancki knypel z mahoniu na pewno przypadną do gustu Finwisowi.
14 marca (Charassa) 1507 TH
Siwowłosy Sathi przywitał ich wylewnie i z radością. W końcu byli bohaterami osady. Kindall z Weramą i Sidhal ze swoją rodziną, koniecznie chcieli ich gościć. Musieli spędzić kilka dni w Butare, nim z każdym porozmawiali, z każdym pojedli i popili, nim wyściskali wszystkie dzieciaki. Dzieci, które narodziły się owego dnia, gdy pokonali Horrora, niedługo będą miała 2 miesiące. Arket był dumny, że maleńki synek Urhy i Dhara nosi jego imię.
Noc przed opuszczeniem Mglistych Bagien i Butare, siedzieli przy ognisku i wspominali nie tak dawne przecież wydarzenia. „Jakby to się działo lata temu” - szeptał Dhali, właściwie to sam do siebie. „Ciekawe, gdzie teraz jest Gort, i co się dzieje u moich bliskich..”
18 marca (Charassa) 1507 TH
Wojownik ukradkiem starł łzę, która pojawiła się w kącie oka. Potężne łuki wykute w skale przez jego przodków, skrzyły się złociście we wschodnim słońcu. Za dwie godziny, ta część Wielkiego Targu schroni się w głębokim cieniu rzucanym przez wysokie skały obejmujące miasteczko niczym matka swoje dziecko. Gort przystanął na chwilę, mijany kolorowym tłumem krasnoludów wchodzących do podziemnego królestwa i wychodzących z niego. Oparł się plecami o ścianę. „Wszystko w porządku panie?” - brodaty strażnik, w srebrnym napiersniku podszedł do niego. „Słabo wyglądacie, a worki pod oczami świadczą o ewidentnym braku snu, albo tasiemcu… Ja bym nie ryzykował. Zaraz za Królewskim Bazarem, jak wejdziecie w Korytarze Bazraty, jest Olzim Garlen. Polecam.” Gort się odkłonił. „Heh, zapomniałem już jak moi ziomkowie potrafią być bezpośredni. To znak, że zbyt długo nie było mnie w Throalu”. Żwawym krokiem przemierzał olbrzymi Bazar, kierując się w rodzinne Korytarze Bazrata. Cztery godziny marszu i zapuka do wrót domu…
To była bardzo długa noc. W zasadzie słyszał już tupot setek nóg obutych w modne, throalskie kamasze, kozaki, trzewiki i sandały. „Pracowity poranek” - westchnął. Gardło go bolało i miał spękane usta od nieustannego oblizywania. Mimo listów, które słał z Farram i tak musiał wszystko dokładnie opowiedzieć. Ojciec przyniósł mu rzeźbioną fajkę „To prezent, od Tharra Mocarnej Pieści, dla ciebie synu.” - Drisam zawiesił głos. „Opłakaliśmy już Orrica… pod koniec roku, Tharr odwiedził nas. Przyniósł listy, a potem wpadał kilka razy. Z tego co wiem, gości u swoich Chaozun, ale wiesz jak on lubi dworskie życie. A i jeszcze coś…” - ojciec spojrzał przenikliwie na Gorta. „Tharr coś wspominał, że jego córka Esprezia,kończy 19 lat przed Świętem Ziemi”. Gort zbył uwagę milczeniem.
Usiłował zasnąć, ale głowę wypełniały mu już tysiące myśli. Czuł ulgę, że Belori pogodziła się ze stratą Ikatorna i zaczęła mysleć o swojej przyszłości. Inne dziewczyny w jej wieku mogły się pochwalić gromadką potomstwa, Belori jednak wybrała inne życie. Myślał o słowach ojca. „Jestem teraz spadkobiercą. Oczywiście, długie lata jeszcze upłyną nim Drisam będzie na tyle zmęczony życiem by wycofać się z pracy na rzecz klanu Mefrahów. Ale byłoby dobrze, gdybym wówczas miał już dwójkę synów” - rozważał. „Skupmy się na działaniach i tym co najważniejsze. Dla mnie i mojej Ściezki. Najpierw mentor i Rytuał Awansu. Potem wizyta u Tharra, w końcu trzeba się szanować i złożyć ukłony za prezent. Hmm… Ezprezia.” - westchnął. Jego myśli szybko poszybowały za łańcuchem skojarzeń. „Zendes… tajemnicza Zendes Sarafica. Pora chyba odłożyć topory na ścianę i oszlifować moje dworskie obycie. Wkręciłbym się na jakiś bal, żeby móc ją zobaczyć. Może siostra podeśle mi dobrego nauczyciela, ot choćby ten jej absztyfikant Abgar Mizum. Wygadany Czarodziej… Hmm…A może najpierw zjem śniadanie,co?”.
20 marca (Charassa) 1507 TH
Dopiero późnym wieczorem dotarli do Trosk. Z daleka widzieli już ogromne filary, otaczające osadę niczym pałąki odwróconego kosza. Od północy zmierzała ku nim ciemnogranatowa chmura. Burza schodziła z Lśniących Szczytów, przyspieszyli więc kroku.
Trosk nic się nie zmieniło. Skierowali swe kroki, omijając Gaj Jaspree, prosto do Wędrownego Quilla. Nim weszli na schody, ocienione szerokim, drewnianym dachem, pierwsze krople zaczęły bębnić o pokrytą kurzem ulicę. W środku nie było wielu gości. Ciemnowłosa Alaba, szybko do nich podeszła. „Znajomo wyglądacie, czy nie widzieliśmy się niedawno? Coś wam podać do jedzenia?” - wysokim głosem zapytała elfka. Dhali nie mógł oderwać oczu. „Tak, coś konkretnego i dużo, bo od śniadania nic nie jedliśmy” - wtrącił Arket.„Thalia jest może?” - zapytał Zwiadowca, „miałbym do niej sprawę…”
####
Dhali syczał z bólu, gdy Nabar Pewne Ramię i towarzyszący mu Ksenomanta, wyciągali mu kościste implanty spod skóry dłoni. Krwawił obficie, ale Zbrojmistrz przemył mu rany odwarem. „Jutro będzie tylko opuchnlizna, a za trzy cztery dni, będziesz mógł walczyć na pięści” - usmiechnał się. „A skoro mówimy o przyszłości” - wtrącił się Ksenomanta - „to proszę bardzo, zgodnie z naszą umową, Amulet Karmiczny. Odkupię te kościane szpile za pół ceny, jak utargowaliśmy. I tak trzeba nad nimi popracować, żeby napełnić magią. To jak, 77 sztuk złota?”. Dhali westchnął.
„A co to za szpargały?” dziwił się Arket, widząc jak Zwiadowca usiłuje wcisnąć do tuby z mapami kolejne zwoje. „Nic takiego. Pieśni Głosicieli, dla mojej matki, bo co?” - zapytał zaczepnie. „Ej, zamknijcie się! Porządny wietrzniak chciałby się w końcu wyspać w normalnych warunkach” - uciszył ich Kiro.
22 marca (Charassa) 1507 TH
Gdy opuszczali parowiec Mallicona, cumujący w dokach Farram, czuli sie prawie jak w domu. Niewielka zatoczka jak zwykle wręcz puchła od wyniosłych shimoram. Dhali tym razem naliczył 8 barwnie lakierowanych kadłubów. Kominy dawno już wystygły, a jaszczuroludzie krzątali się sprzątając pokłady. Mimo przedwieczornej pory, było piekielnie gorąco.
Jak zwykle powitał ich mdlący smród rozkładających się ryb z targowiska. Czym prędzej zanurzyli się w rozgrzane uliczki, zmierzając w stronę placu. Łeb Jaszczura tym razem wydał im się najbardziej luksusowym miejscem w Barsawii.
Anost Doriel w ogóle się nie zmienił. No może przybyło mu kilkanaście centymetrów długich włosów, które jak zwykle wiązał w wysoki kok. Elf, przywitał ich z zaciekawieniem. „ Oj, a gdzie zgubiliście throalskiego kompana? Mam nadzieję, że żyje” - zapytał z troską w głosie. Przysiedli się do kontuaru, a Kiro zaczął opowiadać o wydarzeniach z ostatnich miesięcy, pomijając co bardziej delikatne fakty. Elf postawił im kolejkę chłodzonego wina z granatów. „Wiecie, że Hebro Thull był tutaj kilka dni temu? Gdybyście się pospieszyli nieco, byłoby całkiem miłe spotkanie przyjaciół. Nie wybieracie się może do Hewdor?” - żartobliwie uniósł brew. „Zdecydowanie nie, choć tęskno trochę i miło byłoby zobaczyć starych druhów. Do domu się spieszymy tym razem. Jutro tylko skromne zakupy i wskakujemy na łodź. Mam nadzieję, że moja noga nie zejdzie z pokładu aż do Wyspy Trzcin” - rozmarzył się Dhali.
Nie wyruszyli od razu. Spędzili w Farram dwa dni. Dhali kupił anyzową nalewkę bratu, woreczek kawy dla ojca i jedwabny materiał dla Nekady. Kiro też porobił kilka drobnych zakupów, kierując się przypadkiem i kaprysem, z czego Dhali miał niezły ubaw. Kolejny tydzień spędzili na pokładach t'skrangowych parowców.
24 marca (Charassa) 1507 TH
Siedzieli w zacisznym ogrodzie, na jednej z kamiennych platform podziemnego królestwa. Na dolnym korytarzu, pod nimi, przelewał się kolorowy tłum krasnoludów, pędzących o tej porze na codzienne mado'yeh, które spędzą za granitowym stołem, w otoczeniu rodziny, sycąc burczące żołądki. Gort milczał, leniwie paląc fajkę. „Cieszę się, że z niej korzystasz” - przerwał ciszę Tharr. „Podoba mi się. Poza tym wzbudza we mnie wspomnienia” - uśmiechnął się młodszy z Wojowników. Wsłuchiwali się chwilę w szmer wody, która kaskadami spływała z fontanny - jadeitowej stelli rozświetlonej żyłami żywego kryształu - wprost do niewielkiego basenu, w którym pływały pomarańczowe rybki. „Spotkałem się ze Starszym Informatorem.” - przerwał ciszę Tharr.„Dałem mu kilka tygodni temu figurkę smoka, którą znaleźliście w tej plugawej świątynie i amulet, należący jak mniemam do Tyrlaana. Czeka nas wyprawa, mój drogi” - siwowłosy krasnolud uśmiechnął się tajemniczo. „I to połączona z niezłą wspinaczką.” „Nie mam nic przeciwko, wędrówka z tobą zawsze obfituje w przygody” - wypalił Gort bez wahania. „Plan jest taki” - kontynuował Tharr - „Generał Ambasador Tramon ma na swych usługach pewną kobietę, imieniem Markik. Wojowniczka z powołania, gdybyś chciał zapytać. Jest doradczynią w …hmm…smoczych kwestiach, tak to ujmijmy. Ostatniego dnia miesiąca, udajemy się na wspinaczkę na Górę Oparów, złożyć wizytę Lodoskrzydłemu. Pamiętaj o stosownym prezencie dla Smoka. Markik będzie naszą przewodniczką, inaczej duchy żywiołów strąciłyby nas w przepaść w połowie drogi. Trochę nam to zajmie. Poza uszanowaniami dla naszego, smoczego Sojusznika, oczywiście zwrócimy mu figurkę, która jest jego własnością. Nie wahaj się opowiedzieć Lodoskrzydłemu osobiście całej historii, ze szczegółami, rzecz jasna. Pójdzie z nami kapitan Valaria Gortje Chaozun z mojego Domu, i kapitan Bjoren Czerwona Ręka, z Domu Byrillah, z klanu Fragard. Jutro zaczynasz u mnie nauki, razem z nim. A Markik będzie prowadziła rytualną walkę by sprawdzić, czy krąg VI jest dla was właściwy. Jasne, że przed Lodoskrzydłym, to będzie mój prezent dla Niego” - uśmiechnął się stary Wojownik.
28 marca(Charassa) 1507 TH
Kiro obudził około południa z potężnym bólem głowy. Gościna Jeeboo i jego klanu jak zwykle zakończyła się biesiadą do białego rana. Resztę dnia spędził zwinięty w kłębek w plecaku Arketa, od czasu do czasu prosząc przyjaciela o chwilę przerwy, na ulżenie żołądkowi, pełnemu Keesris.
Zresztą do wieczora szwędali się po wyplecionych z sitowia ulicach pływającej wyspy, czekając na Dhalego. Zwiadowca wrcił późnym wieczorem. „Wskórałeś coś u tych obłudnych V'strimonów?” - zagadnął go Arket. „I tak i nie. Wyprosiłem u strażników Kolegium Pnączy dostęp do biblioteki i nie zdawałem sobie sprawy, że to bardziej biurokratyczne monstrum niż w Throalu. Ale wydatek 30 srebrników się opłacił. Znalazłem dzięki uprzejmości jednego z bibliotekarzy, zapiski Korbena Cienistego Ognia, adepta Powietrznego Zwiadowcy. Skopiowałem je, choć to w zasadzie dziennik wyprawy. Opisuje miejsce na Mglistych Bagnach, które moim zdaniem mogłoby być Zamkiem Zabójców…” - zawiesił głos. „Niestety, nie ma tam żadnej mapy, ani choćby szkicu. Ale jeśli coś więcej znajdę w tym temacie, to kto wie?”. Arket kpiąco popatrzył na towarzysza - „Naprawdę, nie wiem po co ci to… Tyle zła krąży po świecie, w każdej wiosce może być naznaczony sługa Horrorów, a ty gonisz gdzieś jakaś wielką ideę schwytania za jaja Plugawą Dłoń…” „Gort by to pochwalił…” - uciął obrażony Dhali.
01 kwietnia (Rua) 1597 TH
„I był tu cały i zdrowy!?” - emocjonował się Dhali, gdy Nekada opowiadała mu o wizycie Gorta. „Nawet nie wiesz, jak się cieszę, moja kochana!” - zrobił teatralną pauzę, po czym zaczął podrzucać pod sufit rozchichotanego Sabadora, ku przerażeniu swojej siostry. Nim ta zaczęła go strofować, oddał półrocznego chłopczyka w ręce Anzelma. „Dbajcie o niego dobrze, toć to kolejna nadzieja rodu Dermuli” - mrugnął do siostry. Gdy szwagier wyszedł do sąsiedniej komnaty, wręczył kobiecie szkatułkę. „Tu jest drobny prezent dla Sabadora. Dobrze go ulokuj i pomnóż nim młody zacznie się uczyć. Zależy mi, by wyrósł na wyedukowanego młodzieńca. A dla ciebie…” - odwinał spory pakunek materiału, który miał w sakwach. „Na pewno uszyjesz z tego coś wyjątkowego, to jedwab, kupiony w Farram z dalekich krain. Założę się, że żadna babka w Darranis nie ma takiego!” - wstał nagle gdy do pokoju wtoczył się Arket. „Choź tu Dhali” - zabełkotał wstawiony Łowca. „Zaponielismy z Kiro jah sie zwala ta orczyca w Fallam co ją wiesz…” - spojrzał baranim wzrokiem na czerwieniejącego Zwiadowcę.„Już już, usiądz przy stole, zaraz do was dołącze” - wymijająco rzucił Dhali, unikając pytającego wzroku siostry.
10 kwietnia 1597 TH
Belori z troską patrzyła na brata. „Co dokładnie tam się wydarzyło, na Górze Oparów?” - spojrzała mu w oczy. „Nim weszliśmy z całym orszakiem, jaki nam towarzyszył, łydki mi drżały jak u nowicjusza, a serca mało co nie rozerwało napierśnika. Mówię ci, to kawał wspinaczki, a ścieżka wzdłuż grani… lepiej zamknać oczy i kroczyć po omacku, bo jak spojrzysz w urwisko to lecisz.” - przełknął ślinę. „Spociliśmy się jak szczury w kanale” - kontynuował. A sam szczyt, czy jak to zwać Góra Oparów, faktycznie tonie we mgle. Wszędzie pełno gorących gejzerów a siarką smierdzi gorzej niż u Arketa w laboratorium. No i weszliśmy do tonącej w ciemnościach jaskini. Ale tylko na chwilę było ciemno, bo potem to blask wręcz nas oślepił.
Przywitał nas Rathael, ten sam paskudny elf, którego uratowaliśmy w siedzibie Tyrlaana. Dookoła aż gotowało się od magii, a tylu żywiołaków śmigających w powietrzu to w życiu nie widziałem. W każdym razie Rathael nas zaprowadził do Lodoskrzydłego… Już ci opowiadałem o smoku, o naszej walce, prezentach i tak dalej.„ - zamyślił się.
„To skąd u ciebie ta bezsenność i zawroty głowy, o których wspominał mi Abgar gdy prowadził lekcje dworskiej etykiety dla ciebie?” - Belori nie dawała za wygraną.
„Widzisz.. coś się wydarzyło. Sam nie wiem do końca co. Bjoren i Valaria spisali się dobrze i nieźle mnie stłukli w obliczu smoka. No ale to ja później byłem w centrum uwagi, gdy,już jako adept VI Kręgu, wręczyłem z Tharrem figurkę Lodoskrzydłemu, tę co odebraliśmy ją Tyrlaanowi. I zacząłem opowiadać wszystko od początku. O Orricu, o tym jak go szukaliśmy, jak wpadliśmy na ten cholerny kult, o Arkecie, o tym jak stracił rękę, o smoczych jajach, o Tyralaanie eh… plącze mi się w głowie” - opróznił duszkiem resztkę wina. „Smok cały czas patrzył mi w oczy, heh, ogromne miał te slepska i takie… hmm.. straszne, stare, przenikliwe. Siedział w mojej głowie i czułem jak wysysa z niej obrazy wraz z historią, którą opowiadałem. Wiesz… chciałem najpierw koloryzować, tu dodać, tam nadrobić miną… a wiesz… skończyłem opowieść szeptem, ze łzami w oczach, że Tyrlaan nam jednak uciekł…a nie dlatego że Orric zginął.” - zamilkł na dłuższą chwilę.
„I co dalej?” - siostra podsunęła mu półmisek z podpłomykami. „Poczułem, że mnie akceptuje. Wiesz Belori… smok…Tam tyle się działo. Gadał ze mną cały czas. Jakby nikogo wokół nie było. Ja mu odpowiadałem, choć nie otwierałem gęby. Był łaskawy. Taki wiesz… dobrotliwy i wspaniałomyslny. Był ciekawy Arketa. Ale wiesz… wydaje mi się, że dobiłem z nim jakiś deal…” - przerwał wpatrzony w brudne paznokcie. „Ze smokiem? Umowę?” - oczy Belori zrobiły się okrągłe jak talerze. „Tak, ale niech mnie cieniopłaszczki wychędożą, jeśli pamiętam szczegóły”…
02 Maj (Mawag) 1507 TH
Dawno się tak uśmiali, jak dziś wieczorem, świętując drugi już dzień, urodziny Dhalego. „No no” - żartował Gort - „27 roczek, twojego marnego żywota minął. A co ja widzę? Jakaś cudaczna szafa na szpargały” „Mapy!” - wciął się Dhali. „Szpargały” - kontynuował niewzruszenie krasnolud - ” i trochę sławy w Wielkim Targu, że gdzieś byłeś, coś widziałeś i warto kupić towar, jaki wyszedł spod twojej ręki…„ „Wcale mi to nie wadzi, wiesz jak się dobrze na tym zarabia, a pieniądze na ziemi nie leżą” - odparł Zwiadowca. „Na ziemi może i nie” - wtrącił się w rozmowę filozoficznie Arket. „Ale w opuszczonych kaerach pewnie tak. A zamiast siedzieć i marnować cenne dni naszego zywota tutaj, może warto by się udać w tak zwany teren?”
„Hola, hola!” - ryknął Gort. „Wpierw nasz Węgorz musi nauczyć mnie różnych sztuczek… rozumiecie. Muszę popracować nad zręcznością. To raz. Dwa” - rozłożył krótkie paluchy lewej dłoni, szerokiej jak łopata to chlebowego pieca. „Dwa, to mam do odebrania puklerz i tę skórzaną zbroję, co w Butare złupiliśmy na splugawionym elfie. Jeszcze z tydzień i będziemy wiedzieć co to jest warte… Uwaga!” - uniósł palec w górę. „Liczę panowie na wasz finansowy współudział.”
„Ja odpadam” - Kiro chciał powiedzieć, ale czkawka przerwała jego słowa. Nim uciszył przyjaciół i opanował skurcze przepony, minęła dłuższa chwila. „Rozpoczynam niedługo szkolenie. Cioteczka Adharga zgodziła się mnie przyjąć i wyedukować na kolejny krąg wtajemniczenia. Więc na mnie na razie nie liczcie.”
„No dobra” - Dhali zaczął otwierać kolejną beczułkę. „Ja mam tez pewne, plany. Mogę Gorta uczyć, pod warunkiem, że pomoże mi sprzedać mapę szlaku do Mathol z Trosk i nawet mogę go uczyć za darmo, o ile Belori odcyfruje pewne starokrasnoludzkie zapiski, co?” „Da się zrobić” - poważnie odrzekł krasnolud. „Muszę kupić pewien magiczny sprzęt, który jest mi niezbędny” - dodał jeszcze Zwiadowca „i pouczyć się ciekawych i przydatnych umiejętności”. „Taa taaa” - przedrzeźniał go Gort - „srają muchy będzie wiosna! Jakbyś kurwa nie mógł wprost powiedzieć, tylko ściemniasz jak zwykle dookoła.” - dodał poirytowany. „A ty Arket co taki cichy?” - dorzucił.
„No co wam będę gadał… Świetliści mnie przyjęli” - jakby od niechcenia rzucił patrząc się w sufit. W komnatach Dhalego zapadła cisza. Słyszeli tylko stukot kopyt za oknem. Świtało. Rzemieślnicy Finwisa właśnie przyjeżdzali do pracy…
08 maj (Mawag) 1507 TH
„Rozumiem,że mogę liczyć na dłuższą i bardziej owocną współpracę?” - Magnund zawiesił głow. Kiro długo patrzył w stalowe oczy siwowłosego krasnoluda. „Kontrakt” - podsumował krótko wietrzniak. Mistrz Kuźni skinał z uznaniem głową. „Spróbujmy trzy kolejne miesiące. Ja dostarczam esencje, ty zaś je wplatasz i pomagasz naszej manufakturze. Stałe wynagrodzenie i procent od zysków?” Kiro nie mógł powstrzymac uśmiechu.
13 czerwiec (Ghamil) 1507 TH Gort padł na łóżko półprzytomny. Stopy go bolały niemiłosiernie. Bal u Sandrisa Elcomi był wystawny jak zawsze i trwał do samego rana. Przez głowę Wojownika przelatywały obrazy i w uszach cały czas dźwięczała mu głośna muzyka. Ostatnie tygodnie nadrabiał swoje zaległości w dworskim życiu. To był już trzeci bal, na który zaprosił Esprezzię Badari Chaozun. Córka Tharra zaskakiwała go na każdym kroku. Gdy ją zobaczył podczas kurtuazyjnej wizyty, wyglądała jak chudy podlotek, a nie kandydatka na żonę. Gęstę czarne włosy odziedziczyła po matce, podobnie jak i urodę – Gort miał okazję poznać Maethę Javhari. Ale poglądy, upór i siłę wyrazu zdecydowanie miała po ojcu. Za to na balach zmieniała się w prawdziwą piękność, przywdziewając najmodniejsze stroje. Doskonale tańczyła i miała zachwycający zmysł obserwacji… Gort na wpół zasypiając, mieszał fikcję z rzeczywistością.
18 sierpień (Sollus) 1507 TH
To było wystawne wesele, Gort nawet nie zastanawiał się ile oszczędności pochłonęlo przygotowanie sal i zaproszenie 300 osobowej czeredy z Domu Byrillach i drugiej tak samo licznej bandy z Domu Neumani. Żałował, że Kiro nie mógł być obecny na zaślubinach Belori i Abgara, ale wietrzniak już od dawna narzekał, że zaniedbał swoją rodzinę i w końcy zeszłego miesiące udał się do wioski Kunocha. Zadziwił go Arket. Nie spodziewał się, że przyjaciel z kimś się pojawi, a tym bardziej z jakąś dzikuską z orkowych nomadów! Fakt, że trzeciego dnia weseliska, Sorga zniknęła, ale to był pierwszy raz,gdy widział Arketa tak zaangażowanego.
Podszedł do przyjaciela, który w samotności przysiadł na jednej z ław. „Może to nie jest właściwa pora” - zaczął krasnolud. „To zależy o czym chcesz gadać?” - zapytał Arket. „O interesach. A dokładniej o naszych interesach w Urupie.” Arket nieco bardziej trzeźwo spojrzał na druha. „Jakieś kłopoty?” - zapytał półgłosem. „Wręcz przeciwnie. Mój ojciec otworzył trzy nowe faktorie – dwie w okolicach portu w Urupie, wiesz, w Dzielnicy Przybyszów, a jedną w Biharj. Obaj mamy tam zainwestowane trochę grosza. Więc dostarczamy tam throalskie dobra, głównie rękodzieło, wyroby metalowe, a dzięki Tharrowie i koneksjom jego żony, również jest zbyt na alchemiczne ingrediencje. Trochę nam miesza Cech Kupiecki z Biharj, i musimy im odpalać spory procent, ale…” - Gort uśmiechnął się i uniósł palec w górę - „..i tak to się opłaca”. „To znaczy jak bardzo?” - ostrożnie zapytał Arket. „O ile nasza gospodarka nie wywróci się do góry nogami, a to raczej nie nastąpi, to na koniec roku możemy liczyć na kilkanaście tysięcy zysku.”
05 wrzesień (Riag) 1507 TH
Cała czwórka przyjaciół siedziała na przestronnym tarasie w domu Dermuli, łapiąc ostatnie promienie słońca. Dzień tracił coraz więcej ze swej długości na rzecz nocy. Kiro kołysał się na hamaku, wypuszczając kłeby dymu z fajki, jaką przywiózł ze sobą z Kunocha. Cisza, jaka zapadła po jego opowieści przzesiąkała ciepłem wieczornych promieni. „Myślisz, że to była Garlen?” - zapytał Dhali. „Jestem tego pewien. Już od dłuższego czasu zapominałem o innych Pasjach. Lecznie i uzdrawianie sprawiało mi radość i nadawało wiarę w sens moich mocy. I było takie naturalne. To co się wydarzyło tamtej nocy w mojej wiosce, to spotkanie i rozmowa… Tak, to była Garlen. I odtąd będę jej służył tak jak tylko potrafię, robiąc to co do tej pory, tylko z większą gorliwością” - odrzekł wietrzniak. „Wiesz, do tej pory to raczej łamaliśmy kości innym, niż je składali” - sarkastycznie wtrącił Arket.
„Ale tylko w najwyższej potrzebie” - zaoponował Gort i dodał od razu: „A właśnie, Kiro! Mój kuzyn Enorch nabył od Kuźni Magnunda Chaozun dziesięć wątkowych sztyletów. Stary Magnund sprzedał mu historię, że niejaki słynny już Kiro Długi Włos, własnoręcznie wplatał esencje ziemi w ostrza tej broni, dopisując swoją historię do jej stworzenia… Masz mi może coś do powiedzenia w tej sprawie?” Kiro się usmiechnął” „Cóż, brzemie sławy jest ciężkie, ale skoro o tym wspominasz to… tak, jakiś czas temu z nimi współpracowałem i było to korzystne dla obu stron”.
Dhali odstawił szklanicę wina na wiklinowy stolik. „Gorcie podziękuj proszę Belori, za wszystko co dla mnie zrobiła w kwestii tych map z południa Barsawii”. Gort przerwał mu gardłowym śmiechem: „Belori? Chyba raczej słodkiej Mirandis? Siostra mi opowiedziała to i owo. Ładnie to tak podrywać młode archiwistki, bałamucić je, uwodzić i upijać? Nie będę dodawać innych faktów, które z całą pewnością by cię zawstydziły” - puścił oko do Zwiadowcy. „Eeee przesadzasz Gorcie” - odezwał się podchmielony Arket - „Po tej przygodzie z Ajrą w Farram, nic już mnie nie zadziwi w Dhalim”. Młody Dermul zmrużył oczy: „To nie do końca tak, jak twoja szanowna siostra to przedstawia. Nie znaczy żebym był bez winy. Mirandis owszem, sprawy wymknęly mi się spod kontroli i zaszły za daleko, ale wycierpiałem z tego powodu za swoje…” „Ooo a nic nie mówiłeś o tym” - zainteresował się Kiro. „Czyżby Zanija od Sióstr Topora dowiedziała się o tym i owym?” Dhali nie odpowiedział, spojrzał w dal i zamyślił się. „Cóż” - filozoficznie wtrącił Arket - „dni przychodzą i odchodzą, a my zamiast obrastać w doświadczenie rozpamiętujemy utracone szanse…” Wszyscy spojrzeli na orka zdumieni jego elokwencją.
xxxxx
Ranek był zimny. Zmęczeni i lekko zamroczeni wracali z dhermulowego tarasu do ciepłych pokoi jakie zaoferował im Dhali. Postanowili w ciągu miesiaca opuścić Throal i Wielki Targ i udać się Szlakiem Pielgrzymek, aż do Urwistego Miasta Syrtis. Nie przeczuwali, że ta decyzja zaważy na ich całym życiu…